24 lutego 2012

Bielska Zadymka Jazzowa 2012: Amrbrose Akinmusire Quintet, Concha Buika - Bielsko Biała, Galeria Sfera, 23.02.2012


Kolejny dzień festiwalu, to przede wszystkim oczekiwany przez wielu, pierwszy w Polsce koncert zespołu Ambrose Akinmusire. Przez wielu krytyków ten trębacz uważany jest za największą nadzieję młodego jazzowego pokolenia. Czy tak jest? Po koncercie mam nieco wątpliwości, co nie oznacza, że koncert był zły. Był bardzo dobry, wręcz wyśmienity. W zasadzie jego jedyną wadą był fakt, że był taki zwyczajny.

Zespół czerpie co prawda z jazzowej tradycji pełnymi garściami, jednak znajduje w meandrach inspiracji swoją własną droge. Trudno nie odnaleźć bezpośrednich odniesień do większości największych trębaczy hard-bopu. Jednak żadna z tych inspiracji nie jest dominująca. W ten sposób nie da się zespołowi, ani jego liderowi zarzucić kopiowania, czy bezpośredniego wzorowania się na kimś konkretnym. Czerpanie z muzycznej tradycji nie jest czymś nagannym, a nawet jest zdecydowanei potrzebne, czego nie rozumie wielu polskich muzyków młodego pokolenia.

Sam lider ma świetną technikę, ale jego muzyka nie służy pokazaniu możliwości technicznych instrumentu. Z wysokich rejestrów trąbki korzysta oszczędnie, koncentrując się na brzmieniu, o które dba w każdym możliwym momencie. Z pewnością ten aspekt gry jest dla niego ważny do tego stopnia, że nie wyposażył swojej trąbki w mały przyczepiany mikrofonik. Gra do dużego specjalnego mikrofonu, co dodatkowo daje mu możliwość łatwego regulowania dynamiki i głośności poprzez zmianę pozycji instrumentu…

Z pewnością wielu słuchaczy zobaczyło w Ambrose Akinmusire młodego Milesa. Mniej więcej ten sam wzrost, podobne gesty na scenie, oszczędna gra. To jednak za mało na nowego Milesa. To nie ta charyzma, to trębacz, a nie kreator muzyki. Dodać należy, że trębacz wyśmienity, oryginalny, mający własny sound. Perfekcyjny, ale mam wrażenie, że podążający drogą trochę donikąd. Formułą klasycznego jazzowego kwintetu została już wyeksploatowana na wszystkie możliwe sposoby. Właściwie nie da się już wymyśleć w takim składzie niczego nowego. Jednak nie trzeba być koniecznie nowatorem. Można doskonale robić rzeczy z pozoru zwykłe. Dziś takiej muzyki nie znajdziemy na rynku wiele.

Walter Smith III, Ambrose Akinmusire

Kwintet Ambrose Akinmusire to jednak nie tylko sam lider. To świetny perkusista Kendrick Scott. Dawno nie słyszałem na żywo tak oszczędnej, przemyślanej, a jednocześnie pełnej ciekawych rozwiązań solówki w wykonaniu perkusisty. Ostatnia, którą sobie przypominam z koncertu należała do Jimmy Cobba. A to porównanie bardzo dla młodego perkusisty nobilitujące. Grający na basie Matt Brewer i saksofonista Walter Smith III też dobrze wykorzystali swoją szansę w solowych improwizacjach. Wydaje się, że to właśnie z saksofonistą łączy lidera najbliższa muzyczna więź. Najmniej przekonująco w całym składzie wypadł pianista – Sam Harris. Mam jednak wrażenie, że trochę przeszkodziło mu nienajlepsze nagłośnienie i przygotowanie techniczne samego instrumentu. Jednak zagrany na bis – chyba jedyny w całym koncercie standard – „My One And Only Love” w duecie przez trąbkę i fortepian poprawił nieco moją ocenę gry pianisty. Znowu trudno uciec od porównania z długimi introdukcjami grywanymi przez Milesa Davisa z Herbie Hancockiem.


Matt Brewer

Ambrose Akinmusire

Cały koncert kwintetu Ambrose Akinmusire był wyśmienity, jednak przyjęty został przez publiczność niespodziewanie chłodno. Prawdopodobnie spora część sali przyszła raczej na występ Conchy Buiki, a to zupełnie inne klimaty  i muzyczna wrażliwość. O tej części koncertu mogę napisać jedynie, że to nie moje klimaty i że koncert się odbył… Podobnie jak jesienią 2010 roku w Warszawie, na koncercie Conchy Buiki zabrakło prawdziwych emocji, które są podstawą hiszpańskiego folkloru. Połączenie nieco dziwnie nagłośnionego perkusjonisty  z pianistą odtwarzającym wcześniej przygotowane loopy z laptopa do hiszpaństo – afrykańskich klimatów nie pasują. W wielu hiszpańskich wioskach lokalni wykonawcy są może nieco słabsi warsztatowo, ale za to opowiadają historie prawdziwe, co brzmi prawdziwie. Mnie Concha Buka nie przekonuje, ale sporej części publiczności się podobało…

Concha Buika


Concha Buika

Generalnie festiwale jazzowe mogą służyć poszerzaniu horyzontów. Wcale nie uważam, że nie powinno być na nich miejsca dla różnego rodzaju ciekawej muzyki. Pytaniem zasadnym wydaje się być, czy chcemy przyciągnąć publiczność niejazzową na jazzowy koncert, czy pokazać coś nieco innego publiczności jazzowe. Jeśli to pierwsze – to odbędzie się zawsze ze sporą krzywdą dla tych, co z takim wydarzeniem dzielą scenę… - Tak było właśnie drugiego dnia Bielskiej Zadymki. Trochę szkoda… Pewnie za te same pieniądze można było zorganizować kolejny ciekawy jazzowy projekt. Dla mnie i ma wrażenie, że dla wielu innych stałych bywalców kameralnych jazzowych sal koncertowych byłoby lepiej…

O koncercie Conchy Buiki z 2010 roku przeczytacie tutaj: 


Concha Buika

Concha Buika

Brak komentarzy: