07 października 2017

Miroslav Vitous - Infinite Search

Moja chronologiczna pamięć muzyczna umieszcza zawsze ten album w okolicach roku 1974, a nawet 1975, czyli zdecydowanie w czasie, kiedy Miroslav Vitous opuścił już Weather Report. „Infinite Search” wypełnia bowiem zagrane w mistrzowski sposób w gwiazdorskiej obsadzie fusion. Status gwiazdy uzasadniający możliwość zatrudnienia największych nazwisk do nagrania własnej płyty zapewnił bowiem liderowi właśnie udział w nagraniu kilku pierwszych albumów zespołu Zawinula i Shortera.

„Infinite Search”, spotykany również pod nazwą „Mountain In The Clouds” to nagraniowy debiut czeskiego basisty w roli lidera, otwierający jego bogatą dyskografię, w której najnowszą pozycją jest wydany w Polsce album nagrany wspólnie z Adamem Pierończykiem („Wings”). Album powstał w październiku 1969 roku, niespełna dwa miesiące po sesji, która dziś znana jest jako „Bitches Brew” Milesa Davisa, w której wzięli udział John McLaughlin i JackDeJohnette, obecni również w zespole odpowiedzialnym za „Infinite Search”. To był historyczny dla jazzu moment, kiedy wprowadzenie instrumentów elektronicznych i rockowej energii pozwoliło artystom wyjść z małych klubów na wielotysięczne rockowe areny.

Solowa dyskografia Miroslava Vitousa rozpoczyna się od „Infinite Search”, a jego biografia należy do najbardziej niezwykłych w historii gatunku. Jeszcze w Pradze, w wieku kilkunastu lat założył swoje pierwsze trio z bratem Alanem Vitousem na perkusji i równie jak on sam wtedy nieznanym Janem Hammerem. Kiedy miał 20 lat był już członkiem zespołu Clarka Terry’ego, a jego gra spodobała się Milesowi Davisowi na tyle, że zaprosił go na kilka wspólnych koncertów. Kiedy po raz pierwszy znalazł się w profesjonalnym studiu nagraniowym – powstała płyta „Now He Sings, Now He Sobs” Chicka Corea nagrana w trzyosobowym składzie z Royem Haynesem na perkusji. Niespełna półtora roku później w sesji „Infinite Search” wzięli udział Herbie Hancock, John McLaughlin i Jack DeJohnette, a także reprezentujący nieco starsze muzyczne pokolenie, choć wcale nie dużo starszy wiekiem Joe Henderson.

W efekcie w czasie krótkiej sesji powstał autoski album, niemal w całości skomponowany i wymyślony przez Miroslava Vitousa, a już kilka miesięcy po jego nagraniu, wiosną 1970 roku Miroslav Vitous wraz z Wayne Shorterem i Joe Zawinulem (z którym wcześniej spotykał się w sytuacjach koncertowych) założyli Weater Report. Okoliczności tego wydarzenia zależne są mocno od tego, kto o nim opowiada, trudno jednak zaprzeczyć faktom, że Vitous był pełnoprawnym członkiem zespołu od pierwszego dnia jego istnienia.

Dziś „Infinite Search” jest jednym z najciekawszych albumów wczesnego, akustycznego fusion, wymyślonego w dużej części właśnie przez Miroslava Vitousa i producenta albumu – Herbie Manna, z którym wcześniej nagrał przebojowy „Memphis Underground”. Wiele późniejszych produkcji wzbogaconych o brzmienia elektroniczne nie zniosło dobrze próby czasu, jednak „Infinite Search” brzmi równie dobrze, jak w chwili swojej premiery. Być może brak tej płycie odrobiny geniuszu kompozytorskiego Joe Zawinula i chwytliwych melodii, jednak nie zmienia to faktu, że nieco dziś zapomniany debiut Miroslava Vitousa jest jedną z najdoskonalszych płyt fusion w historii gatunku.

Miroslav Vitous
Infinite Search
Format: CD
Wytwórnia: Embryo / Cotillion / Atlantic

Numer: 8122797130

03 października 2017

Organic Quartet - Terms And Conditions Apply

Dawno temu, jeszcze w poprzednim wieku, większość jazzowego rynku to były nagrania, których siłę stanowiła perfekcja wykonawcza i doskonalenie dawno ustalonego stylistycznego kanonu. Warto było wyróżnić się grając to samo, tylko lepiej. Udoskonalenie technik produkcji i łatwa cyfrowa dystrybucja spowodowała sporo rynkowych zmian. Przeglądając sterty płytowych nowości miewam wrażenie, że dziś droga do sukcesu wydawniczego jest zupełnie inna – trzeba się wyróżnić. Wtedy można zaistnieć. Owa potrzeba wyróżnienia się na tle wielu innych produkcji wynika w dużej mierze z faktu, że dziś nowych nagrań ukazuje się o wiele więcej niż jeszcze 20 lat temu. W internecie wszyscy mają równe szanse. Walka o słuchacza toczy się zatem na polu oryginalności.

Może jestem już nieco staromodny, ale chyba wolę, jeśli muzycy starają się zmierzyć z tradycją i mają odwagę twierdzić, że robią to co zostało już kiedyś wymyślone, tylko trochę lepiej, albo przynajmniej tak samo dobrze. Nagrywanie i wydawanie płyt jest przecież jedynie częścią rynku, a gotowy album zaproszeniem na najbliższy koncert. A wielu zespołów sprzed pół wieku posłuchać już się nie da. W związku z tym rynek tych, którzy chcą posłuchać zwyczajnie dobrej muzyki jest wielki, a z pewnością większy od tych, którym spodoba się nowy brzmieniowy eksperyment.

W związku z tym za niezwykle interesującą i cenną uważam twórczość takich zespołów, jak złożony z najlepszych czeskich muzyków Organic Quartet. Muzycy bowiem skupiają się na eksplorowaniu jednej z moich ulubionych jazzowych formuł – tworzą kwarter z organami Hammonda, elektryczną gitarą i saksofonem. Tego rodzaju granie przypomina mi setki płyt z lat sześćdziesiątych, dokonania moich ulubionych gitarzystów – Pata Martino, wczesnego George’a Bensona i Wesa Montgomery’ego, a także wszystkie wielkie gwiazdy organów Hammonda i saksofonistów, którzy potrafili w owych czasach nie naśladować Johna Coltrane’a, a zagrać coś lżejszego i w prostszy sposób czerpiącego z bluesa – na przykład w niezrozumiały sposób niedocenionego Sonny Stitta.

Muzycy Organic Quartet nie tylko znają te wszystkie nagrania, ale również potrafią z tej wiedzy zrobić użytek, prezentując własny repertuar, doskonale napisane melodie, które, gdyby powstały pół wieku wcześniej znalazłyby miejsce wśród jazzowych klasyków.

Zespół dowodzony jest przez grającego na organach Ondreja Piveca, który od kilku lat jest w Czechach jedynie gościem. Mieszka bowiem na stałe w Stanach Zjednoczonych i wyrobił już tam sobie całkiem niezłą pozycję, stając się jednym z poszukiwanych muzyków sesyjnych, w czym z pewnością pomogła mu nagroda Grammy przyznana płycie Gregory Portera „Take Me To The Alley”, na której gra wszystkie partie organowe.

Zespół uzupełniają znani na czeskiej jazzowej scenie muzycy. Gitarzysta Libor Smoldas, który prowadzi własne hammondowe trio w formule podobnej do Organic Quartet, z Jakubem Zomerem i Vaclavem Palką, oraz saksofonista Jakub Dolezal i perkusista Tomas Hobzek. „Terms And Conditions Apply” jest kolejną znakomitą produkcją wyrastającej na jedną z najciekawszych na czeskiej jazzowej scenie wytwórni – Animal Music.

Organic Quartet
Terms And Conditions Apply
Format: CD
Wytwórnia: Animal Music

Numer: 8594155991693

02 października 2017

Nils Landgren Funk Unit with Ray Parker Jr. - Unbreakable

Nils Landgren jest niezniszczalny. Podobnie jego Funk Unit, zespół, który istnieje już ponad 20 lat, a którego pierwszy album, „Live In Stockholm” z 1995 roku znalazł się już w naszym Kanonie Jazzu. Najnowsza propozycja – podobnie jak pierwszy album powstała z udziałem gościa specjalnego, którego udział uznano za znaczący i warty odnotowania na okładce – legendarnego amerykańskiego gitarzysty Raya Parkera Juniora. „Live In Stockholm” powstał z okazji wspólnych koncertów z Maceo Parkerem (zbieżność nazwisk zdecydowanie przypadkowa).

Uważnym słuchaczom, którzy mają w pamięci poprzednie albumy zespołu może wydawać się, że muzycy zwolnili nieco tempa, kierują się w stronę przebojowego, ugrzecznionego brzmienia. Istotnie, jednak moim zdaniem to raczej kwestia wyboru repertuaru, obejmującego między innymi „Rockin’ After Midnight” Marvina Gaye’a i „Just A Kiss Away” Allena Toussainta i faktu, że tym razem Nils Landgren raczej śpiewa, niż gra na swoim czerwonym puzonie. Nie mam wątpliwości, że zespół ciągle potrafi dać z siebie więcej rytmu i jego żywiołem jest scena. Kto widział, ten wie…

Warto również odnotować, że w jednym utworze gościem jest również Randy Brecker, choć jego wkład w powstanie albumu, choć całkiem ciekawy, z pewnością nie jest tak znaczący, jak głos i gitara Raya Parkera Juniora.

Specjalny gość zespołu, Ray Parker Jr. od lat skupia się na pracy producenta i roli osobistości uświetniającej gale i uroczystości wręczania przeróżnych amerykańskich nagród. Przepracowywać się specjalnie nie musi, przynajmniej od czasu, kiedy napisał melodię do filmu „Ghostbusters”, z czego całkiem przypadkiem wyszedł wielki przebój i co z całą pewnością zapewniło autorowi spokojne i dostatnie życie. Swój ostatni jak dotąd chyba album, całkiem zresztą udany „I’m Free” wydał w 2006 roku. Gdyby był młodą piosenkarką pop, każda z jedenastu kompozycji z tego albumu mogłaby stać się światowym wakacyjnym przebojem.

Lider zespołu – od zawsze w zasadzie postać numer jeden szwedzkiego życia muzycznego, należy do najbardziej aktywnych europejskich muzyków. Jego twórczość można podzielić na kilka, całkiem niezależnych i niezwykle różnorodnych stylistycznie bloków.

Funk Unit – to europejski funk w najlepszym wydaniu, sięgający do amerykańskich korzeni, jednak nie uciekający od skandynawskiego rodowodu. Dyskografia zespołu obejmuje, jeśli coś mi nie umknęło, 11 albumów.

Nils Landgren nagrywa również albumy pod własnym nazwiskiem, często niezwykle zaskakujące i z pewnością zupełnie inne niż te spod znaku Funk Unit. Polską ciekawostką w dyskografii puzonisty jest album nagrany dla wytwórni ACT z Tomaszem Stańko – „Gotland”.

Z niemal zegarmistrzowską precyzją co 2 lata powstaje kolejny album z cyklu „Christmas with My Friends”, niestety to lata parzyste, więc kolejny – szósty w tym cyklu powstanie dopiero w 20118 roku.

„Unbreakable” jest równie dobry, co poprzednie albumy Funk Unit. Jeśli macie poprzednie, z pewnością kupicie i ten najnowszy. Jeśli dopiero zaczynacie przygodę ze szwedzkim funkiem – sporo wydatków przed Wami…

Nils Landgren Funk Unit with Ray Parker Jr.
Unbreakable
Format: CD
Wytwórnia: ACT Music
Numer: ACT 9039-2

01 października 2017

The Charles Lloyd Quartet - Journey Within

Charles Lloyd w 1967 roku był człowiekiem sukcesu, jednym z tych nielicznych jazzowych artystów, którzy potrafili zmienić swoją muzykę tak, aby spodobała się rockowej publiczności Zachodniego Wybrzeża, jednocześnie nie wyrzekając się swoich hard-bopowych korzeni. Udane połączenie rockowej energii i jazzowej estetyki pozwoliło zespołowi w doborowym składzie koncertować tam, gdzie grały zespoły rockowe po obu stronach Atlantyku. W owym czasie Fillmore Auditorium w San Francisco (miejsce często nazywane również zwyczajnie The Fillmore) prowadzone przez Billa Grahama było ważnym miejscem na rockowej mapie świata. Tu koncertowali wszyscy, The Doors, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Carlos Santana, a także zespoły brytyjskie, które chciały zdobyć Amerykę – The Who, Led Zeppelin, Cream i inni. Grał tam też w 1967 roku Charles Lloyd ze swoim zespołem.


Tak przy okazji – dziś globalny organizator koncertów – firma Live Nation uczyniła z nazwy Fillmore markę znaną w całym USA, tworząc i utrzymując przy życiu te istniejące od pół wieku sale widowiskowe noszące nazwę pochodzącą od ulicy Fillmore w San Francisco. Powszechnie w przeróżnych materiałach biograficznych, książkach, reedycjach płyt wielu historyków nazywa każdą salę prowadzoną przez Billa Grahama w San Francisco nazwą Fillmore West, dla odróżnienia od nowojorskiego Fillmore East. Ten błąd występuje w wielu miejscach. Fillmore West to bowiem zupełnie inne miejsce niż Fillmore Auditorium. Sala w której „Journey Within” nagrał Charles Lloyd działa niemal nieprzerwanie od 1954 roku do dzisiaj. Fillmore West – całkiem inne miejsce w San Francisco, działalo tylko przez 3 lata od 1968 roku. Album Charlesa Lloyda z pewnością powstał więc w Fillmore Auditorium.

To jednak tylko ciekawostka historyczno – dokumentalna. Ważniejsza jest muzyka – pełna hippisowskiej energii, przeróżnych egzotycznych inspiracji i radosnego poszukiwania pozytywnej energii. Muzyka wyzwolona od jazzowej formy, klasycznego bluesowego układu kompozycji, w dużej części improwizowana.

Angaż w zespole Charlesa Lloyda był również pierwszym utrwalonym obszernie na płytach epizodem w bogatej muzycznej karierze Keitha Jarretta, wciąż wtedy poszukującego swojej muzycznej tożsamości (jeśli nie liczyć mało znaczącego nagrania „Buttercorn Lady” zespołu Jazz Messengers). W okresie kilkunastu miesięcy współpracy z Charlesa Lloyda z Keithem Jarrettem powstało co najmniej 9 albumów w tym te najczęściej dziś wznawiane i najbardziej udane – „Journey Within”, „Forest Flower” i „Charles Lloyd In Europe”. Debiutancki album autorski Keitha Jarretta – „Live Between The Exit Signs” został nagrany 3 miesiące po rejestracji „Journey Within”. To co Keith Jarrett zagrał u Charlesa Lloyda doprowadziło go do debiutu w gwiazdorskim składzie z Paulem Motianem i Charlie Hadenem, a wkrótce potem do współpracy z Milesem Davisem.

Kolekcjonerską ciekawostką jest jedna z nielicznych obszernych rejestracji koncertowych Keitha Jarretta grającego całkiem składnie na saksofonie sopranowym, dla którego porzuca fortepian w finale koncertu, choć z perspektywy czasu nikt nie ma wątpliwości, że lepiej się stało, że porzucił ten instrument bezpowrotnie.

Wciągająca, transowa, otaczająca słuchacza ze wszystkich stron muzyka podobała się publiczności w 1967 roku, potrafi wciągnąć w egzotyczny świat również teraz. Dziś to nie jest już odejście od jazzowego idiomu, tanie poszukiwanie popularności i puszczanie oka do rockowej publiczności. Z perspektywy lat muzyka, którą grał zespół Charlesa Lloyda w końcówce lat sześćdziesiątych stała się jazzowym mainstreamem.

W 1967 roku w Fillmore Auditorium zespół Charlesa Lloyda pełnił rolę dodatkowej atrakcji, otwierającej występy uwielbianego w Kalifornii Butterfield Blues Band. Był jednym z pierwszych jazzowych składów, które tam zagrały. Dziś trudno wyobrazić sobie promotora, który zdecydowałby się na takie połączenie. Otwartość słuchaczy w Kalifornii była zadziwiająca. Wtedy liczyła się muzyka, a nie nazwisko i sceniczne efekty. A ta jeśli prawdziwa, nie zna stylistycznych podziałów i podoba się wszystkim, którzy pozwolą się unieść energii płynącej ze sceny.

Gdybyście nabrali ochoty na obejrzenie Keitha Jarreta grającego na sopranie – z łatwością odnajdziecie obszerne fragmenty programu Ralpha Gleasona „Jazz Casual” z występem zespołu Lloyda w składzie identycznym jak ten, który zagrał „Journey Within” – polecam.

The Charles Lloyd Quartet
Journey Within
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic / Rhino / Warner Bros.
Numer: WPCR-27107