07 lutego 2018

Jim Hall - Dialogues

Jim Hall był twórcą nowoczesnej jazzowej gitary. Był jednym z tych niezwykłych muzyków, którzy w pojedynkę stworzyli własny rodzaj muzyki – jazzową gitarę Jima Halla. Jego geniusz polegał na poszukiwaniu przestrzeni i czasu pomiędzy nutami i zapewnianiu najdoskonalszych interpretacji jazzowych standardów. Kilka jego płyt umieściłem już w Kanonie Jazzu – genialny debiut „Jazz Guitar”, absolutnie niepowtarzalne nagrania z Billem Evansem – „Undercurrent”, a także niezwykły gwiazdorski sekstet z 1975 roku – „Concierto” i jedną z najbardziej znanych jego wczesnych płyt – „Jazz Abstractions: Compositions By Gunther Schuller And Jim Hall” firmowaną nazwiskiem Johna Lewisa. Nie sposób zapomnieć o jego wkładzie w „The Bridge” Sonny Rollinsa i jeszcze kilku płyt z naszego liczącego już 259 płyt Kanonu Jazzu.

Większość z tych nagrań to jednak propozycje sprzed niemal pół wieku, kiedy więc okazało się podczas kolejnego przeglądu poczekalni Kanonu Jazzu, że od ukazania się albumu „Dialogues” upłynęło już ponad 20 lat, nie wahałem się ani chwili.

Jim Hall nagrywał genialne płyty już od samego debiutu w 1957 roku, pozostając aktywnym muzykiem do samego końca swoich dni. Zmarł w 2013 roku, a ostatni swój koncert w Polsce miał zagrać 12 kwietnia 2010 roku – w związku z katastrofą w Smoleńsku został odwołany. Pamiętam ten czas i moją myśl, że pewnie to była ostatnia okazja do posłuchania jego muzyki na żywo. Swojego biletu nie zwróciłem, uznając, że pozostanie cenną pamiątką. Niestety miałem rację, Jim Hall, jeśli czegoś nie przegapiłem, później już w Polsce się nie pojawił.

Seria nagrań dokonanych w latach dziewięćdziesiątych dla audiofilskiej wytwórni Telarc (dziś po połączeniu z równie ciekawą wtedy wytwórnia Heads Up, obie marki działają razem pod opieką Concord), która wtedy wydawała sporo ciekawych jazzowych produkcji, składała się z 6 albumów, z których najbardziej znany – „Jim Hall & Pat Metheny” musi jeszcze chwilę na swoje miejsce w Kanonie poczekać, bowiem płyta ukazała się w 1999 roku. Pozostałe są równie doskonałe, choć nie zyskały takiego rozgłosu, jedynie w związku z faktem, że nie niosła ich marketingowa siła będącego wtedy na topie nie tylko jazzowym Pata Metheny.

Pomysł na płytę zagraną w skromnym jazzowym trio z udziałem gości specjalnych, to w zasadzie samograj, jeśli zrobi się to dobrze, w zasadzie nie da się nagrać słabej płyty. Sekcja grająca również na innych albumach Jima Halla z tego okresu towarzyszy gościom w niemal wszystkich utworach. Nie ma jednak wątpliwości – gwiazdą jest lider. Z pewnością polubicie bardziej te kompozycje, które zostały nagrane z udziałem Waszych ulubionych muzyków. Ja szczególnie polecam duety z Billem Frisellem, które zapewne nieprzypadkowo album otwierają i Tomem Harrellem. Trudno również nie zauważyć doskonałego wspólnego brzmienia gitar Jima Halla i Mike Sterna, muzyków, których dzieli pokoleniowa i stylistyczna przepaść, jednak tym razem dogadali się wyśmienicie.

To jeden z najmłodszych jazzowych klasyków, album, który stał się nim w zasadzie już w dniu swojej premiery, doskonały przykład tego, jak mimo różnicy wieku i własnych koncepcji brzmieniowych, można z wielkim mistrzem stworzyć doskonały album wypełniony kompozycjami lidera, uzupełnionymi jednym klasykiem – kompozycją Hoagy Carmichaela – „Skylark”, która nie znalazła się na tej płycie przypadkiem – bowiem to utwór, który w swoim nagraniowym debiucie czterdzieści lat wcześniej Jim Hall zagrał z Johnem Lewisem i Percy Heathem.

Jim Hall
Dialogues
Format: CD
Wytwórnia: Telarc
Numer: 089408336928

05 lutego 2018

Mateusz Smoczyński – Metamorphoses

Solowy autorski album jest dla każdego muzyka wielkim wyzwaniem. Trzeba wziąć odpowiedzialność za wszystko, kompozycje, nagranie, brzmienie i wykonanie. Nawet na chwilę nie można schować się gdzieś w środku brzmienia zespołu. Dla skrzypków, szczególnie w Polsce to również oznacza zmierzenie się z legendarnym „Solo Violin” Zbigniewa Seiferta. Choć to porównanie zupełnie bez sensu, to jednak solowe nagranie Seiferta pozostaje wzorcem gatunku.

Jedna z kompozycji Mateusza Smoczyńskiego – „Midnight Psalm” inspirowana jest kompozycją Seiferta „Evening Psalm”, którą całkiem niedawno Mateusz Smoczyński nagrał w towarzystwie kolegów z zespołu Atom String Quartet na płycie w całości poświęconej Seifertowi. Kompozycja miała swoją premierę na płycie „Solo Violin” Seiferta.

Mateusz Smoczyński pozostaje od lat najciekawszym i najbardziej aktywnym polskim skrzypkiem – jego autorskie projekty – kwintet i New Trio, Atom String Quartet i do niedawna Turtle Island Quartet, a także wiele projektów niekoniecznie jazzowych z pewnością wypełniają dokładnie kalendarz. Jakimś cudem znalazł się czas na skomponowanie, wymyślenie i nagranie albumu solowego.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten album, pomyślałem, że nie ma w nim pasji, unikalnego rodzaju muzycznej energii, za którą uwielbiam wszystko, co w swoim życiu nagrał Zbigniew Seifert. To jednak nie jest wada, Coltrane skrzypiec mógł być tylko jeden, a wszelkie próby naśladowania stylu Seiferta, zawsze będą tylko naśladownictwem. Słowo Pasja, jest oczywiście nieprzypadkowe, taki tytuł – „Passion” nosi jednak z najważniejszym płyt Seiferta.

Mateusz Smoczyński ma jednak swój własny pomysł, brzmienie skrzypiec uzupełnia nieczęsto wykorzystywanym instrumentem – skrzypcami barytonowymi. Jego własna, czteroczęściowa sonata skrzypcowa to kompozycja, którą będzie mógł grać zarówno w jazzowych klubach, jak i salach goszczących muzyków klasycznych. Tytułowa sonata nie będzie jazzowym standardem, jednak pokazuje, że Mateusz Smoczyński sięga po inspiracje nie tylko do dorobku Zbigniewa Seiferta i tym samym Johna Coltrane’a, ale nie są mu też obce klasyczne skrzypcowe kompozycje.

Wielu muzyków nagrywających solo wpada w pułapkę wirtuozerii i technicznych popisów, dostrzegając w samodzielnej pracy brak formalnych i przestrzennych barier dla swoje wirtuozerii. Mateusz Smoczyński skutecznie omija te zwykle zabijające muzyczne emocje możliwości popisania się własnymi umiejętnościami. To, że potrafi na skrzypcach zagrać wszystko, jest niemal oczywiste, jednak nie zawsze trzeba to pokazywać. Tylko w ten sposób można stworzyć muzykę, która spodoba się większej ilości słuchaczy, niż tylko początkującym skrzypkom i garstce osób potrafiących docenić techniczną biegłość.

„Metamorphoses” to album doskonale napisany i zagrany, jedna z tych płyt, która mimo prostej formy sprawi radość i będzie stanowiła zagadkę za każdym razem, kiedy po nią sięgniecie. Kolejna doskonała pozycja w dyskografii wielkiego muzyka.

Mateusz Smoczyński
Metamorphoses
Format: CD
Wytwórnia: Zbigniew Seifert Foundation
Numer: 5907222048030