26 maja 2012

Marcus Miller – Palladium, Warszawa, 25.05.2012

To prawdopodobnie największe jazzowe show, przynajmniej wśród tych, które można oglądać dość regularnie nad Wisłą. Koncerty Marcusa Millera są zarówno nowoczesne, jak i odwołują się do tradycji z czasów, kiedy muzyka jazzowa służyła do tańca i zabawy. Zespół nie gra co prawda wprost do tańca, ale z pewnością zabawa na koncertach od lat jest przednia.

Niektórzy twierdzą, że od wielu lat sam lider gra to samo. Taka teza z pewnością wymagałaby rozszerzonej muzycznej analizy, popartej przykładami z  płyt i koncertów. Muzyka Marcusa Millera nie powinna być jednak analizowana. Odbierajmy ją emocjonalnie. Tak ma być i tyle. A jak ktoś nie lubi dawać ponieść się emocjom, zawsze może zagłębiać się w tajniki wielkiej sztuki i chodzić co niedziela do filharmonii, co samo w sobie nie jest pozbawione sensu, ale nie wyklucza doskonałej zabawy na koncertach Marcusa…

Marcus Miller

Zespół od zawsze stanowi wylęgarnię muzycznych talentów, podobnie jak bardzo dawno temu big-bandy, w których grali wszyscy, a nieco później, jak Jazz Messengers Arta Blakey’a i jak całkiem niedawno z perspektywy historii jazzu – zespoły Milesa Davisa z lat osiemdziesiątych.

Czy wśród członków dzisiejszego zespołu Marcusa Millera (Alex Han – saksofony, Maurice Brown – trąbka, Kris Bowers – fortepian i klawiatury, Adam Agati – gitara i Louis Cato – perkusja) są przyszłe wielkie gwiazdy? To jeszcze dziś nie jest pewne. Ja mam swój, dość niespodziewany typ, ale o tym za chwilę…

Alex Han – najbardziej doświadczony z tej grupy, ma już swój własny sound i pomysł na artystyczną tożsamość. Pewnie niedługo nagra i wyda swoją pierwszą dorosłą płytę… On już wie, jakim językiem chce ze słuchaczami rozmawiać i co ma do powiedzenia. Pozostali członkowie zespołu są jeszcze na początku swojej artystycznej drogi. Wszyscy mają jednak już dziś doskonały warsztat, co sprawia, że są w stanie stworzyć wyśmienity zespół, jeśli trafią na lidera, który skieruje ich w swoją stronę. A takim liderem z pewnością jest Marcus Miller. Wszyscy mają też wiele muzycznych pomysłów, którymi aż kipi każda solówka właściwie wszystkich muzyków zespołu. W jaką pójdą stronę? Jak się rozwiną? Gdzie znajdą swoją unikalną i rozpoznawalną artystyczną tożsamość? Dziś ze sceny tego nie słychać… Co nie oznacza, że muzyka, która ze sceny uderza słuchaczy z niesamowitą energią i witalnością jest nijaka… To jest muzyka Marcusa…!

Zespół to przecież nie tylko zbiór indywidualności, to przede wszystkim grupa profesjonalistów wypełniających wizę lidera. Przecież różnego rodzaju projekty Super Bands prawie nigdy się nie udają.

Zespół Marcusa Millera gra jak świetnie zorganizowana drużyna. Jak twierdzi sam lider, nowe kompozycje, które znajdziemy na płycie „Renaissance”, która oficjalną premierę będzie miała 28 maja, napisał specjalnie z myślą o tym właśnie składzie zespołu…

Muzycy właśnie kończą trwającą prawie 2 miesiące, intensywną europejską trasę koncertową, więc materiał jest już nieźle przećwiczony. Każdy zna swoje miejsce, choć na scenie nie brakuje rozwiązań ustalanych na bieżąco, w szczególności przez wprawnego w wysyłaniu na kolejne solówki swoich muzyków lidera.

Ludzie na widowni świetnie się bawią… Żądają bisów… Marcus Miller z niespotykaną i żadnego innego żyjącego gitarzysty basowego łatwością wygrywa nieosiągalne dla innych figury rytmiczne, niezależnie od tego, czy rytm jest prosty, czy celowo skomplikowany. Nie przekracza przy tym ani na chwilę granicy pomiędzy bezduszną wirtuozerią i muzyką. Zawsze będąc po stronie Muzyki…

Jak każdy wybitny lider raczej nadaje muzyce swój styl, niż stara się dominować na scenie. Potrafi stanąć w drugim rzędzie… Zostawia miejsce dla wszystkich muzyków…

Znajduje też czas na popisy solowe, przecież na widowni jest wielu gitarzystów basowych, którzy na jego popisy czekają… One jednak nie są podstawą koncertu…

Przy muzyce zespołu nie da się spokojnie posiedzieć. Nie da się nie podrygiwać w jej rytm, nie można obok niej przejść obojętnie. W czasach, kiedy jazz był muzycznym mainstreamem słuchanym przez młodzież, byłby to najlepszy z możliwych komplementów…

Dziś niektórzy zarzucają Marcusowi Millerowi, że gra pod publiczkę, że się popisuje… Mimo że tak nie jest, nawet jeśli gra się z dziecinną lekkością wirtuozerską solówkę, cóż w tym złego? Czy celem muzyki nie jest sprawianie słuchaczom przyjemności? Jazz jest nie tylko sztuką. Jest też, a może przede wszystkim Muzyką, a potem dopiero sztuką… A muzyka służy sprawianiu przyjemności, a jednym z rodzajów przyjemności jest ekstatyczne podrygiwanie w takt świetnie dobranych dźwięków.

Zabawa na koncercie Marcusa Millera jest najwyższych lotów. To światowa ekstraklasa w swojej kategorii. Poza tym Marcus Miller dawno nie miał tak wyrównanego zespołu.

Przy okazji tego zespołowego grania, niejako w formie premii, jeśli mamy na to ochotę, możemy sobie poszukać niespodziewanych i nowatorskich rozwiązań formalnych, nietypowych podziałów i skomplikowanych rytmów i innych jazzowych smaczków.

Lepiej jednak wmieszać się w tłum i dać się ponieść chwili…

Najbliższa okazja już dziś/jutro – w sobotę 26 maja w Warszawie. Zdecydowanie warto, jeśli są jeszcze bilety, wybierzcie się do Palladium koniecznie. To dla muzyki Marcusa Millera zdecydowanie lepsze miejsce, niż sztywna i „zasiadana” Sala Kongresowa…

Wśród muzyków, których wcześniej nie słyszałem, na zdecydowane wyróżnienie zasługuje pianista – Kris Bowers. Zapamiętajcie to nazwisko koniecznie! Szczególnie, kiedy gra na akustycznym fortepianie, co teoretycznie nie powinno na scenie należącej do Marcusa Millera się udać… Jego gra jest oszczędna, a mimo to skupia na sobie uwagę słuchaczy, którzy przed chwilą skakali w takt solówki lidera. To fenomen, którego jeszcze nie rozumiem, ale zamierzam sobotni wieczór poświęcić obserwacji tego fenomenu… To sztuka zarezerwowana dla największych jazzowych talentów… To ulotny i nieopisywalny sposób grania tylko tych nut, które są konieczne i ani jednej więcej. To kontrolowanie muzycznej przestrzeni. Niewielu młodych muzyków tak potrafi… Kris Bowers w wieku 23 lat robi to wyśmienicie…

Kris Bowers

Z tegorocznym zespołem nawet „Tutu” potrafi być inne, nowoczesne… To zdumiewające, niewielu kompozytorów standardów, a za taki można już uważać „Tutu” potrafi wyzwolić się z pierwotnej myśli i zagrać inaczej. Najczęściej nowe oblicze kompozycji pokazują nam inni muzycy. Marcus Miller potrafi zagrać „Tutu” nowocześniej i zupełnie inaczej, niż robił grając u Milesa Davisa, czy później ze swoimi pierwszymi zespołami w latach dziewięćdziesiątych…

Świetny show… Dużo lepszy niż się spodziewałem…  Więcej zdjęć zobaczycie jutro, po kolejnym koncercie...

Brak komentarzy: