11 grudnia 2015

Kevin Eubanks & Stanley Jordan – Duets

Ten album kompletnie Was wszystkich zaskoczy. Zaskoczył również mnie. Czego bowiem można spodziewać się po duecie dwu gitarzystów – wirtuozów. To przecież Stanley Jordan, nieco zagubiony przez ostatnią dekadę w niejasno opisanych koncepcjach filozoficznych i teorii muzyki, jest znany głównie z nieprzeciętnych umiejętności gry techniką tappingu i jednoczesnej obsługi dwu gitar elektrycznych. Potrafi również grać jednocześnie na gitarze i fortepianie, jest bowiem całkiem kompetentnym pianistą z klasycznym wykształceniem. Fani uwielbiają jego brawurowe wykonania „Stairway To Heaven”. Krótko mówiąc i cytując przy okazji klasyka – dużo dźwięków, mało muzyki.

Kevin Eubanks z kolei to dla wielu, w szczególności Amerykanów, głównie gwiazda The Tonight Show Jaya Leno. To jednak również niezwykle uniwersalny jazzowy gitarzysta, uczestnik projektu Buckshot LeFonque Branforda Marsalisa, autor kilkunastu płyt nagranych pod własnym nazwiskiem, a także uczestnik niezliczonej ilości sesji nagraniowych. Grał w zasadzie każdy rodzaj jazzowej muzyki - od Jazz Messengers Arta Blakey’a, poprzez albumy Dave Hollanda do Gary Thomasa i Jeana-Luca Ponty po Steve Colemana. I jeszcze dużo więcej.

Dla mnie Kevin Eubanks oprócz projektu G-7 poświęconego muzyce Wesa Montgomery, to przede wszystkim ważny element World Trio – zespołu, który tworzył razem z Dave Hollandem i Mino Cinelu. We trójkę grali niezwykłe koncerty w połowie lat dziewięćdziesiątych.

Obu muzyków podejrzewałbym raczej o wirtuozerskie wyścigi i dokładny opis na okładce użytych gitar i przeróżnych urządzeń elektronicznych. „Duets” to zupełne przeciwieństwo takiego podejścia do muzyki. To wyborny zbiór jazzowych standardów, popowych przebojów i kompozycji własnych, zagranych kameralnie, czasem wręcz za cicho, do czego dokłada się mastering albumu, zgranie sprawiające, że pokrętło wzmocnienia trzeba przekręcić trochę dalej niż zwykle.

Obaj gitarzyści grywają na fortepianie, na tym albumie również sięgają po ten instrument, jak również po gitarę basową i nieliczne brzmienia elektroniczne.

Obaj muzycy doskonale się uzupełniają. To ich pierwsze wspólne nagranie, choć kiedy nagrywali ten album mieli już na swoim koncie trochę wspólnych koncertów. Niezależnie od tego, czy grają jazzowy standard, czy piosenkę pop, czy sięgają po instrumenty akustyczne, czy elektryczne, pozostawiają zawsze kompozycję w centrum muzycznej akcji, podążając za melodią, która jest najważniejsza.

„Duets” to jeden z tych albumów, który da Wam wiele przyjemności za każdym razem kiedy poświęcicie mu chwilę uwagi. Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Summertime” w jedynym na płycie solowym wykonaniu Kevina Eubanksa, uznałem te kilka minut za jeden ze słabszych fragmentów płyty. Kiedy jednak usłyszałem ten utwór w nieco lepszych warunkach akustycznych i w większym skupieniu, uznałem, że to jedno z ciekawszych wykonań tej nieśmiertelnej melodii.

Od pierwszego razu pokochałem „Old School Jam” – połączenie starodawnego, nieco niedbale zagranego bluesa z funkowym rytmem. Fanom Stanleya Jordana sprzed lat pewnie najbardziej przypadnie do gustu „Nature Boy”. Tych, którzy nigdy nie widzieli koncertu z New Morning z Paryża zapewne zaskoczy „Blue In Green” zagrane przez Jordana na fortepianie. Tak można o wszystkich 10 utworach…
„Duets” to kolejna wyśmienita realizacja Mack Avenue, wytwórni, której płyty nie jest łatwo w Polsce kupić. Mam nadzieję, że gitarzyści razem wyruszą w przyszłym roku w trasę, co może się udać, bowiem duet gitarowy to niespecjalnie droga produkcja, więc letnie festiwale w całej Europie stoją otworem. Liczę też na kontynuację tej niezwykłej współpracy dwu nieco momentami zagubionych muzyków, którzy być może właśnie znaleźli właściwe sobie towarzystwo…

Kevin Eubanks & Stanley Jordan
Duets
Format: CD
Wytwórnia: Mack Avenue
Numer: 673203109223

09 grudnia 2015

New Simple Songs Vol. 10

To jest bardzo gorąca nowość. Od czasu prezentacji w audycji płyta była już naszą płytą tygodnia. O całym wydawnictwie przeczytacie tutaj:


„The Legendary Live Tapes: 1978-1981” to gratka nie tylko dla fanów, to jeden z nielicznych przykładów wydawnictwa, które mimo faktu, że ukazało się całe lata po ostatecznym rozpadzie zespołu i w momencie, kiedy jego powstanie na nowo jest niemożliwe, bowiem części z jego istotnych członków nie ma już dawno między żywymi.

W związku z istotnością tego obszernego, czteropłytowego wydawnictwa uznałem, że prezentacja w radiowej formule płyty tygodnia to trochę za mało, szczególnie, że utwory długie, bowiem w wersjach koncertowych najbardziej znane kompozycje Wayne Shortera i Joe Zawinula przybierały często formę niekończących się instrumentalnych suit zawierających nie tylko przebojowy temat i miejsce na improwizacje członków zespołu, ale również przestrzeń dla cytatów z jazzowych klasyków i zabawy nowymi brzmieniami wydobywanymi z rozbudowanego instrumentarium. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pozycja Weather Report i w szczególności Joe Zawinula na muzycznej scenie była bowiem tak ważna, że każdy nowy instrument elektroniczny wyprodukowany gdzieś na świecie przez wielką firmę, lub początkującą manufakturę, czy nawiedzonego wynalazcę trafiał w ręce zespołu.

„The Legendary Live Tapes: 1978-1981” jest wydawnictwem przygotowanym z wielką starannością przez samego Petera Erskine’a, jednego z uczestników ważnego, dla wielu najważniejszego składu Weather Report i Tony Zawinula, syna niedawno zmarłego Joe Zawinula. Perkusista zespołu w jego najlepszych latach, ciągle aktywny na muzycznej scenie Peter Erskine w obszernym eseju dołączonym do paczki z płytami opisał w zasadzie dokładnie każdy z pojawiających się na 4 krążkach utwór. Nie ma więc sensu próbować mierzyć się z mistrzem i jedynie z kronikarskiego obowiązku dla potomności warto przytoczyć listę utworów, które pojawiły się w audycji:

Birdland, 08:30, Jaco Solo (Osaka 1978), Teen Town, Peter's Drum Solo (Osaka 1978).

Wierzę, że każdy z Was sięgnie po „The Legendary Live Tapes: 1978-1981”, a wtedy będziecie mieli do dyspozycji nie tylko 4 płyty wypełnione wyśmienitą muzyką, ale również komentarz pochodzący od jednego z jej twórców.

W audycji pojawiła się również zapowiedź najnowszej płyty Kazimierza Jonkisza, nagranej z gościnnym udziałem Ronnie Cubera („6 Hours With Ronnie”) wydanej właśnie przez niestrudzone ForTune Productions.

* Kazimierz Jonkisz Energy – Lush Life – 6 Hours With Ronnie

07 grudnia 2015

Jeff Beck – Blow By Blow

Długo zastanawiałem się jak można przemycić któryś z wielkich albumów Jeffa Becka do Kanonu Jazzu. Stosując ortodoksyjne podejście do muzycznych klasyfikacji, wielu może stwierdzić, że Jeff Beck muzykiem jazzowym nie jest i nigdy nie był. Podobnie jak wielu twierdzi, że jazzu nie grał Les Paul, co jednocześnie obala dowód na jazzowe fascynacje Jeffa Becka w postaci niedawnego hołdu dla Les Paula – albumu „Rock 'N' Roll Party Honouring Les Paul”. O tym albumie przeczytacie tutaj:


To są oczywiście dyskusje które wielu uwielbia, ja jednak wiem swoje i jestem pewien, że „Blow By Blow” i jeszcze kilka innych albumów Jeffa Becka, którego uważam za jednego z największych gitarzystów wszechczasów z pewnością spodoba się każdemu wielbicielowi muzyki improwizowanej, który skupia się na muzyce, a nie na jej klasyfikacji.

W związku z tym oraz faktem, że „Blow By Blow” to album zwyczajnie genialny, powinien znaleźć swoje miejsce w Kanonie Jazzu. Jeff Beck nie znalazł się chyba w żadnym wydaniu „The Penguin Guide To Jazz Recordings”, przewodniku dla wielu najważniejszym, który z Becków wymienia jedynie pianistę Gordona Becka, weterana brytyjskiej sceny jazzowej, człowieka według mojej najlepszej wiedzy zupełnie niespokrewnionego z Jeffem Beckiem.

Z kolei niezwykle przeze mnie ceniony krytyk amerykański – Scott Yanow, autor wyśmienitego leksykonu „The Great Jazz Guitarists: The Ultimate Guide” opisującego ponad 300 najważniejszych jazzowych gitarzystów wszechczasów w sposób, z którym w zasadzie zgadzam się w niemal stu procentach, również nie uznał za stosowne umieścić wśród nich Jeffa Becka. Znalazł za to miejsce dla Joe Becka, którego zasługi dla jazzowej gitary są również istotne. Jednak moim zdaniem Jeff Beck powinien znaleźć się w tej publikacji. Dlatego właśnie ze Scottem Yanow’em zgadzam się niemal w stu procentach, a nie całkowicie. Ów wielki, jeśli nie największy z żyjących jazzowych krytyków naprawia częściowo swój błąd w znakomicie syntetycznym wstępniaku do „The Great Jazz Guitarists: The Ultimate Guide”, wymieniając jednym tchem Mike Bloomfielda, Erica Claptona, Carlosa Santanę i Jeffa Becka właśnie jako ludzi, którzy dochodzili do jazzu z różnych stron, pisząc o Jeffie Becku, jako muzyku, który nagrał wyśmienite instrumentalne albumy – „Blow By Blow” i „Wired”. Zdaniem autora, jeśli Jeff Beck podążałby drogą wyznaczoną przez te płyty, stałby się wybitnym jazzowym gitarzystą. Ja do tego zgrabnego zdania dorzuciłbym jeszcze, że podążając własną drogą również nim jest, tylko może nie zawsze. O równie wybornym „Wired” przeczytacie tutaj:


Wśród fanów gitarzysty legendarna stała się opowieść o tym, jak wraz bębniarzem zespołu Beck Bogert Apprice - Carmine Apprice’em w jego samochodzie słuchali przeróżnych taśm. Pewnego dnia zamiast ulubionego przez Apprice’a zespołu Badfinger, z głośników zabrzmiały dźwięki albumu „Spectrum” Billy Cobhama. Jeff Beck powiedział wtedy – „This Is The Shit We Need”. I w zasadzie tyle na ten temat można powiedzieć. Resztę usłyszycie na „Blow By Blow”. Z perspektywy czasu równie ważna jest fascynacja Jeffa Becka twórczością Johna McLauglina i jego będącą wtedy u szczytu Mahavishnu Orchestra.

Tak to będąc jednym z najbardziej podziwianych nie tylko w Wielkiej Brytanii rockowym gitarzystą, dzięki „Blow By Blow” Jeff Beck stał się gwiazdą fusion, bowiem album odniósł niespodziewany sukces, nie tylko muzyczny, ale również komercyjny, zyskując w USA status złotej płyty, co wtedy oznaczało sprzedaż pół miliona egzemplarzy, co w wypadku niełatwego instrumentalnego albumu oznaczało naprawdę wiele.

Zanim doszło do nagrania „Blow By Blow”, Jeff Beck był mimo wszystko człowiekiem drugiego planu – grał w The Yardbirds, ale zawsze stojąc nieco w cieniu Eric’ka Claptrona, którego ostatecznie w zespole zastąpił, albo Jimmy Page’a, miał zostać następcą Syda Barretta w Pink Floyd i Briana Jonesa w The Rolling Stones. Na „Truth” pokazał początkującemu wówczas Led Zeppelin jak zagrać „You Shook Me” Muddy Watersa. O wyprodukowanie albumu „Blow By Blow” Beck poprosił George’a Martina, który uznał to za zaszczyt, a był w 1974 roku powszechnie uważany za piątego członka The Beatles.

Jeff Beck
Blow By Blow
Format: CD
Wytwórnia: Epic
Numer: 5099750218129