27 października 2018

Piotr Wojtasik - Tribute To Akwarium

Piotr Wojtasik nie rozpieszcza swoich fanów nadmiarem nagrań. Na każdy kolejny krążek musimy długo czekać, czasem nawet kilka lat, jednak każdy okazuje się ważny i na swój sposób przełomowy. Lider już dawno przestał być jedynie błyskotliwym i niezwykle wyrazistym trębaczem. Jest również kompozytorem i liderem, co potwierdza na swoim najnowszym albumie – „Tribute To Akwarium”, na którym dźwięki jego trąbki stanowią jedynie mały fragment muzycznej układanki.


Album nagrano niemal dokładnie rok temu w Lubrzy i wkrótce po wydaniu zdążył zgadnąć sporo przeróżnych branżowych nagród. Również nasza redakcja RadioJAZZ.FM i JazzPRESSu uznała tą płytę za najważniejszą polską pozycję jazzową 2017 roku. To nie był mój typ, choć nie oznacza to, że uważam album za niewarty uwagi. Wręcz przeciwnie, „Tribute To Akwarium” to wyśmienita płyta, jednak konkurencja na krajowym rynku jest całkiem spora i rok 2017 zapamiętam z powodu ukazania się kilku innych polskich płyt jazzowych.

Skład zespołu, który zarejestrował skomponowaną przez lidera suitę poświęconą pamięci warszawskiego klubu Akwarium jest wręcz sensacyjny. Sensacją jest nie tyle udział wielu uznanych polskich muzyków, ale przede wszystkim fakt, że żaden z nich nie usiłuje być gwiazdą wśród kolegów, a wszyscy skupiają się na zrealizowaniu artystycznej wizji lidera.

Zgromadzenie w jednym miejscu Leszka Możdżera, Dominika Wani, Darka Oleszkiewicza, Michała Kądzieli i od dawna współpracującego z Piotrem Wojtasikiem węgierskiego saksofonisty Viktora Totha było pewnie złożoną logistyczną układanką, bowiem terminarze każdego z tych muzyków, a także wszystkich pozostałych uczestniczących w nagraniu są wypełnione przeróżnymi zobowiązaniami. Piotr Wojtasik potrafił nie tylko namówić ich do przyjazdu, ale przede wszystkim w krótkim czasie stworzyć niezwykle spójne, tradycyjne, nowoczesne bopowe brzmienie. Jeśli ktoś nie zna tych nazwisk, słuchając płyty gdzieś na drugim końcu świata, pomyśli sobie, że zespół ma za sobą z pewnością setki koncertów i wspólnych nagrań. Tego rodzaju cuda udają się tylko największym muzykom. To właśnie udało się Piotrowi Wojtasikowi.

Kiedy słucham tego albumu – czasem mam wrażenie, że brakuje w nim nieco spontaniczności, a starannie przygotowana kompozycja i aranżacje ograniczyły nieco potencjał improwizacyjny muzyków uczestniczących w nagraniu, ale tych sprzeczności nie da się pogodzić – albo zespół i brzmieniowa spójność, albo solowe popisy i klasyczna gwiazdorska sesja, w czasie której nie powstaje nic ponad zbiór efektownych solówek znanych z płyt muzyków uczestniczących w nagraniu.

Sam Piotr Wojtasik zdaje się być jednym z tych, którzy mogą wspominać warszawskie Akwarium i jego niepowtarzalną atmosferę, należał bowiem do częstych gości tej legendarnej klubowej sceny. Tytuł i pomysł przypomnienia tamtej atmosfery jest doskonałym połączeniem przypomnienia ważnego miejsca i czasu z rozsądnym działaniem promocyjnym skierowanym w kierunku tych wszystkich, którzy koncerty Wojtasika z Akwarium pamiętają. Te czasy już nie wrócą, ja osobiście żałuję, ale dziś również mamy sporo okazji do posłuchania doskonałej muzyki, różnica jest w zasadzie jedna – do Akwarium szło się w ciemno i zawsze coś ciekawego tam się działo. Dziś takiego miejsca w Warszawie nie ma…

Piotr Wojtasik
Tribute To Akwarium
Format: CD
Wytwórnia: Indygo
Numer: 5907222872000

26 października 2018

Ray Brown with John Clayton Jr & Christian McBride - Superbass

Ten album jest prawdziwą rewelacją, w szczególności dla fanów Raya Browna i Christiana McBride’a. Spotkanie pokoleń – dwójka doskonałych muzyków, uzupełniona przez tego trzeciego – nieco mnie znanego, choć też dysponującego sporym dorobkiem nagraniowym – Johna Claytona. Trzy kontrabasy na małej scenie Scullers Jazz Club w Bostonie, to w zasadzie projekt skazany od początku na powodzenie. Jedyne co mogło się nie udać, to jakość nagrania, tu jednak z pomocą przyszła wytwórnia Telarc, która w końcówce ubiegłego wieku była jedną z najlepiej dbających o jakość techniczną materiału małych amerykańskich wytwórni. Ten album może służyć nie tylko za elementarz jazzowego kontrabasu, ale również za przykład, jak należy rejestrować kameralne koncertowe wydarzenia, nawet te trudne do zarejestrowania, bowiem kontrabas często bywa utrapieniem dla realizatorów dźwięku, a co dopiero trzy takie instrumenty. Udało się jednak znakomicie.


Mało kto pamięta, że „Superbass” koncertowy nie jest pierwszą płytą pod tym tytułem. W 1992 roku wytwórnia Capri wydała wspólne nagrania studyjne Raya Browna i Johna Claytona w wyśmienitym towarzystwie legendarnego gitarzysty z orkiestry Counta Basie’ego – Freddie Greena, a także Jeffa Hamiltona i Jeffa Claytona (w jednym z utworów). Ten album jest dziś właściwie niedostępny i mimo faktu, że nigdy nie słyszałem tych nagrań, jest on bardzo wysoko na liście poszukiwanych przeze mnie płyt.

Pierwszy koncert „Superbass” został zarejestrowany w 1996 roku i wydany przez Telarc. Po kilku latach trójka basistów spotkała się po raz kolejny – tym razem w Blue Note w Nowym Jorku w roku 2000. Znowu doskonała rejestracja inżynierów Telarcu ukazała się jako „Superbass 2”. Kolejnych części nie udało się zarejestrować. Ray Brown zmarł w 2002 roku.

Obie koncertowe rejestracje wypełnione są przebojowymi wykonaniami jazzowych standardów. Trio basistów na koncercie w Chicago wspomagali w kilku utworach doskonały pianista Benny Green i perkusita – Gregory Hutchinson – obaj reprezentujący pokolenie Christiana McBride’a.

Doskonałą atmosferę i świetną zabawę słychać w zasadzie od pierwszych nut skomponowanego przez Raya Browna tematu przewodniego całego przedsięwzięcia – „SuperBass Theme”. Pozostałe instrumenty są jedynie brzmieniowym uzupełnieniem kontrabasów. Muzycy rozmawiają ze sobą za pomocą swoich instrumentów, czasem grają razem, czasem pokazują sobie kolejne pomysły na interpretację tematów. Dla McBride’a „Blue Monk” jest podręcznikowym standardem. Ray Brown pamięta moment jego powstania. Co ciekawe, Ray Brown wielokrotnie grał kompozycje Monka, kiedy ten zmarł w 1982 roku, zespół z Rayem Brownem w składzie, prowadzony przez Milta Jacksona nagrał w czasie koncertów w klubie Ronniego Scotta w Londynie trzy wyśmienite albumy poświęcone kompozycjom Monka.

Co ciekawe – Ray Brown chyba nigdy nie zagrał z Monkiem, a przynajmniej nie nagrał niczego powszechnie znanego. Nazwisko Raya Browna pojawia się tylko dwa razy w monumentalnej biografii Monka – „Thelonious Monk – The Life And Times Of An American Original” autorstwa Robina D.G. Kelleya – którą korzystając z okazji bardzo Wam polecam, i to w kontekście nie dotyczącym wspólnych nagrań.

Przebojowe wykonanie „Mack The Knife” przekona do tego albumu również tych, którzy na co dzień jazzu nie słuchają. „Superbass” to jedna z najciekawszych płyt koncertowych schyłku XX wieku. Jej kontynuacja jest równie dobra, a płyty studyjnej wciąż poszukuję…

Ray Brown with John Clayton Jr & Christian McBride
Superbass
Format: CD
Wytwórnia: Telarc Jazz
Numer: CD-83393

25 października 2018

Tony Williams - Life Time

Tony Williams był geniuszem jazzowej perkusji. Przez wielu uważany jest za prekursora nowoczesnej gry na tym instrumencie. Jego miejsce w Kanonie Jazzu jest niepodważalne. Wielokrotnie słychać było jego grę na płytach, które znalazły się w naszym radiowym zestawieniu liczącym już 271 pozycji. „Life Time” jest jego nagraniowym debiutem w roli lidera. Kiedy nagrywał ten album nie miał jeszcze nawet 20 lat, a na swoim koncie dorobek nagraniowy, który dziś jest częścią historii jazzu.


Zanim Tony Williams, podpisany na okładce chyba po raz ostatni oryginalnym imieniem Anthony, wszedł do studia w doborowym towarzystwie, żeby nagrać „Life Time”, miał już na swoim koncie między innymi studyjny album nagrany z Milesem Davisem – „Seven Steps To Heaven” i światową trasę koncertową z jego zespołem uwiecznioną nagraniami znanymi z płyt „Miles Davis In Europe”, „Miles In Tokyo” i moimi ulubionymi – „Four & More” i „My Funny Valentine”. Kilka tygodni po nagraniu „Life Time” dalsza część trasy została upamiętniona albumem „Miles In Berlin”, a później nagraniem studyjnym „E.S.P.”.

Zanim zarejestrowano „Life Time”, Tony Williams uczestniczył też w nagraniu „Out To Lunch” Eric’ka Dolphy, „Una Mas” Kenny Dorhama i dwu pierwszych płyt jedynie 5 lat starszego kolegi z zespołu Milesa Davisa – Herbie Hancocka – „My Point Of View” i „Empyrean Isles”. Do tego parę albumów Jackie McLeana i Grahama Moncura III. Sporo, jak na muzyka, który w niektórych stanach nie mógł nawet oficjalnie wejść do klubu, w którym grał jego zespół, bo nie skończył jeszcze 21 lat.

Zanim na jednym z koncertów grupy Jackie McLeana, Tony Williamsa zauważył Miles Davis, młody muzyk zdobywał swoje pierwsze dorosłe jazzowe doświadczenia u boku Toshiko Akiyoshi i Sama Riversa, którego zaprosił na nagranie swojego debiutanckiego albumu, zawierającego, co dość nietypowe dla pierwszej połowy lat sześćdziesiątych i albumu perkusisty w roli lidera, autorski materiał przygotowany przez Tony Williamsa z myślą o jego płytowym debiucie, gdzieś w przerwach pomiędzy koncertami zespołu Milesa Davisa.

W roli współaranżera wystąpił kolega z zespołu – Herbie Hancock. Gwiazdorski skład odzwierciedla pozycję, jaką miał już wtedy w Nowym Jorku Tony Williams. Sam Rivers był jego muzycznym mentorem i w czasie nagrania albumu przelotnie członkiem zespołu Milesa Davisa. Herbie Hancock był kolegą z zespołu, któremu Tony Williams pomógł w jego pierwszych nagraniach, a Gary Peacock i Ron Carter również nie znaleźli się w studiu przypadkowo. Ten ostatni również grał w tym samym czasie w zespole Milesa, a Gary Peacock czasem zastępował kolegę po fachu. Tak więc traktując rzecz dosłownie, można uznać, że „Life Time” to nagranie kwintetu Milesa Davisa z 1964 roku bez udziału lidera. Takie twierdzenie jest historycznie prawdziwe, jednak nie oddaje charakteru starannie zaplanowanej, skomponowanej i wykonanej przez Tony Williamsa w towarzystwie przyjaciół muzyki, będącej bez wątpienia autorskim projektem lidera, a nie nagraną pod nieobecność Milesa studyjną sesją jego zespołu.

Albumu „Life Time” nie powinno się przypisywać działalności zespołu Lifetime, powołanego do życia przez Tony Williamsa w 1969 roku, będącego jedną z pionierskich grup elektrycznego jazzu, przez którą przewinęło się wielu muzyków, a która zaczynała z Larry Youngiem i Johnem McLaughlinem w składzie. Na „Life Time” nie znajdziecie żadnej elektroniki. Nie znajdziecie też wiele z muzyki granej w podobnym składzie z Milesem Davisem. „Life Time” w 1964 roku był albumem awangardowym, poszukującym nowych jazzowych brzmień, wtedy jeszcze bez użycia elektronicznego instrumentarium.

Tony Williams
Life Time
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note / Capitol / EMI
Numer: 724349900424

23 października 2018

Keith Jarrett, Gary Peacock, Jack DeJohnette – After The Fall

Jeśli nie mylę się w obliczeniach, „After The Fall” jest 22 pozycją w dyskografii tria Jarretta, Peacocka i DeJohnette’a, właściwie w całości poświęconej poszerzonym, kreatywnym i w dużej części improwizowanym interpretacjom jazzowych standardów. Niemal wszystkie z tych albumów to nagrania koncertowe, za wyjątkiem pierwszych 2 albumów nagranych wieki temu – w 1983 roku („Standards Vol. 1” i „Standards Vol. 2”). Wszystkie one dostępne są niemal bez problem, bowiem ECM należy do tych wytwórni, które dysponują doskonałą dystrybucją i zasobami finansowymi pozwalającymi na utrzymywanie dostępności niemal całego katalogu w ciągłej sprzedaży.


„After The Fall” jest nową pozycją w dyskografii zespołu. Podwójny koncertowy album ukazał się kilka tygodni temu, a materiał został zarejestrowany 20 lat temu, 14 listopada 1998 roku w czasie koncertu zespołu w Newark.

Dlaczego zatem możemy usłyszeć te nagrania dopiero teraz i dlaczego to właśnie ten koncert został uznany za ważny i warty umieszczenia w obszernej dyskografii zespołu? Argument szeroko opisywany przez samego Keitha Jarretta w krótkim tekście dołączonym do wydawnictwa wydaje się dość oczywisty – to był pierwszy koncert zespołu po niemal 2 latach przerwy spowodowanej chorobą pianisty uniemożliwiającą mu występy na żywo.

Koncert nie był rejestrowany z intencją jego umieszczenia na płycie, choć rejestracja, według samego Jarretta, sporządzona z zapisu kontrolnego zachowanego przez realizatorów dźwięku jest w pełni profesjonalna. Historyczny aspekt tego wydarzenia, oznaczającego powrót do działalności koncertowej zespołu i do solowych występów samego Keitha Jarretta jest istotny, jednak materiał muzyczny nie różni się wiele od innych mistrzowskich interpretacji standardów zawartych na niezliczonych płytach zespołu.

Znając ten historyczny kontekst można zrozumieć, dlaczego sam pianista gra nieco bardziej dynamicznie, niż zwykł to czynić przed przerwą w występach. Zwyczajnie próbuje czy jest już w pełni gotowy do powrotu na scenę. W ten sposób całkiem przypadkowo, „After The Fall” staje się jednym z najbardziej bebopowych, rytmicznych i dynamicznych nagrań zespołu. Również repertuar jest, jak na nagrania zespołu wyjątkowo jazzowy. W zestawie znajdziemy między innymi „Scrapple From The Apple” Charlie Parkera, „Bouncing With Bud” Buda Powella, „Doxy” Sonny Rollinsa i „Moment's Notice” Johna Coltrane’a. Ten koncert zawiera zatem wyjątkowo niewiele jazzowych standardów, których początki odnajdujemy w muzyce napisanej na potrzeby przedstawień teatralnych.

Najnowszy album zespołu jest jednym z ciekawszych w jego obszernej dyskografii. Choć koncert nie był rejestrowany z myślą o wydaniu na płytach, z pewnością nie jest jedynie próbą wydawniczego eksploatowania obszernych archiwów będących w posiadaniu Jarretta. Kilka jego solowych albumów skomponowanych w ostatnich latach w ten sposób nie jest tak udanych, jak „After The Fall”. Ten album będzie oprócz moim zdaniem najciekawszego obszernego boxu „Keith Jarrett At The Blue Note” moim ulubionym nagraniem niezwykłego tria. Mam nadzieję, że jego sukces wydawniczy sprawi, że muzycy, zechcą nagrać coś nowego (ostatnie pogłoski o śmierci Gary Peacocka okazały się na szczęście nieprawdziwe), lub sięgnąć do archiwum po kolejne równie doskonałe nagrania. Ja już ustawiam się w kolejce.

Keith Jarrett, Gary Peacock, Jack DeJohnette
After The Fall
Format: 2CD
Wytwórnia: ECM
Numer: 602567165064

22 października 2018

Michał Urbaniak – Fusion

Całkiem niedawno, kiedy umieszczałem album „Body English” w światowym Kanonie Jazzu przyznałem, że to moja ulubiona płyta Michała Urbaniaka z lat siedemdziesiątych. Trochę dlatego, że była pierwszą, jaką udało mi się kupić, gdzieś w 1984 roku – całe wieki temu. To album śwatowy – nagrany w stolicy jazzu, czyli w Nowym Jorku. W dyskografii Michała Urbaniaka jest też „Fusion III” z udziałem światowych gwiazd – Johna Abercrombie, Steve’a Gadda i Larry Coryelle’a.


„Body English” jest wypełniony dźwiękami, których źródło jest trudne do zidentyfikowania. Wykorzystanie urywków polskich melodii ludowych, piejący kogut, wokalizy Urszuli Dudziak i przetworzony elektronicznie dźwięk skrzypiec tworzą niepowtarzalny klimat. To nie tylko postęp technologiczny – między rokiem 1973, kiedy powstał album „Fusion” a 1976 kiedy nagrana została płyta „Body English” nie zmieniło się wiele, podejrzewam jednak że na ilość elektronicznych dźwięków na obu albumach spory wpływ miał również powód dużo bardziej błahy, niż zmiana koncepcji artystycznej Michała Urbaniaka. W Nowym Jorku dostęp do najnowszych elektronicznych konstrukcji był zwyczajnie łatwiejszy.

„Body English” uważam za doskonały przykład twórczego wykorzystania elektroniki i jej udanego połączenia z konwencjonalnymi dźwiękami. Całość nadawała się w momencie premiery do nowojorskiej dyskoteki. Nagrany dwa lata wcześniej w Niemczech album „Fusion” to zdecydowanie bardziej jazzowa propozycja. Fani brzmienia skrzypiec elektrycznych kojarzonego z latami siedemdziesiątymi znajdą tam dla nich więcej przestrzeni w związku z uproszczonym instrumentarium i mniejszą ilością elektroniki.

Wiele spraw łączy wszystkie albumy Michała Urbaniaka nagrane w latach siedemdziesiątych. Na wszystkich pojawiają się motywy ludowe, czasem rdzennie polskie, często identyfikowane ze słowiańską tradycją muzyczną rozumianą nieco szerzej. Wyróżnikiem wśród innych słynnych zespołów elektrycznych z tego okresu, nawet tych mających w składzie skrzypka jest obecność głosu Urszuli Dudziak, która śpiewała wtedy jak nikt przedtem. Wzorem w zakresie wynalezionego przez siebie rodzaju śpiewu wspomaganego elektroniką pozostaje zresztą do dzisiaj.

„Fusion”, to skład całkowicie polski. Krótko później w zespole Urbaniaka pierwsze poważne jazzowe nauki odbierać mieli niepełnoletni wtedy jeszcze: Marcus Miller i Kenny Kirkland. Album przez wiele lat niewznawiany, dziś obecny jest już na stałe w katalogu klasyków Columbii. Jest również jedną z zaledwie kilku całkowicie polskich, choć nagranych poza Polską płyt, które są znane i uznawane na całym świecie. Zasługa w tym nie tylko samego Michała Urbaniaka, ale również tego, że w chwili nagrania płyty skład był doświadczony i miał za sobą sporą ilość koncertów w całej niemal Europie, co pozwoliło w ciągu krótkiej sesji nagrać wyśmienitą muzykę. Dokument koncertowej doskonałości zespołu grającego w identycznym składzie dostępny jest dziś w postaci albumu zespołu Constellation zarejestrowanego w warszawskiej Filharmonii i wydawanego przez związaną z samym Michałem Urbaniakiem wytwórnię UBX („Historic Concert Live At Warsaw National Philharmonic Hall 1973”).

Wersja koncertowa jest spontaniczna, a studyjna („Fusion”) nieco bardziej uporządkowana. Całość jest doskonałym przykładem najmodniejszego wtedy jazzowego trendu – dużo dziwnych brzmień – tu pomaga Urszula Dudziak i modyfikatory dźwięku połączone ze skrzypcami lidera, pokręconych rytmów i odrobina egzotyki – w Stanach Zjednoczonych najczęściej egzotyka była indyjska, albo latynoska. Z tej perspektywy słowiańska propozycja zespołu Michała Urbaniaka miała dodatkowy atut w postaci wyróżniającej ją spośród wielu innych elektrycznych jazzowych propozycji unikalności. Po latach broni się zaskakująco dobrze, choć najciekawsze jest porównanie wersji koncertowej i studyjnej. Ja równie często sięgam po obie pozycje. „Fusion” w związku z obecnością w głównym katalogu Columbii jest bardziej znana na całym świecie i od lat pozostaje jedną z najważniejszych polskich płyt na światowym jazzowym rynku.

Warto również zauważyć, że nagrania z Constellation były jednymi z ostatnich jak dotąd w karierze Adama Makowicza przygotowanych z użyciem elektronicznych instrumentów, zanim zmieniając zarówno styl, jak i instrument zajął się on praktycznie wyłącznie fortepianem akustycznym.

Michał Urbaniak
Fusion
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 5099706552529