17 sierpnia 2013

Various Artists – The Jubilee Album: 20 Magic Years

Z okazji rocznic, albo czasem bez okazji, ACT Music wydaje albumy składankowe – samplery złożone z najlepszych nagrań ze swojego katalogu. W tym katalogu pozycji wybitnych jest całkiem sporo, a na słabe trafić nie sposób. Tym razem okazją do wydania płyty, uzupełnionej o gruby katalog dostępnych albumów jest 20 lecie wydawnictwa. Podobny album ukazał się 5 lat temu z okazji 15 lecia wytwórni. Jest też seria „Magic Moments”, która ma już chyba 6 części, ta z numerkiem 6 ciągle czeka na mojej półce z nowościami. Jej wielkość sprawia ostatnio, że niektóre nowości nowościami nie są już w sensie katalogowym, bo czekają na swoją kolej od zakupu rok, albo dłużej. W przypadku albumów ACT Music nigdy jednak tyle nie czekam…

Jeśli ma się taki katalog, jak ACT Music – można wybierać w zasadzie dowolnie i powstanie album wypełniony wyśmienitą muzyką. Różne składy, choć część nazwisk powtarza się – to nadworni fachowcy, uczestnicy wielu sesji tej wytwórni – jak choćby Lars Danielsson, Nils Landgren, czy Nguyen Le. Album zawiera przykłady z różnych okresów działalności wytwórni – są wśród nich również nagrania artystów, których już nie ma wśród nas, jak choćby największej straty ACT Music – zmarłego tragicznie kilka lat temu Esjorna Svenssona, czy Michaela Breckera. Są gwiazdy popu w rodzaju Norah Jones.

Są też obecne wokalistki wytwórni – Victoria Tolstoy, Ida Sand, Rigmor Gustafsson  i Sidsel Endresen. Są duże składy, fortepianowe tria, jest fortepian solo, składy nietypowe – choćby trąbka, akordeon i fortepian (Paolo Frescu, Richard Galliano i Jan Lundgren), czy saksofon z fortepianem i wokalem (Christof Lauer, Jens Thomas, Sidsel Endresen). Jest duża orkiestra. Zadziwiający w tym wszystkim jest spójność tej złożonej z tak różnych nagrań składanki. Albumu słucha się w całości doskonale. Sporo płyt, z których pochodzą nagrania mam już na półce, przypominają się długie wieczory spędzone z tą muzyką. Niektórych jednak wcześniej nie znałem i kilka z nich wpisałem sobie na listę płyt, które koniecznie trzeba kupić.

Z tych, które pamiętam, niewątpliwie najczęściej wracam do zadziwiającego albumu Christofa Lauera i Jensa Thomasa w całości wypełnionego mocno zmienionymi przebojami The Police. Na „The Jubilee Album: 20 Magic Years” producenci wybrali z tego albumu dość nietypową piosenkę tytułową „Shadows In The Rain”, jedyną z udziałem wokalistki – Sidsel Endressen. Ten album ma już 12 lat, kiedyś słuchałem go często, później jakoś o nim zapomniałem. Dzisiejsza płyta przypomniała mi o tym wyśmienitym albumie, który ciągle jest dostępny w katalogu ACT Music.

Na listę płyt, które koniecznie musze kupić, wpisałem przede wszystkim album „Swedish Folk Modern” Nilsa Landgrena i Esbjorna Svenssona – reprezentowany przez utwór „Lapp Nils Polska”, choć mam wrażenie, że chodziło o polkę, a nie Polskę… Ale jak będę miał w ręku oryginał, dowiem się z okładki więcej. Niewątpliwie koniecznie w mojej kolekcji musi znaleźć się płyta Nguyena Le – „Three Trios”, który jakoś przegapiłem, a wydawało mi się, że mam wszystkie jego albumy. Dobrze zapowiada się też płyta Gerardo Nuneza  z udziałem Michaela Breckera – „Jazzpana”.

Ponad 10 z 20 propozycji były mi już znane. Nie zapisałem na swoją listę koniecznych zakupów wszystkich pozostałych jedynie dlatego, że nie da się kupić wszystkich płyt. Tego nie wytrzyma nie tylko mój budżet, ale przede wszystkim ograniczony czas na ich słuchanie.

Takie płyty ACT Music mógłby w zasadzie rozdawać za darmo, bowiem zapewniam Was, że postąpicie dokładnie tak, jak ja, nawet jeśli nie spodobają się Wam wszystkie utwory, to co najmniej połowa z pewnością, w związku z tym wytwórni takie rozdawnictwo wróci się z nawiązką. Płyta jednak nie jest dostępna za darmo, ma swoją cenę, niestety tak jak wszystkie albumy tej wytwórni nie należy do najtańszych. Jestem jednak przekonany, że ACT Music wcale nie jest za drogi. W tym przypadku cena zwyczajnie odzwierciedla jakość muzyki.

Various Artists
The Jubilee Album: 20 Magic Years
Format: CD
Wytwórnia: ACT!

Numer: ACT 9570-2

16 sierpnia 2013

Julian & Roman Wasserfuhr – Running

Bracia Wasserfuhr podbijają europejskie sceny jazzowe z szybkością, porównywalną jedynie z postępami czynionymi przez Adama Bałdycha. Nie przez przypadek są również artystami nagrywającymi dla wytwórni ACT Music. To niewątpliwie jedna z najprężniej działających na rynku Starego Kontynentu jazzowych wytwórni. Katalog gwiazd i ilość nieprawdopodobnej wręcz jakości premier każdego miesiąca jest niewiarygodna.

Rodzinny duet konsekwentnie przejmuje stery swojej artystycznej kariery. Tym razem nie muszą już wspomagać się znanymi nazwiskami z obszernego katalogu ACT Music. Taka praktyka to w rodzinnie traktującej artystów ACT Music zresztą codzienność. Tym razem jednak Julian i Roman Wasserfuhr nie tylko napisali większość muzyki, ale również wyprodukowali album. Nie znajdziecie tu również gwiazd w rodzaju Larsa Danielssona, czy Wolfganga Haffnera, jak na poprzedniej płycie klanu Wasserfuhrów – „Gravity”. Podstawowy zespół to oprócz Juliana – trębacza i Romana – pianisty również Benjamin Garcia Alonso – basista i Oliver Rehmann – perkusista. Wśród gości specjalnych – ojciec obu artystów – klarnecista Gerald Wasserfuhr.

Płyty słucha się wyśmienicie, o czym przekonacie się pewnie już niedługo, bowiem jej oficjalną premierę przewidziano na koniec sierpnia. Może zanim jednak o zaletach, załatwimy jedyny negatywny komentarz. Dlaczego bowiem na płycie pojawił się zupełnie niepotrzebny i bezbarwny wokalista – David Rynkowski? Nie mam pojęcia, czemu miało to służyć. Na szczęście słychać go tylko w dwu utworach, które można sprytnie pominąć, żeby nie popsuć sobie przyjemności spędzenia wieczoru z tym albumem. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl, że może David Rynkowski miał być wokalną częścią Cheta Bakera, którego Julian Wasserfuhr darzy wielką atencją, czego dowodem choćby płyta, od której zaczęła się kariera zespołu – „Remember Chet” z 2006 roku? Darujcie sobie zatem „Go On” i „See You Again”. Reszta brzmi wyśmienicie.

Ostatnio pojawia się coraz popularniejsza wśród muzyków młodego pokolenia moda na przypominanie w jazzowych wersjach rockowych przebojów sprzed lat. W wypadku tego albumu to „Behind Blue Eyes” The Who i „Nowhere Man” The Beatles. Oba utwory nie mogą być przebojami z dzieciństwa braci Wasserfuhr. Już prędzej to melodie z młodości ich ojca, który być może przyniósł jej na sesje. Oba nagrania można spokojnie dołączyć do zbioru twórczych aranżacji ponadczasowych rockowych klasyków. To świetne melodie stanowiące punkt odniesienia dla oceny wypadających n ich tle błyskotliwie kompozycji własnych liderów.

„Running” to nie jest jednak jedynie teatr dwu aktorów. Wspomniana już „Nowhere Man” Johna Lennona i Paula McCartneya ozdobiona jest wyborną solówką Benjamina Garcii Alonso. Może wyrzuciłbym z niektórych nagrań trochę zbyt patetycznych smyczków i efektów elektronicznych. W ten sposób zrobiłoby się więcej miejsca dla klasycznego, niezwykle czystego i rzeczywiście momentami przypominającego młodego Cheta Bakera tonu trąbki Juliana Wasserfuhrta.

Julian & Roman Wasserfuhr
Running
Format: CD
Wytwórnia: ACT!

Numer: 9545-2

13 sierpnia 2013

Magnus Ostrom feat. Daniel Karlsson, Andreas Hourdakis, Thobias Gabrielson - Searching For Jupiter

Magnus Ostrom to E.S.T. Tak myśli pewnie wielu z potencjalnych klientów, którzy mogliby kupić album „Searching For Jupiter”. Czy to album dla fanów E.S.T.? Raczej nie dla tych, którzy oczekują po takiej płycie nowego wcielenia dla wielu legendarnej już grupy. E.S.T to jednak było Esbjorn Svensson Trio. Bez Esbjorna Svennsona, który zginął w wypadku w czasie nurkowania 5 lat temu tego zespołu zwyczajnie nie ma. Dan Berglund udziela się głównie w swoim własnym zespole Tonbruket, a Magnus Ostrom pod swoim nazwiskiem.

E.S.T. nie był złym zespołem, ale  Europie znajdziemy co najmniej tuzin pianistów klasy Esbjorna Svenssona. Nigdy nie rozumiałem fenomenu popularności jego tria. Dziś jednak bohaterem jest perkusista zespołu – Magnus Ostrom. Na płycie słychać elektryczne gitary, klawiatury, syntezatory i sporo elektronicznych efektów. Brzmienie jest obszerne, rozmach produkcji zupełnie nie przypomina minimalistycznego zwykle i powściągliwego szwedzkiego grania.

Magnus Ostrom wśród bębniarzy, którzy go inspirują wymienia w jednym rzędzie Billy Cobhama, Mitcha Mitchella i Paula Motiana, a także Iana Paice’a. Trudno wyobrazić sobie większy rozrzut stylistyczny. W jego przypadku oznacza to jednak świadome czerpanie z muzycznej tradycji i tworzenie własnego brzmienia, które pozwala mu uczestniczyć w wielu różnych sesjach i zawsze dodawać coś od siebie. „Searching For Jupiter” to album wypełniony w całości jego własnymi kompozycjami, które nie są tak jak w przypadku innych perkusistów jedynie okazją do pokazania techniki gry, czy nietypowych podziałów rytmicznych. To nie jest album perkusisty – wirtuoza. To album perkusisty – lidera zespołu i kompozytora.

Jeśli skupimy się na bardziej dynamicznych, ostrzejszych kompozycjach – jak choćby „Hour Of The Wolf”, usłyszymy rockowe wcielenie Magnusa Ostroma. Na płycie są też fragmenty, które spodobają się tym, którzy ciągle wspominają E.S.T. Ze wszystkich dotychczasowych produkcji Magnusa Ostroma i Dana Berglunda, to chyba właśnie nastrojowe, wyciszone fragmenty „Searching For Jupiter” najbardziej przypominają nagrania E.S.T.

Album ukaże się na przełomie sierpnia i września, ale już teraz warto ustawić się w kolejce. Na płycie znajdziecie skandynawskie fusion – to określenie zaproponowane przez jednego z moich przyjaciół trafnie określa charakter muzyki. Z pewnością w większej części melancholijnej, nawet jeśli przyprawionej ostrą, momentami rockową gitarą Andreasa Hourdakisa. Ja cieszę się z tego, że Magnus Ostrom potrafi znaleźć swój własny głos i uwolnić się od ciężaru E.S.T. Historia muzyki zna dziesiątki przykładów wielkich twórczych osobowości, które nie potrafiły odnaleźć się po nagłym rozpadzie zespołu. W tym przypadku mam wrażenie, że Magnus Ostrom zdecydowanie lepiej odnajduje się w roli lidera i kompozytora, niż perkusisty, nawet jeśli gra u boku wielkich osobowości – jak choćby Esbjorn Svensson, czy Pat Metheny.

Magnus Ostrom feat. Daniel Karlsson, Andreas Hourdakis, Thobias Gabrielson
Searching For Jupiter
Format: CD
Wytwórnia: ACT!

Numer: ACT 9541-2

Regi Wooten, Krzysztof Ścierański, Przemysław Bęben Kuczyński – Jazzarium, Warszawa, 10 sierpnia 2013

Muzyka prawdziwa, oprócz zachwytów odrobina refleksji. Jakże mało takich okazji. Warszawa to teoretycznie jedna z ważnych europejskich metropolii, ale ciągle nie ma tu jazzowego klubu z prawdziwego zdarzenia, takiego, który istniałby więcej niż jeden letni sezon i miał prawdziwie jazzową ofertę, nie od święta, ale na co dzień. Wszystko oczywiście rozbija się o pieniądze.

Krzysztof Ścierański, Regi Wooten

Jazzarium to za małe i pozbawione niezbędnego w takim wypadku klimatu, choć istnieje już w porównaniu z innymi jazzowymi miejscami stosunkowo długo. Nie ma co jednak narzekać, bowiem jeśli się dzieje, to nie ważne gdzie, ważne jaka muzyka gra. A ta była w upalną, choć wilgotną sobotę 10 sierpnia 2013 roku najwyższej światowej próby. Nie mam pojęcia, w jaki sposób powstał taki skład, być może jak to często bywa, w takim składzie muzycy zagrali tylko ten jeden jedyny raz. Ci, którzy zdecydowali się przyjść do Jazzarium byli więc świadkami niecodziennego, być może jedynego w swoim rodzaju koncertu. Na malutkiej scenie zmieścili się cudem ze swoim sprzętem Regi Wooten, Krzysztof Ścierański i Przemysław Bęben Kuczyński.

Przemysław Bęben Kuczyński

Spontaniczny charakter spotkania ustalił repertuar, złożony z rockowych i jazzowych standardów, z pozoru tak odległych od siebie, jak „Footprints” Wayne Shortera i „Little Wing” Jimi Hendrixa. Krzysztof Ścierański sięgał czasem po klasycznego Stratocastera, Regi Wooten grał w swoim stylu, pozornie gdzieś bardzo daleko od podstawowego tematu, jednak zawsze czujnie i niezwykle stylowo. Przemek Kuczyński rozkręcał się powoli. Cały występ, jak za starych dobrych czasów składał się z dwu długich setów, z przerwą przeznaczoną na wspomożenie wysokości barowego utargu. Kameralny charakter koncertu pozwolił w zasadzie wszystkim słuchaczom zamienić słowo z muzykami, a Regi Wooten obiecał, że do Polski wróci już niebawem.

Krzysztof Ścierański

Regi Wooten

Być może malkontenci będą narzekać na wokal Regi Wootena, albo wypominać niekoniecznie do końca uzgodnione aranżacje, kolejność solówek, czy brak artystycznej spójności przedstawionego materiału, w którym rockowe klasyki mieszały się z jazzowymi standardami i elektronicznymi improwizacjami Krzysztofa Ścierańskiego znanymi dobrze bywalcom jego koncertów. To jednak była żywa, fantastyczna muzyka, tak powinno się grać w paru miejscach w Warszawie codziennie. Ale to tylko marzenia. Warto wypatrywać takich okazji i nie czekać na kolejną, niezależnie od pogody. Niektóre wydarzenia już nigdy się nie powtórzą. To prawdziwa muzyka, a nie starannie wyreżyserowane objazdowe show, jakie serwują nam każdego lata wielkie gwiazdy i wielkie festiwale…


Krzysztof Ścierański

Regi Wooten

12 sierpnia 2013

Art Tatum – The Complete Pablo Solo Masterpieces

„The Complete Pablo Solo Masterpieces” to zestaw monumentalny, wypełniający po brzegi 7 płyt kompaktowych. Nagrania powstały w latach 1953-1955 w czasie wielu sesji nagraniowych, w większości zorganizowanych przez Normana Granza. Po raz pierwszy w całości wydany w 1991 roku przez Pablo Records. Czy to przypadkiem nie za duża jednorazowa dawka solowych nagrań fortepianowych? Z pewnością nie, choć wysłuchanie wszystkich płyt w jednej sesji odsłuchowej wydaje się niemożliwe. Jednak Art. Tatum to był geniusz fortepianu, niektórzy uważają, że największy w historii gatunku. Czy zatem mamy do czynienia z najważniejszym albumem dla jazzowego fortepianu?

Z pewnością „The Complete Pablo Solo Masterpieces” Arta Tatuma, to jedne z najważniejszych nagrań, rodzaj wzorca dla wielu późniejszych interpretacji niezliczonej ilości jazzowych i do jazzu zaimportowanych z wielu różnych muzycznych źródeł melodii.

Do dziś trudno znaleźć jazzowego pianistę, który nie wymienia Arta Tatuma jako przynajmniej jednego ze swoich idoli. Trudno uwierzyć, że był w zasadzie samoukiem, bowiem dysponował absolutnie fenomenalną techniką, nikt inny nie potrafił i ciągle nie potrafi połączyć tak niebywałej szybkości z nienaganną dokładnością. W czasach jego młodości, a w zasadzie również pod koniec jego życia (zmarł w 1956 roku w wyniku zdrowotnych komplikacji związanych z chorobą, której nabawił się jeszcze w dzieciństwie) formalna edukacja muzyczna nie była dostępna dla czarnych muzyków, niezależnie od tego jak bardzo byli utalentowani. Może to nawet lepiej, że żaden nauczyciel nie próbował wpływać na jego styl gry. Kiedy trafił pod skrzydła klasycznego nauczyciela w 1925 roku, nie wytrzymał długo, bowiem chciał bez przerwy improwizować.

Art. Tatum nie był jednak jedynie superszybkim wirtuozem fortepianu. Już w latach trzydziestych ubiegłego wieku proponował rozwiązania harmoniczne, które wyprzedzały czas o jakieś dwadzieścia lat. Jego wczesne pomysły przypominały późnijsze odkrycia ery be-bopu i zostały docenione przez największych przedstawicieli gatunku.

Do dziś Art. Tatum pozostaje samotnym przedstawicielem gatunku, który sam stworzył, bowiem w zasadzie nikt nie potrafi zbliżyć się do jego możliwości technicznych i skutecznie naśladować jego stylu gry.
Pierwsze nagrania Arta Tatuma pochodzą z 1932 roku, kiedy to akompaniował zapomnianej dziś Adelaidzie Hall. Jego wczesne nagrania, to głównie rola akompaniatora dla różnych wokalistek i wokalistów, a pierwszy przebój nagrał z Big Joe Turnerem w 1942 roku. W latach czterdziestych miał swoje własne trio ze Slamem Stewartem i Tiny Grimesem, jednak to właśnie nagrania solowe są w jego karierze najważniejsze. Mało bowiem było muzyków, którzy potrafili za nim nadążyć.

Jak głosi legenda, wśród nagrań zawartych w zestawie „The Complete Pablo Solo Masterpieces” jest 68 standardów nagranych w czasie niespełna trzydniowej sesji, z czego tylko 3 nie są pierwszymi i jedynymi zarejestrowanymi wersjami. W zestawie znajdziecie 125 utworów, nie sposób wybrać tych najważniejszych. To obszerny katalog największych jazzowych, musicalowych i teatralnych przebojów. Każdy znajdzie tu melodie, które zna i lubi.

Art Tatum
The Complete Pablo Solo Masterpieces
Format: 7CD
Wytwórnia: Pablo

Numer: 090204037247

11 sierpnia 2013

Ceramic Dog – Your Turn

Ceramic Dog to kolejna artystyczna kreacja Marca Ribota, jednego z najbardziej uniwersalnych, kreatywnych i zaskakujących muzyków ostatnich co najmniej 20 lat. Czego to już on nie grał? W zasadzie łatwiej byłoby napisać jakiej muzyki jeszcze nie dotknął swoją gitarą. Marc Ribot to w zasadzie jedyny muzyk, który równie dobrze odnajduje się wśród największych gwiazd rocka, jazzu, awangardy, ale także w wielkich salach koncertowych, czy wśród rdzennych artystów najodleglejszych zakątków świata, zawsze w magiczny sposób odnajdując wspólny język. Czasem jest mecenasem mało znanych muzyków, kiedy indziej ich równoprawnym partnerem, za każdym jednak razem powstaje nowa jakość, muzyka nieprzewidywalna, często kontrowersyjna, zawsze jednak intrygująca.

Ceramic Dog powstał w zasadzie dla czystej przyjemności tworzenia, jak powiedział sam lider – Marc Ribot. To najlepszy sposób na wytrącenie z ręki recenzenta wszystkich możliwości poszukiwania korzeni, inspiracji, jakiegoś szczytnego celu, albo ideologicznej opowieści bez ważnej treści.

„Your Turn” to mocne, męskie gitarowe granie. Projekt umieszczony gdzieś na pograniczu ciężkiego rocka z odrobiną przedziwnych recytacji w wykonaniu basisty zespołu – Shahzada Ismaily. Klasyczne power trio – mocne gitary, rozbudowana rockowa perkusja obsługiwana przez Chesa Smitha i proste partie gitary basowej. Tylko tyle i aż tyle, w wykonaniu Ceramic Dog uzupełnione o radosne i brzmiące świeżo i spontanicznie zbiorowe improwizacje.

W materiałach prasowych pojawia się określenie post-punk jazz. Ja myślę, że Frank Zappa grałby tak dziś, gdyby żył i zechciał porzucić rozbudowane, monumentalne składy zespołów i niekończące się studyjne przeróbki.

Przegapiłem poprzednią produkcję zespołu Ceramic Dog – album „Party Intellectual” z 2008 roku. Muszę tą zaległość nadrobić. Marc Ribot to artysta wyjątkowo zapracowany, więc skompletowanie jego wszystkich wydawnictw jest niezwykle trudne, tym bardziej, że te ciekawsze, łącznie z „Your Turn” ukazują się w niezależnych, małych wytwórniach. Samego Marca Ribota możecie posłuchać w towarzystwie Johna Zorna, Toma Waitsa, McCoy Tynera, Tanity Tikaram, Elvisa Costello, Roberta Planta i jakiegoś miliona innych artystów. W odróżnieniu jednak od innych gitarzystów do wynajęcia, na tych wszystkich płytach od razu usłyszycie, że to właśnie Marc Ribot.

Większość materiału umieszczonego na płycie „Your Turn” to wielokrotnie grane na koncertach (niestety chyba tylko w USA) i modyfikowane kompozycje członków zespołu. Skąd wzięła się w towarzystwie abstrakcyjnych tekstów w rodzaju „Masters Of The Internet”, czy „Bread And Roses” starodawny przebój zespołu Dave Brubecka – kompozycja Paula Desmonda „Take Five” – wiedzą tylko członkowie zespołu. Ja wiem jedynie, że tak twórczej interpretacji tego zdaje się nieodłącznie związanego z fortepianem i saksofonem standardu nie słyszałem chyba nigdy. W wykonaniu Ceramic Dog dekonstrukcja znanej melodii oznacza rytm grany na gitarze basowej, rockową perkusję i ledwie naszkicowaną melodię – pojedyncze nuty na tle przesterowanej gitary. Nie jestem pewien, czy taki pomysł spodobałby się kompozytorowi, jednak dla mnie to utwór zupełnie niezwykły, tym bardziej że od dziesięcioleci wszyscy uważaliśmy, że „Take Five” musi być na 5, a w wykonaniu Chesa Smitha na 5 jest tylko przez chwilę…

Ceramic Dog
Your Turn
Format: CD
Wytwórnia: Yellow Bird

Numer: 767522773521