01 lutego 2013

Baszta – Baszta: Swingujące 3 Miasto


Cóż zrobić z takim albumem? Baszta to w gdańskim środowisku jazzowym formacja legendarna. Legenda narastała z biegiem lat. Opierała się w zasadzie jedynie na pamięci tych, którzy zespół słyszeli na koncertach. Pamięć bywa zawodna, a również z upływem czasu zmienia się perspektywa muzyczna tych, co koncerty widzieli. 1978 rok to jednak było dawno temu.

Wydany na początku 2012 roku album „Baszta”, będący w zasadzie wydawniczym debiutem zespołu ma z pewnością wartość dokumentalną. Zawiera nagrania z właściwie całego okresu działalności zespołu, który powstał w 1976 roku i zakończył formalnie działalność w 1980 roku, jednak już w 1978 zespół opuścił jego założyciel i lider – trębacz Edward Kolczyński. Tak więc prawdziwa Baszta, to właśnie lata 1976 – 1978.

Wydany po latach album zawiera nagrania studyjne, zarejestrowane w gdańskim studiu Polskiego Radia i koncertowe, co dość oczywiste dla gdańskiej formacji – z klubu Żak. Wydawca dokonał nawet graficznego podziału na nagrania koncertowe i studyjne na tylnej stronie okładki albumu. Ten podział nie jest przypadkowy. Nagrania studyjne bronią się po latach całkiem dobrze. Nie są może przełomowe, kompozycje własne lidera brzmią poprawnie, a aranżacje światowych przebojów definiujących muzyczne fascynacje członków grupy kopiują najlepsze wzorce gatunku. Zarejestrowanie w studiu „Watermelon Man” Herbie Hancocka i „In A Silent Way” Joe Zawinula podpowiada tym, co Baszty nie pamiętają, jakich klimatów można spodziewać się na płycie.

Część druga albumu zawiera nagrania koncertowe. Te mają niestety walor jedynie sentymentalno – historyczny. Ich jakość techniczna nie jest najlepsza, ale to nie przeszkadza aż tak bardzo… Znam parę arcydzieł jazzu, które jedynie sugerują słuchaczowi, co tak naprawdę działo się na koncercie – choćby „Jazz At Massey Hall” supergrupy w składzie Dizzy Gillespie, Charles Mingus, Charlie Parker, Bud Powell i Max Roach, czy „Live At The Five Spot Discovery!” Theloniousa Monka z gościnnym udziałem JohnaColtrane’a. Baszta jest oczywiście o lata świetlne od takich arcydzieł. Jest nawet o lata świetlne od całkiem niezłych swoich własnych nagrań studyjnych.

Kłopot zaczyna się od repertuaru – prosto zaaranżowane i zagrane kompozycje Johna Lennona i Paula McCartney’a, czy Stevie Wondera z pewnością w połowie lat siedemdziesiątych były modne i bardziej znane niż twórczość Herbie Hancocka, czy Weather Report. Jednak do tych utworów trzeba mieć wokalistę, a partie wokalne Leszka Dranickiego dziś nie brzmią najlepiej. Za to partie instrumentalne z pewnością są ciekawsze niż wielu młodzieżowych zespołów popularnych tamtych czasów. Gdyby tak połączyć zdolnych i pomysłowych muzyków Baszty z jakimś dobrym wokalistą powstałby całkiem niezły zespół.

Tak się nie stało, a Baszty już dawno nie ma. Warto więc, żeby zachować w pamięci legendę, skupić się na pierwszych 10 utworach z tej płyty. Nie zaglądajcie poza utwór 10. Ja nigdy na koncercie zespołu nie byłem. Nagrania studyjne są całkiem niezłe. Gdyby płyta wyszła w takiej postaci, byłaby chyba lepsza. W serii Solitionu - Swingujące 3 Miasto są zdecydowanie ciekawsze albumy - jak choćby nagrania zespołu Antykwintet.

Baszta
Baszta: Swingujące 3 Miasto
Format: CD
Wytwórnia: Solition
Numer: 5901549899740

Brak komentarzy: