30 lipca 2012

Sonny Rollins Quintet with Kenny Dorham And Max Roach – Rollins Plays For Bird


Z pewnością można było zagrać to lepiej. Z pewnością to nie jest najciekawszy album Sonny Rollinsa z połowy lat pięćdziesiątych. W tym samym, 1956 roku powstały choćby „Saxophone Colossus” i „Tenor Madness”. W związku z tym właśnie postanowiłem przypomnieć nieco zapomniany album Sonny Rollinsa z repertuarem związanym, na co jasno wskazuje tytuł płyty, z Charlie Parkerem.

Oczywiście, że „Tenor Madness” i „Saxophone Colossus” to płyty muzycznie bardziej dojrzałe, chciałoby się powiedzieć, że lepsze. Może jednak czasem zbyt doskonałe, a przede wszystkim przez wielu fanów jazzu słuchane tysiące razy, a muzyka, nawet ta najlepsza po pewnym czasie nudzi się nieco i przestaje być równie intrygująca. Tak więc nagranie z tego samego, jednego z najlepszych dla Sonny Rollinsa i jazzu w ogóle roku (no może oprócz 1959), warte jest przypomnienia.

Prawdopodobnie to nie było dla Sonny Rollinsa łatwe nagranie. Wymagało sporo przygotowań, bowiem różnica między altem i tenorem jednak jest całkiem spora i wiele muzyki trzeba było trochę przearanżować. Płyta została nagrana i wydana zaledwie w kilka miesięcy po śmierci Charlie Parkera, więc potencjalni słuchacze z jednej strony oczekiwali zapewne i rozglądali się po rynku za tego rodzaju produkcjami, ale pamiętali również z koncertów i wielu transmisji radiowych (i płyt oczywiście), jak standardy grywał ich idol.

Projekt wydawał się więc niezbyt bezpieczny, ale udał się doskonale, choć jak już wspomniałem, został nieco przez lata zapomniany, a raczej przyćmiły jego wielkość inne, jeszcze lepsze nagrania.

Koncepcja muzyczna jest w tym wypadku oczywista – lider gra najwięcej, świetnie w roli drugiego solisty sprawdza się Kenny Dorham, a sekcja pozostaje klasyczną sekcją rytmiczną, z udziałem mało znanego, choć w owych czasach rozchwytywanego pianisty – Wade’a Legge. To właśnie zmarnowany nieco potencjał duetu Rollins – Dorham pozostawia u mnie lekkie poczucie niedosytu. Gdyby zagrali razem nieco więcej, z pewnością byłby to album wybitny, a tak jest tylko bardzo dobry.

Niespełna 27 minutowy utwór wypełniający w pierwotnym wydaniu stronę pierwszą płyty analogowej można dziś ustawić sobie w kółko i słuchać przez długie godziny, to prawdziwa encyklopedia standardów…

Sonny Rollins Quintet with Kenny Dorham And Max Roach
Rollins Plays For Bird
Format: CD
Wytwórnia: Prestige / Concord / Universal
Numer: 888072306479

29 lipca 2012

John Surman – Saltash Bells

John Surman nie rozpieszcza swoich fanów dużą ilością swoich własnych projektów. Z tym większym zadowoleniem należy przyjąć jego nową płytę „Saltash Bells”, którą nagrał sam, grając na wszystkich instrumentach, w tym nie tylko saksofonach i klarnetach, ale również posługując się brzmieniami syntetycznymi.

„Saltash Bells” wydaje się być podsumowaniem dotychczasowych muzycznych doświadczeń i rozlicznych inspiracji jego twórcy. Pozostaje jednak zdumiewająco jednolity stylistycznie. Owa jednolitość jest dla mnie niemałym zaskoczeniem, jeśli weźmie się pod uwagę, że John Surman, to prawdopodobnie jeden z najbardziej uniwersalnych muzyków europejskich. Grał w życiu już w zasadzie wszystko, od jazz-rocka z Johnem McLauglinem i bluesa z Alexisem Kornerem poprzez jazzowy mainstream do free-jazzu ze Stu Martinem. Ma też za sobą doświadczenia w muzyce etnicznej pochodzącej z Afryki, muzyką klasyczną, poparte studiami w londyńskim Konserwatorium, oraz filmową i sakralną, a także wszystkimi chyba innymi nurtami muzycznymi.

Jest wybitnym saksofonistą, ale także jednym z niewielu twórców, którzy potrafią wykorzystać w swojej muzyce instrumentarium elektroniczne nie tylko jako ciekawostkę i dodatkowe brzmienia, ale również z sensem użyć ich jako podstawowych środków wyrazu w swoich własnych kompozycjach.

„Saltash Bells” nie jest pierwszym solowym projektem Johna Surmana. Podobne w koncepcji techniki realizacyjnej płyty nagrywał dla ECM już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

W utworach zagranych jedynie na instrumentach saksofonach i klarnetach, bez udziału elektroniki, uważni słuchacze znajdą inspirację muzyką barokową. Część kompozycji, w których słyszymy elektronikę ma charakter ilustracyjny i mogłoby stanowić doskonały materiał do użycia jako filmowa ścieżka dźwiękowa. Ów film, który zapewne nigdy nie powstanie musiałby być dziełem europejskiego reżysera, dodajmy – raczej skandynawskiego, niż włoskiego… Mógłby to też być film przyrodniczy, raczej jednak o anglieskich ptakach, niż wędrówce afrykańskich słoni. Wystarczy zamknąć oczy i posłuchać przepięknie malowanych przez Johna Surmana obrazów. Dawno nie słyszałem tak dobrze użytych brzmień elektronicznych, które stanowią uzupełnienie i tło dla saksofonów, a nie są pokazem opanowania obsługi instrumentu i zachwytem nad jego możliwościami brzmieniowymi. Ten album jest doskonałym przykładem użycia elektroniki w sposób gwarantujący jej ponadczasową wartość. Wiele płyt z brzmieniami syntetycznymi starzeje się wyjątkowo źle, czego przykładem część płyt fusion z lat osiemdziesiątych. Jestem przekonany, że za 50 lat możliwości instrumentów elektronicznych będą jeszcze większe, jednak „Saltash Bells” zabrzmi wtedy jak dobra klasyka, a nie archaiczne demo nieużywanych już modułów brzmieniowych. Największe brawa należą się Johnowi Surmanowi za to, że to on używa techologii, a nie daje się jej zawładnąć.

John Surman
Saltash Bells
Format: CD
Wytwórnia: ECM
Numer: 602527981086