27 stycznia 2018

Dee Dee Bridgewater – Memphis ...Yes, I'm Ready

Najnowszy album Dee Dee Bridgewater powstał według sprawdzonej formuły – piosenki z dzieciństwa bywają dla wielu muzyków pretekstem do odejścia od głównego nurtu, zmiany stylu, czasem poszukania nowych inspiracji i zaproszenia gości, dla których ciężko byłoby znaleźć miejsce na innej płycie. To oczywiście również sentymentalna podróż i okazja do zachęcenia nowych słuchaczy znanymi tytułami utworów. Krótko mówiąc – może to być pomysł na skok na kasę, albo ciekawy i niezwykle inspirujący skok w bok. Dla jednych zupełnie jednorazowy – jak w przypadku Paula McCartneya („Kisses On The Bottom”), dla innych szansa na stały związek – jak w przypadku serii nagrań country Johna Scofielda.

W przypadku Dee Dee Bridgewater pomysł na przypomnienie przebojów z okolic Memphis i czasów dzieciństwa okazał się muzycznie niezwykle udany. Dee Dee opowiada nam historię swojego dzieciństwa spędzonego w Memphis i okolicach w towarzystwie pochodzącego również z tego miasta Kirka Whaluma i wyboru zaskakująco pasujących do jej głosu, choć zaaranżowanych w sposób często odległy od oryginału przebojów. Płyta została nagrana w legendarnym miejscu, studiu Royal Studios w Memphis, miejscu, gdzie powstało wiele fantastycznych przebojów i gdzie nagrywało wielu legendarnych muzyków, w tym Chuck Berry, Tina Turner, Buddy Guy i Al Green. Lawrence Boo Mitchell, syn założyciela czynnego bez większych przerw od 1956 roku obiektu odpowiedzialny był za techniczną stronę nagrania.

W istocie, korzystając z legendarnego studia, przebojów sprzed lat i wyśmienitych muzyków udało się stworzyć album ponadczasowy, taki, który mógł powstać równie dobrze pół wieku temu i też spodobałby się ówczesnym słuchaczom. Może wtedy byłby bardziej atrakcyjny dla nastoletniej publiczności, a teraz raczej znajdzie uznanie u niekoniecznie najmłodszych fanów Dee Dee Bridgewater, ale nie zmienia to faktu, że jest to album wybitny, choć niektóre aranżacje możecie uznać za mocno kontrowersyjne.

Trudno jednak jest zmierzyć się z przebojami znanymi z repertuaru Elvisa Presleya, Isaaca Hayesa, czy B.B. Kinga. Dee Dee Bridgewater udało się znakomicie, w czym równie wielka zasługa jej niezwykłej muzykalności, jak i nowych aranżacji Kirka Whaluma i Johna Stoddarta. Warto sięgnąć po ten album a potem przypomnieć sobie oryginały – to będzie niezwykła muzyczna wycieczka w historię soulu, rock and rolla i gospel w wykonaniu wyśmienitej wokalistki.

Dla poszukiwaczy wersji oryginalnych i tych, którzy chcą powrócić do brzmienia sprzed wielu lat – odrobina ułatwienia. „Yes, I'm Ready” to nieco mniej w tym towarzystwie znany przebój Barbary Mason z 1965 roku, nagrywany później między innymi przez Carlę Thomas i Gladys Knight. Wersje autorskie z 1965 i późniejsza z 1973 z albumu „Give Me Your Love” są wzorcem brzmienia z Filadelfii.
„Giving Up” to piosenka napisana przez Vana McCoya, wykonywana czasem przez niego, ale bardziej znana z nagrań Gladys Knight i w szczególności Donny Hathawaya. To właśnie nagranie z jego albumu „Donny Hathaway” uznałbym za wzorzec tej kompozycji. Grający na płycie Dee Dee Bridgewater na saksofonach Kirk Whalum nagrał całkiem niedawno tą kompozycję na swojej płycie poświęconej twórczości Donna Hathawaya – „Everything Is Everything: The Music of Donny Hathaway”.
„I Can't Get Next To You“ to oczywiście The Temptations i niezliczone późniejsze covery nagrywane po obu stronach Atlantyku przez przeróżnych rozrywkowych, rockowych, jazzowych i soulowych artystów.
„Going Down Slow” to bluesowy standard wśród bluesowych standardów, jeden z pierwotnych bluesów, napisany przez St. Louis Jimmy Odena i nagrywany przez wszystkich bluesowych gitarzystów świata, a „Why Am I Treated So Bad” możecie pamiętać z repertuaru The Sweet Inspirations, żeńskiego zespołu wokalnego towarzyszącego w wielu trasach koncertowych Elvisowi Presleyowi i Arecie Franklin, dowodzonego w najlepszych czasach przez Cissy Houston. „B.A.B.Y.”, często pisane również „B-A-B-Y” oraz „The Sweeter He Is” to kompozycje Issaca Hayesa. Pierwszą piosenkę spopularyzowała Carla Thomas, a druga kompozycja była przebojem samego kompozytora i jego The Soul Children.
„The Thrill Is Gone” to kolejny bluesowy klasyk, współcześnie kojarzony chyba najczęściej z B.B. Kingiem. „I Can't Stand The Rain” napisała Ann Peebles, o której dziś już mało kto pamięta, a jej największy przebój zna cały świat dzięki wersjom Tiny Turner, Seala i Allanah Myles. Po tą melodię sięgnęła również na płycie poświęconej bluesowym standatdom Cassandra Wilson („Blue Light ‘Till Dawn”). „Don't Be Cruel” i „Hound Dog” to jedne z największych przebojów Elvisa Presleya.

„Try A Little Tenderness” jest prawdopodobnie najstarszą melodią w tym zestawieniu, została napisana w latach trzydziestych ubiegłego wieku, a popularność zyskała po latach w wykonaniach Otisa Reddinga i Bookera T. Album zamyka klasyk gospel „Take My Hand Precious Lord” spopularyzowany przez Mahalie Jackson, Arethę Franklin i B.B Kinga.

Dee Dee Bridgewater
Memphis ...Yes, I'm Ready
Format: CD
Wytwórnia: DDB Productions / Okeh / Sony
Numer: 889854061128

21 stycznia 2018

Esperanza Spalding - Exposure

Projekt „Exsposure” z założenia był od samego początku medialną ciekawostką mającą zainteresować fanów Esperanzy Spalding, dając im możliwość obserwacji procesu nagrywania albumu w całości. Nikt wcześniej na to chyba nie wpadł. Płyta powstała w czasie trwającej nieprzerwanie przez 77 godzin sesji w studiu, a kamery obecne w niemal każdym miejscu włączone były cały czas, przekazując na żywo obraz i dźwięk. Oczywiście muzycy robili sobie krótkie przerwy na sen, jednak nawet w sypialni umieszczona była kamera. W efekcie mieliśmy do czynienia z prawdopodobnie pierwszym muzycznym reality show opowiadającym o stworzeniu albumu przez znanego artystę.

Oczywiście najciekawsze było to, co działo się w studiu, gdzie piosenki powstawały na oczach widzów. Kompozycje i ich aranżacje były nieustannie doskonalone i zmieniane, co z pewnością było ciekawym przeżyciem dla tych, którzy nigdy nie widzieli jak twórczy proces wygląda od strony technicznej. Nawet dla osób, które odwiedziły kiedyś studio w czasie sesji, taka obserwacja procesu w całości mogła być ciekawa, choć momentami nużąca, bowiem obserwowanie powtarzającego się czasem kilkadziesiąt razy procesu nagrywania kilkunastosekundowej sekwencji muzycznej do szczególnie ekscytujących nie należy. Chyba nikt, łącznie ze mną nie wytrzymał 77 godzin przed komputerem, ale przyznaję się, że zaglądałem na stronę Esperanzy w tym czasie dość często, a pracując na komputerze miałem w zasadzie stale uruchomiony dźwięk ze studia w tle i włączałem sobie obraz, kiedy działo się coś ciekawego.

W efekcie tej sesji powstał album „Exposure”, który na razie i w deklaracji tak ma pozostać, dostępny jest w limitowanym, obejmującym jedynie 7.777 sztuk nakładzie, który sprzedał się już pierwszego dnia sesji w całości. Producentom zabrało kilka tygodni wyprodukowanie płyt (dostępne były zarówno płyty CD jak i sporo droższe wydanie winylowe). Wszystkie egzemplarze podpisane są przez Esperenzę Spalding i zawierają mały skrawek oryginalnych notatek z sesji. W ten sposób powstało wydawnictwo unikalne i jeśli producenci dotrzymają słowa, „Exposure” nigdy nie zostanie wznowione, a muzyka nie będzie dostępna w formacie cyfrowym na żadnej platformie.

Wydawnictwo złożone jest z dwóch płyt. Pierwsza zawiera 10 piosenek skomponowanych w czasie sesji i nagranych przez zespół muzyków towarzyszących liderce, z udziałem gości specjalnych, w tym Roberta Glaspera i Lalah Hathaway. Druga to rodzaj szkiców muzycznych przygotowanych jeszcze przed samą sesją – „Exposure – Undeveloped”. Część z tych utworów być może zostanie rozwinięta w dłuższe fragmenty i znajdzie się na następnej, dostępnej w wolnej sprzedaży płycie.

„Exposure” to doskonały pomysł na muzyczną promocję, choć dla fanów artystki, którzy nie zdążyli kupić albumu musi to być dość przykre doświadczenie. W tej chwili ceny albumu w serwisach aukcyjnych, niezależnie od wersji (płyty analogowe, lub CD) oscylują wokół 300 dolarów, a z pewnością nie będzie taniej. Powstał więc przedmiot kolekcjonerski, którego wartość będzie rosła w czasie.

„Exposure” z pewnością zwiększył ilość ludzi obserwujących media społecznościowe Esperanzy Spalding, co było jednym z celów całej akcji. Najważniejsza jest jednak muzyka, a ta, biorąc pod uwagę krótki czas nagrania i prac nad albumem udała się bardzo dobrze.

W 77 godzin muzycy wymyślili, skomponowali, nagrali i zmiksowali wstępnie 10 piosenek w stylu znanym z poprzednich płyt Esperanzy, niełatwych, niekoniecznie przebojowych, ale intrygujących, inspirujących i sprawiających, że do płyty chce się wrócić kolejny raz.

Sama liderka jest tu przede wszystkim kompozytorką i wokalistką, nieco mniej basistką, co chyba nie jest złym wyborem, bowiem sięgający w wysokie rejestry głos Esperanzy i specyficzny sposób akcentowania, często niekoniecznie w zgodzie z klasyczną angielską wymową jest jej znakiem rozpoznawczym. Na kontrabasie Esperanza gra nieźle, ale nie jest wirtuozem tego instrumentu. Połączenie gry na kontrabasie z udanymi kompozycjami i barwą głosu stanowi o jej unikalności i skupia wokół kolejnych albumów grupę wiernych fanów.

„Exposure” swoją niedostępnością wystawia ową wierność na ciężką próbę, za to jestem pewien, że u tych, którzy nie zdążyli na długo wytworzy odruch codziennego zaglądania na jej stronę internetową. Niezależnie od okoliczności powstania, „Exposure” to doskonały album fantastycznej artystki. Moim  zdaniem warto wydać na niego nawet 300 dolarów, z pewnością oprócz uczty artystycznej będzie to doskonała inwestycja.

Esperanza Spalding
Exposure
Format: 2CD
Wytwórnia: Esperanza Spalding / Concord

Numer: CRE00668