07 kwietnia 2013

Charles Mingus – Oh Yeah


Brzmienie tego albumu definiują w zasadzie dwa fakty. Oba dość niezwykłe, choć w niespotykanie różnorodnej dyskografii Charlesa Mingusa nie jest łatwo odnaleźć płyty „zwykłe”, należące do mingusowego mainstreamu, jeśli w ogóle coś takiego kiedykolwiek istniało. Otóż po pierwsze – co może zdziwić niezbyt wprawionych w bojach fanów gatunku – lider nie sięga na tej płycie chyba ani razu po kontrabas., gra na fortepianie i śpiewa. Po drugie – w zespole, który, przynajmniej na koncertach miał w miarę stały skład, na nagranie tego albumu dołączył Roland Kirk, dodając do całości dodatkową dozę surrealizmu, jakby jego w kompozycjach Charlesa Mingusa było za mało…

Roland Kirk w roli gościa specjalnego gra na różnych egzotycznych odmianach saksofonów, co nie pozostaje bez wpływu na brzmienie albumu. Jednak to nie tylko udziwnianie brzmienia i dodawanie zespołowi Charlesa Mingusa oryginalnego kolorytu. Roland Kirk to również wyśmienity improwizator, co na tej płycie potwierdza choćby w „Wham Bam Thank You Ma’am”.

Charles Mingus gra na fortepianie i nie jest to jedynie technicznie poprawny akompaniament. Oczywiście słychać, że nie jest wirtuozem klawiatury, ale zarówno w jego grze na fortepianie, jak i w sekwencjach wokalnych słychać wyśmienite bluesowe korzenie („Devil Woman”), czy nuty gospel – jak w „Eccllusiastics”. To nie jest jedyne nagranie Charlesa Mingusa na fortepianie, ale to jest prawdopodobnie chronologicznie pierwsze. Znany jest fakt, że lider komponował przy fortepianie, więc jego własną grę na tym instrumencie można uznać za najdoskonalszy wzorzec tego, co autor miał na myśli…

Tekst pojawia się jedynie w „Devil Woman”, co nie przeszkodziło wydawcom przyznać kredyt za warstwę wokalną liderowi. W pozostałych utworach Charles Mingus podśpiewuje, pokrzykuje, a nawet rapuje. Idąc tym tropem, w wielu solowych nagraniach Keitha Jarretta można podpisać go jako wokalistę na okładce… Jednak owe wokalne próby Charlesa Mingusa pełne są pasji i wspomnianej już bluesowej energii i twórczej pasji.

We współczesnych cyfrowych wydaniach pojawia się kilka utworów bonusowych z tej samej sesji z 1962 roku, co najmniej tak samo dobrych, jak te wybrane na płytę. W bonusowych kompozycjach lider już nie śpiewa, skupiając się na fortepianie i dopracowaniu kompozycji. To może świadczyć o celowym zabiegu producentów wybrania na pierwotną wersję albumu kompozycji z liderem w roli „wokalisty”, choć to tylko hipoteza.

Jeden z managerów wytwórni Rhino – Bob Carlton napisał we wstępnie do edycji CD – „Play tchem loud and scare your neighbours”. W sumie to najlepsza recepta na ten album, więc kupcie go sobie koniecznie i zastosujcie się do tej sugestii.

Sam Charles Mingus nie lubił, kiedy określano jego muzykę słowem jazz. Istotnie, tak jak większość jego albumów, również „Oh Yeah” wymyka się klasyfikacjom. Jedno jest jednak pewne – to szczera opowieść o emocjach, które lider potrafił wyrażać w muzyce jak mało kto. A przecież o to właśnie chodzi…

Charles Mingus
Oh Yeah
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic / Rhino
Numer: 081227374822

Brak komentarzy: