28 czerwca 2012

Aga Zaryan - A Book Of Luminous Things / Księga Olśnień

Może zacznę dość nietypowo, czyli od podsumowania… Głosuję za wersją angielską, co nie znaczy, że wersja polska nie jest ciekawa… Ale o tym za chwilę, bowiem w podsumowaniu powinno znaleźć się jeszcze jedno zdanie… Tym razem będące pokazaniem słabego punktu obu produkcji, który w sumie słabym punktem nie jest, ale jakby go nie było, mnie podobałoby się bardziej… Otóż owym niezbyt według mnie potrzebnym na obu albumach elementem jest smyczkowa orkiestracja Krzysztofa Herdzina.

UWAGA: Patrz komentarz pod postem...

Od tego wypada więc zacząć, żeby później było tylko coraz lepiej. Niewątpliwie aranżacje smyczków wykonane na oba albumy przez Krzysztofa Herdzina są na światowym poziomie. Nie tylko sprawne technicznie, ale również zachowujące sygnaturę dźwiękową pozwalającą dość łatwo bez czytania małych literek na okładce usłyszeć, że to gra Krzysztof Herdzin… No, może tym razem nie gra, tylko aranżuje, ale własne brzmienie dla aranżera jest czymś równie istotnym, a może nawet istotniejszym niż dla muzyka. Tak więc Krzysztof Herdzin aranżuje świetnie, ale mnie na obu płytach podobają się najbardziej te fragmenty, w których miejsce smyczków zajmuje gitara Larry’ego Koonse i kontrabas Dariusza Oleszkiewicza. Nie zapomniałem oczywiście o fortepianie obsługiwanym przez Michała Tokaja, ten jednak obecny jest prawie zawsze, więc nie jest wyróżnikiem tych bardziej kameralnych utworów.

Dlatego też dla mnie przebojem tych albumów jest kompozycja „A Parable Of The Poppy” / „Przypowieść o maku” i kolejne dwa utwory. Może dlatego, że najbardziej przypominają dobre jazzowe śpiewanie w klasycznym kwartecie akompaniującym wokalistce? Może dlatego, że pozwalają słuchaczowi nieco bardziej skupić się na wokalu? Jeśli bazą do repertuaru są ważne dla Agi Zaryan teksty, to ich prezentacja nie powinna konkurować z instrumentacją…

Nie zrozumcie mnie źle, to są wyśmienite płyty.. Może trzeba więc chwalić, a nie tylko opowiadać o tym, co mogło być lepsze…. Nie szukajmy więc dziury w całym… Z dwu wyśmienitych płyt częściej jednak sięgam po wersję angielską. Wcale nie dlatego, że to światowa produkcja. Również nie dlatego, że pragnę zagłębić się w zakamarki łamigłówki tłumaczeń niełatwych tekstów… Niektóre były tłumaczone z polskiego na angielski, inne odwrotnie… Do jazzowej frazy język angielski pasuje zwyczajnie lepiej, a barwa głosu i bogactwo mikrodetali, które zawdzięczamy nie tylko wyśmienitej formie wokalnej Agi Zaryan, ale również dobrej realizacji akustycznej rejestrującej wiele mikrodetali i atmosfery nagrania też bardziej podoba mi się w wersji angielskiej…

Na obu albumach niepodzielnie rządzi głos Agi Zaryan i dlatego też… Im mniej instrumentów tym lepiej… Może nawet cały album z odrobiną gitary, albo fortepianu byłby najlepszą edycją…

Muzyka skupia uwagę, mimo że nie obfituje w nagłe zwroty akcji, łatwo skłania słuchacza do pozostania przy głośnikach na dłużej. To w stosunkowo prostej i ogranej na wiele sposobów formule fortepian / gitara plus sekcja i jazzowa wokalistka nie jest łatwe… Aga Zaryan to potrafi, a do tego ma głos, którego nie sposób pomylić z nikim innym… Czego więcej trzeba do światowego sukcesu? Trochę szczęścia w doborze repertuaru, ciężkiej pracy, determinacji, pogody ducha i wiary w sukces… To wszystko akurat brzmi jak opis artystycznej sylwetki i charakteru Agi Zaryan. Niestety trzeba też wielkiej promocji i machiny dużej wytwórni, która nie tylko weźmie do katalogu, ale jeszcze priorytetowo potraktuje… Tego na razie brak, ale z punktu widzenia słuchacza to nawet się cieszę, bowiem można Agę usłyszeć w kameralnych okolicznościach, a żeby zrobić wywiad nie trzeba przedostawać się przez tabun managerów a potem ochroniarzy… Wywiad przeczytacie w czerwcowym wydaniu Jazzpressu.. Dziś to ciągle jest wydanie najnowsze…

Aga Zaryan
A Book Of Luminous Things
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note / EMI
Numer: 5099908449825

Aga Zaryan
Księga Olśnień
Format: CD
Wytwórnia: EMI
Numer: 5099908449627

25 czerwca 2012

Robert Johnson – King Of The Delta Blues Singers

Sięgnijmy do prehistorii jazzu. Owa prehistoria pełna jest muzyki, która dziś wydaje się być może ważna historycznie, ale często muzyczny niekoniecznie wyrafinowana. Umiejętności techniczne muzyków grających w pierwszych jazzowych zespołach, które znamy z nagrań z lat dwudziestych ubiegłego wieku są delikatnie rzecz ujmując dalekie od doskonałości. Można przyjąć drogą rozumowania zbliżonego do matematycznej indukcji, że wcześniej było podobnie. Oczywiście od tej reguły były wyjątki, jak choćby Louis Armstrong, którego nagrania ze składami Hot Five i Hot Seven do dziś są ważne nie tylko historycznie, ale również muzycznie. Równie ważną dla historii jazzowej i bluesowej gitary, a nawet gitary w ogóle był Robert Johnson.

Jego nagrania powstały w latach trzydziestych, w czasach, kiedy nie wynaleziono jeszcze płyt długogrających, wobec czego naszą Płytą Tygodnia w kategorii Kanonu Jazzu może zostać jedynie późniejsza kompilacja. „King Of The Delta Blues Singers” to właściwie debiut wydawniczy Roberta Johnsona, a na pewno płyta, która jego legendę, znaną wcześniej jedynie garstce ortodoksyjnych fanów wczesnego bluesa przybliżyła całemu światu. Album ukazał się po raz pierwszy w 1961 roku i wśród jazzowych, bluesowych i rockowych gitarzystów wywołał poruszenie, jakiego nigdy nie wywołał i chyba już nie wywoła żadne inne historyczne wydawnictwo.

Kiedy w zeszłym roku przygotowywałem specjalną autdycję z okazji 100 rocznicy urodzin Roberta Johnsona, w 4 godzinnym bloku udało mi zmieścić się jedynie absolutnie najważniejsze covery kompozycji Roberta Johnsona. Setki nagrań pozostały na półce.

Twórczość tego niezwykłego a zarazem tajemniczego gitarzysty dla wielu jest źródłem każdego dźwięku, który od czasu jego jedynych nagrań dokonanych w 1936 i 1937 roku został zagrany na gitarze. Pewnie to zbytnie uproszczenie, ale z pewnością jest jednym z ojców współczesnej gitarowej gry jazzowej i rockowej, a przede wszystkim bluesowej.  Z pewnością również płyty pozostałych ojcówwspółczesnej gitary – Charlie Christiana, Les Paula i Django Reinharda znajdą się w Kanonie Jazzu już wkrótce.

Robert Johnson pozostawił niewiele nagrań. W sumie to 29 utworów plus kilka wersji alternatywnych. Na płycie „King Of The Delta Blues Singers” znajdziecie 17 z nich, resztę z łatwością odszukacie na różnego rodzaju lepiej lub gorzej wydanych albumach, najczęściej ze słowem „Complete”, lub „Definite” w nazwie… W Kanonie jednak miejsce powinien zaląć właśnie „King Of The Delta Blues Singers”, ten album ma znaczenie historyczne.

Wszystkie nagrania Roberta Johnsona, to jego własne kompozycje, czasem bazujące, jak to w jego czasach bywało na nieznanego autorstwa pieśniach ludowych. Wiele z nich to dziś największe bluesowe przeboje wszechczasów, które znać musi każdy gitarzysta, który zechce pokazać się na jakimkolwiek jamie ze swoją gitarą. Trudno wyobrazić sobie obraz dzisiejszego bluesa bez rozlicznych interpretacji „Sweet Home Chicago”, „Ramblin’ On My Mind”, „Love In Vain”, czy „Dust My Broom”. Jeden z największych przebojów supergrupy Cream – „Crossroads” został skomponowany przez Erica Claptona na bazie „Cross Road Blues” Roberta Johnsona. Nie wszystkie te utwory znajdziecie na „King Of The Delta Blues Singers”. Z pewnością jednak słyszeliście je setki razy w przeróżnych wykonaniach.

Historia życia Roberta Johnsona obfituje w niezwykłe legendy. Do inspiracji jego twórczością przyznają się najwięksi gitarzyści wszechczasów, w tym Jeff Beck, Jimi Hendrix, Eric Clapton, czy Peter Green. Jego kompozycje nagrywali właściwie wszyscy znani gitarzyści bluesowi i jazzowi. Utwory te również weszły na stałe do jazzowego repertuaru, przypominane są między innymi przez Cassandrę Wilson.

Eric Clapton wydając w 2004 roku płytę „Me And Mr. Johnson” zawierającą wyłącznie kompozycje Roberta Johnsona nazwał go najważniejszym muzykiem bluesowym wszechczasów. Peter Green nagrał dwa albumy, na które składają się jego własne interpretacje wszystkich kompozycji Roberta Johnsona – „The Robert Johnson Songbook” i „Hot Foot Powder”. Keith Richards przez wiele lat nie mógł uwierzyć słysząc nagrania Roberta Johnsona, że to gra tylko jeden gitarzysta. Zespół The Rolling Stones często do dziś gra utwory jubilata na koncertach.

Magazyn The Rolling Stone umieścił Roberta Johnsona na 5 miejscu listy 100 najważniejszych gitarzystów wszechczasów. W 70 lat po jego śmierci. Dwa lata później portal guitar.com umieścił Roberta Johnsona na 9 miejscu wśród 50 najważniejszych gitarzystów. W 1990 roku magazyn SPIN kompilując listę 35 bogów gitary (Guitar Gods) bez wahania umieścił Roberta Johnsona na pierwszym miejscu.

„King Of The Delta Blues Singers” to blues prawdziwy, granny I śpiewany przez człowieka, który przeżył z pewnością wiele z opisywanych w tekstach historii, a te, których nie doświadczył osobiście, widział gdzieś obok. Dziś takiej muzyki już nie ma. Artyści nie mają łatwo, ale z pewnością żyją nieco dostatniej, niż ci, na których się dziś w mniej lub bardziej świadomy sposób wzorują. W związku z tym często śpiewają o rzeczach, które znają jedynie z lekcji historii, albo opowiadań starszych kolegów. Może ich nagrania są doskonalsze technicznie, ale z pewnością nie ma w nich tylu emocji.

Osobny komentarz należy się stylowi gry na gitarze Roberta Johnsona. Ja osobiście w zaprzedawanie duszy diabłu raczej nie wierzę, ale faktem jest, że w szczególności jeśli wziąć pod uwagę jakość instrumentów i techniki nagraniowej z lat trzydziestych, to może w tego diabła jednak czas zacząć wierzyć…

Robert Johnson
King Of The Delta Blues Singers
Format: CD
Wytwórnia: Sony
Numer: B00000AG6X

24 czerwca 2012

Randy Crawford & Joe Sample with Steve Gadd & Nicklas Sample - Live


To taka zwyczajna płyta. Randy Crawford śpiewa zwyczajnie, to znaczy znakomicie. Joe Sample wraz z pozostałymi muzykami akompaniuje jej również zwyczajnie znakomicie. Nie odkrywają nowych obszarów, nie łączą w twórczy sposób rzeczy, których połączyć się nie da. Nie robią niczego po raz pierwszy. Ich muzyki nie będziemy nazywać neo coś tam… Oni nie eksperymentują. Nie ścigają się, nie odkrywają i niczego nie gonią. Nie wymyślają i niczego nie udają. Grają, Randy Crawford śpiewa i wszyscy zwyczajnie robią to świetnie. Tylko tyle i aż tyle.

Materiał umieszczony na płycie zarejestrowano podczas europejskiej trasy koncertowej zespołu w 2008 roku. Jeśli pamięć i zawartość mojej półki z płytami tej wokalistki mnie nie myli, to jej pierwsza solowa płyta koncertowa. Nie wiem, czemu tak długo czekała, z jej wydaniem, ale wiem, że doczekaliśmy się świetnego albumu.

Na płycie znajdziemy zarówno największe przeboje z obejmującej już ponad 30 lat kariery wokalistki, jak i garść standardów.  Wśród tych pierwszych, znanych przede wszystkim z wykonań grających ze sobą od lat, jeszcze od czasu zespołu The Crusaders,  duetu Randy Crawford i Joe Sample są takie hity znane nie tylko fanom jazzu, ale też muzyki popularnej, jak „Almaz”, czy „One Day I’ll Fly Away”. Wśród standardów ważnym elementem koncertów jest otwierający często program „Everyday I Have The Blues” i klasyk z repertuaru Edith Piaf – „No Regret”. Nie mogło też zabraknąć ich wspólnego hitu z końca lat siedemdziesiątych – „Street Life”.

Zwykle zespół akompaniujący wokalistce ma za zadanie się nie wyróżniać. W końcu gwiazda na scenie może być tylko jedna… W tym przypadku jest inaczej. Mimo, że Joe Sample gra z Randy Crawford od lat, nie jest klasycznym akompaniatorem. Ma swój dźwięk i nie boi się partii solowych. Jeśli posłucha się jego innych nagrań, wydaje się być zbyt charakterystycznym i rozpoznawalnym pianistą, niezbyt nadającym się do roli akompaniatora. To samo można powiedzieć o perkusiście. Steve Gadd jest muzykiem niezwykle uniwersalnym, ale z pewnością ma raczej ciężką rękę i za pozostawaniem gdzieś w drugim rzędzie nie przepada…

Ta wybuchowa mieszanka muzyków sprawdza się całkiem nieźle, jednak muszę przyznać, że wolę te momenty, kiedy jest więcej wokalu niż instrumentów. Zespół nie jest zły, ale Randy Crawford jest lepsza…

Do kompletu mamy jeszcze syna Joe Sample – basistę Nicklasa Sample, którego wcześniej nie słyszałem, a który okazuje się całkiem sprawnym członkiem zespołu.

Tak więc to zwyczajnie dobra płyta, a takich wcale nie powstaje wiele…

Randy Crawford & Joe Sample with Steve Gadd & Nicklas Sample
Live
Format: CD
Wytwórnia: PRA / Dreufus / Sony
Numer: 3460503698123