11 grudnia 2016

Sonny Rollins - Sonny Rollins +3

W zasadzie to nikt nie potrafi opowiadać za pomocą saksofonu historii w tak niezwykle sugestywny i zwyczajnie piękny sposób, jak od ponad 60 lat robi to Sonny Rollins. Kiedy tylko ma okazję zagrać w gronie wybitnych muzyków powstaje album co najmniej bardzo dobry, a w wielu przypadkach po prostu genialny. Taki jest właśnie „Sonny Rollins +3”, album, który powstał w 1996 roku, więc właśnie skończył 20 lat, co umożliwia mu znalezienie się w naszym radiowym Kanonie Jazzu.

W zasadzie to samo robił już w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, choć z czasem dojrzewała zarówno jego technika, jak i możliwości techniczne studiów nagraniowych. Saksofon jak mało który instrument potrzebuje doskonałego inżyniera dźwięku i jeszcze lepszego studia.

„Sonny Rollins +3” to z pozoru zwyzcajna płyta, jakich wiele powstawało pół wieku wcześniej i jakich niezwykle mało powstaje w czasach nieco bardziej współczesnych. Oto w studio spotykają się doskonali, dobrze znający swoje możliwości muzycy. Na fortepianie liderowi towarzyszy jeden z jego ulubionych pianistów – Tommy Flanagan, z którym Sonny Rollins nagrywał już czterdzieści lat przed sesją, w wyniku której powstał album „Sonny Rollins +3”. Tommy Flanagan zagrał na jednej z najczęściej dziś przypominanych klasyków Sonny Rollinsa z 1956 roku – albumie „Saxophone Colossus”. To album, na którym premierę miała jedna z najbardziej przebojowych kompozycji Sonny Rollinsa – „St. Thomas”, utwór grywany do dziś.

Pozostali muzycy dzielnie dotrzymują kroku mistrzowi. Choć to wielkie nazwiska, gwiazda może być tylko jedna. Dla Sonny Rollinsa, który dziś w zasadzie nie koncertuje, choć często wypowiada się na jazzowe tematy za pośrednictwem internetu, „Sonny Rollins +3” była w zasadzie przedostatnią ważną płytą studyjną. W roku 2000 powstał równie genialny album o wymownym tytule „This Is What I Do”. Pozostałe dwie pozycje studyjne nie są słabe, ale w pierwszej dziesiątce najlepszych nagrań Sonny Rollisa z pewnością się nie mieszczą. W XXI wieku ukazują się jedynie nagrania koncertowe („Sonny, Please” stanowi wyjątek od tej reguły, choć też nie należy do tych najciekawszych albumów wielkiego mistrza saksofonu). Zupełnie sensacyjna wizyta we Wrocławiu i genialny koncert w 2011 roku był chyba jego ostatnią wizytą w Europie i jednym z ostatnich koncertów, które zagrał.

Dziś takich mistrzów już chyba nie ma. Sonny Rollins pozostaje jednym z nielicznych żyjących muzyków, którzy nie tylko byli częścią złotych jazzowych lat pięćdziesiątych, ale należy bez wątpienia do grupy tych, którzy pozostali wierni swoim muzycznym ideałom na przekór przeróżnym chwilowym modom. Nawet kiedy nagrywał z Rolling Stonesami, zagrał to co potrafił najlepiej. Koncert z 2011 roku pamiętam, jakby odbył się niemal wczoraj, wszystkie poprzednie okazje posłuchania na żywo wielkiego mistrza wspominam podobnie jak okazje do spotkania Milesa Davisa, Ahmada Jamala i może jeszcze kilka innych niezwykłych wydarzeń.

Realizatorom i muzykom udało się zrealizować album przypominający niemal na żywo nagrywane produkcje, które powstawały pół wieku wcześniej. To zupełnie niezwykłe osiągnięcie w świecie cyfrowej obróbki dźwięku, niezliczonych godzin spędzanych w studiach, zdalnej współpracy muzyków nagrywających w różnych studiach i wiecznego poprawiania wcześniej zarejestrowanego materiału.

Znam ten album na pamięć i mógłbym doszukać się kilku drobnych niedoskonałości, ale to właśnie one sprawiają, że mam do czynienia z prawdziwymi emocjami żywych muzyków, którzy spotkali się w studiu i postanowili ten fakt zarejestrować.

Pamiętam kiedy ten album był sensacyjną premierą. Czasem przeraża mnie upływ czasu i fakt, że to już 20 lat. Jednak „Sonny Rollins +3” to album zupełnie ponadczasowy, mógł powstać równie dobrze wczoraj, jak i pół wieku wcześniej. Jest zwyczajnie genialny w swojej bezpretensjonalnej balladowej prostocie.

Sonny Rollins
Sonny Rollins +3
Format: CD
Wytwórnia: Milestone / Fantasy
Numer: 025218925020

Brak komentarzy: