06 stycznia 2013

George Cables – My Muse


Zaczynamy sezon Płyty Tygodnia RadioJAZZ.FM. „My Muse” to niepozorny album zwykle pozostającego w cieniu pianisty – George’a Cablesa. Lider od dziesięcioleci gra i nagrywa z największymi sławami. Ma również na swoim koncie zapewne całe mnóstwo autorskich nagrań, z których znam jedynie kilka. Do światowej ekstraklasy liderów brakuje mu zatem tylko jednego – „nazwiska”. Może też odrobiny PR-u i jakiejś towarzyskiej sensacji. Muzycznie do światowej ekstraklasy George’owi Cablesowi nie brakuje bowiem niczego – on jest w niej od jakiś 30, może 40 lat, tylko mało kto o tym wie… Taka to w świecie przemysłu muzycznego różnica między muzyką a biznesem. George Cables grywał z największymi. Ja najbardziej cenię jego nagrania z Dexterem Gordonem. Pamiętam też jego jedyny chyba kontakt z polskimi muzykami – udział w nagranej w 2005 roku płycie Piotra Wojtasika „We Want To Give Thanks”.

Nie wystarczy zwyczajnie nagrywać doskonałej muzyki. Żeby sprzedawać więcej, niż kilka tysięcy każdego albumu w skali światowej, trzeba czegoś więcej niż tylko muzycznego geniuszu i niespotykanej często wrażliwości…

„My Muse” to album równie doskonały, co zwyczajny. Na pewno nie przełomowy, zdecydowanie również nie przebojowy. To garść melodii znanych i równie pięknych kompozycji lidera. To świetnie współpracująca ze sobą trójka muzyków – lider / pianista George Cables, weteran tysięcy sesji nagraniowych – perkusista Victor Lewis i najmniej znany w tym gronie kontrabasista – Essiet Essiet.

Mam na półce pewnie jakieś 1.000 płyt zbudowanych według podobnej formuły. To fortepianowe trio, doskonała jakość nagrania, lata świetlne muzycznej pustki, w której w cudowny sposób dźwięki pojawiają się dokładnie tam, gdzie być powinny. Nie jest ich ani za dużo, ani za mało. W związku z tym, często zastanawiam się, po co nagrywać kolejną taką płytę? A potem bez wahania ją kupuję i często do wielu z nich wracam, szczególnie w czasie długich zimowych wieczorów. To oznacza, że warto je ciągle nagrywać (to dla muzyków) i kupować (to dla mnie). Jakże wiele jest płyt, nawet tych dobrych, których słucham raz, a już za kilka dni o nich nie pamiętam.

„My Muse” to wyższa liga. O tej płycie z pewnością nie zapomnę. Mam ten album od kilku tygodni i ciągle nie może opuścić okolic odtwarzacza. To jeden z najlepszych wyznaczników muzycznej jakości. Tej niezwykle subiektywnej oceny każdego słuchacza. Chęci powrotu… Takiej właśnie, na jakiej muzykom zależy najbardziej.

W każdej możliwej skali ocen, najnowszy, choć co oczywiste zeszłoroczny album George’a Cablesa „My Muse” dostaje ode mnie najwyższą notę. Za emocje, styl, elegancję, muzykalność, nastrój, kompozycje, aranżacje, przestrzeń, jakość nagrania i wszystko inne, a przede wszystkim zwyczajnie za całokształt. I jeszcze dodatkową gwiazdkę za jedną z najlepszych interpretacji „My One And Only Love” w kategorii absolutnej.

Kiedy słucham tej płyty wiem, że muzycy mówią mi o tym, co czują, a nie to, co chcieli, żebym usłyszał producenci… To rzecz prawdziwa, nie wymyślona przez fachowców od muzycznego marketingu. To nie jest opowieść o tym, co dobrze jest opowiedzieć, żeby płytę sprzedać, tylko o tym, co rzeczywiści w głowie lidera… Jakże mało jest takich nagrań.

Płytę otwierają i zamykają utwory zagrane solo na fortepianie – chyba jeszcze lepsze od tych zagranych w trio, to jeszcze więcej miejsca dla wyobraźni słuchacza…

George Cables
My Muse
Format: CD
Wytwórnia: Jazzdepot / HighNote
Numer: 632375724429

Brak komentarzy: