05 kwietnia 2012

Gregoire Maret – Gregoire Maret


Gregoire Maret jest jednym z najbardziej zapracowanych sidemanów w branży. Chce grać dużo i na swoim instrumencie potrafi wszystko. Genialnie dopasowuje się do każdej muzycznej konwencji. 12 marca w Stanach Zjednoczonych ukazała się jego debiutancka płyta solowa. Kiedy rozmawiałem z nim kilka miesięcy temu, w jednym z warszawskich studiów nagraniowych wspominał, że płyta już jest prawie gotowa, ale powstaje nieco w biegu i pewnie ukaże się na wiosnę. Na rynku amerykańskim jest już dostępna, w Europie data premiery nie została jeszcze ustalona, ale dla tych, którzy cenią sobie jego unikalne brzmienie Ocean przeszkodą nie będzie.

Jaka to płyta? Właśnie taka jakiej się spodziewałem, kolorowa, nieco ilustracyjna, z pozoru łatwa i przyjemna i tak można na nią patrzeć. Każdy z utworów jest gotowym przebojem promującym jakiś nieistniejący film… Każdy opowiada jakąś historię. Te historie, w głowie każdego słuchacza będą wyglądały inaczej. Większość jednak, za sprawą brzmienia harmonijki chromatycznej lidera jest optymistyczna i w języku filmowym „dobrze się kończy”.

Gregoire Maret jest największym odkryciem jazzowej harmonijki od czasu Tootsa Thielemansa. To największy komplement, jaki można usłyszeć, bowiem Tootsa Thielemansa świat jazzu odkrył w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Harmonijka chromatyczna, to instrument o pięknej barwie, stąd też muzycy na nim grający są bardzo poszukiwani. Gregoire Maret znalazł jednak czas i pomysł na solowy projekt i z pewnością dobrze ten czas wykorzystał.

Gdybym posługiwał się regułami, którymi zazwyczaj kieruję się kupując nowe płyty, tej bym z pewnością nie kupił. Mamy tu mieszaninę tematów własnych i ogranych przebojów zarówno jazzowych (Pat Metheny, George i Ira Gershwin), jak i tych bardziej popularnych (Ivan Lins, Stevie Wonder). Właściwie w każdym nagraniu zmienia się nieco skład. Mamy też gwiazdy w roli wisienek na torcie – kandydatów (przynajmniej w Europie) murowanych na dodatkową zachęcającą naklejkę na okładkę – Cassandrę Wilson. Marka Kibble’a i Alvina Chea z Take 6, Marcusa Millera Raula Midona i Tootsa Thielemansa. Płytę nagrano w wielu różnych studiach w różnym czasie. Stosując pewne uproszczenie, które wypracowałem sobie przez lata – to wszystko razem zwykle oznacza – omijać z daleka!

Tym razem jest jednak nieco inaczej. Brzmienie, mimo zmieniających się składów jest zaskakująco spójne. Smyczki, które pojawiają się w tle mają muzyczny sens. Gwiazdy, które wymieniłem  nie tylko dekorują okładkę, ale ich udział wnosi coś ważnego. Gwiazdorski skład zespołu (Federico Gonzales Pena, James Genus, Clarence Penn, Bashiri Johnson, Brandon Ross, Jeff Tain Watts, Mino Cinelu, ufff….) nie gwiazdorzy, tylko gra dla lidera. To przecież absolutna elita sesyjnych muzyków z całego świata…

Jest też polski akcent – w utworze „O Amore E Meu Pais” na kontrabasie gra Robert Kubiszyn, a orkiestrę Sinfonia Viva aranżował niestrudzony Krzysztof Herdzin.
Niektórzy usłyszą na tej płycie smooth jazzowe aranżacje i gładkie melodie. I dobrze usłyszą. One też tam są, ale dajcie tym nagraniom nieco więcej czasu. Tam jest dużo więcej. Absolutnie wybitna harmonijka, świetne momenty gitarowe, Cassandra Wilson w najlepszej formie (co nie należy ostatnio do zjawisk często spotykanych).

To płyta z przebojami. Każdy utwór jest osobną miniaturką. Gdyby istniały jeszcze single… Wybrałbym na początek „Travels” Pata Metheny z wyśmienitym Brandonem Rossem zastępującym kompozytora na gitarze. Kolejne pewniaki, to „O Amore E Meu Pais” – deut z Tootsem Thielemansem, „Mahnia Du Sol” z Raulem Midonem – to będzie gratka dla wielbicieli Pat Metheny Group z najlepszego wczesnego okresu tej formacji i „Children’s Song” ze świetną perkusją i równie ciekawym solem lidera.

Być może wolałbym usłyszeć Gregoire Mareta w magicznej mainstreamowej sesji jazzowej zarejestrowanej w czasie jednej długiej nocy gdzieś w nowojorskim studio… Takich płyt jak Tootsa Thielemansa z Billem Evansem („Affinity”) wiele nie ma. Ja jednak już dziś wiem, że takie płyty, a może nawet lepsze w dyskografii Gregoire Mareta pojawią się już niedługo. Ja z pewnością sięgnę po nie z olbrzymim zainteresowaniem.

Gregoire Maret
Gregoire Maret
Format: CD
Wytwórnia: Edne
Numer: EDM-CD -2413

Brak komentarzy: