31 stycznia 2017

Hank Mobley - Workout

Tytuł najbardziej niedocenianego muzyka ery hard-bopu był przyznawany wielokrotnie wielu różnym muzykom, w tym również przypisywany Hankowi Mobleyowi. Nie ma oczywiście sensu rozstrzyganie, czy to właśnie on był tym najbardziej niedocenionym. Z pewnością jednak szczęścia do komercyjnej kariery nie miał, choć był blisko wejścia na jazzowe salony, choćby w czasie, kiedy powstał album „Workout”, kiedy znalazł się w koncertowym zespole Milesa Davisa. Co prawda znalazł się tam trochę w roli zastępcy i braku lepszych możliwości, ale z pewnością sprawdził się co najmniej równie dobrze, jak inni wzywani do zastąpienia Johna Coltrane’a muzycy – Sonny Stitt i Jimmy Heath.

Hank Mobley, jak wielu innych muzyków urodzonych w latach trzydziestych ubiegłego wieku zaczynał swoją jazzową karierę w Jazz Messengers Arta Blakey’a, wcześniej grywał coś. Co dziś nazywamy R&B w lokalnych zespołach od zawsze bardzo muzycznego stanu New Jersey. Jego debiutancki album – „Hank Mobley Quartet” został wydany w 1955 roku. Wcześniejsze nagrania z 1953 ukazały się już w XXI wieku. Debiut dla Blue Note wypadł dość okazale, tym bardziej, że jego kwartet tworzyli wtedy Horace Silver, Doug Watkins i Art Blakey.

W naszym radiowym Kanonie Jazzu Hank Mobley znalazł się za sprawą albumu „Soul Station” z 1960 roku. To właśnie trzy płyty nagrane na przełomie 1960 i 1961 roku – „Soul Station”, „Roll Call” i „Workout” są uznawane, całkiem zresztą słusznie za najważniejsze w solowej dyskografii Hanka Mobleya. Jego kariera zakończyła się właściwie z końcem lat sześćdziesiątych, kiedy musiał ograniczyć działalność w związku z problemami zdrowotnymi. Próbował wrócić na scenę pod koniec życia, zmarł w związku z chorobą płuc w 1986 roku.

W latach sześćdziesiątych nagrał ponad 20 płyt dla Blue Note, uczestniczył też w niezliczonej ilości sesji wielkich gwiazd tej wytwórni, zawsze ceniony przez muzyków w rodzaju Wyntona Kelly, Freddie Hubbarda, Sonny Clarke’a, Granta Greene’a, czy Herbie Hancocka za melodyjne, pozbawione najmodniejszej wtedy drapieżności Johna Coltrane’a dźwięki i zdolności kompozytorskie. W jego dyskografii znajdziecie też studyjny album Milesa Davisa – „Someday My Prince Will Come” i szereg nagrań koncertowych, w tym te oficjalne – z Blackhawk i Carnegie Hall z 1961 roku.

„Workout” to jednak nie tylko ważna pozycja w dyskografii Hanka Mobleya, to również jedna z pierwszych istotnych sesji nagraniowych startującego dopiero do wielkiej kariery Granta Greene’a. Zanim powstał ten album, oprócz paru nieistotnych dziś nagrań, gitarzysta miał na swoim koncie jedynie kilka miesięcy wcześniej zarejestrowany własny album „Grant’s First Stand”. Jego album „Green Street” został nagrany dosłownie kilka dni po rejestracji „Workout”.

Warto zauważyć, że w pierwotnej wersji tego albumu w programie znalazła się jedynie jednak kompozycja, której autorem nie jest Hank Mobley. Muzycy przypomnieli mocno już wtedy wiekowy, pochodzący z 1927 roku standard Raya Hendersona – „The Best Things In Life Are Free”, melodię, która właściwie nieco na wyrost bywa nazywana jazzowym standardem, bowiem jej jedyne znaczące jazzowe wykonania należą oprócz Hanka Mobleya do Lou Donaldsona i Mela Torme (ścieżka dźwiękowa do jednej z kilku wersji filmu „Good Times”). Amerykanie pamiętają może jeszcze wykonania Sama Cooke’a i Binga Crosby. Ot taka rozrywkowa piosenka z lat czterdziestych, kiedy znajdowała się kilkakrotnie na listach przebojów.

Taka zwyczajna sesja, jakich odbywało się wtedy wiele. Świetne kompozycje, doskonały Hank Mobley, wyśmienity Grant Green, dla wielu fanów tego gitarzysty „Workout” jest jedną z najlepszych jego płyt, do tego fantastyczny – kolejny niedoceniony w swoim czasie Wynton Kelly i wyborna sekcja. Razem – kolejny album jakich wtedy powstawało wiele, a które dziś uznajemy za arcydzieła gatunku.

Hank Mobley
Workout
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 077778408024

Brak komentarzy: