24 września 2010

Barney Wilen - Wild Dogs Of Ruwenzori

Czasem jest taki dzień, kiedy nie ma się ochoty na eksperymenty, ani na nowości, wtedy każdy sięga na półkę z pewniakami. Tak jest właśnie dzisiaj. Barney Wilen to jeden z moich ulubionych saksofonistów. Należy do grona muzyków niedocenionych niestety przez szerokie grono odbiorców. Jest za to bardzo ceniony przez muzyków i krytyków. Nigdy nie zabiegał o duży sukces komercyjny.

Nie wiem też, czy tytuł płyty powstał w efekcie podróży muzyka do Afryki, w muzyce tego nie słychać i może to lepiej. Ruwenzori to masyw kilku lodowców pomiędzy jeziorami Alberta i Edwarda na pograniczu Ugandy i Zairu. Najwyższy szczyt masywu to Mount Stanley - 5.109 metrów nad poziomem morza.

Muzyka na płycie ma wiele płaszczyzn. Może być doskonałą melodyjną ilustracją muzyczną poprawiającą nastrój. Jest bardzo pogodna i kameralna. Słuchając dalej odnajdujemy w niej bardziej skomplikowane faktury i pomysły aranżacyjne. Ton saksofonu jest gładki, ale daleko mu do banalności smooth jazzu. Lider gra na saksofonie tenorowym, altowym i sopranowym, najlepiej wypada chyba na tenorze, osiągając bardzo głęboki, nieco chropowaty dźwięk.

Towarzysząca liderowi grupa muzyków, to bardzo kompetentni, choć szerzej niezbyt znani muzycy. Już w pierwszym utworze świetną solówką melduje swą obecność kompetentny perkusista Sangoma Everett. W drugim utworze swój styl definiuje pianista Alain Jean-Marie grając bardzo wyważone, swingujące solo. Nastrój tytułowego, najdłuższego utworu będącego kompozycją lidera buduje powtarzający się motyw kontrabasu. Młodzież pewnie słuchając powiedziałaby, że to transowy utwór. Ten w istocie wciągający podkład daje liderowi możliwość zbudowania dłuższej, bardziej rozbudowanej i przemyślanej improwizacji. To najlepszy moment na płycie. Całość akompaniamentu stanowi solidną podstawę rytmiczną dla gry lidera. Jedyne, do czego można się przyczepić na tej płycie to trochę sztuczne i momentami niepasujące do całości instrumenty perkusyjne.

Muzyka zarejestrowana na płycie to udana mieszanka utworów własnych lidera i na nowo, ciekawie zaaranżowanych standardów takich jak Little Lu Sonny Rollinsa, czy Poinciana Nata Simona.

Płytę nagrano w Paryżu, gdzie muzyk przypuszczalnie przebywał już wtedy jakiś czas. Paryż jest miejscem, gdzie powstała większość ciekawej muzyki zarejestrowanej przez Wilena. Moją ulubioną płytą tego artysty jest zapis koncertów z klubu Saint-Germain z 1959 roku. Muzyka ta zostala jakiś czas temu wydana przez RCA w formie dwupłytowego albumu CD - Barney Wilen At The Club Saint-Germain (Paris 1959) The Complete RCA Victor Recording. Oba nagrania dzieli 40 lat. Styl artysty nie zmienił się przez ten czas za bardzo. To dobry klasyczny, skłaniający do przemyśleń jazz środka, który nigdy się nie zestarzeje. To zwyczajnie wielka, żywa sztuka.

Przypuszczalnie nagrania z 1959 roku są jednymi z pierwszych rejestracji Barney Wilena w roli lidera zespołu. Ten młody wtedy muzyk miał juz za sobą występy z samym Milesem Davisem - dostępne dziś w formie płytowej - tak jak koncert z Amsterdamu z 1957 roku (Miles Davis Quintet Featuring Barney Wilen - Amsterdam Concert - Lone Hill Jazz LHJ10141). Jednak młody muzyk jazzowy zaczynający solową karierę w 1959 roku nie miał szansy przebić się do czołówki. Takie nagranie wtedy nie mogło zostać zauważone. Nawet w Paryżu. W tym roku przecież znakomitych rejestracji dokonał tam Art Blakey (na przykład Les Liaisons Dangereuses). Za oceanem wszyscy zachwycali się Kind Of Blue Milesa Davisa. Ben Webster spotkał Oscara Petersona (Ben Webster Meets Oscar Peterson) a Mingus nagrał Mingus In Wonderland. Do tego jeszcze Sketches Of Spain i parę innych nowinek. To byl trudny rok na debiut. Warto jednak prześledzić historię Barney Wilena. To będzie z całą pewnością ciekawe muzyczne doświadczenie.

Barney Wilen
Wild Dogs Of Ruwenzori
Format: CD
Wytwórnia: IDA/OMD
Numer: IDA 020 CD

Brak komentarzy: