10 kwietnia 2012

Michel Legrand – Legrand Jazz


Michel Legrand jest muzycznym gigantem, choć niekoniecznie w świecie jazzu. Skomponował setki filmowych ścieżek dźwiękowych. Od kilku lat    ogranicza swoją muzyczną aktywność ze względu na wiek (urodził się w roku 1932), skupiając się na dyrygowaniu. Lista jego filmowych dokonań jest dłuższa niż miejsce przeznaczone zwyczajowo na recenzję płyty, a dokładna ilość nagród, w tym Oskarów, nagród Grammy, Emmy i wszelkich innych zaszczytów znana jedynie najbardziej zapalonym kronikarzom.

Ma również na swoim koncie wiele dokonań jazzowych. Będąc niezłym pianistą, przez lata współpracował okazjonalnie z wieloma jazzowymi supergwiazdami. W latach sześćdziesiątych nagrywał z Ray’em Brownem i Shelly Maine. Aranżował dla Phila Woodsa i Stana Getza. Nagrywał ze Stephane Grappellim. Ma na swoim koncie również kilka płyt solowych, które z pewnością nawet najwięksi puryści zaliczą do grona jazzowych.

Jednak jego najważniejsze jazzowe nagranie to album „Legrand Jazz” zarejestrowany w 1958 roku. Na płytę składają się jazzowe standardy w wybitnych aranżacjach. Sam Michel Legrand na płycie pozostaje jedynie aranżerem i dyrygentem potężnego składu orkiestrowego. Kto wie, czy nie najlepszego, jaki udało się kiedykolwiek zebrać w studiu.

Nagrania trwały jedynie 6 dni, a sesje odbywały się pomiędzy 25, a 30 czerwca 1958 roku. Fakt, że Michel Legrand nie zagrał na płycie żadnego dźwięku na fortepianie jest być może nieco zdumiewający, dopóki nie przeczytamy składu zespołu… Na fortepianie grają Bill Evans, Hank Jones i nieco mniej znany Nat Pierce. Na innych instrumentach również same największe gwiazdy tamtych czasów, a był to czas dla jazzu wybitny, kto wie, czy nie najwybitniejszy. Wtedy, w końcówce lat pięćdziesiątych jazzowe arcydzieła Milesa Davisa, Johna Coltrane’a, Charlesa Mingusa i wielu innych powstawały właściwie każdego dnia. Na liście wykonawców znajdziemy więc między innymi takie nazwiska, jak Miles Davis, Art Farmer, Ernie Royal, Donald Byrd (trąbki), Johna Coltrane, Ben Webster (saksofony tenorowe), Phil Woods (saksofon altowy), Herbie Mann (flet), Jimmy Cleveland (puzon), Paul Chambers, George Duvivier, Milt Hinton (kontrabasy), Osie Johnson (perkusja). Muzyczną ciekawostką jest gra Teo Macero na saksofonie barytonowym. I to wszystko w ciągu 6 dni, a większość ówczesnych supergwiazd improwizacji tworzy na tej płycie orkiestrę grając nuta w nutę wcześniej przygotowane aranżacje Michela Legranda…

Już sama lista nazwisk na okładce sprawia, że to płyta zupełnie niezwykła. Jednak interesującą czyni ją przede wszystkim zawartość muzyczna, bowiem ta jest równie wyśmienita i niespodziewana, jak lista wykonawców z okładki. Mam bowiem osobiście raczej umiarkowanie nieufny stosunek do tego rodzaju projektów, które zwykle się nie udają. Tu, co jest prawdopodobnie zasługą wyśmienitych aranżacji, wszystkie gwiazdy stanęły karnie w rządku i zagrały to, co Michel Legrand napisał… To niewiarygodne, a jednak prawdziwe… I to wszystko dla mało znanego jeszcze wtedy w jazzowym świadku 24-letniego Francuza urodzonego w Paryżu…

Tą muzykę znać musicie… Nigdy i nigdzie indziej Miles Davis, Art Farmer, Ernie Royal i Donald Byrd nie zagrali razem na 4 trąbki „Night In Tunisia”. Już dla samej solówki Phila Woodsa w „Stompin’ At The Savoy” warto kupić tą płytę. A takie perełki, jak Bena Webstera w „Blue And Sentimental”, czy Milesa Davisa w „Django” dostaje się wtedy jako dodatek…

Za każdym razem, kiedy biorę do ręki tą płytę, zastanawiam się, czemu jest tak niedoceniana? Powinna znaleźć swoje miejsce obok największych płyt tamtych czasów w każdej jazzowej kolekcji. W mojej jest od dawna i często do tej muzyki wracam…

Michel Legrand
Legrand Jazz
Format: CD
Wytwórnia: Phonogram / Philips
Numer: 042283007420

2 komentarze:

Lidia pisze...

Witam!:)
Nigdy jakoś specjalnie nie zagłębiałam się w twórczość Michela Legranda, więc post bardzo (dla mnie)trafiony.
Konkrety i tylko konkrety na Twoim blogu-podoba mi się to:)
Pozdrawiam,
Lidia Al-Azab

Anonimowy pisze...

A może by tak zrobić tydzień z muzyką Nowego Orleanu? Myślę, że warto. Troszkę ciszej się mówi o tej muzyce, nie wiem dlaczego.