20 grudnia 2019

Gonzalo Rubalcaba - Imagine: Gonzalo Rubalcaba In The USA

Gonzalo Rubalcaba był znany amerykańskim słuchaczom już od 1990 roku, kiedy ukazał się jego pierwszy album dla Blue Note - „Discovery: Live at Montreux”. Amerykańscy bywalcy jazzowych imprez nie mogli jednak posłuchać kubańskiego pianisty na żywo w związku z sankcjami nałożonymi na artystów kubańskich przez rząd amerykański. Sytuacja zmieniła się nieco w 1994 roku i kiedy Gonzalo Rubalcaba zagrał po raz pierwszy w USA, jego występy wytwórnia zarejestrowała i natychmiast udostępniła wszystkim w postaci albumu „Imagine”. Do dziś pamiętam moment, kiedy przypadkiem trafiłem na ten album. Oby więcej takich przypadków. Oto wcześniej mi nieznany pianista z Kuby występuje w towarzystwie między innymi Charlie Hadena i Jacka DeJohnette. Podobno Gonzalo Rubalcaba był pierwszym artystą z Kuby, dla którego amerykańska administracja zrobiła wyjątek pozwalając mu na koncerty na terenie USA. Wyjątek nie dotyczył chyba kontraktów nagraniowych, bo oficjalnym wydawcą albumu była mało znana marka Somethin’ Else Records należąca do japońskiego oddziału EMI (wtedy jeszcze noszącego chyba nazwę Toshiba/EMI).


Z tym pierwszym Rubalcaba znał się już wtedy kilka lat, bowiem w 1989 roku Charlie Haden zaprosił Rubalcabę do Montrealu, gdzie będąc rezydentem jazzowego festiwalu nagrał serię doskonałych albumów „The Montreal Tapes”. Na jednym z nich gra z Rubalcabą i Paulem Motianem. Jednak w 1994 roku nie znałem tego albumu. To był jedyny z cyklu „Montreal Tapes” z którego zrezygnowałem, bo nie wiedziałem kim jest Gonzalo Rubalcaba, a wtedy płyty były relatywnie droższe niż dzisiaj, więc nie sposób było zaopatrywać się we wszystkie obiecujące premiery. Po latach tą lukę w dyskografii Hadena i Rubalcaby oczywiście uzupełniłem. Dziś mogę Wam cały cykl „Montreal Tapes” polecić. Nagrania z Paulem Bley’em i Paulem Motianem są już zresztą w naszym Kanonie Jazzu od dawna.

Teoretycznie ten album nie powinien się udać. Zawiera nagrania koncertowe solo, z sekcją na stale współpracującą wtedy z Rubalcabą i jeden utwór („First Song”) wykonany z Hadenem i DeJohnettem. Album koncertowy raczej powinien być rejestracją jednego koncertu – takie udają się najlepiej. „Imagine” jest składanką, w dodatku nagraną nie tylko w różnych miejscach i w różnym czasie, ale też w różnych składach. Specjaliści od dźwięku zrobili sporo, żeby skrócić dystans pomiędzy fortepianem i słuchaczami, jednak jeśli wsłuchacie się uważnie, usłyszycie różnicę między dużą Alice Tully Hall w Lincoln Center, studiem nagraniowym Capitolu w Hollywood i aulą uniwersytetu UCLA. Mnie to jednak nie przeszkadza. Znam albumy z większymi oszustwami, jak choćby „Mercy, Mercy, Mercy! - Live At The Club” – koncertowa płyta Juliana Cannonballa Adderleya jest fantastyczna, mimo że wcale nie jest koncertowa i nie została nagrana w The Club w Chicago, tylko w studiu (znowu Capitol) w Los Angeles. Może mogło być lepiej, ale wyszło i tak fantastycznie.

Otwierająca album „Imagine” Johna Lennona jest jedną z moich ulubionych interpretacji tego utworu, który Rubalcaba zagrał (całkiem zresztą inaczej) wcześniej na płycie „Images” z Johnem Patitucci i Jackiem DeJohnette. Przez wiele lat muzycznym mentorem Rubalcaby w świecie zachodniej muzyki był Charlie Haden. To on zaprosił Rubalcabę na koncerty do Montrealu. Obecność jego kompozycji i gościnny występ na pierwszym albumie nagranym na terytorium wtedy wrogiego Kubańczykom państwa nie jest więc zaskoczeniem.

Połączenie błyskotliwej techniki z oryginalnymi kompozycjami własnymi i śmiałymi cytatami z przeróżnych, często mocno odległych od jazzowego świata kompozycji stało się na zawsze znakiem rozpoznawczym Gonzalo Rubalcaby. Kiedy po latach usłyszałem go po raz pierwszy na żywo zrozumiałem również, dlaczego po bilety na jego koncerty zawsze ustawiają się kolejki. Jego sceniczna charyzma pozwala natychmiast skupić się jedynie na muzyce, na chwilę znaleźć się w jego świecie bezwarunkowo i zapomnieć o wszystkim co nas otacza.

Być może Rubalcaba czasem czerpie zbyt wiele z Keitha Jarretta (wyśmienite „Imagine”), a kiedy indziej przeszkadza mi zbyt agresywna i moim zdaniem niepotrzebna trąbka Reynaldo Meliana. Dizzy Gillespiemu z pewnością za to trąbka w przebojowym wykonaniu „Woody ‘N’ You” wcale by nie przeszkadzała. Będącą w pradawnych czasach całkiem poważnym przebojem kompozycję Alberto Domingueza „Perfidia” w wykonaniu Rubalcaby zestawiłem sobie kiedyś z wykonaniem Ahmada Jamala. Zróbcie to sami, ale moim zdaniem Rubalcaba zbliżył się do poziomu wielkiego mistrza.

Przez lata w katalogu nagrań Rubalcaby pojawiło się wiele ciekawych albumów. Najnowszą płytę nagrał razem z Anną Marią Jopek („Minione”). Bardzo dobrze wypadają wszystkie jego wspólne rejestracje z Charlie Hadenem i te w trio, będącym chyba jego ulubionym formatem, niezależnie od tego, czy w studiu towarzyszą mu muzycy kubańscy, czy amerykańscy. Jednak to właśnie „Imagine” uważam za najciekawszy album w jego obszernej dyskografii.

Gonzalo Rubalcaba
Imagine: Gonzalo Rubalcaba In The USA
Format: CD
Wytwórnia: Somethin' Else / Blue Note
Numer: 724383049127

Brak komentarzy: