05 marca 2017

Wynton Marsalis – Hot House Flowers

Wynton Marsalis w moim Kanonie Jazzu. Koniec świata…? Niekoniecznie. Naczelny kustosz historii muzyki improwizowanej potrafi grać na trąbce, tyle, że uważa co innego za swoje główne zajęcie. Jednak część jego nagrań z pewnością do Kanonu Jazzu trafić powinna. To nie tylko „Hot House Flowers”, ale również „Live At Village Vanguard”, czy „Joe’s Cools Blues” nagrane z ojcem – doskonałym pianistą Ellisem Marsalisem.

Nie ukrywam, że najchętniej przedstawiłbym Wyntona Marsalisa w Kanonie Jazzu za sprawą 7 płytowego zestawu nagrań z Village Vanguard, który jest moim zdaniem najdoskonalszym stricte jazzowym produktem Wyntona Marsalisa, jednak pomimo tego, że nagrania pochodzą z początku lat dziewięćdziesiątych, ukazały się w 1999 roku, musimy więc na ich Kanonizację poczekać do roku 2019. To już w sumie niedługo… „Live At The Village Vanguard” obejmuje różne jazzowe składy zespołu Wyntona Marsalisa – przeważnie klasyczne jazzowe combo z dwoma lub trzema instrumentami dętymi.

„Hot House Flowers” to album nagrany dekadę wcześniej, w 1984 roku z udziałem obszernej sekcji instrumentów smyczkowych. Pewnie taka gromada muzyków nie zmieściłaby się na scenie w Vanguard. To jednak nie ma znaczenia. Album młodego Wyntona Marsalisa z początków kariery to jedna z nielicznych produkcji z udziałem sekcji smyczkowej, której słucham z przyjemnością. To mistrzowsko zagrane ballady dalekie od smooth-jazzowego banału i przesłodzenia. Tu smyczki mają muzyczny sens, a nie służą jedynie zachęceniu niejazzowego słuchacza. Nie ma w nich również zbędnego w takich melodiach, jak „Stardust”, „Django”, czy „When You Wish Upon The Star” pseudoklasycyzującego patosu. A to spore osiągniecie, bowiem w latach osiemdziesiątych Wynton Marsalis nie tylko terminował w zespole Jazz Messengers Arta Blakey’a, ale również grywał na trąbce momentami nieznośnie czystym tonem Haydna i Mozarta, co miało go doprowadzić do jednej z najbardziej zdumiewających sesji nagraniowych w historii jazzu z wielką gwiazdą amerykańskiej opery Kathleen Battle (rok 1992 – album „Baroque Duet” wydany przez do bólu klasyczną oficynę Sony Classical).

Wyśmienite aranżacje znanych standardów przygotował współpracujący z Ronem Carterem aranżer - Robert Freedman i to jemu trzeba niewątpliwie przypisać część zasług w znalezieniu wyśmienitej równowagi pomiędzy brzmieniem jazzowego zespołu i sekcji smyczkowej.

To jednak przede wszystkim album Wyntona Marsalisa – niezwykle dojrzałego jak na swój wiek (miał wtedy dopiero 23 lata, choć zaczynał swoją profesjonalną muzyczną drogę zanim skończył 8 lat) i kompletnego muzyka. Solo w utworze tytułowym przyniosło mu drugą już statuetkę Grammy za najlepszą solówkę (pierwszą dostał rok wcześniej za „Think Of One”).

Szkoda, że muzyczne drogi braci Wyntona i Branforda rozeszły się tak szybko i że obaj nieco za daleko odeszli od jazzowych ideałów. Jednak takie płyty, jak „Hot House Flowers” dowodzą, że jazz zawsze będzie najbardziej kreatywną formą muzyczną, szczególnie, jeśli spotkają się tak niezwykłe osobowości. Za każdym razem, kiedy w składzie widnieje nazwisko Kenny Kirklanda, żałuję, że nie zagrał więcej, że był tylko częścią sekcji akompaniującej rodzinie Marsalisów.

Niezależnie od okoliczności powstania, pozajazzowych aktywności lidera i jego dla wielu kontrowersyjnych poglądów mających często odzwierciedlenie w bieżącej muzycznej działalności, takie albumy, jak „Hot House Flowers” zawsze będą ozdobą każdej muzycznej kolekcji, przekonując nieprzekonanych, że jazz może również oznaczać pięknie napisane, świetnie zaaranżowane i genialnie zagrane melodie.

Wynton Marsalis
Hot House Flowers
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 5099746871024

Brak komentarzy: