27 października 2015

Gary Thomas Seventh Quadrant - By Any Means Necessary

„By Any Means Necessary” to typowy produkt epoki, w której został nagrany. Umieszczam go w Kanonie Jazzu nie dlatego, że sam w sobie jest dziełem wybitnym. Jest tu w zasadzie z dwóch równorzędnych powodów. Po pierwsze jako typowy album końcówki lat osiemdziesiątych, a przy okazji nie jest zbytnio przeładowany elektronicznymi barwami, przez co zdecydowanie lepiej, niż wiele innych nagrań z tego okresu znosi próbę czasu. Po drugie zaś dlatego, że zespół odpowiedzialnych za jego stworzenie muzyków i gości specjalnych to w zasadzie spora część encyklopedii najważniejszych postaci tamtych, w sumie chyba jednak nie najciekawszych dla jazzu czasów.

Sam Gary Thomas, to osobowość niezwykła, jednak o nim za chwilę. Na płycie swoje muzyczne podpisy złożyło bowiem wielu ważnych muzyków końcówki ubiegłego wieku i całego elektrycznego jazzu tamtych lat. W kilku utworach gra na alcie Greg Osby, człowiek legenda muzycznego ruchu M-Base, z którym album „By Any Means Necessary” ma bez wątpienia wiele wspólnego. Ważną postacią ruchu M-Base była również w owym czasie Geri Allen, również uświetniająca swoim udziałem opisywany album. Na gitarze gra sam mistrz John Scofield, w dodatku prezentując swoją kompozycję „You’re Under Arrest”, którą cztery lata przez nagraniem „By Any Means Necessary” zagrał razem z Milesem Davisem i która dała tytuł albumowi mistrza trąbki.

Kiedy brakuje gitary Johna Scofielda, dzielnie zastępuje go Mick Goodrick, znany najlepiej z trwającej parę lat i dobrze udokumentowanej w katalogu ECM współpracy z Gary Burtonem w połowie lat siedemdziesiątych. Świat nieco dziś o nim zapomniał, choć miewa chwile sławy, za każdym razem kiedy Pat Metheny powie gdzieś w wywiadzie, że twórczość Micka Goodricka miała na niego wielki wpływ w początkach kariery i że grywali razem tu i tam. Brzmienia elektroniczne brzmią dziś wciąż nowocześnie za sprawą Tima Murphy’ego, który umiejętnie znalazł równowagę między technologią i muzyką.

Za rytm odpowiadają postaci nie mniej legendarne – basista Anthony Cox znany z nagrań większości wymienionych już postaci, jak zwykle będący wulkanem funkowej energii Dennis Chambers, oraz niezrównany kolorysta, nadający brzmieniu nieco południowej egzotyki Nana Vasconcelos.

Lider tego całego zamieszania – wyśmienity saksofonista Gary Thomas był ważną postacią nowego jazzu końca ubiegłego wieku. Gary Thomas, Kenny Garrett i Joshua Redman – to pokolenie muzyków urodzonych w latach sześćdziesiątych, choć ten ostatni nieco młodszy, to byli najważniejsi saksofoniści młodego pokolenia w latach osiemdziesiątych. Wszyscy niepokorni i eksperymentujący, choć odwołujący się do jazzowej tradycji wywodzącej się z muzyki Johna Coltrane’a. Trochę szkoda, że Gary Thomas zdecydował się na karierę akademicką i w zasadzie od przełomu wieków skupia się wyłącznie na muzycznej edukacji. Trochę szkoda tych wszystkich płyt, które mógłby nagrać przez ostatnie 20 lat. Również dlatego warto sięgnąć po „By Any Means Necessary” i wszystkie inne jego nagrania z lat osiemdziesiątych, które nieco dziś zapomniane, wznawiane są często przez Winter&Winter.

Muzycznie „By Any Means Necessary” to przebojowa, rytmiczna i energetyczna mieszanka elektroniki, ostrego i agresywnego saksofonu, silnej linii basu i popisów solowych gości specjalnych. To album zadziwiająco dobrze znoszący próbę czasu. I świetny reprezentant swojej epoki. Dlatego jest pozycją nie tylko ważną historycznie, ale również świetną muzycznie.

Gary Thomas Seventh Quadrant
By Any Means Necessary
Format: CD
Wytwórnia: Polydor / Universal / Winter&Winter
Numer: 025091903122

26 października 2015

The Bad Plus Joshua Redman – The Bad Plus Joshua Redman

The Bad Plus, czyli Ethan Iverson, Reid Anderson i David King, to zespół istniejący pod tą nazwą już niemal 15 lat. Wcześniej muzycy również ze sobą grywali, co w dzisiejszym muzycznym świecie jest z pewnością zjawiskiem niezwykłym. W dyskografii zespołu jest już ponad 10 albumów, a „The Bad Plus Joshua Redman”, to pierwszy album nagrany z tak znaczącym udziałem gościa specjalnego. Wcześniej pojawiali się w nagraniach zespołu wokaliści, nie miało to jednak większego znaczenia dla brzmienia znakomicie zgranego tria. Kilka razy zespół próbował też współpracy z gitarzystami – między innymi Billem Frisellem i Kurtem Rosenwinklem. To nie było jednak wiele więcej niż gościnne występy.

Najnowszy album zespołu może stanowić przełom. Joshua Redman jest dla The Bad Plus wymarzonym partnerem. W zespole, który gra w niezmienionym składzie w zasadzie od zawsze, trudno jest odnaleźć sobie muzyczne miejsce. Wszystko jest poukładane, każdy wie co ma robić, muzycy komponują dla siebie, mając w pamięci setki zagranych razem koncertów i wszystkie szalone pomysły z niezliczonych prób. W takim układzie nowa osoba zdaje się być skazana na rolę gościa, kogoś, kto zagra parę solówek w miejscach starannie zaplanowanych przez zespół.

W przypadku wspólnego nagrania Joshua Redmana i zespołu The Bad Plus, mamy do czynienia z muzycznym cudem. Gdybym nie znał wcześniejszych płyt zespołu, pomyślałbym, że Joshua Redman w zasadzie od zawsze gra w tym składzie. Nie wiem jak to się udało. W zasadzie to rzecz niemożliwa, a to, że stała się możliwa i rzeczywiście się zdarzyła można przypisać jedynie nieprzeciętnemu talentowi całej czwórki muzyków i doskonałemu pomysłowi kogoś, kto wymyślił, aby panowie zagrali razem.

Utwory takich zespołów i kompozytorów jak Abba, Nirvana, Vangelis, Queen, Black Sabbath, Pixies, Tears For Fears, Bee Gees, Igor Strawiński i pewnie jeszcze sporo innych coverów pojawiało się na wcześniejszych albumach The Bad Plus. Od kilku lat jednak to raczej koncertowe bisy niż elementy nagrań studyjnych. Zespół dojrzał, choć elementy przebojowego rocka pojawiają się również w kompozycjach przygotowywanych specjalnie na kolejne albumy. To zapewnia zespołowi spore powodzenia na licznych amerykańskich koncertach i jest wyróżnikiem pozwalającym zaistnieć w świadomości słuchaczy.

Joshua Redman jest doskonałym uzupełnieniem formuły jazzowego tria bez lidera. W jednej chwili, już od pierwszych dźwięków staje się frontmanem zespołu, którego ten w zasadzie nigdy nie miał. Nie oznacza to w żadnym razie zmiany brzmienia, czy natury muzyki The Bad Plus. To ciągle The Bad Plus jakich znamy i uwielbiamy. To siła zespołowego grania, muzycznego kolektywu, jazzowego tria dwudziestego pierwszego wieku, uzupełnionego o swingującego równie nowocześnie solistę.

The Bad Plus, zespół porównywany często do najlepszych wzorców, zespołów dowodzonych przez Dave Brubecka, Billa Evansa, czy wczesnych dokonań Keitha Jarretta, wreszcie dostał swojego Paula Desmonda… To mariaż doskonały, wręcz oczywisty, aż dziwne, że wcześniej nikt na to nie wpadł. Po wysłuchaniu „The Bad Plus Joshua Redman” sięgnąłem po kilka wcześniejszych albumów zespołu. Nic nie straciły na swojej muzycznej jakości, jednak pustka powstała w związku z brakiem saksofonu w składzie stała się więcej niż oczywista. The Bad Plus to wyśmienite trio, które do życia potrzebuje dodatkowego głosu, a Joshua Redman, niezwykle inteligentny i uniwersalny solista wydaje się być jednym z najlepszych wyborów.

The Bad Plus Joshua Redman
The Bad Plus Joshua Redman
Format: CD
Wytwórnia: Nonesuch
Numer: 075597951394