22 marca 2014

The Intuition Orchestra – To The Inside

Intuition Orchestra to przedziwne muzyczne zjawisko. Dodajmy zjawisko w przyrodzie nie występujące zbyt często. Otóż mamy do czynienia z grupą ludzi, którym się chce. Niby proste, a jednak unikalne. Grupa przyjaciół, w części znających się od wielu lat. Każdy z członków zespołu robi w życiu coś zupełnie innego. Może to i lepiej, bo The Intuition Orchestra to ich hobby, co z pewnością pozwala zachować na każdym koncercie świeżość pomysłów i oczywiście nie rozglądać się za artystycznymi kompromisami pozwalającymi zarobić parę groszy.

The Intuition Orchestra, Zdzisław Piernik, Anna Gadt

Liderem zespołu pozostaje od zawsze Ryszard Wojciul, choć w wypadku The Intuition Orchestra lider to ten, kto bierze na siebie odrobinę prac organizacyjnych i opowiada o zespole na scenie w przerwach między poszczególnymi kompozycjami.

Ryszard Wojciul

Kompozycja to coś, co zakłada jakiś plan, a w wielu muzycznych fragmentach na scenie The Intuition Orchestra takiego planu niema, zdając się na spontaniczność i wyobraźnię. I to się sprawdza. Dodajmy – sprawdza się lepiej na scenie, niż na płycie. Dlatego właśnie wypatrujcie nielicznych koncertów zespołu. Naprawdę warto, to przeżycie jedyne w swoim rodzaju, muzyczna akcja, wobec której z pewnością nikt nie będzie obojętny.

Bolesław Błaszczyk

Zespół nagrał właśnie nową płytę, która ukazała się nakładem wytwórni ForTune Records. Akurat w tym przypadku zespół dość łatwo zapewnił sobie płytowy kontrakt… Najnowszy album  -„To The Inside” powstał z gościnnym udziałem grającego na gitarach Marcina Olaka. Płyty słucha się nieźle, ale o niebo lepszy jest każdy z koncertów zespołu, który widziałem w ciągu ostatnich kilku lat. To rodzaj muzyki, który lepiej wychodzi na żywo, jak każda spontaniczna akcja artystyczna. W dodatku brzmienie „To The Inside” zdominowała gitara Marcina Olaka.


Jacek Alka

20 lutego w warszawskim klubie Powiększenie zespół zagrał koncert promujący nowy album. Gościnnie wystąpili Zdzisław Piernik, wspomniany już Marcin Olak i Anna Gadt. Trochę narzekam na zdominowany przez brzmienie gitary album studyjny, za to w sytuacji koncertowej Marcin Olak doskonale wpisuje się w formułę kompletnej improwizacji.

Monika Szulińska

Z tym zespołem mam pewien problem. W zasadzie pozbawiona jasnej bluesowej formy muzyka zespołu to nie moja bajka. Za każdym razem jednak na koncercie daję się wciągnąć w muzyczny świat The Intuition Orchestra bez reszty i należę do tych, którzy klaszczą najgłośniej oczekując kolejnych bisów.

Zdzisław Piernik

Świetnym pomysłem jest zapraszanie gości specjalnych, którzy urozmaicają koncerty stałym bywalcom oferując nowe pokłady brzmień i muzycznych inspiracji. The Intuition Orchestra nie występuje często, trochę w związku z licznymi zobowiązaniami swoich członków, trochę w związku z faktem, że rynek na taką muzykę jest teoretycznie przynajmniej dość ograniczony. Nie spotkałem jednak nikogo, kto po koncercie zespołu, nawet jeśli trafił na niego przypadkowo, nie pytał, kiedy będzie kolejny.

Marcin Olak

W związku z tym najnowszy album, choć nie oddaje w pełni spontanicznej scenicznej energii z pewnością wart jest zainteresowania, szczególnie jeśli będzie występował w Waszej kolekcji w zastępstwie wrażeń z koncertu zespołu.

Anna Gadt

The Intuition Orchestra
To The Inside
Format: CD
Wytwórnia: ForTune Productions

Numer: 5902768701272

19 marca 2014

Torun Eriksen – Visits

Oto jest koronny przykład tego, jak właściwy repertuar zmienia artystów. Dziewczyna z okładki albumu „Visits” wygląda znajomo. Z trudem przypomniałem sobie płytę sprzed kilku lat – „Passage” i była to zdecydowanie pamięć wzrokowa, a nie muzyczna. W 2011 roku uznałem tamtą płytę za nie zasługującą na opisanie. W moim muzycznym dzienniku zapisałem sobie wtedy, że w sumie nie ma się do czego przyczepić, ale życia i niczego, osobistego, unikalnego w tej muzyce nie odnalazłem. „Passage” to album poprawny, dobrze zaśpiewany i wyprodukowany, słowem – album jakich wiele.

„Visits” to zupełnie co innego, to album wyśmienity. Za większość muzyki odpowiedzialny jest w obu przypadkach David Wallumrod. Tym razem jednak płyta wypełniona jest zaskakującymi coverami, pewnie rodzajem śpiewnika Torun Eriksen z dzieciństwa, piosenek które lubi i które są dla niej ważne. Trzeba przyznać, że ma niezły gust, a przynajmniej trafiający w dużej części w moje preferencje, choć wybór piosenek jest bardzo zaskakujący. Większość z nich z pewnością uznacie za zupełnie nie pasujące do zimnego głosu skandynawskiej wokalistki i oszczędnych, pozbawionych bluesowego feelingu instrumentacji.

Torun Eriksen to typowa skandynawska wokalistka. Podobnie jak wiele skandynawskich przedmiotów, oszczędna i ascetyczna – taki wybór przymiotników pozwala uniknąć słowa „zimna”, które mogłoby zabrzmieć niepotrzebnie negatywnie. Weźmy choćby „Wish You Were Here” – to oczywiście w oryginale Pink Floyd. Czy wyobrażacie sobie ten utwór bez niezwykle wyrazistej gitary? Ja sobie nie wyobrażałem, dopóki nie usłyszałem Torun Eriksen. Teraz uważam, że to wersja co najmniej tak samo dobra, jak oryginał.

Jednak „Wish You Were Here” to przynajmniej ballada, więc poddaje się stosunkowo łatwo jazzowym przeróbkom, nawet jeśli wszyscy kojarzymy ją z akustyczną gitarą, niezależnie od tego, czy gra Roger Waters, czy David Gilmour – ja wolę akurat w tym wypadku tego drugiego. Co powiecie zatem na „Sign ‘O The Times” – to już zdecydowanie nie jest akustyczna ballada w wykonaniu Prince’a. Na „Visits” w wykonaniu Torun Eriksen okazuje się mieć wdzięk dobrej jazzowej ballady.

Są też klasyki amerykańskiego rocka – „Beat Angels” Ricky Lee Jonesa, a właściwie zapomnianego trochę Sala Bernardi i „Downtown Train” Toma Waitsa. Tak, Toma Waitsa, a nie Roda Stewarta. Taka podróż w czasie pomiędzy latami sześćdziesiątymi a zupełnie nowymi przebojami trwa w zasadzie przez cały album, bowiem Torun Eriksen sięga też po całkiem nowe kompozycje – jak choćby „Fix You” z repertuaru Coldplay, czy „Spanish Joint” D’Angelo. Do kompletu są jeszcze piosenki Randy Newmana, Paula Simona i Jamesa Taylora.

Co zatem łączy w jedną zgrabną całość Toma Waitsa, Coldplay, Jimmy Webba (to „Wichita Lineman”) i wszystkich innych autorów bardzo znanych, lub znanych kiedyś a dziś zapomnianych przebojów? Świetny pomysł i artystyczna osobowość Torun Eriksen. „Visits” to wyborny pomysł na przypomnienie świetnych kompozycji w jeszcze lepszym, czasem nawet ciekawszym od oryginałów wykonaniu. To album oszczędny, często skupiony na tekście, instrumentalnie oszczędny nawet tam, gdzie w oryginale dzieje się bardzo wiele. To pozwala odkryć znane melodie na nowo.

Torun Eriksen
Visits
Format: CD
Wytwórnia: Jazzland
Numer: 602537442577