21 września 2019

Thriller – CoverToCover Vol. 9


Kompozycja Roda Tempertona wybrana na tytuł albumu Michaela Jacksona brawurowo wyprodukowanego przez Quincy Jonesa przyniosła muzyce pop jeden z największych kasowych sukcesów wszechczasów. Album Jacksona ukazał się w 1982 roku, w niezwykle korzystnym dla osiągnięcia najwyższych możliwych wyników sprzedaży czasie. W momencie premiery albumu doszło do zbiegu wielu sprzyjających wysokiej sprzedaży okoliczności. Ciągle sprzedawały się w dużych ilościach płyty analogowe i single. Na fali były kasety magnetofonowe za sprawą zdobywających popularność przenośnych magnetofonów. Od 2 lat świat muzyczny fascynował się rozwojem wciąż jeszcze niepewnej technologii dysków CD, a MTV od 3 lat zdobywało szturmem amerykański rynek i serca najmłodszych odbiorców.


Przebojowy Thriller” wspierany był przez jeden z pierwszych teledysków, który odchodził od konwencji sfilmowania śpiewającej gwiazdy na tle zespołu. Taką promocję utworu zaplanował zresztą podobno sam kompozytor, który od razu miał pomysł na wydłużoną wersję filmową swojej piosenki. Reżyserem teledysku był John Landis, człowiek, który kilka lat wcześniej stał się specjalistą od filmów muzycznych tworząc „Blues Brothers”. Quincy Jones chciał pracować tylko z najlepszymi. Stąd również udział w nagraniu całego albumu Grega Philliganesa, jednego z wtedy największych specjalistów od programowania nowych syntezatorów, Eddie Van Halena, Paulinho Da Costy, Ndugu Chancelora, Davida Fostera, Deana Parksa, Paul Jackson Jr. i wielu innych wybitnych muzyków sesyjnych. Gdyby popatrzeć na ten skład i wziąć pod uwagę geniusz Quincy Jonesa w jego najwyższej formie, to nawet bez Michaela Jacksona powstałaby płyta wybitna.

Utwór tytułowy z albumu nie był wcale największym przebojem. Był dopiero 7 w kolejności singlem z tej płyty. Wszystkie poprzednie weszły do pierwszej dziesiątki amerykańskich list przebojów. Wszystkie są również do dziś przypominane przez wybitne postaci światowego jazzu. Poszukajcie jazzowych interpretacji tych piosenek z „Thrillera”, które producenci uznali za warte singlowego wsparcia - „The Girl Is Mine”, „Billie Jean”, „Beat Ii”, „Wanna Be Startin' Somethin'”, „Human Nature”, „P.Y.T. (Pretty Young Thing)”.

Wielu jazzowych artystów poświęciło całe albumy utworom z repertuaru Michaela Jacksona. Warto pamiętać, że jedynie nieliczne jego hity zostały napisane przez samego piosenkarza, a sukces albumów „Thriller” i „Bad” to w dużej mierze zasługa jednego z najlepszych jazzowych producentów wszechczasów – Quincy Jonesa.

Najciekawsze spojrzenie na repertuar Michaela Jacksona według mnie kilka lat temu zaproponował Enrico Rava. Zupełnie bym się po nim tego nie spodziewał, jednak włoski trębacz zrobił to w typowy dla siebie sposób. Otwarcie przyznał, że uwielbiał Jacksona, kiedy ten śpiewał swoje największe przeboje, więc postanowił nagrać płytę. To chyba jedna z najbardziej zaskakujących produkcji w katalogu ECM. W dodatku bez nazwiska Jacksona na okładce, co z pewnością pozwoliłoby wielokrotnie zwiększyć sprzedaż.

Również udany album repertuarowi Michaela Jacksona poświęcił Joey DeFrancesco. Za jego twórczością wokalną raczej nie przepadam, podobnie jak za grą na różnych instrumentach, które nie są organami Hammonda, ale jego „Thriller” brzmi ciekawie.

Z pewnością ten odcinek CoverToCover nie jest ostatnim z poświęconych albumowi Michaela Jacksona. Nie wyobrażam sobie, żeby w cyklu miało zabraknąć „Human Nature” i Milesa Davisa.

Utwór: Thriller
Album: Thriller
Wykonawca: Michael Jackson
Wytwórnia: Epic / Sony
Rok: 1982
Numer: 888750438621
Skład: Michael Jackson – voc, Greg Phillinganes – rap, Vincent Price – rap, David Williams – g, Jerry Hey – tp, flug, Gary Grant – tp, flug, Larry Williams – sax, fl, Bill Reichenbach – tromb, Brian Banks – synth, Rod Temperton – synth, Anthony Marinelli – prog, Bruce Cannon – effects, Bruce Swedien – effects.

Utwór: Thriller
Album: On The Dance Floor
Wykonawca: Enrico Rava with Parco Della Musica Jazz Lab
Wytwórnia: ECM
Rok: 2012
Numer: 602537066544
Skład: Enrico Rava – tp, Andrea Tofanelli – tp, flug, Claudio Corvini – tp, flug, Mauro Ottolini – tuba, tromb, Danielle Tittarelli – as, fl, Dan Kinzelman – ts, cl, Franz Bazzani – kbd, Giovanni Guidi – p, rhodes, Marcello Giannini – g, Dario Deidda – b, Zeno De Rossi – dr, Ernesto Lopoz Maturell - perc.

 O tej płycie więcej dowiecie się tutaj: Enrico Rava – Rava On The Dance Floor

Album: Never Can Say Goodbye: The Music Of Michael Jackson
Wykonawca: Joey DeFrancesco
Wytwórnia: HighNote
Rok: 2010
Numer: 632375721527
Skład: Joey DeFrancesco – org, hamm, kbd, el. p, tp, Pat Bianchi – kbd, Paul Bollenback – g, Byron Landham – dr, Carmen Intorre – perc, Mark Reynolds - effects.

20 września 2019

Redemption Song – CoverToCover Vol. 8


Jedna z ostatnich kompozycji Boba Marleya stała się dyżurnym hymnem wszystkich imprez poświęconych prawom człowieka. Interpretacja tekstu oczywiście może być różnorodna, jednak moim zdaniem nawiązanie do niezwykłych przemówień Marcusa Garveya, jamajskiego czarnoskórego nacjonalisty, którego wielu, w tym sam Bob Marley uznawała za praojca ruchu rasta oznacza wprost, że tematem jest raczej porzucenie ograniczeń wewnętrznych. Wolność umysłu oczywiście jest łatwiejsza do osiągnięcia wśród ludzi wolnych, a w tekście pojawiają się wątki niewolnictwa i piratów porywających mieszkańców Afryki w celu ich sprzedaży w Nowym Świecie, jednak moim zdaniem „Redemption Song” to tekst o wyzwoleniu wewnętrznym. Utwór, często wykonywany w finale przeróżnych koncertów o politycznym zabarwieniu zwykle nie wypada najlepiej, bowiem jak to zwykle w takich przypadkach bywa, każdy pcha się na chwilę do mikrofonu. Trochę szkoda, bo melodia to wyborna, jedna z tych napisanych przez Boba Marleya, która sprawdza się nie tylko w rytmach reggae.


Utwór ukazał się w 1980 roku na płycie „Uprising”, która okazała się ostatnim studyjnym albumem króla reggae i uważana jest za swoiste rozliczenie z życiem tego wybitnego artysty. Istnieje również kilka nagrań koncertowych Boba Marleya wykonującego „Redemption Song”, niektóre nawet autoryzowane przez rodzinę – jak to z „Live Forever” z Pittsburga, jednak w przypadku tej piosenki warto zacząć od wersji studyjnej.

Utwory Boba Marleya często są wykonywane przez artystów jazzowych, którzy proponują zwykle wersje odmienne od oryginału, zmieniony rytm i improwizacje. Czasem również brzmieniowe eksperymenty. Tak jest w przypadku jednego z wybitnych importerów rockowych klasyków do świata jazzu, gitarzysty Nguyena Le, którego wersja „Redemption Song” pochodzi z albumu wypełnionego klasykami rocka – „Songs For Freedom” i jest jak na tego artystę zdumiewająco bliska oryginałowi.

Kolejne ciekawe wykonanie należy do Michaela Breckera i Richarda Bony i pochodzi z albumu poświęconego w całości twórczości Boba Markeya, na którym oprócz wymienionych pojawiają się również Lee Ritenour, Lisa Fischer, Dave Grusin, Patti Austin i wielu innych mniej znanych artystów.

Niezastąpiona w interpretacji rockowych klasyków z dobrą melodią jest również Ida Sand, która po „Redemption Song” sięgnęła na albumie „True Love”. Kilka razy po „Redemption Song” sięgał na koncertach Bruce Springsteen, choć żadne z tych wykonań nie ukazało się na oficjalnym wydawnictwie koncertowym. W przypadku Springsteena wybór jest o tyle ciekawy, że w 1973 roku Bruce wraz z zespołem występowali razem z Bobem Marleyem i Peterem Toshem. Wtedy Marley po raz pierwszy przyjechał do USA, a Springsteen był również dopiero początkującym artystą.

Utwór: Redemption Song
Album: Uprising (Legend: The Best Of Bob Marley And The Wailers (Deluxe Edition) CD1)
Wykonawca: Bob Marley And The Wailers
Wytwórnia: Island / Def Jam / UMG
Rok: 1980
Numer: 602498125380
Skład: Bob Marley – voc, g, Junior Marvin – g, back voc, Al Anderson – g, Earl Lindo – kbd, Tyrone Downie – kbd, perc, back voc, Rita Marley – back voc, Marcia Griffiths – back voc, Judy Mowatt – back voc, Aston Barrett – b, Carlton Barrett – dr, perc, Alvin Patterson – perc.

Utwór: Redemption Song
Album: Songs Of Freedom
Wykonawca: Nguyen Le
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2011
Numer: 614427950628
Skład: Nguyen Le – g, Iliya Amar – vib, Julia Starr - voc.

Utwór: Redemption Song
Album: A Twist Of Marley: A Tribute
Wykonawca: Richard Bona with Michael Brecker (Various Artists Album)
Wytwórnia: GRP / Verve / UMG
Rok: 2001
Numer: 731454978729
Skład: Richard Bona – voc, b, dr, Michael Brecker – ts, Jochem Van Der Saag – b, kbd, prog, Cassio Duarte - perc.

Utwór: Redemption Song
Album: True Love
Wykonawca: Ida Sand
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2009
Numer: 614427948120
Skład: Ida Sand – voc, p, Wurlitzer, Ola Gustafsson – g, Mattias Torell – g, Peter Asplund – tp, flug, Magnus Lindgren – fl, b cl, Peter Forss – b, viol, Per Lindvall – dr, perc, Ingela Olson – back voc, Andre Monde De Lang – back voc.

19 września 2019

Jej portret – CoverToCover Vol. 7


Utwór ukazał się po raz pierwszy na przebojowej płycie autora kompozycji – Włodzimierza Nahornego w 1971 roku. W składzie zespołu prowadzonego przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego znalazł się wyróżniony jako solista gitarzysta Marek Bliziński. Na płycie znalazły się również kompozycje między innymi Tadeusza Nalepy, Tomasza Stańko, Andrzeja Zielińskiego i Seweryna Krajewskiego. To dość zaskakujące zestawienie w wykonaniu Nahornego broni się zaskakująco dobrze. Jednak album do dziś jest pamiętany głównie dzięki tytułowej kompozycji, będącej najbardziej znaną melodią napisaną przez Nahornego. Na okładce sam Nahorny siedzi na sporym krześle, które istnieje do dziś. Kiedy kilka lat temu muzyk koncertował w Pałacu Szustra w Warszawie zrobiliśmy mu niespodziankę przynosząc z jednego z pomieszczeń pałacu to trudne do zapomnienia krzesło uwiecznione na fotografii przez Marka Karewicza. Moment był wzruszający.


Dość szybko do melodii Nahornego tekst napisał Jonasz Kofta, a pierwszy zaśpiewał go Bogusław Mec. Premiera wersji wokalnej miała miejsce na festiwalu w Opolu w 1972 roku. Utwór był również motywem przewodnim filmu o tym samym tytule, ukończonego w 1974 roku przez Mieczysława Waśkowskiego, który na swoją premierę musiał poczekać do kolejnej dekady. Dzieło poruszało niewygodne dla władzy problem społeczne i cenzura zablokowała dobrze oceniany przez zagranicznych krytyków obraz aż do 1982 roku. Filmu raczej nikt dziś nie pamięta, za to doskonałą melodię znają chyba wszyscy. Kilka lat temu kompozycję przypomniało trio Jarosława Śmietany z Wojciechem Karolakiem i Adamem Czerwińskim na doskonałym albumie z polskimi kompozycjami – „Polish Standards”.

Utwór: Jej portret
Album: Jej portret
Wykonawca: Włodzimierz Nahorny
Wytwórnia: Polskie Nagrania / GAD
Rok: 1971
Numer: 5901549197051
Skład: Włodzimierz Nahorny – p, Marek Bliziński – g, zespół pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego.

O tej płycie więcej dowiecie się tutaj: Włodzimierz Nahorny - Jej portret

Utwór: Jej portret
Album: Polish Standards
Wykonawca: Jarosław Śmietana / Wojciech Karolak / Adam Czerwiński
Wytwórnia: JSR
Rok: 2007
Numer: CD JSR 007
Skład: Jarosław Śmietana – g, Wojciech Karolak – hamm, Adam Czerwiński – dr.

18 września 2019

Will You Love Me Tomorrow? – CoverToCover Vol. 6


Piosenka napisana przez genialny duet autorów – Carole King i Gerry Goffina w 1960 roku. Ten duet odpowiedzialny jest za wiele hitów pisanych w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych do szuflady. Takie były zwyczaje – jedni pisali piosenki, inni je nagrywali i zostawali gwiazdami. Ci co pisali, nie mieli wiele pożytku, a w szczególności raczej nie dzielili finansowego sukcesu swoich przebojów z wykonawcami. Ten system działania przemysłu rozrywkowego zmienił bezpowrotnie Bob Dylan. Carole King i Gerry Goffin napisali razem The Loco-Motion”, utwór, który jako pierwsza zaśpiewała i uczyniła przebojem w 1962 roku Little Eva, „Go Away Little Girl” – przebój Steve’a Lawrence’a i Donny Osmonda, „Take Good Care of My Baby” spopularyzowany przez  Bobby’ego Vee. Para napisała również jeden z wczesnych przebojów Carole King – „Oh Neil” – muzyczną odpowiedź na „Oh Carol” – piosenkę Neila Sedaki napisaną dla Carole King.


Carole King i Gerry Goffin produkowali przeboje amerykańskich list najlepiej sprzedających się singli wręcz taśmowo. Dziś część tych utworów jest całkiem zapomnianych, ale nastoletnia publiczność w początku lat sześćdziesiątych masowo kupowała takie hity jak „Don’t Say Nothin’ Bad (About My Baby)” – The Cookies, „Up On The Roof” - The Drifters, „Goin’ Back” – Dusty Springfield, „(You Make Me Feel Like) A Natural Woman” – Arethy Franklin, „Pleasant Valley Sunday” – The Monkees, czy „Halfway To Paradise” – Tony’ego Orlando. Spory udział w wielu hitach duetu miał też genialny producent – Phil Spector. Lista przebojów Carole King i Gerry Goffina jest dużo dłuższa.

Część z tych utworów zyskiwała drugie życie w wykonaniu samej Carole King, kiedy już przestała pisać z Gerry Goffinem. Rozstanie oznaczało nie tylko zmianę w życiu zawodowym, ale również osobistym obojga artystów, bowiem para dorobiła się dwóch córek, z których jedna miała zrobić z czasem karierę muzyczną – Louise Goffin.

Utwór „Will You Love Me Tomorrow?” po raz pierwszy wszedł na amerykańskie listy przebojów w 1960 roku w wykonaniu żeńskiego tria wokalnego The Shirelles. W historii amerykańskiego przemysłu muzycznego to wykonanie zapisało się na zawsze jako pierwszy numer jeden na listach przebojów w wykonaniu żeńskiego w całości afroamerykańskiego zespołu wokalnego. Tą wersję usłyszycie między innymi na ścieżce dźwiękowej filmu Dirty Dancing”.

Jednak prawdziwym przebojem utwór stał się w 1971 roku, kiedy listy przebojów zdemolowała sama Carole King za sprawą swojego niezwykłego albumu Tapestry”. W chórkach zaśpiewali James Taylor i Joni Mitchell. Album wszedł na stałe do historii muzyki, piosenka „Will You Still Love Me Tomorrow?” weszła na stałe do repertuaru Carole King, czego dowodem jest koncert z 2017 roku z gościnnym występem córki Carol King i Gerry Goffina – Louise Goffin. Ilość przeróżnych wykonań porównywalna jest z najbardziej znanymi jazzowymi standardami.

Najczęściej po „Will You Love Me Tomorrow?” sięgają wokalistki, jednak utwór pojawia się również jako chwytliwa melodia w repertuarze instrumentalistów, ostatnio po tą kompozycję sięgnął w rozszerzonym wydaniu albumu „Heaven And Earth” Kamasi Washington. Ciekawą interpretację przygotował również żeński zespół jazzowy Sisters In Jazz dowodzony przez Caecilie Norby z polską perkusistką Dorotą Piotrowską.

Utwór: Will You Love Me Tomorrow?
Album: Tapestry
Wykonawca: Carole King
Wytwórnia: Ode / Epic
Rok: 1971
Numer: 5099749318021
Skład: Carole King – voc, p, Danny Kootch – g, James Taylor – g, Charles Larkey – b, Russ Kunkel – dr, The Mitchell/Taylor Boy & Girl Choir.

Utwór: Will You Love Me Tomorrow?
Album: Tapestry: Live In Hyde Park
Wykonawca: Carole King with Louise Goffin
Wytwórnia: Rockingale / Sony
Rok: 2017
Numer: 889854668020
Skład: Carole King – voc, p, Louise Goffin – voc, Robbie Kondor – p, kbd, Daniel Kortchmar – g, Dillon Kondor – g, Jamie Talbot – ts, Zev Katz – b, Shawn Pelton – dr, Michelle John – b voc, Sharon White – b voc.

Utwór: Will You Love Me Tomorrow?
Album: Sisters In Jazz
Wykonawca: Caecilie Norby
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2019
Numer: ACT 9738-2
Skład: Caecilie Norby – voc, perc, Hildegunn Oiseth – tp, Nicole Johanntgen – sax, Rita Marcotulli -  p, Lisa Wulff – b, Dorota Piotrowska – dr.

17 września 2019

Simple Songs 2019/2020 – Vol. 2 – 17.09.2019


Kontynuacja przeglądu egzotycznych nowości i nieoczekiwanych nagrań odnalezionych w Australii. Jason Bruer należy do niezwykle aktywnie działających muzyków na australijskiej scenie jazzowej. Muzyk prowadzi równolegle kilka projektów, sporo koncertuje i nagrywa. Z pewnością niedługo usłyszymy więcej jego muzyki, bowiem kariera tego saksofonisty rozwija się dynamicznie. Swój najnowszy album wypełniony autorskim repertuarem nagrał w towarzystwie australijskich muzyków działających pod nazwą Hammerhead. Solidne jazzowe granie o egzotycznym pochodzeniu. Warto zapamiętać nazwę zespołu i nazwisko lidera.
  • Conversations – Turning Point - Jason Bruer and Hammerhead
Australijskie odczytanie muzyki Krzysztofa Komedy brzmi świeżo. U nas z Komedą, jest troche jak z Chopinem, istnieje pewien ustalony sposób interpretacji określonych utworów, od których trudno jest uciec. Dlatego właśnie sam fakt istnienia albumu „The Komeda Project” w Australii wydał mi się ciekawy. Zawartość muzyczna płyty również jest intrygująca. W składzie nie ma żadnego muzyka z poslkimi korzeniami. Jedynie Miroslav Bukovsky – znany w Australii trębacz urodził się w Czechosłowacji i być może słyszał jakieś nagrania naszego – słowiańskiego Komedy.
  • Sleep Safe And Warm - The Komeda Project - Andrea Keller & Miroslav Bukovsky
Dale Barlow to jeden z tych muzyków australijskich, którzy na wiele lat wybrali emigrację. Wyrobił sobie całkiem mocne nazwisko w Nowym Jorku, lista tych, z którymi grał i nagrywał jest niezłą encyklopedią amerykańskiego jazzu. Współpracował między innymi z Billy Cobhamem, Cedarem Waltonem, Chetem Bakerem, Freddie Hubbardem i Wyntonem Marsalisem. Był członkiem zespołu Arta Blakey’a – Jazz Messengers. Grający na co dzień na saksofonach sięgał od czasu do czasu po flet. Niedawno spełnił swoje marzenie i nagrał album w całości zagrany na flecie. Dawno nie słyszałem równie dobrego jazzowego fletu w tak dużej dawce.
  • Hankmo – Flute Hoot – Dale Barlow
Kolejna propozycja z antypodów, to album może nie najmłodszy, bowiem ukazał się w 2014 roku. Odpowiedzialny za jego powstanie saksofonista Paul Van Ross pochodzi z Australii, choć dziś działa równolegle na Kubie w USA i Australii, więc pewnie sam nie wie, gdzie tak naprawdę mieszka. Jego australijskie propozycje muzyczne można nazwać jazzowym mainstreamem, choć często w składach bardziej egzotycznych sięga po rytmy latynoamerykańskie.
  • The Buck Stops Here – The Buck Stops Here – Paul Van Ross
Muzyczne eksperymenty inspirowane dźwiękami przyrody to treść muzyczna albumu artystów z Nowej Zelandii – Ala Frasera, Sama Leamy i Neil Johnstone. Kontemplacyjna mieszanka instrumentów lokalnych o egzotycznych nazwach i brzmień elektronicznych łączy się w zgrabną całość z nagraniami odgłosów wielorybów i szumu wiatru. Intrygujący i całkiem udany eksperyment.
  • Bone White Moon – Panthalassa – Al Fraser / Sam Leamy / Neil Johnstone
Na koniec egzotyczna propozycja z Nowej Zelandii – fragment albumu Good Winter” zespołu o niezbyt oryginalnej, ale sensownej nazwie Antipodes. O muzykach odpowiedzialnych za nagranie tego albumu nie wiem zbyt wiele, ale z pewnością warto zainteresować się nie tylko ich najnowszym (chyba) albumem, jak i innymi produkcjami zespołu oraz jego członków – Luke’a Sweetinga, Jake Baxendale, Calluma Allardice, Kena Allarsa, Maxa Alduca i Aidana Lowe.
  • Carousel – Good Winter - Antipodes

16 września 2019

Urszula Dudziak – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Urszula Dudziak sama o sobie napisała właściwie wszystko i choć czasy jej największej muzycznej aktywności przypadały na lata siedemdziesiąte, to do dziś od czasu do czasu przypomina słuchaczom o fakcie, że w zasadzie samodzielnie wynalazła nowy rodzaj sztuki wokalnej. Niezwykłe możliwości jej głosu spotkały się we właściwym miejscu i czasie z postępem technologicznym. To pozwoliło urządzać solowe recitale, jakich nikt wcześniej nie dawał. Unikalne połączenie wybitnego głosu z elektronicznymi przystawkami, w początkowym okresie w większości wcale nie wymyślonymi dla wokalistów stało się znakiem rozpoznawczym Urszuli Dudziak na całym świecie. Doskonałe nagrania, przeboje i współpraca z wieloma muzykami z najwyższej półki nie mogłaby się wydarzyć bez genialnej wręcz muzykalności i twórczym pomysłom naszej bohaterki.

Nawet jednak jeśli wszystko o Urszuli Dudziak zostało już opowiedziane, w części również przez nią samą, warto zrobić małe podsumowanie. Urszula Dudziak uczyła się gry na fortepianie i już w młodości była zafascynowana muzyką Elli Fitzgerald. Swoją karierę zaczynała w Zielonej Górze, miejscu dość egzotycznym na jazzowej mapie Polski końcówki lat pięćdziesiątych. Szybko znalazła się w zespole Krzysztofa Komedy, który miał zostać jej pierwszym promotorem w wielkim jazzowym świecie. W tym zespole spotkała Michała Urbaniaka, który miał zostać na długie lata jej muzycznym i życiowym towarzyszem.

Po raz pierwszy użyła elektronicznych modyfikatorów głosu prawdopodobnie na płycie Newborn Light” nagranej wspólnie z Adamem Makowiczem w 1972 roku. Album do dziś stanowi trudny do zdobycia, muzycznie istotny element jej dyskografii. Trudno prześledzić dokładnie wszystkie zestawienia dużo bardziej istotnego wtedy, niż dziś miesięcznika „Down Beat”, ale być może to nagranie jest jedynym nagranym w całości przez polskich muzyków albumem, który dostał kiedykolwiek 5 gwiazdek w tym prestiżowym wydawnictwie. Ta płyta jest również częścią innej nieprawdopodobnej historii. Otóż podobno, a nawet niemal na pewno w październiku 1973 roku rozpoczynające wtedy swoją amerykańską karierę małżeństwo – Michał Urbaniak i Urszula Dudziak spotkali się z legendarnym Johnem Hammondem, producentem, dzięku którego intuicji cały świat poznał między innymi Billie Holiday, Arethę Franklin, Boba Dylana, Bruce’a Springsteena i Leonarda Cohena, a także Stevie Ray Vaughan’a. Ów John Hammond, który nie miał nic wspólnego z Laurensem Hammondem równie ważnym dla jazzu wynalazcą organów nazwanych jego nazwiskiem. Miał za to wiele wspólnego z karierami muzycznymi Charlie Christiana, Counta Basie, George’a Bensona i wielu innych. Po latach zapomnienia przywrócił również światu pamięć o Robercie Johnsonie zanim zrobił to Eric Clapton. Wróćmy jednak do spotkania Johna Hammonda z Michałem Urbaniakiem i Urszulą Dudziak, które odbyło się na okoliczność wydania, lub niewydania przez Columbię pierwszej amerykańskiej płyty Michała Urbaniaka – „Fusion”, znaną wcześniej w Europie jako „Super Constellation”. Otóż Hammond zadecydował w czasie tego spotkania po wysłuchaniu fragmentu „Newborn Light”, że album Urszuli ukaże się jako pierwszy, a „Fusion” będzie musiał poczekać…

Razem z mężem, Michałem Urbaniakiem podbili Amerykę, co ponoć było niemożliwe dla ludzi z zewnątrz. Na jednej z jej płyt – „Future Talk” w 1979 roku debiutował Marcus Miller. W latach siedemdziesiątych i później grała na wielu ważnych festiwalach w USA, występując między innymi w towarzystwie Bobby McFerrina, w orkiestrze Gila Evansa, dzieliła scenę z Dizzy Gillespiem i Lionelem Hamptonem.

W początku lat osiemdziesiątych koncertowała wraz z zespołem znanym jako Vocal Summit – spotkaniu na szczycie wyśmienitych jazzowych eksperymentujących wokalistów z Bobby McFerrinem, Jay Clayton, Jeanne Lee i Lauren Newton. Rejestracja niemieckiego koncertu tego zespołu z Baden-Baden („Vocal Summit: Sorrow Is Not Forever-Love Is”) jest kolejnym trudnym do zdobycia rarytasem z dyskografii Urszuli Dudziak.

Po dłuższej nieobecności na polskich estradach wróciła w 1985 roku w niezwykle spektakularny sposób dając koncert na Jazz Jamboree w Warszawie z Bobby McFerrinem, który był wtedy na początku swojej jazzowej kariery, w wkrótce miał nagrać najbardziej popową ze swoich produkcji, o której później będzie chciał zapomnieć („Simple Pleasures” z nieśmiertelnym „Don’t Worry, Be Happy”). Ten koncert odbył się zresztą w takim formacie głównie dlatego, że Michał Urbaniak nie chciał jeszcze wtedy przyjechać do Polski w obawie przed bliżej niezidentyfikowanymi nieprzyjemnościami ze strony Pagartu i ludzi, którzy pamiętali, że Michał i Urszula wyjechali do Nowego Jorku niekoniecznie za zgodą i akceptacją agencji koncertowej, która wtedy pochłaniała sporą część wynagrodzenia wszystkich polskich muzyków eksportowych. Wyjazd na stałe oznaczał również ucieczkę z Pagartu… Tak więc zamiast działającego wtedy w USA zespołu w sensacyjnym składzie z Omarem Hakimem, Kenny Kirklandem i Marcusem Millerem, usłyszeliśmy Urszulę Dudziak z Bobby McFerrinem. Wszyscy, którzy tam byli nie żałują, choć koncert zespołu Urbaniaka z Urszulą Dudziak i amerykańskimi muzykami byłby pewnie równie rewelacyjny.

W końcówce lat osiemdziesiątych współpracowała z Walk Away, czego fonograficznym dokumentem są albumy „Live At Warsaw Jazz Festival 1991” i „Magic Lady”. Z Grażyną Auguścik nagrała jeden z najciekawszych polskich zestawów kolęd jazzowych „Kolędy” z 1996 roku.

Jej brat Leszek był perkusistą w jednym z zespołów Krzysztofa Komedy, a córka Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka, Mika rozwija własną karierę wokalistki. Napisała o sobie kilka książek, które traktują nie tylko o karierze muzycznej, ale też opowiadają sporo unikalnych historii o życiu artystycznym Nowego Jorku z unikalnej pozycji prawdziwej uczestniczki wydarzeń. Z Urszulą Dudziak zgadzam się nie tylko w tematach muzycznych. Jej autorskie i niezwykle praktyczne spojrzenie na przeróżne hotele (to musicie już sami odszukać w jednej z książek) jest po prostu genialne i całkowicie zgodne z moimi obserwacjami. Pewnie doświadczenie mam nieco mniejsze, ale również sporą część życia spędzam w różnych hotelach. Do tego tematu mogę dołożyć swoje trzy grosze – słabe oświetlenie w pokojach moim zdaniem (a pytałem wielokrotnie managerów hoteli w różnych częściach świata) nie wynika z oszczędności energii elektrycznej związanej z obniżeniem kosztów albo ekologią. To zwyczajnie utrudnia gościom wykrywanie niedoskonałości w sprzątaniu. Ja wożę ze sobą podręczną lampkę do czytania. Wiem, że to nie jest temat muzyczny, choć w sumie trochę jest, bo czytam jakieś 70 muzycznych książek na rok. W wielu jazzowych Urszula Dudziak pojawia się jako niedościgniony ideał perfekcyjnej technicznie wokalistki o niezwykłych możliwościach i skali głosu.

Nie można również zapomnieć o tym, że Urszula Dudziak prawie na pewno jest jedyną polską artystką, która nagrała piosenkę, która weszła na szczyty list przebojów w tak egzotycznych krajach jak Meksyk, Filipiny i Włochy. Ponoć do dziś „Papaya” jest jedną z oficjalnych piosenek armii Filipin używanych w czasie musztry. Całkowity nakład singla z tym utworem w samym Meksyku przekroczył 300 tysięcy – sporo jak na niełatwą jazzową piosenkę. Na Filipinach mają „Papaya Dance” – znajdziecie sporo wersji sfilmowanych w internecie. Sam utwór ukazał się na nigdy oficjalnie nie wydanym w formie cyfrowej albumie „Urszula” z 1975 roku.

Mało kto jadł też cytryny z ogrodu Bronisława Kapera w Hollywood, ale to już temat mało muzyczny, choć jeśli jest okazja warto przypominać, że ten wybitny polski kompozytor dał jazzowemu światu „Invitation” i „On Green Dolphin Street”.

15 września 2019

Karolak Piano Trio - Moontag

Na Moontag” czekałem co najmniej 20 lat, a może i więcej. Czekałem od czasu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem na żywo Wojciecha Karolaka grającego na fortepianie jazzowe standardy. Pamiętam ten koncert, choć nie potrafię go powiązać z miejscem (było raczej kameralne) ani z pozostałymi muzykami na scenie. W mojej pamięci pozostał tylko Karolak i jego fortepian. Wreszcie dostałem długo wyczekiwaną płytę i w zasadzie wiedziałem co na niej usłyszę. Owa przewidywalność wcale mi nie przeszkadza. Jest pięknie, choć wybór utworów jest dość zaskakujący.

Niezbyt często grana kompozycja Duke’a Ellingtona i Billy Strayhorna „The Star-Crossed Lovers” opisywana czasem tytułem alternatywnym „Pretty Girl” jest częścią 12 częściowej suity „Such Sweet Thunder”, ale mało kto uznałby, że to najlepsza melodia Ellingtona, choć w wykonaniu tria Karolaka brzmi wybornie. Dlaczego nie „Solitude” albo „Black And Tan Fantasy”, czy „Sophisticated Lady” albo „In A Mellow Tone”? Każda z tych melodii zabrzmiałaby równie znakomicie jako otwierający album jazzowy standard.

Kiedy dowiedziałem się, że powstanie płyta „Moontag”, jedym z pierwszych utworów, na którego nagranie postawiłbym trochę grosza jest utwór tytułowy, bowiem to jedna z kompozycji Karolaka sprzed wielu lat, napisana chyba z myślą o Urszuli Dudziak i jej albumie „Future Talk”, choć pewnie grana wcześniej. Temat wracał kilka razy, przypomniany choćby przez Michała Urbaniaka i Adzika Sendeckiego w duecie na ich wspólnej płycie „Michal Urbaniak Recital Featuring Vladislav Sendecki – Piano”.


„Somnambulicy” Kurylewicza to wspomnienie jednego z pierwszych profesjonalnych nagrań Wojciecha Karolaka na fortepianie z zespołem Andrzeja Kurylewicza z 1961 roku – chciałoby się powiedzieć powrót do korzeni. Wcześniej przecież Karolak był saksofonistą. Kolejna umieszczona na „Moontag” kompozycja Kurylewicza „Obsession” jest jedynie 2 lata młodsza – pochodzi z 1963 roku z albumu „Go Right”.

Obecność kompozycji Krzysztofa Komedy nie powinna dziwić, choć w przypadku Karolaka to nie tylko uznanie dla jednego z naszych najważniejszych pianistów, ale także wspomnienie wspólnych występów w Jazz Believers z końcówki lat pięćdziesiątych.

Wybór pozostałych zagranicznych kompozycji jest dla mnie zupełną zagadką, której ciągle jeszcze nie rozwiązałem, poszukując jakiegoś punktu wspólnego łączącego „Cute”, „I Hear Music”, „Old Folks” i „You’re Gonna Hear From Me”. Zaskakujące zestawienie, choć w żaden sposób nie polemizuję z tym zestawieniem, choć jest dla mnie intrygujące. Może nie ma w tym żadnej logiki oprócz tego, że wszystkie wypadają w wykonaniu Wojciecha Karolaka, Pawła Pańty i Arkadiusza Skolika wyśmienicie. No i oczywiście „I Hear Music”, który był żelaznym elementem repertuaru Mainstreamu Jana Ptaszyna Wróblewskiego z Wojciechem Karolakiem na pokładzie.

Ten album z pewnością niestety nie będzie hitem sprzedaży, nad czym ubolewam, bo być powinien. Czasy nie sprzyjają zachwytom nad pięknie zagranymi i wcześniej równie doskonale wymyślonymi melodiami. Wielu potencjalnych odbiorców żyje za szybko, żeby znaleźć czas na tak wybitny album. Szkoda, że tak jest, choć nawet dla garstki tych co takiej muzycznej przestrzeni do kontemplacji piękna dźwięków potrzebują, warto było ten album nagrać.

Karolak jak wytrawny lider, którym nigdy nie chciał być, pozostawia wiele miejsca dla członków zespołu, momentami zdaje się pouczać młodszych pianistów, pokazywać drogę, istotne miejsca w znanych melodiach, być może zostawiać wskazówki na przyszłość dla nowych pokoleń pianistów, którzy jeszcze się nie urodzili i może nie będzie im dane usłyszeć Karolaka na żywo. Usłyszałem gdzieś komentarz Pawła Pańty, który powiedział, że album powstawał bez pośpiechu i jego nagranie zajęło aż trzy dni. Mam więc mały apel – wprowadźcie się do studia na 3 miesiące i nagrajcie kolejne 10 części w podobnym klimacie. Ja w ciemno biorę wszystkie.

Karolak Piano Trio
Moontag
Format: CD
Wytwórnia: Studio Realizacji Myśli Twórczych
Numer: 5907222840023