09 lipca 2012

The Mahavishnu Orchestra And John McLaughlin – Inner Mounting Flame

Ta płyta jest ze mną od zawsze. Właściwie od samego początku chciałem umieścić ją w Kanonie Jazzu. Przez prawie rok, w kolejnych tygodniach zawsze myślałem, że to może w przyszłym tygodniu, że powinienem o tej płycie napisać jakiś dłuższy tekst… Dziś nie jest ten specjalny dzień. Dłuższego tekstu nie będzie. To jest po prostu bardzo dobra płyta, jeden z najbardziej reprezentatywnych dla całego elektrycznego jazzu lat siedemdziesiątych albumów.

To jest również płyta ważna dla mnie, już nie pamiętam, kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy, ale to było z pewnością gdzieś w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. Krótko później miałem już mój pierwszy jej egzemplarz – wydany przez wschodnioniemiecką wytwórnię Amiga. Jakość dźwięku tego wydania było wprostproporcjonalne do lgalności teog wydania, ale i tak byłem szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza. Dziś mam japońskie, starannie zremasterowane wydanie cyfrowe i oryginalne tłoczenie analogowe z 1972 roku. Mam też mocno zużyte wspomniane już wydanie Amigi.

Często do tej płyty wracam. To kwintesencja fusion. To również jeden z najlepszych albumów Johna McLaughlina w całej jego niesłychanie owocnej karierze. To też jeden z nielicznych elektrycznych albumów z tego okresu, na którym niczego nie ma za dużo. Znajdziemy tu brzmienia elektroniczne, ale niezbyt wiele. Jest też pełne bluesa brzmienie gitary, odrobina skrzypiec, no i niesamowita perkusja Billy Cobhama…

„Inner Mounting Flame” to dzieło zespołowe, jeden z tych albumów, na których muzycy razem zagrali dużo więcej niż mogliby zagrać osobno. Wzajemnie się inspirowali i dodawali sobie energii.

„Inner Mounting Flame” to nie tylko jedna z najważniejszych płyt fusion, ale też jedna z pierwszych. Wcześniej był jedynie zespół Tony Williamsa Lifetime. To także początek inspiracji muzyków jazz-rockowych muzyką indyjską. Nie znajdziemy tu indyjskich melodii, ale struktury kompozycji i powtarzane przez Johna McLaughlina gitarowe riffy przypominają wielu indyjskie muzyczne mantry…

Na płycie znajdziecie też utwory zagrane w wolnych tempach na akustycznej gitarze i skrzypcach. Za tymi fragmentmi nie przepadam, ale sprawdzają się w roli muzycznych przerywników pomiędzy bardzo dynamicznymi tematami. Gitara Johna McLauglina jest tu niepowtarzalna, nikt już nigdy nie zagrał tak jak Billy Cobham, jego styl naśladowali wszyscy jazz-rockowi perkusiści. Warstwa rytmiczna zyskuje na braku zbędnych instrumentów perkusyjnych. Jan Hammer potrafi grać, a nie chce się tylko popisywać nowymi brzmieniami. A to, że lider ściąga trochę z Jimi Hendrixa? No cóż, to nie jest wstyd. W sumie z tego wszystkiego wyszedł album wybitny, choć w stosunku do tej płyty, z którą wiąże mnie wiele wspomnień z dzieciństwa nie potrafię być obiektywny.

The Mahavishnu Orchestra And John McLaughlin
Inner Mounting Flame
Format: CD
Wytwórnia: Sony
Numer: SRCS 9176

Brak komentarzy: