13 sierpnia 2012

Jimmy Smith – Standards


Jimmy Smith gościł już w naszym Kanonie Jazzu ze swoją płytą „Christmas Cookin’”, to była jednak specjalna, świąteczna okazja. Sam lider nie ma na swoim koncie jednego, reprezentatywnego albumu, który byłby jego najważniejszym dziełem. Jego dorobek, poczynając od debiutu w latach pięćdziesiątych – albumu „A New Sound, A New Star – Jimmy Smith At The Organ”, który w pierwotnych wydaniach został podzielony na 3 odrębne albumy, można podzielić na 3 najważniejsze grupy.

Pierwsza – to nagrania, zarówno dla Blue Note, jak i dla Verve (tych akurat jest tu mniej), z początków kariery w klasycznych organowych triach z gitarą, ewentualnie w składach uzupełnionych o saksofonistę  -często bywał to Stanley Turrentine. Te klasyczne składy  - organy Hammonda, gitara i perkusja – to gatunek, którego Jimmy Smith był współtwórcą. To również moja ulubiona część jego dyskografii.

Druga – to nagrania – w większości dla Verve z dużą orkiestrą – te najlepsze z udziałem zespołu dowodzonego przez Oliviera Nelsona. Na tych płytach często repertuar jest przypadkowy, a sam lider zdaje się być przez większość swojej kariery rozdarty między jazzowym mainstreamem, bardziej młodzieżowym i komercyjnym bluesem, a repertuarem, o którym zapewne tuż po nagraniu chciałby zapomnieć.

Trzecia – to nagrania z lat osiemdziesiątych i późniejsze. Tu bywało bardzo różnie. Duety z Joey DeFrancesco są bardzo dobre. Płyty w rodzaju „Dot Com Blues”, mimo imponującego składu są, po chwili zastanowienia, jak wielkiego muzyka nie urazić napiszę, że „nieco słabsze”.

Tak więc jako pierwszą, ale zapewne nie ostatnią pozycję z dyskografii Jimny Smitha do Kanonu Jazzu wprowadzimy płytę „Standards”. Ten album, zgodnie z nazwą wypełniony jest jazzowymi standardami, zagranymi w hammondowym trio z gitarą i perkusją. Na gitarze gra Kenny Burrell, to obok Wesa Montgomery najlepszy gitarzysta, z którym przyszło Jimmy Smithowi grać.

Ten album mógłby zresztą należeć równie dobrze do dyskografii Kenny Burrella. Obaj muzycy wydają się być tu równoważnymi partnerami. To również jeden z bardziej refleksyjnych i z pozoru mało przebojowych albumów Jimmy Smitha, jednocześnie jednak jeden z tych, który wydaje się nie być, jak to często w wypadku płyt naszego bohatera bywało, luźnym zlepkiem przypadkowych przebojowych kompozycji. To album, którego słucha się nie jak zbioru przebojów, ale jak spójnej i przemyślanej, wyciszonej i spokojnej, pięknie zagranej muzyki. Ten wolniejszy nieco rytm pozwala skupić się na pięknym brzmieniu instrumentu, który w muzyce jazzowej spopularyzował właśnie Jimmy Smith, pozostając do dziś dla wielu najważniejszym muzykiem grającym na organach Hammonda.

Jimmy Smith
Standards
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 724382128229

12 sierpnia 2012

Adam Tvrdy Trio – Doublewell


Lubię w tym miejscu Was zaskakiwać. Nie można się przecież w nowościach ograniczać do najnowszych wydań płyt uznanych sław. Czasem zresztą myślę, że wielu z nich się już nie chce, nie pracują zbyt mocno, delikatnie rzecz ujmując – odcinają kupony od sławy. Uczciwie trzeba dodać, że od sławy, na którą kiedyś, dawno temu ciężko sobie zapracowali. Nowych płyt wielkich nazwisk pewnie starczyłoby nam na każdy tydzień w roku po jednej. Wtedy jednak omijałyby nas ciekawe muzycznie wydarzenia, a kiedy tych sław już nie będzie wśród nas nie będziemy wiedzieć, co w muzyce się dzieje.

Warto więc czasem spojrzeć na produkcje nieco młodszych muzyków, poszukać czegoś ciekawego, niekoniecznie w stajni Wyntona Marsalisa… I niekoniecznie wśród muzyków amerykańskich. Wielu wszak uważa, że w ostatnich latach Amerykanie stali się nieco bezsilnymi w twórczych poszukiwaniach kustoszami wielkiego muzeum jazzu, a to co ciekawe dzieje się w Europie, gdzie młode pokolenia mają coś do udowodnienia, a również całkiem ochoczo poszukują swojej własnej tożsamości. To energia twórcza, ale również świadomość, że z największymi szansa na wygranie jest znikomo mała.

Nie znaczy to oczywiście, że nie warto próbować, bowiem już sama obserwacja owych prób może być dla słuchaczy całkiem przyjemna. Tak jest właśnie w wypadku wcześniej mi zupełnie nieznanego czeskiego gitarzysty Adama Tvrdy’ego. Jego najnowszy album – „Doublewell” jest właśnie świadectwem takich twórczych poszukiwań, próby określenia własnego głosu, czegoś ulotnego, splotu wielu czynników, które sprawiają, że największych artystów gitary poznajemy już po kilku dźwiękach.

Adam Tvrdy ma jeszcze przed sobą sporo pracy, jednak album pełen jest doskonałych kompozycji i świetnie zagranych gitarowych melodii. Lider w części kompozycji używa gitary akustycznej, w pozostałych elektrycznej. Są też dwie sekcje rytmiczne, pewnie odbyły się dwie sesje. Obie sekcje spełniają należycie swoje zadanie, potrafiąc wpasować się zarówno w akustyczną, jak i elektryczną konwencję. Pozostają jednak klasycznymi sekcjami rytmicznymi, pozostawiając całą muzyczną przestrzeń liderowi. Wartym odnotowania wyjątkiem od tej reguły jest solo na kontrabasie zagrane przez Tomasa Barosa w utworze „Early Sunset”.

Płytę można podzielić w zasadzie na dwie odrębne dźwiękowo, choć całkiem bliskie stylistycznie części – tą zagraną na gitarze akustycznej i drugą – na elektrycznej. Mnie bardziej przypadła do gustu część elektryczna, co nie znaczy, że akustyczna jest gorsza, choć pojawiają się czasami pewne niedoskonałości techniczne – uważni słuchacze wychwycą zapewne, tak jak ja kilka niezbyt pewnie zagranych dźwięków. Założyłbym się po wysłuchaniu tej płyty, że to elektryczny instrument jest podstawowym narzędziem pracy lidera.

Akustyczna gitara jest w jazzowym świecie instrumentem sekcji rytmicznej, bądź często sięga do wzorców klasycznej muzyki hiszpańskiej. Adam Tvrdy ma na ten instrument nieco inny, bardzo jazzowy, choć kiełkujący dopiero pomysł. Na razie wolę więc utwory elektryczne, choć lawiny gitarowych przesterów się nie spodziewajcie. To raczej muzyka leżąca gdzieś pomiędzy Jimem Hallem, Wesem Montgomery i wczesnym Johnem Scofieldem. Myślę, że ciekawie wypadłby lider w gitarowo – hammondowej formule. Może kiedyś taką płytę nagra.

Ja w każdym razie dołączam Adama Tvrdego do listy artystów, których poczynania stale monitoruję i na jego kolejną płytę będę czekał z niecierpliwością.

„Doublewell” to rzetelnie opracowany, pełen dobrych kompozycji i świetnie zagrany autorski projekt, który z pełnym przekonaniem mogę Wam wszystkim polecić.

Adam Tvrdy Trio
Doublewell
Format: CD
Wytórnia: 2HP
Numer: 8595017419324