07 września 2012

Chris Botti – This Is Chris Botti


Składanka… Nie lubię składanek. Dajmy jej jednak szansę. Popatrzmy na nią jakby składanką nie była. Z tego punktu widzenia jednolitość stylu i dźwiękowej realizacji powinna być czymś za co tą płytę można pochwalić. Jednak tylko z pozoru. To również jej wada i to chyba największa.

Przewidywalność każdego dźwięku, elegancja granicząca z muzycznym banałem, choć trzeba przyznać, że nigdy nie przekraczająca granicy poza którą za taką muzykę można się już jedynie wstydzić…

No może to trochę za wiele krytyki. Podobno Chris Botti na koncertach wypada całkiem nieźle. Nie wiem, bo nigdy na koncercie nie byłem, ale chyba następnym razem się wybiorę, jak będzie gdzieś w pobliżu. Oglądałem kiedyś koncert z Bostonu na DVD. Jego fragmenty są również elementem składanki „This Is Chris Botti”. Ten koncert nawet mi się podobał, szczególnie w wersji z obrazem, bo sam dźwięk wydaje się… znowu nieco zbyt oczywisty i przewidywalny. Nie oczekuję od każdego albumu, żeby mnie zaskakiwał co chwilę, ale może choć raz na godzinę mogłoby się pojawić coś nowego, co jeśli nie zachwyci, to przynajmniej zaskoczy.

Oczywiście, Chris Botti to wielkie pieniądze, a więc perfekcyjna realizacja i najlepsi z możliwych specjalistów od wszystkiego, poczynając od muzyków, poprzez dźwiękowców, na fotografach kończąc. I cóż z tego…

Tej muzyce brak emocji, pomysłu, osobistego stylu, czegoś wyjątkowego… Czyli brak jej tego wszystkiego, co powinien mieć każdy artysta. W ten sposób powstaje muzyczna konfekcja. A ja takiego czegoś nie lubię.

Spróbujmy znaleźć na tej płycie coś ciekawego… Mnie najbardziej podoba się „Halelujah” Leonarda Cohena ze wspomnianego już koncertu z Bostonu. To naprawdę wyróżniające się na tle pozostałych nagranie. Podoba mi się, jak trąbka lidera krąży wokół tematu, sugeruje, dotyka go, a jednak, przynajmniej przez pierwszą mniej więcej minutę, nie gra go w całości. To coś co mnie na tej płycie zaskoczyło. Jeśli wrócę kiedyś do tej płyty, to dla tego właśnie nagrania.

Ta płyta nie miała u mnie łatwo. Składanek nie lubię. Za Chrisem Botti nie przepadam, bo jest zbyt akuratny i pozbawiony emocji. A tu wybrano właśnie jego akuratne nagrania. Taka salonowa składanka na smętny wieczór. Chris Botti gra poprawnie, inni poprawnie grają wcześniej ustalone aranżacje. Dla mnie to za mało. Choć rozumiem fenomen popularności takiej muzyki. Przy niej nie trzeba myśleć i słuchać. Ona nie przeszkadza.

Ja uważam, że muzyki trzeba słuchać. Ta co gra gdzieś obok mnie mi zwyczajnie przeszkadza. A nie zdziwię się, jeśli któregoś dnia usłyszę Chrisa Botti gdzieś w windzie luksusowego hotelu. Choć pewnie go nie rozpoznam, bo nie ma w dźwięku jego trąbki nic rozpoznawalnego…

Ale nie skreślam go całkowicie, bo koncert z Bostonu lubię.

Popatrzmy jednak nieco bardziej analitycznym okiem na tą składankę. Zrobię mój a z tych samych utworów.  To wyglądałoby mniej więcej tak (tak z pamięci bez oglądania się na półki z płytami):

  1. „Italia” – nie mam pomysłu…
  2. When I Fall In Love” – Miles Davis – The Complete Live At The Plugged Nickel 1965” – są tam dwie długie i piękne wersje.
  3. I’ve Got You Under My Skin” – Sonny Rollins – A Night At The Village Vanguard Vol. 1”
  4. „Someone To Watch Over Me” – Chet Baker - „My Funny Valentine”
  5. „Estate” – Michel Petrucciani - „Live”
  6. „The Very Thought Of You” – Joe Pass z albumu „Joe Pass At The Montreux Jazz Festival 1975”, albo Johnny Hartman z albumu “Unforgettable”
  7. „No Ordinary Love” – wybieram oryginał Sade, tytułu płyty nie pamiętam…
  8. Emmanuel” – nie mam pomysłu….
  9. „Hallelujah” – tu mam dwoje faworytów – Jeff Buckley z albumu „Grace”, albo Popa Chubby z albumu koncertowego dostępnego w formie płyty DVD – „Wild Live!”
  10. „I've Grown Accustomed To Her Face” – Jeśli instrumentalnie, to Sonny Rollins z Kenny Dorhamem i Maxem Roachem z „Rollins Plays For Bird”, jeśli ma być wokal – to Dorothy Dandridge z „Smooth Operator”
  11. „Nessun Dorma” – to oczywiste – Jeff Beck z „Live And Exclusive From The Grammy Museum” – wybitne… a jak ktoś chce bardziej jazzowo – Lester Bowie & Brass Fantasy z „The Odyssey Of Funk & Popular Music”
  12. „If I Ever Lose My Faith In You” – tu wybór jest mocno ograniczony. To znowu nagraniu z albumu „Ten Summoner’s Tales” Stinga. Ja jednak wybieram słynny koncert z 11 września 2001 roku – płytę DVD Stinga „…All This Time” – tu niespodzianka, na estradzie jest też Chris Botti.
  13. „Time To Say Goodbye” – nie mam pomysłu…

To byłoby lepsze… Ale taka składanka nigdy na sklepowych półkach nie wyląduje. Nie da się pogodzić interesów tylu wydawców i wykonawców. Kupcie sobie te wszystkie płyty, jeśli ich jeszcze nie macie. A jak to przekracza Wasz budżet… To może jest właśnie sens wydania „This Is Chris Botti”.

Chris Botti
This Is Chris Botti
Format: CD
Wytwórnia: Decca / Universal
Numer: 600753317358

Brak komentarzy: