06 maja 2013

Herbie Hancock – Maiden Voyage


Niektórzy nazywają ten album najdoskonalszym koncept albumem w historii jazzu. Inni zmarnowaną okazją na arcydzieło. Tak, czy inaczej, trudno przejść obok tej płyty obojętnie. To piąty album w bogatej dyskografii Herbie Hancocka, nagrany w 1965 roku. Poprzednie 4 to albumy równie wybitne, z pewnością również zasługujące na miejsce w Kanonie Jazzu. Solowy debiut – „Takin’ Off” już w Kanonie znajdziecie, pozostałe płyty – „My Point Of View”, „Inventions And Dimentions” i „Empyrean Isles” czekają w kolejce. Później już bywało różnie, choć z pewnością i wśród nagrań Herbie Hancocka z lat 70-tych i 80-tych znajdziemy pozycje wybitne.

Mam sentyment do tego albumu. Skład zespołu, oczywiście poza Freddie Hubbardem, wybitnym zresztą trębaczem, to dość krótko istniejących zespół Milesa Davisa, który nagrał przede wszystkim niezwykle przejmujący album – „The Complete Concert: 1964 My Funny Valentine + Four And More”. To jedna z moich ulubionych płyt Milesa Davisa, i to wcale nie tylko w związku z tym, że Miles gra tam wyjątkowo jak na siebie dużo i wyjątkowo jak na siebie technicznie skomplikowanych fragmentów. Freddie Hubbard był co najmniej tak samo dobrym trębaczem. Pozbawiony oczywiście charyzmy Milesa i jego unikalnej zdolności wybierania muzyków, na „Maiden Voyage” jednak tego nie potrzebował. Liderem jest Herbie Hancock, a zespół zbudował przecież sam Miles.

W momencie nagrania „Maiden Voyage” Herbie Hancock był już wielką gwiazdą. Nie wystarczy jednak zaprosić najdoskonalszego nawet zespołu do najlepszego studia nagraniowego (studio Rudy Van Geldera) i wyposażyć muzyków w wyśmienite kompozycje własnego autorstwa, żeby powstało arcydzieło. Zawsze potrzeba odrobiny magii, czegoś, co zamienia dobrą sesję w niezwykłą i niemożliwą do powtórzenia.

Debiut Herbie Hancocka – „Takin’ Off” przyniósł przebój – „Watermelon Man”. Kolejne dwie płyty to była próba odtworzenia tego sukcesu. Momentami powstawały równie dobre kompozycje – jak choćby „Blind Man, Blind Man” otwierający „My Point Of View”. Do komercyjnego nurtu Herbie Hancock wróci w latach osiemdziesiątych na dobre. Jednak nagrywając „Maiden Voyage” zameldował się w głównym nurcie jazzu, pokazując, że odnajduje się zarówno w roli ważnego jazzowe pianisty, free-jazzowego improwizatora, jak i poważnego autora rozbudowanych kompozycji i lidera zespołu.

Kompozycje Herbie Hancocka umieszczone na tej płycie rozwijają ilustracyjne pomysły, które znalazły się już na poprzednim albumie – „Empyrean Isles”. Nietrudno uruchamiając wyobraźnię usłyszeć dziób statku rozcinający fale i podskakujące delfiny w „Dolphin Dance”, czy potężny sztorm w „The Eye Of The Hurricaine”. Tym samym Herbie Hancock nawiązuje raczej do tradycji warsztatu kompozytorskiego Ravela i Debussy’ego, w czasie, w którym Miles Davis i Ornette Coleman poszukiwali źródeł u Bacha i Rachmaninowa.

Czy przez to muzyka Herbie Hancocka staje się bardziej banalna, ilustracyjna, w odróżnieniu od „ambitnej” i abstrakcyjnej twórczości ówczesnych post-bopowych mistrzów jazzu? Nic bardziej mylnego. Klasyczne korzenie lidera dają o sobie znać. Nie znajdziecie tu ani grama banału. Pobudzające wyobraźnię odniesienia do realnych obrazów jedynie rozszerzają krąg odbiorców.

Przy tym wszystkim wyśmienita solówka George Colemana, moim zdaniem mocno niedocenianego saksofonisty z utworu tytułowego, będąca swoistego rodzaju bonusem, dodatkiem do i tak znakomitego albumu, podnosi jego poziom z wyśmienitego do godnego miana jazzowego arcydzieła.

Herbie Hancock
Maiden Voyage
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note / EMI
Numer: 724349556928 (część boxu „The Complete Blue Note Sixties Sessions”)

Brak komentarzy: