25 lutego 2013

Włodzimierz Nahorny – Jej Portret


Album „Jej Portret” bardzo długo nie był właściwie dostępny. Nie znam nakładu oryginału, wydanego w 1971 roku, jednak od wielu lat zdobycie oryginalnego winyla w dobrym stanie było praktycznie niemożliwe. Pewnie dlatego, że większość posiadaczy oryginalnego wydania używało tej płyty często…

Niektórzy będą narzekać, że mimo zaangażowania w powstanie albumu takich sław, wtedy w 1970 roku, a teraz jeszcze większych – choćby Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Tomasza Stańki, mało w tej muzyce ortodoksyjnie rozumianego jazzu. Może to i prawda, jednak wielu muzyków jazzowych ma na swoim koncie podobne nagrania, a część z nich, podobnie jak „Jej portret”, to klasyki gatunku.

Przez chwilę zastanawiałem się, czy „Jej portret” nie powinien od razu znaleźć się w Kanonie Jazzu. Jednak tam na razie jest zbyt mało polskich pozycji, a właściwie nie pojawiła się chyba jeszcze żadna płyta nagrana w Polsce, więc mimo tego, że to świetny album, to w latach siedemdziesiątych powstało w Polsce parę ciekawszych jazzowych propozycji.

Jednak w związku z zupełnym brakiem oficjalnych wznowień chyba od momentu pierwszego wydania, dzisiejsze wznowienie firmy GAD Records można uznać właściwie za premierę, więc tytuł Płyty Tygodnia jak najbardziej jest tu na miejscu. Tym bardziej, że do oryginalnego repertuaru płyty wydawcy udało się dołożyć 6 utworów z różnych radiowych sesji, które też są właściwie premierowe, pewnie były emitowane tylko w Polskim Radiu i istniały od lat jedynie na taśmach kolekcjonerów.

Pomysł na ambitną recenzję w zasadzie zabrał mi autor wstępniaka do płyty – Michał Wilczyński. Takiej otwartości w ujawnieniu rzeczywistych motywów powstania albumu dawno nigdzie nie przeczytałem. Generalnie Włodzimierz Nahorny, Jan Ptaszyn Wróblewski, Tomasz Ochalski i Tomasz Stańko postanowili zarobić trochę grosza i nagrać płytę z popularnymi w 1970 roku melodiami śpiewanymi na estradach w domach kultury, strażackich remizach i innych miejscach robotniczych i wiejskich zabaw. Żeby dorobić sobie nie tylko w związku ze stawkami za pracę w studio, ale również tantiemami, postanowili napisać trochę oryginalnej muzyki, coś tam zaaranżować i umieścić swoje nazwiska we wszystkich miejscach dających wypłatę od razu i nadzieję na tantiemy.

W związku z takim pomysłem na album Włodzimierz Nahorny popełnił superprzebój dający albumowi tytuł, który później uzupełniony o tekst autorstwa Jonasza Kofty znalazł się w repertuarze wielu piosenkarzy – między innymi Andrzeja Dąbrowskiego i Jerzego Połomskiego, a najsławniejszą chyba wersję zaśpiewał w 1972 roku Bogusław Mec wygrywając przy okazji wiele wtedy znaczący festiwal w Opolu. „Jej Portret” śpiewałyby pewnie też piosenkarki, których zwykle jest więcej, ale chyba do dziś nikt nie wpadł na pomysł przerobienia znakomitego tekstu na wersję damską…

Dla uważniejszych obserwatorów sceny muzycznej, dla których Włodzimierz Nahorny to nie tylko znakomity kompozytor pięknych melodii, ale przede wszystkim świetny pianista i równie dobry saksofonista potrafiący też grać na flecie, „Jej Portret” to pełna świetnych improwizacji lidera płyta. Niezależnie od tego, czy gra akurat na flecie – jak w „Dziurze w Ziemi”, gdzie flet zastąpił trąbkę Tomasza Stańko z oryginału, czy na saksofonie – choćby w „Powiedzieliśmy już wszystko”, czy na klawesynie. Fani bardziej jazzowe wcielenia lidera nie powinni być zawiedzeni, jego improwizacje są równie dobre, jak te grane w zespołach stricte jazzowych. Inne są jedynie utwory na bazie których zostały zagrane. W końcu to płyta nagrana dla kasy…

Dla mnie to nie tylko autorska płyta Włodzimierza Nahornego. To także wyśmienita robota Jana Ptaszyna Wróblewskiego – lidera orkiestry, składu której próżno dziś doszukać się w archiwach, wśród znanych nazwisk przewija się gitarzysta Marek Bliziński, jednak jego muzyczna rola na tej płycie nie jest w żadnym wypadku znacząca. Nie oczekujcie zatem partii solowych gitary.

Popularne przeboje są jedynie pretekstem do namalowania dźwiękami niezwykle realistycznych obrazów. Czasem pojawiają się efekty specjalne w rodzaju ćwierkających ptaków. Niewiele tu również zwykle banalnie brzmiących smyczków. To świetna robota aranżerów i muzycznego kierownika orkiestry – Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Po raz nie wiem już który muszę przyznać, że gdyby ten album powstał w Ameryce, byłby światowym przebojem. Niezależnie od popularności poza Polską i ilości sprzedanych egzemplarzy, spokojnie możecie postawić „Jej Portret” obok najlepszych produkcji Quincy Jonesa z tego okresu, czy obszernego katalogu nieco dziś zapomnianej wytwórni CTI Creeda Taylora.

Ja nie jestem fanem takiego stylu, ale dobrą robotę potrafię docenić, a „Jej Portret” to album równie dobry, co nagrania Boba Jamesa, Herbie Manna, Herba Alperta, czy Groovera Washingtona Jr. Jeśli na kolejne wznowienie trzeba będzie czekać następne 40 lat, to nie możecie przegapić okazji teraz. Nawet jeśli codziennie słuchacie hard-bopu, to kupcie sobie tą płytę z myślą o znajomych, którzy nie podzielają Waszych pasji…

Włodzimierz Nahorny
Jej Portret
Format: CD
Wytwórnia: GAD Records
Numer: 5901549197051

24 lutego 2013

Simple Songs Vol. 79


Miało być lato w zimie, w związku z tym z głośników popłynęła muzyka, może nie w każdym przypadku całkowicie jazzowa, ale z pewnością pełna ciepłych egzotycznych rytmów i przede wszystkim zwyczajnie taka, która kojarzy mi się z sezonem letnim. W związku z tym było dużo Boba Marleya, bowiem na Jamajcie w zasadzie lato jest zawsze, więc i muzyka tam gorąca. Jednak mistrz Bob obecny był przede wszystkim duchem, w roli kompozytora. Jego własne nagrania są wyśmienite, ale tym razem w roli ocieplaczy wystąpili muzycy, którzy zaliczają się do grona jego wyznawców i potrafią dołożyć jeszcze dodatkową porcję muzycznego ciepła od siebie…

Zacznijmy więc od Gilberto Gila, to moje chyba najcieplejsze letnie skojarzenie. On sam nagrał wiele oryginalnej muzyki, jednak ja w przedziwny sposób najczęściej wracam do jego albumu poświęconego muzyce Boba Marleya.

* Gilberto Gil – Buffalo Soldier – Kaya N’Gan Daya

I jeszcze porcja pozytywnych wibracji:

* Gilberto Gil – Positive Vibrations – Kaya N’Gan Daya

Teraz będzie nieco bardziej jazzowo. To wybitny duet w wyśmienitej interpretacji jednej z najbardziej znanej kompozycji Boba Marleya – „Redemption Song”. Wiele gwiazd jazzu spotkało się ponad 10 lat temu, w 2001 roku, żeby nagrać razem dla wytwórni GRP album z kompozycjami mistrza reggae. Jak to zwykle przy takich okazjach bywa, jednym udało się lepiej, innym nieco słabiej. Jednak duet Richarda Bony i Michaela Breckera jest wybitny.

* Richard Bona & Michael Brecker – Redemption Song – A Twist Of Marley: A Tribute To Bob Marley

Lisa Fischer to wybitna postać drugiego planu. Najbardziej znana chyba nie ze swoich własnych całkiem ciekawych nagrań solowych, ale z towarzyszenia na scenie takim gwiazdom, jak choćby The Rolling Stones. Śpiewała chórki właściwie ze wszystkimi. Za chwilę w duecie z Jeffem Tainem Wattsem zaśpiewa kompozycję Ivana Linsa, kompozytora i wykonawcy, którego piosenki na równi z tymi napisanymi przez Boba Marleya kojarzą mi się z letnim ciepłym powietrzem. Nagranie pochodzi z albumu „A Love Affair: The Music Of Ivan Lins” – projektu podobnego do tego poświęconego Marleyowi. Oba albumy różni fakt, że Ivan Lins, ciągle aktywny muzyk, wziął udział w nagraniach.

* Lisa Fischer feat. Jeff Tain Watts – You Moved Me To This – A Love Affair: The Music Of Ivan Lins

Lisa Fischer potrafi zaśpiewać wszystko. Poszukujemy letnich klimatów, wróćmy więc jeszcze na chwilę do Boba Marleya. Lisa Fischer też potrafi Boba Marleya zaśpiewać:

* Lisa Fischer – Turn Your Lights Down Low – A Twist Of Markey: A Tribute To Bob Marley

A teraz coś szybszego. Trochę w związku ze wspomnieniami z okresu letnich kolonii, a trochę w związku z niecodziennymi I ciekawymi aranżacjami na drugą połowę audycji przygotowałem Wam przegląd przedziwnych wykonań piosenek zespołu U2. Zacznijmy od rytmów kubańskich z udziałem samego zespołu w pełnym składzie…

* Coco Freeman & U2 – I Still Haven’t Found What I’m Looking For – Rhythms Del Mundo: Cuba

Przenieśmy się do Afryki. Gwiazdy muzyki z różnych zakątków tego kontynentu nagrywając album “In The Name Of Love: Africa Celebrates U2” oddały hołd legendzie. Tym razem zespół nie wziął udziału w nagraniu. Album zaczyna jedna z największych gwiazd Afryki, przynajmniej w kategorii osiągnięć komercyjnych…

* Angelique Kidjo – Mysterious Ways – In The Name Of Love: Africa Celebrates U2

Vieux Farka Toure jest synem niezrównanego Ali Farka Toure. Do klasy ojca jeszcze mu trochę brakuje, jednak jego talent rozwija się z płyty na płytę. Warto zainteresować się jego autorskimi nagraniami. Dziś już do końca audycji słuchamy jednak U2.

* Vieux Farka Toure – Bullet The Blue Sky - In The Name Of Love: Africa Celebrates U2

Soweto Gospel Choir to chór w Afryce Południowej legendarny. W Europie mało znany…

* Soweto Gospel Choir – Pride (In The Name Of Love) - In The Name Of Love: Africa Celebrates U2

Na koniec jeszcze fragment nagrania Keziah Jonesa…

* Keziah Jones – One - In The Name Of Love: Africa Celebrates U2