16 grudnia 2011

Rob Clearfield – A Thousand Words


Oto mamy przed sobą solową improwizację fortepianową. To nie jest łatwa konkurencja, a właściwie, oprócz jazzowego trio i kwartetów z saksofonem lub kwintetów z saksofonem i trąbką to najsilniej obsadzona jazzowa konkurencja.

W związku z tym już samo w niej wystąpienie wymaga odwagi. Dodatkowo trudności dodaje fakt, że tak jak w innych konkurekcjach zawsze można pomóc sobie znaną i dobrą melodią, tu trzeba wszystko wymyślić samemu i to w dodatku często na zawołanie, w studiu lub na koncercie.

Nie wiem, na ile muzyka zarejestrowana na „A Thousand Words” jest wymyślona na żywo w czasie nagrania, a na ile wcześniej przemyślana, lub wręcz zagrana, wypróbowana wcześniej na koncertach, w studiu, bądź tylko wirtualnie w głowie artysty. Nie każda improwizacja jest przecież w całości nowa. Opiera się często na wcześniej przygotowanych schematach…

Rob Clearfield nie jest jeszcze w Polsce artystą zbyt znanym. Pewnie też mało prawdopodobnym jest, żebyśmy poznali go lepiej choćby na koncertach. W Polsce chodzi się na nazwiska, nie na muzykę. Dlatego pewnie Roba Clearfielda prędko nie usłyszymy. A szkoda, bowiem na koncert solowy Roba Clearfielda chętnie bym się wybrał.

Na szczęście mam płytę, być może jedną z nielicznych w Polsce, bowiem z pewnością w najbliższym sklepie jego nagrań nie znajdziecie. I znowu mogę jedynie powiedzieć… szkoda, że nie znajdziecie. To bowiem wyborna płyta.

W solowych fortepianowych improwizacjach powinno być dużo przestrzeni. One powinny skłaniać do skupienia i powodować, że na kolejny dźwięk będziemy czekać i odgadywać go w swoich głowach zanim zostanie zagrany. Chyba, że chce się być fortepianowym wirtuozem, ale wtedy trudno uciec od klasycznego podejścia do instrumentu, czyli od jazzu się nieco oddalić. Zaraz potem zaczyna się grać Haendla, albo Sonaty Goldbergowskie Bacha. Chyba, że jest się Artem Tatumem, ale Rob Clearfield nim nie jest, tak jak nie jest nim żaden z żyjących pianistów i może to nawet lepiej.

Muzyka zarejestrowana na „A Thousand Words” to wszystko ma. Zawiera ów magnes przyciągający słuchacza może niekoniecznie od pierwszego dźwięku, album zaczyna się bowiem dość niemrawo. Dajcie mu jednak 5 minut szansy i zostaniecie do końca. Będziecie odgadywać kolejne dźwięki, podążać za myślą Roba Clearfielda. Zobaczycie oczami wyobraźni obrazy, pewnie inne niż te, które widział pianista, ale to właśnie owa dowolność interpretacji stanowi o pięknie tak abstrakcyjnej muzyki. Będziecie poszukiwać jakiś skrawków znanych melodii, ale wiele ich nie usłyszycie. Zaskoczą Was dźwięki z pewnością nie pochodzące z wnętrza fortepianu, a raczej zza ściany studia. Będziecie zastanawiać się, co artysta miał na myśli. Usłyszycie nieco dźwięków znanych z sal filharmonii, ale tylko tyle ile potrzebuje każdy pianista, żeby dać znać, że posiada dobrą technikę gry.

Poczujecie się zaintrygowani tym, co muzyk miał na myśli. Będziecie zastanawiać się, co go inspirowało. Będziecie chcieli spróbować jeszcze raz… Czy to nie właśnie na tym polegać ma muzyka. Według mnie dokładnie na tym.

Dlatego właśnie Rob Clearfield jest być może mało znanym pianistą, ale na pewno bardzo wartościowym, obdarzonym muzyczną wyobraźnią i darem opowiadania historii muzykiem. A być muzykiem to o wiele więcej niż być pianistą. To z pewnością płyta warta rekomendacji.

Dziękuję za rekomendację osobie, która mi tę płytę podarowała. Z pewnością będę muzyczne poczynania Roba Clearfielda obserwował bardzo uważnie…

Rob Clearfield
A Thousand Words
Format: CD
Wytwórnia: Rob Clearfield
Numer: brak

Brak komentarzy: