10 grudnia 2016

John Mayall - Jazz Blues Fusion

Słuchaczom i obserwatorom Kanonu Jazzu należy się słowo wyjaśnienia, bowiem nie każdy album, który w nazwie zawiera słowo jazz, jest produktem jazzowym (choć to określenie ma przecież wiele znaczeń). Nie każdy taki album, nawet jeśli zawiera jazzowe dźwięki, uznać można za wartościowy, a już w szczególności za godny wprowadzenia do jazzowe kanonu. Tak więc sam tytuł „Jazz Blues Fusion” z pewnością nie jest wystarczający ani decydujący. Za to zawartość muzyczna zdecydowanie broni się sama i dodawanie tytułu mającego połączyć dwa światy jedynie miało w zamyśle autorów ułatwić dotarcie do tego albumu w szczególności fanom jazzu, bowiem zwolennikom Johna Mayalla kolejnego albumu ich mistrza reklamować przecież nie trzeba było.

„Jazz Blues Fusion” to jeden z najtrafniejszych tytułów płyt w historii. Definiuje właściwie i niezwykle trafnie muzyczną zawartość albumu. Ważnym wydają się proporcje, jak w każdej mieszance. W związku z faktem, że tytułowy blues reprezentuje lider i sprawca całego zamieszania, dźwięki dobrze znane fanom Johna Mayalla pozostają w przewadze nad tymi ortodoksyjnie jazzowymi.

Za tytułowy jazz odpowiada przede wszystkim Blue Mitchell, pierwszorzędny jazzowy trębacz, samodzielny autor ponad 30 wyśmienitych jazzowych pozycji oraz muzyczny partner takich postaci, jak choćby Julian Cannonball Adderley („Portrait Of Cannonball”), Horace Silvera, Stanleya Turrentine’a, Lou Donaldsona, Joe Zawinula, Sonny Stitta, Jimmy Smitha i wielu innych.

Album „Jazz Blues Fusion” był początkiem trwającej niemal 3 lata współpracy Johna Mayalla z Blue Mitchellem. W efekcie muzycy zagrali razem wiele koncertów i zarejestrowali jeszcze trochę materiału (choćby albumy „Moving On” i „Smokin’ Blues”), jednak to właśnie ich koncertowe rejestracje z listopada i grudnia 1971 roku pozostają najdoskonalszym dokumentem niezwykle kreatywnego i całkiem odkrywczego połączenia dwóch z pozoru zupełnie różnych muzyków.

Na scenie Johnowi Mayallowi i Blue Mitchellowi towarzyszyli znani w środowisku muzycy drugiego planu. Stronę jazzową reprezentuje saksofonista Clifford Solomon, praktykant orkiestr Arta Farmera, Gigi Gryce’a i Lionela Hamptona. Stronę bluesową wypełniali Larry Taylor, gitarzysta basowy Johna Mayalla, który zanim znalazł się w zespole lidera w końcówce lat sześćdziesiątych grał z The Monkees i Canned Heat. Na perkusji grał mający za sobą muzyczną szkołę Franka Zappy Ron Selico. Grający w zespole na drugiej gitarze Freddy Robinson (później znany jako Abu Talib) pochodził z obu światów, zanim trafił do zespołu grywał zarówno z Johnem Mayallem, jak i z Blue Mitchellem, a płyty nagrywał zarówno jazzowe – jak choćby „Memphis Jackson” Milta Jacksona, jak i bluesowe (w początkach kariery był gitarzystą w zespole Howlin’ Wolfa, co zostało utrwalone na trudnych dziś do znalezienia płytach).

Warto pamiętać, że John Mayall to nie tylko jeden z twórców brytyjskiego białego bluesa i promotor wczesnego talentu Erica Claptona („Blues Breakers With Eric Clapton”, dla znawców „The Beano Album” – jeśli macie wersję cyfrową, będziecie potrzebowali lupy, żeby dowiedzieć się skąd ta nazwa). John Mayall i jego Bluesbreakers to zespół stanowiący bluesowy odpowiednik Jazz Messengers Arta Blakey’a, kuźnia niezliczonej ilości bluesowych talentów, wśród najlepszych absolwentów są między innymi Eric Clapton, Mick Taylor, Jack Bruce, Peter Green, Ansley Dunbar, Walter Trout, Coco Montoya, Mick Fleetwood i wielu innych.

„Jazz Blues Fusion” powstał w 1972 roku, wtedy muzyków jazzowych ciągnęło do rocka, w większości wypadków to była pogoń za popularnością. W przypadku muzyków bluesowych i rockowych wycieczki w stronę jazzu z pewnością nie odbywały się z przyczyn finansowych, to oznaczało bowiem raczej mniejszą publiczność, jednak wielu z nich chciało spróbować czegoś nowego. Dokonania niewielu z nich są dziś warte przypominania, wśród rockowych gitarzystów, którzy potrafili grać z muzykami jazzowymi najważniejszymi do dziś pozostają Carlos Santana i John Mayall, a „Jazz Blues Fusion” jest najlepszym przykładem tego, co trafnie opisuje tytuł albumu.

John Mayall
Jazz Blues Fusion
Format: CD
Wytwórnia: Polygram / Polydor

Numer: 731452746023

04 grudnia 2016

Made In China – Transmissions

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego autorem tego albumu jest zespół Made In China. Czy wśród fanów, których z pewnością każdy z muzyków uczestniczących w tym przedsięwzięciu ma na całym świecie przynajmniej garstkę wystarczająco wielu domyśli się, że za tą płytę odpowiedzialni są Michael Blake, Samuel Blaser i Michael Sarin? Ludzie jeszcze czasem kupują płyty, czasem robią to też w sklepach stacjonarnych. Jak mają odszukać ten album z udziałem muzyka, którego dziejami się interesują, jeśli znajdzie się on wśród tych bezimiennych składowanych pod literką M? Przecież nie dorobi się swojej własnej przekładki, bowiem zespół ma w dorobku chyba tylko to jedno nagranie?

Moda na projekty trwa, ale z pewnością bardziej atrakcyjnie wyglądałby okładkowy skład złożony z 3 znanych w świecie kreatywnej muzyki nazwisk. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem wydają mi się być jakieś względy kontraktowe, prawne i finansowe związane z umowami z innymi wytwórniami…

Saksofonista Michael Blake pochodzi z Kanady, ma za sobą wiele muzycznych doświadczeń, jest z pewnością muzykiem poszukującym idealnego składu, brzmienia i stylu. Pamiętam go ze starego składu The Lounge Lizards Johna i Evana Lurie, a także z jednego z projektów wspominających kompozytorski dorobek Herbiego Nicholsa („The Herbie Nichols Project: Strange City”), choć w tym wypadku raczej pamiętam płytę, bo jestem fanem Herbie Nicholsa, niż występ na tym krążku Michaela Blake’a, jednak nić sympatii do muzyka, który podziela moje zdanie na temat zupełnie niesłusznie zapomnianego dorobku wielkiego hard-bopowego pianisty pozostaje. Z Samuelem Blaserem – również członkiem formacji „Made In China” Michaela Blake’a łączą wspólne nagrania z lat ubiegłych – choćby „One From None” wytwórni Fresh Sound.

Puzonista Samuel Blaser imponuje mi różnorodnością i ilością przeróżnych wystąpień muzycznych, które w jakiś cudowny sposób potrafi zamienić na niezwykłe spektakle, niezależnie od grona otaczających go muzyków. To doprawdy zapracowany muzyk, chwytający się przeróżnych możliwości pojawienia się na scenie. W jego przypadku ilość nie oznacza żadnych kompromisów jakościowych. Dodatkowo potrafi, i za to podziwiam go najbardziej, grać koncerty solowe, co dla żadnego instrumentalisty nie jest łatwe. Byłem kiedyś świadkiem takiego wystąpienia i z pewnością będę ten koncert długo pamiętał… Wśród puzonistów nie jest to rewolucja, bowiem pionierem był zdaje się Albert Mangelsdorf – jedna z największych gwiazd jazzowego puzonu, przynajmniej w Europie. Moim ulubionym albumem Samuela Blasera pozostanie chyba jednak na długo nagranie z Paulem Motianem („Consort In Motion”), choć solowy album „Solo Bone” z pewnością wart jest uwagi, choć moim zdaniem nie oddaje w całości dynamiki solowych koncertów, jakie dawał kiedyś Samuel Blaser.

Z trzecim członkiem zespołu – perkusistą Michaelem Sarinem spotkałem się na płycie „Made In China” po raz pierwszy. Z pewnością jest muzykiem doświadczonym, co słychać, z pewnością również spędził sporo lat w Nowym Jorku grając we współczesnych – czyli dość awangardowych składach. Zna się na swojej robocie. Dla mnie album „Made In China” będzie przyczynkiem do tego, żeby pogrzebać w katalogach niszowych jazzowych wydawnictw w poszukiwaniu kolejnych płyt z jego udziałem.

Nad muzyką zespołu, w szczególności nad kompozycjami Michaela Blake’a unosi się duch Ornette Colemana. Nietypowy skład instrumentalny (saksofon, puzon i perkusja) sprzyja brzmieniowym eksperymentom, jednak muzycy zespołu tym razem postanowili zbytnio nie eksperymentować.

Zaskakujące jest umieszczenie w programie albumu kompozycji Louisa Moholo, południowoafrykańskiego perkusisty „You Ain't Gonna Know Me 'Cos You Think You Know Me”, która stała się w wykonaniu muzyków formacji Made In China balladowym przebojem, brzmieniową sygnaturą zespołu, który raczej nie nagra kolejnej płyty. Trochę szkoda, choć tak układają się życiowe ścieżki improwizujących muzyków, którzy ciągle poszukują najlepszego składu, brzmienia i muzycznej formuły albumu doskonałego. Zespół Made In China jest lub był na dobrej drodze do doskonałości, a album „Transmissions” pozostanie tego dowodem.

Made In China
Transmissions
Format: CD
Wytwórnia: ForTune

Numer: 0098 063