30 kwietnia 2011

Wayne Shorter - The Soothsayer

Dzisiejsza płyta jest kolejną z serii ukrytych perełek archiwów Blue Note. Materiał zarejestrowany w 1965 roku wydano po raz pierwszy dopiero 15 lat później. To dziwi tym bardziej, że muzyka nie odbiega jakością od innych sesji Wayne Shortera z tego okresu. Z drugiej strony, w ciągu jednego roku artysta zarejsestował i wydał 3 niezwykle wartościowe płyty – The All Seeing Eye, Juju i Speak No Evil pod własnym nazwiskiem.  Do tego należy jeszcze dodać Etcetera wydaną krótko po The Soothsayer. Do tego należy jeszcze dołożyć E.S.P. kwintetu Milesa Davisa. Być może te wszystkie albumy, to nawet dla wielkich fanów artysty było w owym okresie zbyt dużo. Sesja jednak pozostała w archiwum i została wydana w okresie, kiedy Wayne Shorter nagrywał mniej nowego materiału. Czy ktrykolwiek muzyk nagrał w studio tak dużo wartościowej muzyki w tak krótkim czasie? Być może, ale z pewnością przełom 1965 i 1966 roku w karierze Wayne Shortera należy do ekstraklasy muzycznej kreatywności wszechczasów.

O innych płytach z udziałem Wayne Shortera pisałem między innymi tutaj:



Ta płyta jest równie dobra jak wspomniane powyżej sesje z 1964 i 1965 roku. To wysmakowane kompozycje lidera. Wayne Shorter pozostał wybitnym kompozytorem do dziś.

Wayne Shorter - 2009

The Soothsayer, to również nieco szerszy skład, obejmujący oprócz lidera dwa inne instrumenty dętę – saksofon altowy Jamesa Spauldinga i trąbkę Freddie Hubbarda. Sekcja rytmiczna jest dość nietypowa, bowiem perkusję obsługuje Tony Williams, który nieczęsto grał wtedy poza kwintetem Milesa Davisa z innymi muzykami. Wyjątki robił w zasadzie tylko dla sesji z udziałem Wayne Shortera – jako lidera jak na dzisiejszej płycie i na przykład na płytach Grahama Moncura III. To także jedyna w latach sześćdziesiątych wspólna sesja Tony Williamsa i McCoy Tynera.

Już same kompozycje lidera czynią tą płytę warta zainteresowania. Być może materiał wylądował na półce z dość zaskakującego powodu. Podczas kiedy Wayne Shorter skupia się na harmonicznie wysmakowanych improwizacjach pokazujących ukryty potencjał swoich kompozycji, gwiazdą płyty staje się James Spaulding. To właśnie do niego należy większość energetycznych solówek, w których głos jego altu zdaje się krzyczeć – Jestem tutaj, też wiele potrafię… Z pewnością jego głos jest tutaj mocniejszy niż na wczesnych płytach Sun Ra, gdzie ginie nieco w tłumie innych instrumentów. James Spaulding miał przecież w tym towarzystwie najwięcej do udowodnienia.

Tony Williams też chciałby zagrać nieco więcej, a dostaje szansę na dłuższe solo w zasadzie tylko w dwu wersjach kompozycji Angola. W nowszych edycjach dzisiejszej płyty, w szczególności w edycji Rudy Van Gelder Edition dodawana jest właśnie dłuższa, wcale nie gorsza wersja tego utworu, zagrana w nieco wolniejszym tempie. Zapewne to ograniczenia czasowe zadecydowały o umieszczeniu krótszej i szybszej wersji na pierwszym wydaniu płyty, która jeszcze wtedy musiała zmieścić się na jednej płycie LP.

Dzisiejsza płyta to jednak przede wszystkim wyśmienite kompozycje lidera i niespodziewana, w związku z przypadkowością składu instrumentów dętych, ich współpraca, współbrzmienie i wzajemne zrozumienie w partiach granych razem właściwe raczej muzykom mającym za sobą wiele wspólnych występów, a nie tym, którzy spotkali się zaledwie kilka razy wcześniej przy okazji innych sesji nagraniowych. The Soothsayer, to kolejna wyborna płyta, która byłaby sensacją, gdyby ukazała się w czasie współczesnym jej nagraniu i nie była otoczona na półkach sklepowych jeszcze lepszymi nagraniami jej lidera. Można mieć nieco lepszego Wayne Shortera z lat sześćdziesiątych, ale jeśli się go lubi, to pozycja obowiązkowa.

Wayne Shorter
The Soothsayer
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 5099951437329

29 kwietnia 2011

Lee Morgan - Tom Cat

Lee Morgan, to obok Clifforda Browna mój ulubiony trębacz. Stąd też nawet te mniej znane jego płyty, jak ta dzisiejsza są przedmiotem mojego muzycznego zainteresowania. Umieszczony na Tom Cat materiał zarejestrowany został w sierpniu 1964 roku. To był szczególny czas dla Lee Morgana. Właśnie wracał do pełni sił po kilkunastu miesiącach przerwy spowodowanej narkotykowym odwykiem. To był również czas, kiedy ukazała się jego przebojowa płyta – The Sidewinder, która trochę przez przypadek, w zupełnie nieprzewidywany przez wydawców i muzyków uczestniczących w tej sesji sposób stała się jednym z nielicznych w owym czasie prawdziwych jazzowych przebojów. Sukces komercyjny kompozycji tytułowej przerósł najśmiejsze oczekiwania i spowodował, że takie „zwyczajne” sesje, jak umieszczona na dzisiejszej płycie wylądowały na wiele lat na półkach wytwórni.

Tom Cat czekał na wydanie aż do 1981 roku. To niewiarygodne, jak relatywnie i w odniesieniu do chwilowego kontekstu związanego z The Sidewinder wydawcy potraktowali Tom Cat. To nie jest oczywiście najlepszy materiał, który zagrał Lee Morgan w życiu. Ta płyta cierpi na tym, co jest wadą wielu sesji z tego okresu ze studia Rudy Van Geldera. Nieco przypadkowy skład, słabo przygotowany materiał i powstające zapewne przynajmniej w części bezpośrednio w studiu aranżacje. Tak więc muzyka nie wychodzi poza schemat tego okresu – temat, często zagrany przez dwa lub trzy instrumenty dętę, a potem po kilka chorusów dla każdego.

Cały materiał, za wyjątkiem jednej kompozycji McCoy Tynera został przygotowany przez lidera. Kompozycje są poprawne, ale bez jakiejś sensacyjnej niespodzianki. Dość stwierdzić, że żadna z nich raczej nie stała się standardem, nie tylko nagrywanym na płytach, ale nawet grywanym na koncertach.

Przypadkowość składu nie oznacza, że muzycy spotkali się wtedy pierwszy raz w studio. Lee Morgan i Curtis Fuller (puzon) znali się z Jazz Messengers Arta Blakeya. Grali też razem na kilku dobrych płytach Jimmy Smitha i w swoich własnych solowych projektach. No i spotkali się u Johna Coltrane’a na jednej z jego najważniejszych płyt – Blue Train. Jackie McLean (saksofon altowy) grał już wcześniej z liderem na jego płycie Leeway, grał też koncerty z Jazz Messengers. Grający na dzisiejszej płycie na kontrabasie Bob Cranshaw był filarem wspomnianej The Sidewinder. McCoy Tyner (fortepian) debiutował właśnie u Curtisa Fullera. Przed sesją Tom Cat spotkał się z liderem w studiu nagrywając Night Dreamer Wayne Shortera. Udział w tej sesji perkusisty Arta Blakeya jest dość nietypowy, bowiem w czasie jej powstania nie brał udziału w zasadzie w żadnych sesjach poza swoim zespołem. Tu stawił się na wezwanie chcąc pomóc wrócić do normalnego muzycznego życia Lee Morganowi.

Mimo tej przypadkowości składu, płyta pokazuje lidera w najwyższej muzycznej formie, tak jakby chciał pokazać, że potrafi wszystko. W balladzie McCoy Tynera Twilight Mist znajdziemy wysmakowane liryczne solo trąbki. W opartej na akordach tematu Henry Manciniego Pink Panter kompozycji tytułowej znajdziemy lidera rzucającego do boju cały arsenał sztuczek technicznych i wirtuozerii. Z kolei w Twice Around – kompozycji będącej przeróbką Work Song Bobby Timmonsa Lee Morgan jest wybitnym hard bopowym stylistą pokazującym  istotę stylu, na którym opierał wiele swoich wcześniejszych nagrań.

Pozostali muzycy nie ścigają się z liderem. Grają swoje, starając się znaleźć miejsce do pokazania własnego stylu. McCoy Tyner gra w ten sposób introdukcję do Tom Cat i jest ważnym członkiem zespołu w swojej własnej kompozycji Twilight Mist. Art Blakey jest sobą, pozostaje w tle, ale w każdym momencie rozpoznawalny i tworzący solidny fundament rytmiczny dla solistów.

To ważna i niedoceniana płyta w dorobku Lee Morgana. Gdyby nie The Sidewinder, z pewnością ukazałaby się niezwłocznie po nagraniu i zebrała niezłe recenzje. W 1964 roku takie płyty powstawały od niechcenia, w przerwie między rozlicznymi koncertami. Gdyby została nagrna dziś – byłaby okrzyknięta przez krytyków objawieniem hard bopu, który dziś nazywamy już jazzowym mainstreamem.

Lee Morgan
Tom Cat
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 094635551525

28 kwietnia 2011

Simple Songs Vol. 10

Tematem audycji był zespół The Rolling Stones na jazzowo. Początek to jednak coś zupełnie innego i sensacyjnego. 8 maja przypada 100 rocznica urodzin Roberta Johnsona. Zdaniem wielu światowej sławy gitarzystów to największy z największych, ojciec wszystkiego, co w bluesie, jazzie i rocku udało się zagrać na gitarze. Z tej okazji szykujemy specjalny program w RadioJAZZ.FM, który na antenie pojawi się 9 maja, w poniedziałek, w naszym porannym paśmie na żywo. Z pewnością suplement będzie też 11 maja w mojej audycji. Lista atrakcji nie jest jeszcze do końca zamknięta, a niespodzianek z pewnością nie zabraknie. Jedną z atrakcji będzie rozmowa z Jarosławem Śmietaną. Dzięki jego uprzejmości w audycji pojawiła się absolutna niespodzianka. Po raz pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni, w audycji Simple Songs odbyła się światowa premiera, tylko na antenie RadioJAZZ.FM, najnowsza kompozycja Pana Jarosława z jego niewydanej jeszcze, ale już prawie gotowej płyty sięgającej klimatem do korzeni bluesa. To taka historia bluesa i jazzu w pigułce, a Robert Johnson pojawia się w tej kompozycji jako jeden z bohaterów. Na gitarze gra Jarosław Śmietana, na organach Wojciech Karolak, śpiewa Z Star, wokalistka z Trynidadu. Ja z niecierpliwością czekam na całą płytę, którą z pewnością zaprezentuję na antenie. Na razie światowa premiera.

* Jarek Śmietana / Wojtek Karolak Band feat. Z Star - His Majesty Blues - I Love The Blues

To taka stylizowana historia jazzu, bluesa i rock w wyjątkowo skondensowanej pigułce. Zapowiada się świetna płyta.

A teraz zapowiadane improwizowane przeboje kompozycji członków The Rolling Stones. Na inną okazję pozostawiam jazzowe składy, w których pojawia się Charlie Watts, który zapewne gdyby nie zespół The Rolling Stones i dość absorbujące czasowo trasy koncertowe, byłby wyśmienitym, oszczędnym, acz nie pozbawionym ekspresji i wyśmienitej techniki gry perkusistą jazzowym.

Na początek więc jeden z bardziej znanych przebojów zespołu – (I Can’t Get No) Satisfaction. Zacznijmy od wykonania Jimmy Smitha. Z płyty Got My Mojo Workin’, w wyśmienitym składzie – Jimmy Smith – organy Hammonda, Kenny Burrell – gitara, Ron Carter i Ben Tucker – kontrabasy, Grady Tate – perkusja.

* Jimmy Smith – (I Can’t Get No) Satisfaction – Got My Mojo Workin’

Satisfaction to był również jeden z ulubionych coverów Otisa Reddinga. Do jego koncertowych nagrań sięgniemy innym razem. Teraz zajmijmy się albumem Tima Riesa – etatowego od wielu lat saksofonisty The Rolling Stones, który nagrał już dwa albumy z jazzowymi interpretacjami przebojów zespołu. W jego nagraniach często biorą udział Ronnie Wood, Keith Richards i Charlie Watts. Zaprasza też do studia znanych jazzmanów. W ten sposób gdzieś w przerwie pomiędzy koncertami zespołu powstają wyśmienite interpretacje kompozycji Jaggera i Richardsa. Zacznijmy więc od (I Can’t Get No) Satisfaction z udziałem między innymi Johna Scofielda – gitara, Johna Patitucci – gitara basowa, Larry Goldingsa - organy i znanego z wyśmienitej płyty Black Wine Macieja Grzywacza Clarence Penna na perkusji. Wokalizy wykonuje gdzieś w tle Bernard Fowler.

* Tim Ries – (I Can’t Get No) Satisfaction – The Rolling Stones Project

Z tej samej płyty, którą w tej audycji można by odtworzyć w zasadzie w całości – kolejny utwór – z udziałem Norah Jones i Billa Frisella, a także wspomnianego już Clarence Penna (perkusja) – Wild Horses. Na saksofonach zagra oczywiście Tim Ries. Norah Jones, jak zwykle, lepsza w roli gościa niż na swoich własnych płytach.

* Tim Ries feat. Norah Jones – Wild Horses - The Rolling Stones Project

Jeszcze jeden utwór z The Rolling Stones Project Tima Riesa – Honky Tonk Woman zagrany w trio – Tim Ries, Charlie Watts i Larry Goldings.

* Tim Ries - Honky Tonk Woman - The Rolling Stones Project

Teraz coś zupełnie innego, ale za to z udziałem połowy klasycznego składu zespołu. Utwór skomponował i tekst zaśpiewał Bono, na gitarach zagrają i wspomogą go wokalnie Keith Richards i Ronnie Wood. Nagranie pochodzi z charytatywnego przedsięwzięcia Steve Van Zandta – Sun City.

* Bono, Keith Richards & Ronnie Wood - Silver & Gold –Sun City

Dla odmiany inaczej skomponowana połowa zespołu – wystąpią gościnnie w bluesowym zespole Jimmy Rogersa – Mick Jagger i Keith Richards.

* The Jimmy Rogers All-Stars feat. Mick Jagger & Keith Richards – Trouble No More - Blues Blues Blues

Jakoś tak ciężko zrobić ostatnio audycję bez Les Paula. Zatem i dziś znajdziemy dla mistrza gitary odrobinę miejsca. Zagra w towarzystwie Keitha Richardsa, Buddy Guya i Ricka Derringera.

* Les Paul feat. Keith Richards, Buddy Guy & Rick Derringer – Good Morning, Little Schoolgirl – American Made, World Played

Powróćmy jeszcze na chwilę do Tima Riesa i jego The Rolling Stones Project. Waiting On A Friend – w oryginalnym nagraniu studyjnym z płyty The Rolling Stones - Tatoo You na saksofonie wyśmienicie zagrał Sonny Rollins. To jedyny utwór z albumu Tima Riesa, na którym w oryginalnej studyjnej rejestracji The Rolling Stones istotną rolę odgrywa saksofon. Tim Ries nie kopiuje tu Rollinsa. Ma na ten utwór własny pomysł. Gwiazdą tego nagrania jest Lisa Fischer. Razem z Charlie Wattsem, Darrylem Jonesem i Timem Riesem tu znowu gra ponad połowa składu The Rolling Stones. Do tego dobra improwizacja gitarowa Billa Frisella.

* Tim Ries feat. Lisa Fischer – Waiting On A Friend – The Rolling Stones Project

Nie może zabraknąć naszych dzisiejszych bohaterów w komplecie (tym współczesnym). Od jakiegoś czasu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to już nie Mick Jagger powinien być frontmanem zespołu, jego medialnym i wokalnym liderem. Z biegiem lat jakoś słabnie jego energia i blednie sceniczna charyzma. Dowodem jest choćby całkiem niezła rejestracja koncertowa Shine A Light Martina Scorsese. Posłuchajmy zatem utworu wciśniętego jakoś tak wstydliwie na koniec dwupłytowej składanki największych przebojów zespołu - Forty Licks, będącego dowodem wokalnych talentów Keitha Richardsa.

* The Rolling Stones – Losing My Touch – Forty Licks

A już za tydzień zajmiemy się sylwetką Tommy Flanagana, którego monografia ukaże się w majowym numerze naszego JazzPRESSu, który już za kilka dni będzie można pobrać ze strony RadioJAZZ.FM. Tommy Flanagan to wybitny pianista, który nagrywał niekoniecznie wybitne własne płyty, za to był przez wiele lat wybitnym dowódcą sekcji rytmicznych Johna Coltrane’a, Milesa Davisa, Freddie Hubbarda, Sonny Rollinsa, Joe Hendersona, Wesa Montgomery i wielu innych wielkich naszego ulubionego gatunku muzycznego.

27 kwietnia 2011

Billy Bang Sextet - Live At Carlos 1

Dzisiejsza płyta jest rejestracją koncertu z 23 listopada 1986 roku, jaki sekstet Billy Banga dał w nowojorskim klubie Carlos 1. Całość jest równie niezwykła i nietypowa, jak większość muzycznych propozycji lidera tego ciekawego zespołu. Billy Bang eliminując ze składu fortepian uwolnił swoją muzykę od wszelkich rytmicznych ograniczeń. Jednocześnie stworzył dość unikalne brzmienie zdominowane przez artykulacyjnie czysty ton skrzypiec i kontrapunkt w postaci marimby Thurmana Barkera. Pozostałe instrumenty, którym lider przypisał funkcje solowe, to trąbka Roya Campbella i gitara Oscara Sandersa. Do tego jeszcze niezwykle pełny, mięsisty i dobrze, jak na warunki koncertu zarejestrowany dźwięk kontrabasu Williama Parkera i perkusja Zena Matsuury. W dwu utworach gościnnie na kongach udziela się Eddie Conde. Wszystko to muzycy raczej mało znani, ale to kolejny dowód, ile w tego rodzaju produkcjach potrafi wydarzyć się między średniej klasy muzykami wybranymi do składu i wprawnie prowadzonymi przez lidera.

Przedziwna to muzyka, jakże odmienna od typowych jazzowych sekstetów. Może to brak fortepianu? Z pewnością owa odmienność to nietypowe rozwiązania rytmiczne, zebrane w tej dość krótkiej, prawdopodobnie pierwotnie ograniczonej pojemnością płyty analogowej rejestracji koncertu. To właśnie rytmy wraz z nietypowym zestawieniem skrzypiec i marimby tworzą specyficzny klimat tej płyty. To muzyka skomplikowana, wielowarstwowa, niebanalna, a jednocześnie dostępna dla każdego niezależnie od muzycznego doświadcznia, kto zechce po nią sięgnąć.

Skład muzyków i doominacja dwu wiodących instrumentów – skrzypiec i marimby przypomina nieco wcześniejszy album studyjny Billy Banga – The Fire From Within. Roy Campbell nie jest z pewnością równie błyskotliwym trębaczem, co Ahmed Abdullah, jednak rola trąbli w wydaniu koncertowym sekstetu ograniczona jest, podobnie jak rola gitary do kilku zaledwie partii solowych. Zasadnicza akcja muzyczna rozgrywa się pomiędzy Billy Bangiem i Thurmanem Barkerem.

Najmocniejszym punktem albumu jest przebojowa (w muzycznym świecie Billy Banga), najdłuższa na płycie kompozycja – Abuella. Być może był to finał koncertu, a z pewnością jego kulminacja. To niezwykły pokaz muzycznej interakcji skrzypiec i marimby, przedstawiony na tle latynoskiego rytmu z gościnnym udziałem Eddiego Conde na kongach.

Live At Carlos 1, to obok A Tribute To Stuff Smith z wyśmienitym fortepianem w wykonaniu Sun Ra i Bang On! Najlepsza płyta Billy Banga. To muzyka trudna do opowiedzenia słowami, wyłamująca się z wszelkich klasyfikacji i stereotypów, a jednocześnie nie szukająca na siłę oryginalności. To album, z którym koniecznie trzeba zawrzeć bliższą znajomość.

Billy Bang Sextet
Live At Carlos 1
Format: CD
Wytwórnia: Soul Note
Numer: 02731211362

26 kwietnia 2011

Martyna Jakubowicz - Tylko Dylan

Dzisiejsza płyta jest jedną z tych pozycji, do których wracam bardzo często. Jest w niej jakas magia. To unikalne połączenie właściwie wszystkiego, co w swoich kategoriach najlepsze, albo do deału bardzo zbliżone. To wiersze Boba Dylana. Jego kompozycje tak właśnie wypada nazywać. Muzyka jest tylko pretekstem do przedstawienia myśli i układanki słownej na którą receptę zna tylko największy poeta współczesnej muzyki. To również znakomicie wybrane pozycje z jego olbrzymiego repertuaru. Niekoniecznie te najbardziej znane, jednak zawsze ważne i będące w wielu przypadkach mocnymi pozycjami płyt na których pierwotnie się ukazały. Teksty zostały przetłumaczone na jzyk polski i to jedne z najlepszych tłumaczeń poezji Boba Dylana, jakie znam. Tłumaczenie tekstu piosenki, którą później ktoś ma zaśpiewać jest dużo trudniejsze, niż tłumaczenie wierszy. Tym większe uznanie i brawa dla autorów – Michała Kłobukowskiego, który przetłumaczył Farewell Angelina i Andrzeja Jakubowicza, który jest autorem pozostałych tłumaczeń. Czy te tłumaczenia są lepsze, czy gorsze od innych dostępnych? Tego nie naley oceniać w kategorii tworzenia sportowej klasyfikacji. Teksty w otoczeniu muzycznym, do którego zostały przeznaczone sprawdzają się świetnie, są jednocześnie proste i niebanalne, oddając sens oryginału, a nie trzymając się go kurczowo.

Płyta Tylko Dylan w zasadzie powinna być firmowana przez Martynę Jakubowicz i zespół Voo Voo, bowiem za całość materii muzycznej odpowiedzialny jest zespół muzyków pod wodzą Wojciecha Waglewskiego. To właśnie jego muzykom zawdzięczamy folkowy po amerykańsku, a jednocześnie momentami słowiański nastrój muzyczny. To dobry pomysł na odświeżenie i własne, autorkie spojrzenie na kompozycje Boba Dylana. Do tego należy dodać nieco wycofany, co nie jest wadą, snujący się gdzieś pośród wielu instrumentów perkusyjnych , akordeonu i mandoliny głos Martyny Jakubowicz. To z pewnością wynik przemyłaślanej koncepcji, a nie słabej formy wokalnej artystki. Tak miało być i udało się znakomicie.

Plyta ukazała się w 2005 roku i spodobała mi się już podczas pierwszego z nią kontaktu. Później postanowiłem wykonać pewien muzyczny eksperyment, a właściwie nawet dwa. Najpierw sporządziłem sobie coś na kształt wersji oryginalnej, czyli płytę z pierwotnymi nagraniami Boba Dylana. Później stworzyłem sobie składankę złożoną z werji oryginalnych i tych z dzisiejszej płyty nagranych na przemian (to już nie da się zmieścić na jednej płycie). Co wynikło z takiego eksperymentu?

Oczywiście Masters Of War w wykonaniu Boba Dylana jest dużo mocniejszy, choć pochodzi z prehistorii – czyli z płyty The FreeWheelin’ Bob Dylan z 1963 roku. Interpretacja Knockin’ On Heavens Door może być dla wielu dyskusyjna. Weilu słuchaczom ten utwór może kojarzyć się z gitarowym riffem Erica Claptona, czy wersjami Warrena Zevona, lub Rogera Watersa. To istotnie świetny gitarowy standard, jednak to również wyśmienity tekst i to jest ważne w balladowej interpretacji Martyny Jakubowicz i Voo Voo. Dla mnie to świetny, choć inny od większości znanych interpretacji pomysł na ten utwór, zwracający uwagę bardziej na tekst niż muzykę.

To samo można powiedzieć o zamykającym płytę utworze – Na straży w dzień i w nocy, czyli w oryginale All Along The Watchtower. To znowu coś, co dla wielu słuchaczy jest gitarowym hitem wszechczasów – głównie za sprawą Jimi Hendrixa, ale także wielu innych – choćby The Grateful Dead, Neila Younga, czy Taj Mahala. To jednak również wyśmienity tekst, na który warto zwrócić uwagę, a taką możliwość daje eksponująca melodię i tekst właśnie wersja z dzisiejszej płyty.

Nie potrafię wskazać słabych punktów dzisiejszego albumu, nawet Specjaliści od wojny (Masters Of War) to nie słabszy utwór, jedynie odbiegający znacząco od oryginału. Tylko Dylan to świetny album, paradoksalnie nie wiem, czy nie najlepszy w opanowanej przez autorskie projekty dyskografii Martyny Jakubowicz. Warto też upolować od czasu do czasu powtarzaną w kanałach polskiej telewizji publicznej wersje koncertową.

Martyna Jakubowicz
Tylko Dylan
Format: CD
Wytwórnia: Sony
Numer: 5099751975724