07 stycznia 2015

Płyta tygodnia roku 2014

Przełom roku, choć powstały sztucznie i zupełnie przypadkowy jest pretekstem do podsumowań, czy tego chcemy, czy nie. Zresztą dobrze jest czasem zatrzymać się i spojrzeć parę miesięcy wstecz, żeby przekonać się, czy to co spodobało się raz, jest czymś, do czego chce się wracać. Tak jest również z płytami. Wśród wielu nie wartych nawet godziny spędzonej w ich towarzystwie znaleźć można takie, które zwracają uwagę, wyróżniają się w tłumie nowości. Poznać je nie jest trudno, potrzeba jednak na to czasu. Kiedy przejrzałem spis płyt, które w 2014 roku były w RadioJAZZ.FM plytami tygodnia, o niektórych już nawet nie pamiętałem. Te odrzuciłem od razu. Nie oznacza to, że są słabsze, czy mniej interesujące niż kilka miesięcy temu. Są równie dobre, a dla wielu słuchaczy nawet wyśmienite, może najważniejsze w 2014 roku, albo nawet jeszcze ważniejsze… To zawsze wybór niezwykle subiektywny.

Ja jednak uważam rok 2014 za słaby. Pojawiły się jednak dzieła wybitne, takie, które z pewnością będą wracały do mojego odtwarzacza dużo częściej, niż tylko przy okazji odkurzania zapomnianych półek… Było ich jednak jakby mniej niż choćby w 2013 roku i nie zapadły mi w pamięć aż tak, jak te z lat poprzednich – jak choćby płyty Martyny Jakubowicz i Agi Zaryan z 2013 roku.

Są jednak wśród wydawnictw 2014 roku prawdziwe perełki – te płyty musicie mieć w swojej kolekcji. To wybitne wydawnictwa w skali bezwzględnej. Jestem pewien, że przynajmniej cześć z nich trafi do Kanonu Jazzu, jeśli będzie istniał za 20 lat, a jeśli nie, z pewnością chętnie do nich za 20 lat wrócicie…

Przejdzmy zatem do konkretów – dla mnie bezapelacyjnym zwycięzcą i autorem najlepszej jazzowej płyty 2014 roku są Adam Bałdych i Yaron Hernam – ich „The New Tradition” musicie mieć na pewno.

Jest jeszcze kilka produkcji zjawiskowych, które zapamiętam z pewnością na dłużej. Do nich należą „Prana” Artura Dutkiewicza, „Belle Epoque” Vincenta Peirani & Emile Parisiena i „Portraits” Chicka Corea. Ten ostatni album przywrócił mi wiarę w starego mistrza, która jego wyczynami elektrycznymi została nieco nadszarpnięta. Światową produkcją popisał się Marek Napiórkowski, jego „KonKubiNAP” to płyta, która byłaby sensacją za Oceanem, gdyby tam trafiła. Absolutnie fenomenalnym zaskoczeniem jest najnowszy album Grażyny Auguścik - „Inspired By Lutosławski”, z tą płytą muszę jednak jeszcze poznać się bliżej… Ciągle ją odkrywam, co i Wam polecam.

Bardzo czekałem na album z jazzowymi standardami Lion Vibrations i trochę się rozczarowałem. Zabrakło nieco pomysłu na całą płytę, choć album ma momenty genialne. Zapewne jest też wiele płyt, których nie zauważyłem, albo zwyczajnie o nich nie wiem, lub które czekają w mojej poczekalni od kilku miesięcy. Z pewnością wszystkie doczekają się swojej godziny i może pojawią się w podsumowaniu 2015 roku. Tym razem jednak podsumowuję rok 2014, a najlepszą nową płytą jazzową o której miałem okazję napisać w 2014 roku jest album Adama Bałdycha & Yarona Hermana - „The New Tradition”. A tak poza jazzową konkurencją – nie zapomnijmy, że Bruce Springsteen wydał „High Hopes”…

Od kwietnia zdania na temat albumu Adama Bałdycha i Yarona Hermana nie zmieniłem – oto co wtedy napisałem…

Adam Bałdych & Yaron Herman - „The New Tradition”

Bałem się o tą płytę. Poprzedni autorski projekt Adama Bałdycha – „Imaginary Room” był eksplozją jego talentu, moje obawy wynikały z faktu, że przez chwilę zdawało się, że kariera Adama popłynie w stronę orkiestrowych wystawnych produkcji, które z pomocą wytwórni ACT! dają się zrealizować, a także w stronę muzyki współczesnej, oddalając się od klasycznego jazzowe idiomu muzyki improwizowanej. Z napisaniem tego tekstu musiałem czekać dobrych 10 tygodni, bowiem album „The New Tradition” dotarł do mnie właśnie dobre 10 tygodni temu. Dlaczego wtedy o tej płycie nie napisałem? Natychmiast spędziłem z nią zachwycające trzy wieczory, jednak postanowiłem zwyczajnie Was nie denerwować. Płyty ciągle nie ma w sklepach, szczęśliwcy mogli kupić ją na kilku koncertach, a oficjalna premiera przewidziana jest na koniec maja. Do końca maja nie dałem rady. Już teraz muszę niemal wykrzyczeć to co mam do powiedzenia. „The New Tradition” to z pewnością najciekawsza, najlepsza płyta, jaką dotąd nagrał Adam Bałdych. Wiem, że napisałem tak już o kilku jego albumach, ale to zwyczajnie oznacza progres niespotykany wręcz i zdumiewający.

Adam jest dziś gwiazdą światowego formatu. Jedyne, czego mu brakuje, to tego, żeby świat się o tym dowiedział. To jeszcze trochę potrwa, bo droga na skróty, z tego co wiem Adama nie interesuje. A z pewnością mógłby pójść nią bardzo szybko wysyłając trochę nagrań demo do największych światowych sław z propozycją wspólnego grania. To byłaby droga na jazzowe salony, ale z pewnością raczej do sławy, niż muzycznej doskonałości, bowiem większość tak zwanych dużych nazwisk raczej odcina kupony niż nagrywa coś kreatywnego. Na taką działalność w sumie szkoda czasu. Wyobrażam sobie oczywiście wspólne muzykowanie Adama Bałdycha z Johnen Scofieldem, albo z Herbie Hancockiem, czy cofając się w czasie jeszcze odrobinę dalej – z Sonny Rollinsem, tylko po co? Oczywiście powstałyby wyśmienite albumy. Jestem jednak przekonany, w sumie od dawna, ale każda płyta Adama utwierdza mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej, że dużo więcej i ciekawiej zagra idąc swoją własną drogą.

Wspomniałem już, że nieco obawiałem się tego albumu. Tym bardziej cieszy mnie, że jest właśnie taki – intymny skupiony na melodii, brzmieniu skrzypiec, będąc wybitnym, światowej klasy duetem dwu niezwykłych talentów. Akustyczny duet nie musi oczywiście oznaczać braku muzycznej energii. Tej najlepszemu obecnie skrzypkowi na świecie na pewno nie brakuje. Nie mam tu na myśli próby grania szybciej i więcej niż inni, Adam to potrafi, ale nie to jest istotą jego muzyki. W pełnej przestrzeni na dźwięki, oszczędnej grze Yarona Hermana jest dość miejsca na skrzypcowe pasaże. Nie zawsze szybciej i głośniej oznacza lepiej, a raczej prawie nigdy tak nie jest. To właśnie różnica między wirtuozerią a muzyką. Posłuchajcie choćby jednej z najwolniej zagranej wersji „Sleep Safe And Warm” Krzysztofa Komedy.

Zastanawiam się, gdzie i u kogo słyszałem podobnie ważną w całej muzycznej akcji ciszę. Przychodzą mi jedynie na myśl dwa albumy Milesa Davisa. No i może jeszcze ze dwie inne płyty. Album „The New Tradition” to dzieło wybitne, totalne, wykorzystujące wszelkie dostępne dźwięki, czerpiące z wielu różnych muzycznych światów, na równi słowiańskie, co amerykańskie, klasyczne i bluesowe, kameralne., dwuosobowe, choć Yaron Herman gra momentami tak, że obecność kontrabasisty wydaje się niemal oczywista.

Adam Bałdych to muzyczny czarodziej, jakiego dawno świat nie widział. Był taki jeden, nie umiał za bardzo grać na trąbce…

Adam Bałdych & Yaron Herman
The New Tradition
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: ACT 9626-2

Brak komentarzy: