16 września 2017

Michel Petrucciani – Live

Większość płyt Michela Petruccianiego zasługuje na wyróżnienie i udział w Kanonie Jazzu, który właśnie skończył 6 lat i obejmuje już ponad 240 albumów. Całkiem niezła kolekcja, którą wypada uzupełnić o kilka płyt zupełnie niezwykłego muzyka, jakim był Michel Petrucciani. Jego albumy solowe, te nagrane w towarzystwie światowych sław w osobach na przykład Wayne’a Shortera („Power Of Three” z Jimem Hallem), Joe Lovano („From The Soul”), czy Stephane’a Grappeli’ego („Flamingo”), czy te w których występował w większych składach (jak choćby „Dreyfus Night In Paris” z większym zespołem w skład którego weszli między innymi Marcus Miller i Kenny Garrett) bez wyjątku zachwycają.

Dlaczego więc częściej niż do innych wracam do „Live”? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Przynajmniej na poziomie możliwym do przelania na papier. Być może decyduje niezwykła umiejętność wykorzystania palety brzmień elektronicznych w wykonaniu Adama Holtzmana w sposób w zasadzie bezinwazyjny, ani przez chwilę nie dominujący nad fortepianem lidera? Ten skład jest oprócz albumu „Dreyfus Night In Paris” jednym z najbardziej zaskakujących w bogatej dyskografii Michela Petrucciani, artysty zupełnie niezwykłego, dotkniętego ciężką chorobą, która w zasadzie wykluczała możliwość gry na fortepianie. Nagrywał szybko i dużo, jakby czując, że nie będzie mu dane cieszyć się kilkudziesięcioletnią karierą koncertującego na całym świecie muzyka.

Jego pierwszy album autorski został zarejestrowany w 1980 roku („Flash”), a ostatni, nagrany tuż przed śmiercią artysty, w 1998. To tylko 18 lat, a albumów nazbierało się grubo ponad 30. Nie jest też przypadkiem, że sporo z nich to albumy koncertowe.

Wielu uważa, że Michel Petrucciani wybierał muzyków i brzmienia tak, żeby ludzie nie widzieli w nim kopii Billa Evansa. W sumie, być dobrą kopią Billa Evansa, to dla pianisty wcale nie taka zła rola, jednak Michel chciał być sobą, improwizować, ale też nadać swojej muzyce w tym przypadku odrobiny orkiestrowej przestrzeni.

Jak większość nagrań Michela Petruccianiego, szczególnie tych zarejestrowanych na koncertach, album „Live” zawiera autorski repertuar w skład którego wchodzą kompozycje, które raczej nie mają zadatków na jazzowe standardy, ale wymyślone są tak, żeby wykorzystać potencjał obecnych na scenie muzyków i dać liderowi okazję do improwizacji, w której czuł się zawsze najlepiej.

Adam Holtzman, muzyk kojarzony z „Tutu” Milesa Davisa, nagrał z Michelem Petruccianim jeszcze dwa inne albumy – „Music” i „Playground”, ale to właśnie „Live” z 1991 roku jest najlepszym dokumentem ich współpracy.

Michel Petrucciani
Live
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note / Capitol / EMI

Numer: 077778058922

15 września 2017

Charles Lloyd & The Marvels - I Long To See You

Album Charlesa Lloyda długo czekał w mojej poczekalni na okazję wypełnienia roli płyty tygodnia. Od czasu premiery minęło już ponad półtora roku. Płyta dotarła do mnie z kilkumiesięcznym opóźnieniem i mimo swojego niekwestionowanego piękna przegrywała systematycznie cotygodniową rywalizację z innymi nowościami. Uznawałem ten album za zbyt oczywisty. Co to bowiem za sztuka zebrać wybitnych instrumentalistów i zagrać amerykańskie klasyki dorzucając garść własnych kompozycji w podobnym klimacie mieszanki pop, amerykańskiej piosenki i szlachetnego jazzu? W dodatku uzupełnionego o dwa skromne, choć przemyślane wykonania wokalne dostarczone przez Willie Nelsona (to dla starszych amerykańskich klientów) i Norah Jones (dla tych młodszych, a w zasadzie dla średniaków…). Przecież każdy muzyk z dorobkiem kilkudziesięciu lat kariery i wielu fenomenalnych albumów coś takiego potrafi. W dodatku uznałem, że Charles Lloyd ściągnął pomysł na ten album od Johna Scofielda („Piety Street”). Kilka miesięcy później ukazał się dla mnie rewelacyjny „Country For Old Men” i już nie wiedziałem, kto od kogo ściąga pomysł na płytę…

To jednak nie ma żadnego znaczenia. Być może pomysł nie jest jakiś rewolucyjny, za to wykonanie fantastyczne. Mimo obecności wspomnianych gości specjalnych, to przede wszystkim wyśmienity lider i doskonały zespół nazwany całkiem trafnie The Marvels są tu gwiazdami. A Charles Lloyd im starszy tym lepszy, niezależnie od tego, czy gra rzeczy trudniejsze – jak choćby „Athens Concert” z Marią Farantouri – to była nasza radiowa Płyta Tygodnia całkiem niedawno – czyli w 2011 roku, czy zabiera się za tradycyjne „Shenandoah” i „Masters Of War” Boba Dylana – jak w przypadku albumu „I Long To See You”.

Skoro Bob Dylan może nagrywać fantastyczne, choć z pewnością niekoniecznie oczekiwane przez większość fanów „Triplicate” (to premiera sprzed dosłownie kilku dni), po dla wielu kontrowersyjnym, choć moim zdaniem fantastycznym „Fallen Angels” (to też była nasza radiowa Płyta Tygodnia) i równie dobrym „Shadows In The Night”, to dlaczego Charles Lloyd nie może zaskoczyć nas albumem „I Long To See You”? Muzyka jest tylko dobra, albo niedobra, a wśród tej dobrej ta, która nam się podoba i pozostała, jak mawiało wielu klasyków.

Moim ulubionym albumem w dyskografii autorskiej Charlesa Lloyda na zawsze pozostanie „Of Course, Of Course” z 1965 roku nagrany w składzie niemal genialnym – z Tony Williamsem, Gaborem Szabo i Ronem Carterem. Współczesne wydania tego albumu pokazują, że już wtedy Charles Lloyd myślał o muzyce nie zamykając się w bopowym światku – jeden z bonusów zawiera próbne nagranie z Robbie Robertsonem. Ten album trzeba koniecznie umieścić w Kanonie Jazzu. Postaram się niedługo nadrobić tą istotną zaległość.

„I Long To See You” to mieszanka wspomnianych amerykańskich klasyków, buddyjskiej medytacji w najdłuższym, kończącym album „Barche Lamsel” i powrotu do mojego ulubionego wspomnianego już albumu „Of Course, Of Course” w postaci tytułowej kompozycji. Zespół odpowiedzialny za tą produkcję to muzycy grający z Charlesem Lloydem od lat - Reuben Rogers i Eric Harland, a także specjalnie na tą okoliczność towarzyszący liderowi gitarzyści – Greg Leisz i Bill Frisell.

Dla mnie genialne – fantastyczne „Masters Of War” i „Shenandoah”, nowoczesne, choć bliskie oryginałowi „Of Course, Of Course” a także zupełnie fenomenalna, choć na płycie krótko naszkicowana melodia „Abide With Me”

Charles Lloyd & The Marvels
I Long To See You
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note / Universal

Numer: 602547652577