26 lutego 2012

Michael Patches Stewart Trio – Jazzarium Cafe, Warszawa, 25.02.2012


Trzeba mieć naprawdę wyśmienitą technikę i wiele odwagi, żeby zagrać na jednym koncercie „My Funny Valentine”, „Love For Sale”, „What A Wonderfull World” i jeszcze kilka innych standardów w sposób pokazujący jednocześnie wielki szacunek dla największych trębaczy, których wykonania tych utworów wszyscy mamy w głowach i własny styl i pomysł na te utwory.

Michael Patches Stewart

Czerpanie z tradycji i jej twórcze przetwarzanie z jednoczesnym zachowaniem własnego brzmienia, to cecha największych artystów. Tak gra Michael Patches Stewart. Wczorajszy koncert był nie tylko kameralny z racji na wielkość sali, ale również absolutnie wyjątkowy w związku z tym, że tej klasy muzycy zwykle grają dla nas w wielkich salach, w których słuchaczy od muzyków oddziela większa przestrzeń, a także nagłośnienie, które nawet w najlepszej postaci mocno w brzmienie ingeruje. W Jazzarium Cafe muzycy są w zasięgu ręki, a nagłośnienie ograniczono do absolutnie niezbędnego minimum. Przy tej wielkości sali ma ono jedynie pomagać wyrównaniu poziomów instrumentów.

Michael Patches Stewart

Michael nie rozpieszcza nas dużą ilością własnych nagrań. O jego ostatniej płycie przeczytacie tutaj:


Dlatego też jedną z niewielu okazji poznania jego muzyki są koncerty, których na szczęście jest ostatnio coraz więcej. Wiem, że jest też nadzieja na nowy album solowy… To dobrze, ja już nie mogę się doczekać…

Michael Patches Stewart

Wczorajszy koncert był rodzajem jam session, bowiem muzycy nie odbyli wcześniej zbyt wielu prób, a repertuar ustalali w zasadzie na bieżąco.  W związku z tym złożony tradycyjnie z dwu części koncert wypełniły znane standardy. W takim repertuarze wszyscy muzycy czuli się tego dnia wyśmienicie. Piotr Rodowicz i Janusz Skowron byli równorzędnymi partnerami dla lidera. Zaskoczeniem była dla mnie gra Janusza Skowrona, którego dawno nie słyszałem w tak dobrej formie i grającego z energią znaną z bardzo dawnych lat…

Michael Patches Stewart, Janusz Skowron, Piotr Rodowicz


To jednak był przede wszystkim koncert Michaela Patches Stewarta, który na trąbce potrafi wszystko. Kiedy trzeba, gra z dynamiką i kontrolą godną największych mistrzów. W balladach potrafi wyśmienicie skorzystać z tłumika, często sięga po kornet, czerpie z najlepszych wzorców, ale nie kopiuje. W jego grze słychać echa Nowego Orleanu, w którym się wychował. Jego sound, to jednak nie muzyczne muzeum, a nowoczesna, żywa i ciągle rozwijająca się muzyka. Nie każdy musi zmieniać świat, muzyka ma dawać ludziom przyjemność. Z pewnością wszyscy słuchacze tego wieczoru opuszczali salę zadowoleni i szczęśliwi…

Za takie wieczory kocham jazz. To w zasadzie jedyna forma muzyczna, gdzie jest możliwe spontaniczne muzykowanie bez wcześniejszego przygotowania. Bez tygodni prób i przygotowań. W związku z tym to muzyka prawdziwa. W wykonaniu zespołu Michaela Patches Stewarta taka zwyczajna, piękna w swojej prostocie.

Michael Patches Stewart

Piotr Rodowicz

Można oczywiście poszukiwać analogii do znanych nagrań, porównywać pomysły na zagranie standardów z najbardziej znanymi wykonaniami. Tylko po co to robić? Muzyka powstała dla przyjemności. Ja spędziłem wieczór bardzo przyjemnie, a to najprostrza, a więc prawdziwa i niepodważalna recenzja.

Brak komentarzy: