25 stycznia 2015

Wolfgang Haffner – Kind Of Cool

Taki skład i repertuar w połączeniu ze znakiem jakości, jaki stanowi wydanie albumu przez ACT Music oznacza w zasadzie pewny sukces. Z drugiej strony, mógł przecież powstać zbiór sztampowo zagranych standardów. Wtedy jednak nie czytalibyście tego tekstu, bo ja bym go nie napisał. O słabych płytach pisać nie warto, a na ich słuchanie szkoda czasu. Życie jest za krótkie.

O samym Wolfgangu Haffnerze pisałem przy okazji premiery jego poprzedniego albumu – „Heart Of The Matter”, całkiem niedawno. Jego najnowsza płyta – „Kind Of Cool” jest jeszcze lepsza, a przy okazji przypomina młodszemu pokoleniu standardy sprzed lat.

Pół wieku temu raczej nie mogły pojawić się na jednym krążku, bowiem takie kompozycje, jak „So What”, „Django”, „Autumn Leaves”, czy „Summertime” to melodie z różnych światów, choć z pewnością wszystkie utwory sprzed lat, umieszczone na najnowszym albumie przez Wolfganga Haffnera łączy osoba Milesa Davisa, który wszystkie grywał i nagrywał, niektóre nawet wielokrotnie.

Całość pomyślana jest jako produkcja nieco rozrywkowa, lekka, łatwa i przyjemna, choć, jak to często bywa w przypadku muzyki najwyższej jakości, jeśli spędzicie z tą muzyką więcej czasu, odkryjecie, że mimo swojej przystępności daleka jest od banału i prostego odgrywania znanych na całym świecie melodii.

Liderowi towarzyszą artyście wytwórni ACT Music, w tym powracający po kilku latach przerwy w szeregi jej największych gwiazd Jan Lundgren. W ACT nikt się nie ściga, nie musi niczego udowadniać, ani grać tak, jakby to miałby być jego ostatni dzień w studiu. Komfort pracy i swoboda twórcza to coś, co muzycy tej wytwórni często wymieniają jako unikalną wartość współpracy z Siggi Lochem. Tym razem jest podobnie – Wolfgang Haffner jest liderem, nawet jeśli nie rozpoznacie w ślepym teście jego pełnego przestrzeni stylu gry, to z pewnością każdy słuchacz odgadłby w takim eksperymencie, że liderem jest właśnie perkusista. Nie spodziewajcie się jednak jakiś oszałamiających solówek i technicznych fajerwerków, lub odkrywczych podziałów rytmicznych, czy zmiany rytmów w nagranych tysiące razy melodiach.

Listę jazzowych przebojów i musicalowych melodii, których teatralnego pochodzenia wielu słuchaczy już dziś nie pamięta uzupełniają kompozycje lidera, który przy okazji po raz kolejny udowadnia, że potrafi nie tylko grać, ale również wyśmienicie komponować.

Całość brzmi niezwykle nowocześnie, choć gdyby album ukazał się 50 lat wcześniej, byłby równie ciekawy i mało kto uznałby go za produkcję z przyszłości… To taki rodzaj ponadczasowej, mainstreamowej jazzowej stylistyki, który wymyślono w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku i który sprawdza się do dzisiaj. To mnie za każdym razem zdumiewa – tyle lat kombinowania i ciągle echa be-bopu są najlepszą receptą na inteligentną muzykę improwizowaną. To również przy okazji oczywisty dowód tego, że „Kind Of Cool” Wolfganga Haffnera to wyśmienita płyta, która byłaby równie dobra pięćdziesiąt lat temu, jak jest teraz i jak będzie za kolejne 50 lat, kiedy z przyjemnością (a może nawet wcześniej) będzie mogła znaleźć się w Kanonie Jazzu.

Małym zgrzytem jest dla mnie wokalny popis Maxa Mutzke – na szczęście tylko w jednym utworze – „Piano Man”. Tego utworu mogłoby na płycie nie być, ale nawet najwięksi dl urozmaicenia wpuszczali czasem na scenę wokalistów, zwanych dawno temu refrenistami, lub refrenistkami, ale o tym innym razem…

Album „Kind Of Cool” jest nowością 2015 roku, czekającą jeszcze ciągle na oficjalną premierę, na którą z pewnością warto polować w sklepach.

Wolfgang Haffner
Kind Of Cool
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: ACT 9576-2

Brak komentarzy: