20 kwietnia 2011

Wallace Roney - The Standard Bearer

Dzisiejsza płyta to kawałek świetnej muzyki. To jedna z najlepszych płyt Wallace Roneya. Patrząc na okładkę trudno uwierzyć, że to mogło się udać. Ten album to zaskakujący skład i równie zaskakujący repertuar. Wallace Roney udowadnia, że muzyka nie zna granic, a muzycy jeśli chcą robić coś razem i znajdą ową trudną do uchwycenia i opisania nić porozumienia, potrafią porzucić typowe dla swojej własnej twórczości frazy i zagrać coś nadzwyczajnego, co zadziwi ich najbardziej zagorzałych fanów. Cóż bowiem wspólnego mają Wallace Roney, Gary Thomas, Cindy Blackman, Charnett Moffett i Mulgrew Miller? Właściwie nic, oprócz tego, że wszyscy są doskonałymi muzykami.

Wallace Roney

Wallace Roney to jeden z niewielu trębaczy, który może o sobie powiedzieć, że jest uczniem Milesa Davisa. Lider ma za sobą współpracę z właściwie wszystkimi wielkimi pokolenia swojego mistrza. Gary Thomas to saksofonista zapatrzony raczej w klimaty skomplikowanych kompozycji Theloniousa Monka i Ornette Colemana, czego dowodem choćby jego świetna płyta z Adamem Pierończykiem. To także lider własnych, zdecydowanie bardziej postępowych składów, grających repertuar zupełnie niepodobny do tego z dzisiejszej płyty. Cindy Blackman, od niedawna żonę Carlosa Santany, można podejrzewać o wszystko za wyjątkiem grania jazzowych standardów z lat czterdziestych. To perkusistka bardzo uniwersalna, jednak na co dzień zdecydowanie odległa od swingowo bopowych rytmów. Jej najbardziej znane nagrania, to wieloletnia współpraca z Lenny Kravitzem. Grała także z Pharoah Sandersem, Billem Laswellem i Joe Hendersonem. Charnett Moffett to muzyczny partner Ornette Colemana, muzyk uniwersalny, pamiętany również ze współpracy ze Stanleyem Jordanem.

Taki to skład zagrał razem jazzowe standardy importowane z desek Broadwayu w rodzaju The Way You Look Tonight, czy I Didn’t Know What Time It Was. Na płycie znajdujemy też klasyczną kompozycję Dizzy Gillespiego – Con Alma i Johna Coltrane’a – Giant Steps. To wszystko wyśmienicie zrealizowane dla Muse Records przez Rudy Van Geldera, inżyniera i producenta związanego przez całe życie z Blue Note, legendarnego inżyniera odpowiedzialnego za brzmienie właściwie wszystkich klasycznych jazzowych płyt tej wytwórni.

Cindy Blackman

W efekcie powstał zadziwiająco piękny album. Poczynając od pierwszych dźwięków kontrabasu Charnetta Moffetta w otwierającym The Way You Look Tonight do zamykającego album Loose – kompozycji Cindy Blackman, Wallace Roneya i gościnnie grającego w tym utworze na instrumentach perkusyjnych Steve Barriosa.

Co prawda Wallace Roney wypada lepiej tam, gdzie gra więcej nut, jednak nawet w zagranych w wolniejszym tempie Don’t Blame Me i Con Alma nie jest źle. Cindy Blackman gra wyjątkowo jak na siebie oszczędnie, a Charnett Moffett przez całą płytę powstrzymuje się od wirtuozerskich popisów znanych z koncertów choćby ze Stanleyem Jordanem. Sekcję rytmiczną wprawną muzycznie ręką prowadzi Mulgrew Miller.

We wszystkich utworach czuje się swoiste napięcie, trochę jakby każdy z muzyków czekał w pozycji przygotowanego do startu sprintera i chciał zagrać w miejsce jednej nuty trzy inne. Jednak nikt tego nie robi. Może za wyjątkiem lidera, który w swoich improwizacjach nie daje rady wytrzymać dłużej w owej pozycji startowej. Liderowi wolno jednak więcej…

Gary Thomas w pewnym niezapomnianym wnętrzu ... (1996)

Wyśmienicie w balladach odnajduje się Gary Thomas, aż trudno uwierzyć, że to ten sam muzyk, który na co dzień raczej porusza się w klimatach drapieżnej awangardy. Może to za jego wstawiennictwem w repertuarze płyty znalazł się Giant Steps. W kompozycji Johna Coltrane’a gwiazdą jest jednak Wallace Roney, który gra w sposób i z techniką jakiej nie powstydziłby się Clifford Brown. Gary Thomas nawiązuje z nim twórczy dialog, co czyni z tego utworu najlepszy muzycznie fragment całego albumu.

Cindy Blackman w zagranym w wolniejszym niż zwykle tempie standardzie When Your Lover Has Gone pokazuje, że nie jest jej obca oszczędna, najtrudniejsza dla każdego perkusisty swingowa gr, która przypomina styl Jimmy Cobba. Za ten utwór należy się też pochwała dla grającego na fortepianie Mulgrew Millera. Sam lider w tym utworze nieco za bardzo zapatrzył się w Cheta Bakera…

The Standard Bearer to dobra płyta. Warto sięgnąć po nią, tak jak i po inne płyty Wallace Roneya wydane przez Muse – takie jak Crunchin’, czy Munchin’. Każdy muzyk może mieć słabszy dzień, nawet Wallace Roney – tak jak podczas występu na jesieni 2009 roku w Warszawie z Jimmy Cobbem. Grający chwilę przed nim z Marcusem Millerem trębacz młodego pokolenia Christian Scott wypadł w repertuarze Milesa Davisa zdecydowanie bardziej przekonująco. Jednak płyty Wallace Roneya, szczególnie te z lat dziewięćdziesiątych to zupełnie co innego. Są niełatwe do zdobycia, ale warte każdej wydanej na nie złotówki.

Wallace Roney
The Standard Bearer
Format: CD
Wytwórnia: Muse
Numer: 016565537226

Brak komentarzy: