17 sierpnia 2014

Marc Ribot Trio – Live At The Village Vanguard

Village Vanguard w Nowym Jorku to miejsce legendarne, choć dziś już z pewnością na równi miejsce artystyczne, co turystyczne. Jednak ciągle istniejące i dające szansę wszystkim pokoleniom kreatywnych muzyków na spotkania z przyjazną im publicznością. Wiele takich legendarnych miejsc sprzed lat już dziś nie istnieje, a Village Vanguard trzyma się całkiem nieźle. Dla niektórych zagrać w Village Vanguard to marzenie życia, rodzaj muzycznego Olimpu, cel sam w sobie. Z pewnością takiej nobilitacji nie potrzebuje Marc Ribot.

Marc Ribot to gitarzysta równie wszechstronny, co kontrowersyjny. Jego techniczne umiejętności gry na gitarze z pewnością nie pozwalają umieścić go wśród największych wirtuozów. Za to kreatywność, pomysłowość i umiejętność znalezienia wspólnego języka z muzykami reprezentującymi wiele różnych, czasem skrajnie różnych muzycznych stylów daje mu zaszczytne miejsce wśród największych geniuszy gitary ostatnich dekad. Marc Ribot próbował już w zasadzie wszystkiego. Grywa stale z Johnem Zornem w jego rozlicznych projektach, współpracując jednocześnie od czasu do czasu z Tomem Waitsem. Nagrywa z Eltonem Johnem i jeździ w trasy z Marianne Faithfull. Odnajduje się w klimatach soulowych z Jackiem McDuffem i Wilsonem Pickettem. Pojawiał się w koncertowym zespole McCoy Tynera. Mimo faktu, że pozostawanie w pobliżu podstawowej linii melodycznej jest mu równie bliskie, co niegdyś Theloniousowi Monkowi, kiedy momentami musiał być w latach czterdziestych akompaniatorem jazzowych wokalistek, Marc Ribot grał z Dianą Krall i Madeleine Peyroux. Widziałem go kiedyś na scenie z Lounge Lizards Johna Lurie i zespołem Medeski Martin And Wood.

Jak każdy muzyk poszukujący, czasem udaje mu się lepiej, kiedy indziej eksperymenty są mniej udane. Od lat nagrywa też swoje własne płyty, sięgając zarówno do tradycji free-jazzowej, rockowych standardów, jak i folkloru kubańskiego. Z tej ostatniej pasji jest chyba najbardziej znany. W Village Vanguard nie wypada jednak grać kompozycji Arsenio Rodrigueza. Zdecydowanie bardziej na miejscu są utwory Johna Coltrane’a.

To właśnie kompozycje Coltrane’a otwierają i zamykają jego najnowszy album, zawierający zapis koncertu z Village Vanguard z 2012 roku. Podobnie jak niegdyś John Coltrane, dziś Marc Ribot z łatwością miesza awangardowe kompozycje Alberta Aylera i Johna Coltrane’a z jazzowymi standardami w rodzaju „Old Man River” Jerome Kerna i Oscara Hammersteina. Podobnie jak John Coltrane, traktuje kompozycję raczej jako rodzaj inspiracji dla spontanicznych wydarzeń na scenie. Podobnie jak Monk, eksperymentuje z harmonią i gra momentami dla wielu nie pasujące do siebie dźwięki. Jest intrygujący i skupia na sobie uwagę. Znajduje świetne oparcie w sekcji rytmicznej złożonej z Henry Grimesa grającego na kontrabasie i perkusisty Chada Taylora, który pojawia się również w jego innym – bardziej rockowym projekcie Ceramic Dog, zespole, który nagrał jedną z najlepszych wersji „Take Five” Paula Desmonda. Henry Grimes to weteran, człowiek, który grał w Village Vanguard już w latach sześćdziesiątych, między innymi w zespole Alberta Aylera, którego kompozycje stanowią oś repertuaru zespołu, na czele z niemal 20 minutową wersją „Bells”.

Album pokazuje dwie najważniejsze od lat dla Marca Ribota jego muzyczne oblicza – zakochanego w awangardzie lat sześćdziesiątych free-jazzowego gitarzysty i genialnego dekonstruktora znanych melodii. Niemal dokładnie rok temu za fantastyczny uznałem album grupy Ceramic Dog prowadzonej przez Marca Ribota– „Your Turn”. „Live At Village Vanguard” jest również wyśmienity, choć zupełnie inny. Nie mogę się już doczekać kolejnych wakacji.

Marc Ribot Trio
Live At The Village Vanguard
Format: CD
Wytwórnia: PI Records
Numer: PI 53

Brak komentarzy: