12 listopada 2013

Miles Davis / Marcus Miller – Music From Siesta

Z Marcusem Millerem mam problem. Niby wyśmienitym basistą jest, ale dobrych płyt to raczej od lat nie nagrywa. Jednak jakiś honor mu się należy. Taki album wybrany do Kanonu Jazzu symbolicznie – za całokształt. Amerykanie przyznają takie nagrody za zasługi. To i ja mogę. Jako, że w Kanonie Jazzu utrzymujemy regułę 20 lat od wydania płyty, Marcusowi nagroda może się należeć. Trochę czekałem na ten moment chcąc przyznać ową nagrodę za całokształt wskazując płytę „The Sun Don’t Lie” jako tą godną polecenia. Właśnie mija wspomniane dwadzieścia lat od jej wydania, więc mogłaby znaleźć się w naszym redakcyjnym Kanonie Jazzu.

Mogłaby, ale się nie znajdzie. Płyta już wylądował w odtwarzaczu w celu jej wysłuchania po raz nie wiadomo który. Słuchałem jej wiele razy, wcale nie w związku z jej wyjątkową jakością muzyczną, choć wcale tak słaba nie jest. Przez lata stanowiła jedną z dyżurnych pozycji w światku audiofilskim, służących do oceny jakości przetwarzania basu przez każdy system odtwarzający muzykę, będąc połączeniem najniższych rejestrów gitary basowej z pełną kontrolą nad dynamiką każdej nuty, co sprawia wielu nawet drogim systemom sporo problemów, bowiem to sprzeczne ze sobą cechy – albo gra nisko, albo bas jest kontrolowany. Ten album wymaga obu tych cech.

Chcąc uhonorować Marcusa Millera za całokształt w ostatniej chwili jednak doznałem olśnienia – przecież on jest nie tylko wybitnym gitarzystą basowym, ale przede wszystkim genialnym producentem muzyki wszelakiej, głównie filmowej. W swoich basowych popisach gubi nieco muzyczne emocje, a publiczność europejskich festiwali jest już nieco znudzona jego powtarzanymi od lat zagrywkami, czego odzwierciedleniem jest systematyczne przenoszenie jego corocznych niemal występów do nieco mniejszych sal koncertowych.

Tak więc w owym olśnieniu wymieniłem przygotowany już w odtwarzaczu album na analogową wersję zupełnie innej produkcji – firmowanego dwoma nazwiskami albumu z muzyką filmową – „Music From Siesta”, zmieniając oczywiście również przy okazji odtwarzacz na ulubiony gramofon. Na okładce znajdziecie dwa nazwiska – Milesa Davisa i Marcusa Millera. Dla mnie to jednak zawsze była płyta Marcusa Millera. Nawet miejsce na półce ma obok paru innych płyt Marcusa, a nie pomiędzy „Tutu” i „Amandlą”, gdzie również mogłaby znaleźć miejsce.

Argumentów za tym, że to płyta Marcusa Millera jest oczywiście sporo. To Marcus Miller napisał praktycznie całą muzykę, za wyjątkiem jednego z utworów – „Theme For Augustine / Wind / Seduction / Kiss”, którego współautorstwo przypisane jest Milesowi Davisowi. Marcus Miller był też producentem tego albumu, a także zagrał na wszystkich instrumentach, za wyjątkiem trąbki oczywiście oraz części dźwięków elektronicznych, które zaprogramował Jason Miles.

Sam album umieszczony w dyskografii Milesa Davisa pomiędzy doskonałym „Tutu” i może nieco słabszą „Amandlą” przeszedł nieco niezauważony, tym bardziej, że w jego promocji z pewnością nie pomógł film, do którego stanowił ścieżkę dźwiękową. Film, delikatnie rzecz ujmując hitem nie był, mimo wyśmienitej obsady, wśród gwiazd na ekranie widać między innymi Gabriela Byrne, Jodie Foster, Grace Jones i Isabellę Rossellini. 

Fil słaby, pozycja w dyskografii Milesa Davisa, w towarzystwie zdecydowanie ciekawszych albumów również nienajlepsza, jednak w dyskografii Marcusa Millera to zdecydowanie najlepsza i warta uwagi płyta. Ponadczasowa produkcja, nawiązująca nieco do „Sketeches Of Spain”, dedykowana zresztą Gilowi Evansowi. Marcus Miller robi na tej płycie to co potrafi najlepiej. Powstrzymuje się od basowych fajerwerków, jest liderem i kreatorem muzyki najwyższej próby. Idealnie wykonuje zamówienie Milesa Davisa na nowoczesną, elektroniczną muzykę w stylu i duchu „Sketches Of Spain”.

Właśnie do tej płyty Marcusa Millera wracam najczęściej. Jest jeszcze jedna – ukryta nieco i często pomijana w oficjalnej dyskografii Marcusa Millera – „Dreyfus Night In Paris”, nagrana wspólnie z Michelem Petruccianim, Kenny Garrettem, Bireli Lagrene i Lenny White’m, ale o tym innym razem.

Miles Davis / Marcus Miller
Music From Siesta
Format: LP
Wytwórnia: Warner Bros.

Numer: 9 25655-1

11 listopada 2013

Martyna Jakubowicz – Burzliwy Błękit Joanny

Martyna Jakubowicz w zasadzie tylko raz sięgnęła dotąd po obcy repertuar. W 2005 roku powstała płyta „Tylko Dylan”, nie ukrywam, że to jeden z moich absolutnie ulubionych albumów. To taka płyta, której mam kilka egzemplarzy, tak na wszelki wypadek, bowiem nie wyobrażam sobie życia bez tej płyty. Wtedy udało się wszystko – wyśmienita muzyka w wykonaniu zespołu dowodzonego przez Wojciecha Waglewskiego i Mateusza Pospieszalskiego, niespodziewany i niełatwy dla tłumacza wybór tekstów i świetne aranżacje. Oczywiście po płycie poświęconej Bobowi Dylanowi większość fanów spodziewała się „Knockin’ On Heavens Door”, czy „I Shall Be Released”. Ja się tych utworów spodziewłem. Ale „Masters Of War”, czy „Political World”? To teksty mocno osadzone w amerykańskich realiach, właściwie niemożliwe do przetłumaczenia. A jednak udało się wyśmienicie. Tłumaczenie tekstów opracowane przez Andrzeja Jakubowicza i Michała Kłobukowskiego są absolutnie fenomenalne.

Na płycie „Tylko Dylan” udało się wszystko, muzyka, teksty, wybór utworów, no i oczywiście sama Martyna zaśpiewała fenomenalnie. Jeśli będziecie mieli trochę szczęścia i cierpliwości, w TVP Kultura namierzycie koncertową wersję tego albumu.

Wydanie albumu „Burzliwy Błękit Joanny” zbiega się z siedemdziesiątymi urodzinami Joni Mitchell, która ciągle pozostaje aktywną artystką, choć zdecydowanie nie pracuje tak ciężko, jak gwiazdy jednego sezonu, które muszą wykorzystać do maksimum swoje pięć minut. Martyna Jakubowicz też zresztą nie rozpieszcza swoich fanów nadmiarem nowego materiału.

Tym razem znów wybór utworów jest dość zaskakujący. Na płycie „Burzliwy Błękit Joanny” znajdziecie zarówno kompozycje z końca lat sześćdziesiątych – z drugiej oficjalnej płyty Joni Mitchell – „Clouds” („Both Sides Now” i „Song To Aiging Children Come”, jak i całkiem nowe – jak choćby otwierający całą płytę „Bad Dreams Are Good” z ostatniego autorskiego albumu Joni Mitchell – „Shine”. Są kompozycje z najbardziej znanych płyt – „For The Roses” ( „Woman Of Heart And Mind”),  „Hejira” („Blue Motel Room”) i „Blue” („River” i „All I want”), a także nieco mniej znanych – „Ladies Of The Canyon”, „Wild Things Run Fast” i „Turbulent Indigo”.  Być może zaskoczeniem będzie dla niektórych brak największych przebojów (jeśli u Joni Mitchell można mówić o przebojach) – „Chelsea Morning”, „Blue”, czy „Edith And The Kingpin” albo „Shadows And Light”. Zaskakujące jest też umieszczenie tylko jednego utworu z albumu „Hejira”. Część słuchaczy może być też zaskoczona brakiem utworów z „Mingus” i „Don Juan’s Reckless Daughter”, ale przecież Martyna Jakubowicz uwielbia piękne teksty, a te dwa albumy są dość specyficzne w dyskografii Joni Mitchell, ze względu na dużo ważniejszą niż na innych płytach muzykę w wykonaniu gwiazd jazzu lat siedemdziesiątych.

Kiedy przeczytałem pierwszą notatkę o premierze tego albumu trochę się przestraszyłem. Oto jest okazja – 70 rocznica urodzin Joni Mitchell – 7 listopada. Może to próba marketingowego wykorzystania okazji? Z drugiej strony Joni Mitchell w Polsce nie jest jakoś specjalnie znana i o popularności masowej z pewnością mówić nie można. Tak samo sprawa wygląda z Martyną Jakubowicz – jeśli zapytać ludzi w średnim wieku – pewnie pamiętają „W domach z betonu” i może jeszcze „Kołysankę dla misiaków”.  I tyle. Tak więc to musi być fantastyczna płyta i szczery artystyczny hołd dla wielkiej amerykańskiej poetki. Pomyślałem, nie znając jeszcze materiału. Nie pomyliłem się. Ten album jest zwyczajnie fantastyczny.

Piosenki Joni Mitchell śpiewali najwięksi – choćby ostatnio u Herbie Hancocka Tina Turner i Leonard Cohen. Boba Dylana śpiewali w zasadzie wszyscy. A Martyna Jakubowicz jest w tym najlepsza. I do tego wyśmienite, mistrzowskie wręcz tłumaczenia niełatwych tekstów.

Nie sposób uciec od porównania najnowszej płyty z albumem poświęconym Dylanowi. „Burzliwy Błękit Joanny” jest bardziej kobiecy, intymny i wyciszony. Bardziej eksponuje głos i tekst i tak chyba trzeba było zrobić. Na płycie „Tylko Dylan” męski pierwiastek musiał być obecny w postaci Wojciecha Waglewskiego. Boba Dylana dobrze śpiewała Joan Baez, a wybitnie robi to tylko jedna wokalistka na świecie – Martyna Jakubowicz. Wiem co mówię, na poezji Boba Dylana znam się całkiem nieźle.

Z Joni Mitchell jest inaczej – tu nie wystarczy tekst. Jej kompozycje są w większości przypadków dużo bardziej interesujące muzycznie. Wykonania Martyny Jakubowicz skupiają się na tekstach, niełatwych nawet dla tych, którzy całkiem nieźle posługują się językiem angielskim. Nie brakuje oczywiście wyjątkowo trafionych pomysłów aranżacyjnych – gitary dobro, organów Hammonda, egzotycznych strojów, a raczej ich braku… To jednak nie jest album, który rozkłada się na czynniki pierwsze wskazując jakieś konkretne solówki, to piękna płyta i tyle, aż tyle.

Martyna Jakubowicz sama pisze na okładce, że po wydaniu „Tylko Dylan” przyrzekła sobie, że już nigdy nie zaśpiewa „nie swoich” piosenek. Cieszę się z braku konsekwencji w dotrzymaniu tego postanowienia. Album „Burzliwy Błękit Joanny” nie wypchnie żadnej płyty z grona 10 moich absolutnie ulubionych płyt, jednak gdyby nie było albumu „Tylko Dylan” – znalazłby tam miejsce, a tłok tam wielki jest.

„Burzliwy Błękit Joanny” to dla mnie album fenomenalny, choć nie ukrywam, że nie potrafię być w tym przypadku obiektywny, bowiem uwielbiam Joni Mitchell i Martynę Jakubowicz. Trzymam też kciuki za dalsze łamanie wspomnianego postanowienia i podrzucam kilka pomysłów na kolejne produkcje – Tim Hardin, wczesny Van Morrison, Tim Buckley, Nick Drake, Pete Seeger, a rockowym nieco bardziej wydaniu może być Nico, albo Neil Young. Miałem też taki sen – wiem, że jak to sen – zwykle się nie spełnia, ale jest taka płyta – „The Circle Game”, zapis koncertu Joni Mitchell i Jamesa Taylora z Royal Albert Hall z 1970 roku. Mnie przyśnił się duet Martyny Jakubowicz i Johna Portera…

A tak już na koniec - o płycie „Tylko Dylan" przeczytacie tutaj: Martyna Jakubowicz - Tylko Dylan
Wybrane teksty o albumach Joni Mitchell - Joni Mitchell - HejiraJoni Mitchell - Shhadows And Light
Martyna Jakubowicz
Burzliwy Błękit Joanny
Format: CD
Wytwórnia: Universal
Numer: 602537613182