19 kwietnia 2013

Gramy dla Jarka – Koncerty charytatywne dla Jarka Śmietany – Teatr Capitol, Warszawa, 15-16 kwietnia 2013


Działo się wiele. Koncerty były transmitowane przez radiojazz.fm. W pierwszy dzień zainteresowanie słuchaczy przerosło możliwości naszego serwera. W związku z kłopotami technicznymi, których rozwiązanie zajęło mi sporo czasu, pierwszego dnia nie udało mi się nawet na chwilę sięgnąć po aparat. Z pewnością jednak w czerwcowym JazzPRESSie znajdziecie reportaż również z pierwszego dnia.

Muzycznie działo się wiele, choć zabrakło mi trochę wydarzeń niepowtarzalnych, których można spodziewać się w takich przypadkach, kiedy na scenie spotykają się muzycy, którzy codziennie ze sobą nie grają. Być może ilość chętnych i tym samym długość przydzielanego im czasu na scenie nie sprzyjała jamowaniu…

Z pierwszego dnia pozostanie mi w pamięci występ Jorgosa Skoliasa i fortepianowe dźwięki Krzysztofa Herdzina w składzie ze Zbigniewem Namysłowskim. No i może jeszcze lepszy niż się spodziewałem występ młodej orkiestry prowadzonej przez Zbigniewa Namysłowskiego. Pozostali muzycy zagrali swoje. Było wiele sław. Była wypełniona po brzegi sala. To zawsze budujące, że środowisko potrafi zjednoczyć się, żeby pomóc koledze w potrzebie. Podobno to nie jest często spotykane wśród muzyków grających choćby klasykę.

Drugiego dnia sław było jeszcze więcej, a ja odpowiadając za transmisję, która działała lepiej, choć ciągle nasze serwery działały na granicy swojej maksymalnej wydajności miałem więcej czasu na muzykę.

Z drugiego dnia zapamiętam Radka Nowickiego grającego z Agą Zaryan, Marka Bałatę z Krzysztofem Ścierańskim i Wojciecha Karolaka przy fortepianie – to rzadkość warta oczekiwaniana kolejną taką okazję. Pozostali znowu zagrali swoje. Był też zmontowany ad hoc skład, którego prowodyrami byli Jerzy Małek i Radek Nowicki. To zestawienie, które zasługuje na kontynuację.

Nie sposób opowiedzieć o każdym z kilkunastu występów z każdego z dwu dni. Szczególnie, że część czasu spędziłem realizując koncert technicznie i równie wiele na rozmowach kuluarowych. Na początku drugiego dnia udało się też połączyć telefonicznie z Jarkiem Śmietaną, który wyraźnie wzruszony podziękował wszystkim za wsparcie. Pełnej listy artystów, którzy przez dwa dni pojawili się na scenie pewnie nawet organizatorom nie uda się zebrać....

Na zakończenie garść zdjęć z drugiego dnia…

Monika Borzym

Piotr Rodowicz

Krzysztof Ścierański

Krzysztof Ścierański

Marek Bałata

Wojciech Karolak

Piotr Puławski

Radek Nowicki

Aga Zaryan

Artur Dutkiewicz

Marek Napiórkowski & Anna Maria Jopek

Michał Urbaniak

18 kwietnia 2013

Joan Baez – Songbird: Joan Baez / Folksingers ‘Round Harvard Square


Debiut Joan Baez znają wszyscy fani tej niezwykłej artystki. To płyta nazwana „Joan Baez” z 1960 roku. Album jest od lat dostępny w zasadzie bez przerwy, systematycznie wznawiany głównie przez Vanguard – obecnego właściciela tego materiału. Dzisiejsze wydawnictwo składa się z dwu płyt i to ta druga, mimo, że chronologicznie wcześniejsza czyni wydawnictwo wytwórni Not Now wartościowym dokumentem dla fanów artystki. Drugi krążek zawiera bowiem dawno niedostępne nagrania znane jako „Folksingers ‘Round Harvard Square”. To album nagrany rok wcześniej – w 1959 roku wspólnie z raczej dziś zapomnianymi folkowymi artystami – Billem Woodem i Tedem Alevizosem.

Zestawienie tych dwu albumów w jednym pudełku daje unikalną możliwość obserwacji rozwoju talentu Joan Baez. Album „Folksingers ‘Round Harvard Square” należy traktować w zasadzie jako amatorskie nagranie demo, tak bowiem powstało. Dziś jest kolekcjonerskim rarytasem, a jego pierwsze wydanie cenną pamiątką, bowiem z pewnością nakład pierwszego wydania był bardzo skromny, a poza tym, w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych sama Joan Baez podjęła szereg prawnych kroków zmierzających do wycofania tego wydawnictwa z rynku. Dlaczego tak zrobiła? Nie wiem, moim zdaniem ta muzyka, choć jakość techniczna materiału nie jest najlepsza, brzmi do dziś wyśmienicie.

Repertuar to w większości folkowe standardy. Jednak horyzonty muzyczne 18 letniej w momencie nagrania Joan Baez były już wtedy niezwykle szerokie, czego dowodem choćby unikalne dziś wykonania kompozycji tradycyjnych, kojarzonych z różnymi muzycznymi światami, jak choćby Niny Simone „Black Is The Color Of My True Love's Hair”, czy Bessie Smith – „Careless Love”.

Spotkałem się z opinią, że Joan Baez niekoniecznie była wtedy i zresztą do dziś nie jest wybitną gitarzystką. To prawda, nawet ze stwierdzeniem, że przy niektórych wakacyjnych ogniskach przegrałaby gitarowe zawody mogę się zgodzić. Jednak jej głos to coś zupełnie innego. Może najprościej można opisać fenomen Joan Baez prostym stwierdzeniem, że jest wiarygodna. Nawet w wieku 17 lat nie sposób jej nie uwierzyć i to niezależnie od tego czy śpiewa tradycyjne amerykańskie piosenki, czy swoje własne teksty, które zaczęła pisać już na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.

Istotnie, Joan Baez sprzed 50 lat, jak i tej nieco nowszej słucha się lepiej, jeśli rozumie się o czym śpiewa. To oznacza, że dla niej zawsze ważniejszy jest tekst, niż muzyka. Podobieństwa do Boba Dylana nie są tu przecież przypadkowe. Życie już wkrótce po nagraniu płyty „Joan Baez” połączy ich na parę lat, a nieliczne wspólne nagrania uczyni poszukiwanymi kolekcjonerskimi rarytasami.

Joan Baez to nie jest śpiewająca dziewczyna z gitarą. To niezwykle prawdziwa poetka, niezależnie od tego, czyje teksty śpiewa. A to w wieku 17 lat zupełnie nieprawdopodobne zjawisko. Dlatego właśnie płyta „Folksingers ‘Round Harvard Square” jest tak ważna i kombinację z „Joan Baez” warto kupić tylko dla tej pierwszej, szczególnie, że jeśli jesteście jej fanami, to ten oficjalny debiut pewnie znacie na pamięć.

Joan Baez
Songbird: Joan Baez / Folksingers ‘Round Harvard Square
Format: 2CD
Wytwórnia: Not Now
Numer: 5060143493874

16 kwietnia 2013

Jazz City Choir – Jazz City Choir


Mam kłopot z tą płyta. To nagranie starannie opracowane, zaaranżowane i zaśpiewane. Z pewnością utrzymanie 9 osobowego zespołu wokalistek i wokalistów i jeszcze zapraszanie kilku dodatkowych muzyków nie jest łatwe. Stawka za koncert nie rośnie proporcjonalnie do ilości osób na scenie. Płyta jest też całkiem nieźle zrealizowana. Repertuar też właściwie bezpieczny –mieszanka utworów sprawdzonych w wykonaniach na wielogłosowy zespół wokalny i kompozycji własnych członków zespołu.

Jest też gość specjalny – Grzegorz Karnas w jednym z utworów. Jest kompetentna sekcja w osobach Pawła Puszczało (kontrabas) i Krzysztofa Gradziuka (perkusja).  Wszystko jest na miejscu, a jednak jakoś to wszystko nie działa najlepiej. Chcąc przekonać sam siebie, że być może nie mam racji, albo to nie był dobry dzień dałem płycie drugą szansę, a potem zabrałem ją jeszcze na jakiś tydzień do samochodu. Po kolejnym przesłuchaniu w mojej głowie pojawiła się myśl, że może problemem jest porównanie Jazz City Choir do innych jazzowych zespołów wokalnych i wynikająca z tego porównania konstatacja, że wyraźnie brakuje kontrapunktu w postaci jakiegoś niskiego głosu męskiego.

To jednak chyba nie to. W tej muzyce w moim subiektywnym poczuciu brak emocji, która jest i zawsze powinna być nawet ważniejsza od doskonałego warsztatu, świetnych kompozycji i dobrego studia, mikrofonów i wszystkich kabelków, które rozmnażają się w tempie za którym nikt nie nadąża.

Wybaczcie to o kabelkach, ostatnio sam dużo ich kupuję i ciągle jakiegoś brakuje… Wróćmy jednak d Jazz City Choir… Bardzo chciałbym zobaczyć ten zespół na scenie, mam nadzieję, że kontakt z publicznością wyzwoli twórcze emocje i będące ich konsekwencją niedoskonałości, dzięki czemu zespół zbliży się do słuchaczy. Album spełnił swoje zadanie, będąc reklamówką zespołu, którego istnieniu na scenie będę się z ciekawością przyglądał, choć do samego nagrania raczej nie będę często wracał…

To oczywiście kwestia osobistych preferencji, ale dowolny chór kościelny w amerykańskim kościele brzmi lepiej, nawet jeśli śpiewający w nim amatorzy nie mają o teorii muzyki, skalach, wyrafinowanych aranżacjach i historii gatunku zielonego pojęcia. Mają za to emocje, które potrafią wyśpiewać. To chciałbym usłyszeć na kolejnej płycie Jazz City Choir, którą kupię udzielając zespołowi kredytu równego jego cenie i czasowi poświęconemu na jej wysłuchanie. Na koncert też się chętnie wybiorę.

Jazz City Choir
Jazz City Choir
Format: CD
Wytwórnia: A.M.I.
Numer: AMI 001

15 kwietnia 2013

Dave Brubeck – Brubeck Plays Brubeck


„Brubeck Plays Brubeck” to typowy przykład nielicznie występującego, ale posiadającego poszukiwane przez wielu fanów dobrej muzyki gatunku, nagrań. To właściwie nagranie prywatne, powstałe być może nawet bez intencji publikacji nagranego materiału, zarejestrowane w domu u samego wykonawcy, na prostym sprzęcie nagraniowym, bez zbędnych zabiegów produkcyjnych. To album nagrany w wolnym czasie, rodzaj dokumentacji muzycznej sięgającej do najgłębszych pokładów emocji kompozytora i wykonawcy. House demo to coś, czego warto poszukiwać. Takie nagrania powstają w każdym muzycznym gatunku. Jeśli nie wiecie, jak to działa, podam kilka historycznych przykładów z zupełnie różnych muzycznych światów: Bob Dylan – „The Basement Tapes”, „One Quiet Night” Pata Metheny, czy, i tu mam nadzieję Was zaskoczyć – „Flamenco A Go-Go” Steve Stevensa, Keith Jarrett – „Jasmine”, czy w tej kategorii według mnie najwspanialszy – „Nebraska” Bruce’a Springsteena…

Wróćmy jednak do Dave Brubecka. „Brubeck Plays Brubeck” to album przez wiele lat nieco zapomniany, właściwie niedostępny i długo pozostający poza stałym katalogiem wytwórni Columbia, od wielu lat należącej do koncernu Sony Music. Dziś można ten album kupić bez problemu, co należy natychmiast zrobić, bowiem jeśli zniknął z katalogu wytwórni raz, może to stać się jeszcze raz…

Album powstał w 1956 roku. To były czasy świetności kwartetu Dave Brubecka, choć właśnie w okresie jego nagrania powstał najsłynniejszy skład z Joe Morello na perkusji. Jednak „Brubeck Plays Brubeck” to album solowy, zawierający, jak sam napisał we wstępie do pierwotnego wydania muzyk – zawierający wstępne szkice jego własnych kompozycji. Dodajmy kompozycji niebywałej urody w rodzaju „In Your Own Sweet Way”, czy „The Duke”. Niektóre z nich co prawda trudno nazwać wczesnymi szkicami – jak choćby „Weep No More” – utwór napisany przez Brubecka ponad 10 lat wcześniej. Jednak ten utwór chyba nigdy wcześniej nie został przez kompozytora nagrany a wykonywany był jedynie w zupełnie innej, zaaranżowanej na duży big band wersji… Może więc to jednak jest szkic i nowa koncepcja...

Te szkice szybko zamieniły się w wybitne jazzowe melodie. Już w 1956 roku sam Miles Davis nagrał „In Your Own Sweet Way” dwa razy – w marcu powstało nagranie z Sonny Rollinsem i Tommy Flanaganem na fortepianie, które ukazało się na płycie „Collectors’ Items”, a dwa miesiące później z Johnem Coltrane’m i Redem Garlandem na fortepianie – płyta „Workin’ With The Miles Davis Quintet”. A Dave Brubeck wracał do tej melodii jeszcze wielokrotnie – do najciekawszych późniejszych nagrań należy duet fortepianowy z George’m Shearingiem z płyty „Young Lions & Old Tigers” z 1995 roku.

„The Duke” Miles nagrał w aranżacji Gila Evansa rok później na płycie „Miles Ahead”. O właściwie każdej kompozycji z tej płyty można opowiedzieć historię. Być może to najbardziej owocna taśma demo w historii jazzu. Album nie stanowi jednak jedynie pierwszej rejestracji udanych melodii. Jest też wyśmienity muzycznie, zwykle tak się dzieje, kiedy wielki artysta nic nie musi i nikt mu nie podpowiada.

W taki sposób powstaje muzyka prawdziwa, do której trzeba artysty. Do tego nie trzeba być wirtuozem. Dave Brubeck nigdy wirtuozem nie był. Wystarczy mieć coś do powiedzenia i nieco techniki, co pozwoli o tych emocjach opowiedzieć. W przypadku Dave Brubecka narzędziem do opowiadania historii był fortepian. A płyta „Brubeck Plays Brubeck” to geniusz Dave Brubecka w czystej formie – tylko mistrz i jego domowy instrument…

Dave Brubeck
Brubeck Plays Brubeck
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 886974919421

14 kwietnia 2013

Don Ellis With Wojciech Karolak Trio – Jazz Jamboree 1962: Polish Radio Jazz Archives 02


Pewnie fragmenty, albo nawet cały materiał dostępny był wcześniej na jakiś nieoficjalnych wydawnictwach. Był też wydany krótko po nagraniu przez wytwórnię Muza, ale to wydawnictwo też z pewnością nie było przez samego Dona Ellisa autoryzowane Być może nawet o nim nie wiedział. Może w którejś z portugalskich wytwórni wznowiono ten materiał po latach, już w formie cyfrowej, bowiem to właśnie w Portugalii istnieją oficyny, które w przedziwny sposób upodobały sobie wydawanie polskich nagrań z radiowych archiwów. Być może przegapiłem jakieś wcześniejsze wydanie, jednak co najmniej część nagrań ma charakter premierowy. Cała seria „Polish Radio Jazz Archives” to wydawnicza sensacja. Mam nadzieję, że nie skończy się na pierwszych 3 albumach.

Z zarejestrowanego przez Polskie Radio w 1962 roku na 5 edycji festiwalu Jazz Jamboree w Warszawie Tadeusz Mieczkowski wydobył każdy możliwy dźwięk. To oczywiście tylko rejestracja radiowa, to i tak cud, że w archiwach Polskiego Radia dotrwała do dziś. Być może dźwięk nie jest idealny. Ta płyta nie zadowoli audiofilów, za to wszystkich fanów dobrej muzyki z pewnością zachwyci.

W dodatku to niezwykły dokument. Wcześniej z wielkich światowych gwiazd z polskimi muzykami grał tylko Stan Getz, dwa lata wcześniej – w 1960 roku, zresztą również na goszczących największe gwiazdy festiwalu Jazz Jamboree scenie Filharmonii Narodowej. Ten materiał również okazał się już w serii „Polish Radio Jazz Archive” i nosi numer 01. O tej płycie innym razem.

Bohaterem albumu jest oczywiście Don Ellis, startujący w 1962 roku dopiero do swojej światowej kariery i rozpoczynający swoją przygodę z trzecim nurtem.  Jednak już w 1962 roku trzecionurtowe klimaty nie były mu obce. Dowodem jest ponad 20 minutowa kompozycja Andrzeja Trzaskowskiego „Nihil Novi” zarejestrowana przy okazji specjalnego poświęconego temu modnemu w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych stylowi, w dwa dni po nieco bardziej tradycyjnym, mainstreamowym koncercie w tym samym składzie.

Nie ma wątpliwości, że to względy kontraktowe i logistyczne uczyniły z muzyków tria Wojciecha Karolaka muzycznych partnerów Dona Ellisa. W momencie nagrania pianista miał 23 lata i na fortepianie grał na scenie zaledwie od kilkunastu miesięcy, za to w bardzo postępowym i zafascynowanym nowymi światowymi trendami zespole Andrzeja Kurylewicza.

Nawet jeśli to tylko budżet zadecydował o tym, że Don Ellis przyjechał do Warszawy sam, to w muzykach zespołu Wojciecha Karolaka zyskał godnych partnerów. Dla wielu fanów jednego z najwybitniejszych na świecie dzisiaj hammondzistów, gra Wojciecha Karolaka na fortepianie może być sporym zaskoczeniem. Muzyk nie siada przy akustycznym instrumencie zbyt często, robi to jednak do dziś i jeśli ktoś raz usłyszy, co z tego wynika, zapamięta taki występ na zawsze. Wojciech Karolak unplugged to zjawisko równie rzadkie, co niezwykle piękne.

Muzycy zapewne spotkali się w dzień koncertu, może kilka dni wcześniej, w związku z tym podstawę programu stanowią sprawdzone standardy. Kiedy nagrywano tą wyśmienitą płytę, mnie jeszcze nie było na świecie, jednak przenikliwy ton trąbki lidera pozostaje aktualny do dzisiaj. A o szczegółach powstania płyty postaram się Wam opowiedzieć za kilka dni, bowiem już jutro na koncercie dla Jarka Śmietany pojawi się sam Wojciech Karolak… Jeśli dowiem się czegoś ciekawego, z pewnością tą wiedzą się z Wami podzielę…

Don Ellis With Wojciech Karolak Trio
Jazz Jamboree 1962: Polish Radio Jazz Archives 02
Format: CD
Wytwórnia: Polskie Radio
Numer: 5907812245900