30 marca 2013

Stefano Battaglia Trio – Songways


Ta płyta to dla mnie prawdziwa zagadka. Zagadka nierozwiązana, w związku z tym nie potrafię Wam tej płyty polecić jako dobrej, jedynie jako taką, której nie rozumiem. Ona do mnie nie trafia. Próbowałem kilka razy.

Nawet jeśli chce się zrobić płytę, która ma tworzyć w głowach słuchaczy dość specyficzny – dodajmy niekoniecznie wesoły nastrój, wypada włożyć w to trochę własnych emocji. Ja ich w muzyce Stefano Battaglii nie odnajduję. To oczywiście produkt perfekcyjny, jak zwykle w przypadku ECM. Świetnie nagrany, doskonale zagrany, może czasem nawet zbyt doskonale, przez co przewidywalnie…

Trudno odmówić członkom zespołu nienagannego warsztatu, spójnego brzmienia i pomysłu na płytę. Zabrakło właściwie jednej rzeczy – prawdziwych emocji. Może były, ale gdzieś w procesie nagrania albumu pozostały jedynie w studiu. Ja ich bowiem na płycie nie słyszę. A muzyka bez emocji dla mnie nie ma sensu. Nawet jeśli jest świetnie zagrana.

To zwykle słychać, emocji udawać się nie da. A może muzycy na tym albumie nie udają, tylko zwyczajnie nie mają żadnych emocji do przekazania, żadnej historii? A może ja jej nie dostrzegam? To oczywiście też możliwe. Jeśli jednak podążacie moimi muzycznymi śladami, to po tą płytę sięgnijcie na własną odpowiedzialność…

Odrobinę lepiej jest w utworze tytułowym, a całkiem nieźle w kompozycji „Armonia”, gdzie muzykę do życia budzi kontrabas, na którym gra Salvatore Maiore. Dwa utwory to jednak za mało. Ciągle nie wiem, czy to problem kompozycji lidera? W sumie poprawnych i ciekawych, ale nieco bezbarwnych. Czy może jeszcze czegoś innego?

Próbowałem już kilka razy zrozumieć o czym jest ta płyta… Kiedyś jeszcze spróbuję. Na razie jest zbyt bezbarwna.

Stefano Battaglia Trio
Songways
Format: CD
Wytwórnia: ECM
Numer: 602537245543

27 marca 2013

Nina Simone odnaleziona w Polsce


Jutro, 28 marca 2013 roku w warszawskim klubie Sztuki&sztuczki odbędzie się wernisaż kameralnej wystawy zdjęć z 2 koncertów Niny Simone w Polsce. Okazją do zorganizowania wystawy i jej wernisażu połączonego z koncertem jest 80 rocznica urodzin artystki. Na niewielkiej wystawie będziecie mogli zobaczyć nieliczne zachowane z dwu polskich koncertów Niny Simone zdjęcia.

Pierwszy z tych koncertów odbył się w grudniu 1997 roku w warszawskiej Sali Kongresowej. Na wystawie będzie można obejrzeć zdjęcia z tego koncertu, które udało mi się odnaleźć w moim domowym archiwum.

Drugi z koncertów – tym razem impreza zamknięta, odbył się w Sopocie w 2002 roku, krótko przed śmiercią artystki. Tego koncertu niestety nie udało mi się zobaczyć, i co w związku z tym dość oczywiste – uwiecznić na zdjęciach. Jednak na wystawie zobaczycie zdjęcia z tego koncertu i to najlepsze z możliwych – autorstwa Marka Karewicza.

Wernisaż zaczyna się o godzinie 19 – klub Sztuki&sztuczki na ulicy Szpitalnej 18a w Warszawie. O 21 rozpocznie się koncert Moniki Mariotti, która przedstawi wraz z kolegami z zespołu program Inna Nina. Ten koncert to hołd złożony bohaterce wieczoru. Ja tego programu nigdy nie słyszałem, pozostaje mi więc zacytować samą Monikę Mariotti:
„Usłyszycie Ninę jak przed laty, usłyszycie Ninę, jakiej nie słyszeliście, w nowych właściwych jej afrykańskim korzeniom aranżacjach. Ta sama, a inna, Nina”…

Wstęp na wernisaż jest bezpłatny, na koncert bilety dostępne są w cenie 20 złotych (na miejscu).

26 marca 2013

Simple Songs Vol. 81


Z rekordowym opóźnieniem podsumowuję audycję z 20 marca. Kolejny odcinek nieformalnej encyklopedii jazzowych standardów – „All Of You”. To dość nietypowa melodia, stosunkowo młoda, jak na jazzowy standard. Muzykę napisał w 1954 roku Cole Porter, jak zwykle była to na początku melodia do popularnej sztuki teatralnej – „Silk Stockings”. Nieco większą popularność zdobył nakręcony w 1957 roku film, w którym główne role grał Fred Astair. Sam film miał problemy z amerykańską cenzurą w związku z tekstem kompozycji, której słuchamy. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to niewiarygodne, ale wtedy, w 1957 roku fragmenty tekstu odnoszące się do południowych fragmentów osoby, którą obdarzało się uczuciem uznane zostały za bardzo obsceniczne…

Wróćmy jednak do muzyki. Jednym z pierwszych wykonawców „All Of You”, spośród wielkich gwiazd jazzu był zespół The Modern Jazz Quartet. Do tego nagrania przejdziemy za chwilę. Posłuchajmy najpierw wykonania, które do dziś uchodzi za jedno z najważniejszych. To będzie nagranie Milesa Davisa z albumu „’Round About Midnight”. To jeden z najdoskonalszych składów zespołu Milesa Davisa, z Johnem Coltrane’m, Redem Garlandem, Paulem Chambersem i Philly Joe Jonesem. Nagranie pochodzi z 1955 roku. Sam Miles Davis zainteresował się melodią „All Of You” w związku z jej nagraniem kilka miesięcy wcześniej przez Ahmada Jamala, którego przez całe życie uważał za jednego z największych pianistów.

* Miles Davis – All Of You – ‘Round About Midnight

Jak już wspomniałem wcześniej jedno z pierwszych wykonań, do dziś uważane za ważne historycznie, a niezależnie od tego pozostające do dziś jednym z artystycznie najlepszych jest niezwykle elegancka (jak zwykle zresztą) wersja w wykonaniu zespołu The Modern Jazz Quartet z płyty „Concorde” z 1955 roku.

* The Modern Jazz Quartet – All Of You – Concorde

„All Of You” ma również wspomniany już wcześniej przeze mnie tekst, który swego czasu uchodził za niezwykle kontrowersyjny. Owa kontrowersyjność nie przeszkadzała wszystkim największym wokalistkom nagrywać i śpiewać na koncertach tą piosenkę. Dostępnych jest wiele tego rodzaju nagrań w wykonaniu właściwie wszystkich największych wokalistek i wokalistów jazzowych, bowiem tekst jest dość uniwersalny i nadaje się do zaśpiewania w wersji kobiecej równie dobrze jak w wersji męskiej. Posłuchajmy dwu z tych wykonań – Elli Fitzgerald z albumu poświęconego w całości twórczości Cole Portera – jednego ze słynnych songbooków Elli – „Ella Fitzgerald Sings The Cole Porter Songbook” z 1956 roku i niezapomnianej wersji Billie Holiday z jednej z jej ostatnich sesji nagraniowych z 1959 roku z orkiestrą Raya Ellisa.

* Ella Fitzgerald – All Of You - Ella Fitzgerald Sings The Cole Porter Songbook
* Billie Holiday with Ray Ellis Orchestra – All Of You – Last Recording

Jak każdy dobry jazzowy standard, również „All Of You”  to uniwersalna melodia grywana przez solistów na wszelakich możliwych instrumentach. To prawda, że częściej na trąbce i saksofonie, niż na gitarze, czy fortepianie, ale wersje gitarowe też trafiają się wybitne. Za chwilę jedna z nich – nagranie z 1957 roku Kenny Burrella w wyśmienitym towarzystwie Tommy Flanagana (fortepian), Douga Watkinsa (kontrabas) i Elvina Jonesa (perkusja). Cały album „Kenny Burrell” (Prestige 7088) zasługuje na najwyższe uznanie i jest jednym z najważniejszych w dyskografii Kenny Burrella.

* Kenny Burrell – All Of You – Kenny Burrell

Kontynuując przegląd wykonań na różnych instrumentach nie możemy przegapić nagrania fortepianowego w wykonaniu Sonny Clark’a z 1958 roku z albumu „Standards”. To klasyczne fortepianowe trio z Paulem Chambersem (kontrabas) i Wesem Landersem na perkusji.

* Sonny Clark – All Of You - Standards

Jest też wyśmienita wersja z kontrabasistą w roli głównej i to nie byle jakim kontrabasistą, bowiem mam na myśli wyśmienite nagranie Raya Browna z albumu „Bass Hit!” z 1956 roku. W obszernym składzie same sławy – między innymi Harry Sweets Edison na trąbce, Jimmy Giuffre na klarnecie i Herb Ellis na gitarze.

* Ray Brown – All Of You – Bass Hit!

Na koniec posłuchajmy jeszcze jednego wykonania Milesa Davisa, który „All Of You” zagrał z wszystkimi swoimi najważniejszymi saksofonistami. Za chwilę posłuchamy fragmentu z albumu „In Person: Friday And Saturday Nights At The Blackhawk” – nagranie z piątku, 21 kwietnia 1961 roku. Na saksofonie zagra Hank Mobley, na fortepianie Wynton Kelly, na kontrabasie Paul Chambers, a na perkusji oczywiście Jimmy Cobb.

* Miles Davis – All Of You - In Person: Friday And Saturday Nights At The Blackhawk

24 marca 2013

Eric Schaefer – Who Is Afraid Of Richard W.?

Ja się Richarda Wagnera nie obawiam, choć z pewnością nie jestem specjalistą od jego muzyki. Najnowszy album rozchwytywanego na rynku niemieckim perkusisty Eric’a Scheafera inspirowany jest w całości monumentalnym dorobkiem tego wielkiego kompozytora. Część tych inspiracji jest dość łatwych do odczytania, innych ja odczytać nie potrafię, nawet biorąc pod uwagę wskazówki lidera opisujące utwór Wagnera, który został użyty jako podstawa do każdej umieszczonej na płycie kompozycji lidera.

„Who Is Afraid Of Richard W.?” to niezwykle udany muzyczny amalgamat. To mieszanka klasycznej elegancji z klubowym luzem, barokowej matematycznej kompozycji z free jazzową swobodą improwizacji. Na tej płycie jest trochę wszystkiego – świetna trąbka, klubowe brzmienia elektroniczne, jazzowe improwizacje, czasem znane wagnerowskie melodie, kiedy indziej czysto jazzowe harmonie. Niewątpliwie to muzyka europejska, nie znajdziecie tu ani grama amerykańskiego bluesa, ale jego wcale nie brakuje.

Prawdopodobnym jest, że twórczość Wagnera jest dla Eric’a Schaefera ważna, bowiem z pewnością potrafi on odczytać intencje kompozytora w twórczy sposób, dodając od siebie wiele współczesnych dźwięków i spojrzenie, które nie wiem, czy spodobałoby się kompozytorowi, ale wiem, że jest intrygujące i z pewnością skłaniające słuchacza do wielokrotnego powrotu do tego albumu.

Nie znajdziecie tu potęgi brzmienia znanej z „Pierścienia Nibelunga”. Swoje odczytanie twórczości Ryszarda Wagnera Eric Schaefer opiera raczej na poszukiwaniu chwytliwych tematów w muzyce niemieckiego kompozytora, przy okazji poruszając się niezwykle sprawnie pomiędzy brzmieniami klubowymi, free jazzem i klasycznym brzmieniem jazzowej trąbki. Za trąbkę pochwała należy się Tomowi Artuhursowi. Pozostali muzycy stanowią raczej tło.

Jak zwykle, w przypadku dobrych płyt firmowanych przez perkusistów, liderowi należy się pochwała za to, że jest liderem, a nie naczelnym wirtuozem albumu, który popisuje się swoją techniką gry. Nie spodziewajcie się po tym albumie perkusyjnych solówek, tego musicie poszukać gdzie indziej…

To nie jest album dla perkusistów. Być może również może być zbyt radykalny dla miłośników klasycznych, zgodnych z partyturą wykonań kompozycji Ryszarda Wagnera. Dla nich może być jednak odkryciem…

Można też porzucić poszukiwania znanych melodii i zwyczajnie posłuchać świetnie napisanej i zagranej muzyki, mieszanki stylów, które zmieszano z sensem i smakiem, nie tylko po to, żeby recenzent miał o czym pisać. Może tak nawet będzie łatwiej? Nie będziemy zaprzątać sobie głowy poszukiwaniem, w niektórych utworach niełatwym, wagnerowskich inspiracji?

To świetny album i tyle, niezależnie od tego, że w jego stworzeniu zza grobu pomógł dla wielu kontrowersyjny, dla innych największy z największych niemiecki kompozytor.

Eric Schaefer
Who Is Afraid Of Richard W.?
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: ACT 9543-2