14 marca 2020

The Times They Are A-Changin’ – CoverToCover Vol. 31

Tytułowa kompozycja Boba Dylana z wydanego w 1964 roku albumu, trzeciego w jego karierze pozostałaby dla mnie jednym z ważnych tekstów Dylana, w którym muzyka stanowi jedynie dodatek do recytacji. Pozostałaby, gdyby nie jedna z niewielu, istotna jednak w kontekście pokazywania również muzycznej strony jego twórczości, instrumentalna wersja zarejestrowana w 1998 roku przez Joshua Redmana. Nagranie umieszczone na płycie „Timeless Tales (For Changing Times)” już w chwili jej wydania skłoniło mnie do poszukiwania instrumentalnych wersji utworów Boba Dylana w moich zbiorach. Całkiem sporo się takich świetnych realizacji do dziś uzbierało i z pewnością część z nich znajdzie się w cyklu CoverToCover.


Wypada zacząć jednak od początku, czyli od albumu Dylana „The Times They Are A-Changin’”. W jego karierze to był jeden z trudniejszych momentów. Zwykle wydanie przez początkującego i obiecującego artystę drugiego albumu uważa się za kluczowe, w przypadku Dylana jednak to właśnie trzeci album okazał się takim momentem. Pierwsza płyta – „Bob Dylan” wypełniona była folkowymi standardami i dopiero druga rozpoczęła drogę Dylana do tytułu największego rockowego poety wszechczasów potwierdzonego pierwszym Noblem przyznanym muzykowi w dziedzinie literatury. Poprzeczka zawieszona została przez niego samego wysoko, bowiem na drugiej płycie – „The Freewheelin' Bob Dylan” znalazły się takie kompozycje jak „Masters Of War”, „A Hard Rain's A-Gonna Fall”, „Girl from the North Country”, czy jeden z jego najsłynniejszych utworów – „Blowin’ In The Wind”. Z perspektywy czasu – od nagrania albumu minęło 56 lat, teksty na „The Times They Are A-Changin’” wydają się jeszcze mocniejsze niż na poprzedniej płycie. Nie tylko utwór tytułowy, ale też inne – „Ballad Of Hollis Brown”, „The Lonesome Death of Hattie Carroll”, czy „With God On Our Side”, mimo że jak to często u Dylana się zdarzało, odnoszą się bezpośrednio do niedawnych rzeczywistych wydarzeń, często niemal wprost, pozostają aktualne do dzisiaj.

Tak jak w przypadku większości wczesnych nagrań Dylana, dziś lista artystów, którzy zagrali „The Times They Are A-Changin’” wygląda jak niemal kompletna encyklopedia istotnych muzyków drugiej połowy XX wieku. Specjaliści od Dylana potrafili uczynić swoje wersje bardziej popularnymi i kasowymi niż wykonania autorskie. The Byrds, Joan Baez, Peter Paul & Mary śpiewali ten utwór. Podobnie Nina Simone, The Beach Boys, czy Billy Joel czy Cher. Dziś ta kompozycja wydaje się być jednym z ponadczasowych wzorców protest songów, choć okazuje się również bronić bez tekstu, tak jak w wykonaniu Joshua Redmana.

Kompozycja jest też jednym z silniejszych punktów mocno nierównego albumu „The Imagine Project”, który w moim przekonaniu jest próbą powtórzenia sukcesu „Possibilities”, która nie powiodła się w całości, jednak „The Times They Are A-Changin’” w gwiazdorskiej obsadzie zaśpiewane przez mało znaną Lisę Hannigan jest jedną z lepszych wersji tej kompozycji, co biorąc pod uwagę wymienioną powyżej grupę artystów, którzy nagrali ten utwór wydaje się być najlepszą rekomendacją.

Utwór: The Times They Are A-Changin’
Album: The Times They Are A-Changin’
Wykonawca: Bob Dylan
Wytwórnia: Columbia
Rok: 1964
Numer: 5099703202120
Skład: Bob Dylan - voc, g, harm.

Utwór: The Times They Are A-Changin’
Album: Timeless Tales (For Changing Times)
Wykonawca: Joshua Redman
Wytwórnia: Warner
Rok: 1998
Numer: 093624705222
Skład: Joshua Redman – ts, as, ss, Brad Mehldau – p, Larry Grenadier – b, Brian Blade – dr.

Utwór: The Times They Are A-Changin’
Album: The Imagine Project
Wykonawca: Herbie Hancock
Wytwórnia: Sony
Rok: 2010
Numer: 886977189920
Skład: Herbie Hancock – p, Lisa Hannigan – voc, Lionel Loueke – g, Toumani Diabate – kora, Larry Klein – b, Manu Katche – dr, The Chieftans (Paddy Moloney – pipes, Sean Keane – viol, Kevin Conneff – others, Matt Molloy – fl), Rhani Krija – perc.

13 marca 2020

Duke Ellington And Johnny Hodges – Back To Back: Duke Ellington And Johnny Hodges Play the Blues

Wspólne nagranie Ellingtona i Hodgesa w małym składzie z 1959 roku to w zasadzie dwa albumy, wydane w krótkim odstępie czasu – „Back To Back” i „Side By Side”. Oba nagrane w jednym czasie czasie, w ciągu kilku dni lutego 1959 roku. Album „Side By Side” został uzupełniony materiałem nagranym kilka miesięcy wcześniej. Co dla wielu obserwatorów wcale niełatwych relacji pomiędzy oboma muzykami wydaje się znaczące – repertuar „Back to Back” jest neutralny – nie ma tu utworów znanych z repertuaru orkiestry Ellingtona, a wśród tych umieszczonych na „Side By Side” Ellington gra tylko w 3 utworach, oddając miejsce za klawiaturą fortepianu Billy Strayhornowi, kiedy Hodges chciał zagrać swoje własne kompozycje.


Ellington zawsze pisał dla większej orkiestry, a spora część jej autorskiego repertuaru była pomysłem wspólnych stałych współpracowników i wkład poszczególnych muzyków w powstanie ellingtonowskich standardów bywa dyskutowany nawet współcześnie. Nawet jeśli obaj – Ellington i Hodges za sobą prywatnie nie przepadali, to nic nie zmieni historii, Johnny Hodges dołączył do orkiestry Ellingtona w 1928 roku i z niewielką przerwą w latach pięćdziesiątych grał w niej właściwie aż do swojej śmierci w 1970 roku.

Oba albumy sporo muzycznie łączy, jednak ich organizacja uzasadnia rozdzielenie tych materiałów mimo faktu ich wspólnego nagrania. „Side By Side” można uznać za jedno z kameralnych spotkań muzyków orkiestry Ellingtona z jego częściowym udziałem. „Back To Back” to pomysł Hodgesa na nagranie starszych kompozycji z lat dwudziestych z Ellingtonem, ale w towarzystwie muzyków, którzy nigdy w orkiestrze nie grali.

Johnny Hodges ma na swoim koncie całkiem sporo nagrań w roli lidera. Kiedy tylko próbował oderwać się od Ellingtona, nawet formalnie odchodząc z jego orkiestry, okazywało się, że jego własne zespoły najlepiej wypadają w repertuarze Ellingtona, który miał zwyczaj komponować z myślą o konkretnych solistach. Dlatego właśnie dla Hodgesa napisał między innymi „Hodge Podge”, „Prelude To A Kiss”, „Jeep’s Blues”, „Confab With Rab” i parę innych kompozycji.

Kiedy album ukazał się w 1959 roku, był jednym z nielicznych przykładów nagrań Ellingtona, w których był on bardziej pianistą, niż liderem, aranżerem i kompozytorem. Dlatego właśnie jest istotym elementem historii jazzu jako jedna z najbardziej samodzielnych i uwolnionych od ellingtonowskiego repertuaru płyt Johnny Hodgesa i dokument pokazujący Ellingtona w roli pianisty w kameralnym składzie.

Dla mnie kluczowym elementem tego albumu jest solo Ellingtona w „Loveless Love”, pokazujące, jak bardzo znudzony był jego wykonawca prostą melodią. Od takich sam zaczynał w latach dwudziestych, z czasem jego autorska muzyka stawała się coraz bardziej rozbudowana i ambitna. Nawet grając dla jednego ze swoich najważniejszych muzyków nie wytrzymał chwili w konwencji konserwatywnego przypominania starszych kompozycji, szczególnie że poprzedzający go solista – Les Spann również pozwolił sobie odejść od oryginalnej melodii. Dokładna analiza tego nagrania pokazuje, że Duke nie był idealnym uczestnikem sesji, nawet jeśli o udział poprosił go jeden z najważniejszych muzyków jego orkiestry.

To jednak zaawansowana analiza historyczna. Ważniejsza jest muzyka. Takiemu gigantowi jak Johnny Hodges należy się własny album w Kanonie Jazzu, może nawet więcej niż jeden. Moim zdaniem „Back To Back” jest najlepszym przykładem muzycznego stylu Johnny Hodgesa poza ellingtonowskim repertuarem.

Duke Ellington And Johnny Hodges
Back To Back: Duke Ellington And Johnny Hodges Play the Blues
Format: CD
Wytwórnia: Verve / Polygram
Numer: 731452140425

12 marca 2020

Henryk Gembalski / Janusz Yanina Iwański / Michał Zduniak / Krzysztof Majchrzak - 1999 Harmolodic Odyssey

Uwielbiam takie niespodziewane wydawnictwa. Nagranie zespołu pochodzi z 1999 roku i ponad 20 lat czekało na wydanie. W warunkach amerykańskich to zwykle oznacza brak akceptacji muzyków albo jakieś problemy z prawami autorskimi. W przypadku amerykańskich wydawnictw premierowych z archiwalnymi nagraniami mamy zatem zwykle, a nawet prawie zawsze do czynienia albo z odrzutami z sesji, albo z nagraniami, które dziś nazywamy pirackimi, których jakość techniczna zwykle nie pozwala cieszyć się zarejestrowaną muzyka.


W polskich warunkach najczęściej materiał tego rodzaju był dobry, tylko brakowało mecenasa, albo wytwórni, która chciałaby zaryzykować, albo autorom nagrania wystarczającej ilości desperacji, żeby doprowadzić do wydania. Oczywiście szkoda, że materiał nie ukazał się w 1999 roku, dobrze jednak, że ostatecznie trafił do tych, którzy zespół w tym składzie pamiętają oraz nowych fanów.

Henryk Gembalski jest dziś doświadczonym pedagogiem nauczającym młode pokolenia muzyków w Katowicach. Od czasu do czasu koncertuje i czasem coś nagrywa, bywa, że w towarzystwie Krzysztofa Majchrzaka. Janusz Yanina Iwański niedawno ostatecznie zakończył działalność grupy Tie Break nagrywając „The End”, od lat kojarzony jest również ze wspólnymi występami ze Stanisławem Sojką, ale także z własnymi projektami. Krzysztof Majchrzak to również członek Tie Break pochodzący z częstochowskiego środowiska muzycznego, wiele lat spędził we Francji. Michał Zduniak współpracował z wieloma polskimi muzykami, w tym z Tomaszem Stańko, Wojciechem Konikiewiczem i Stanisławem Sojką. Po długiej chorobie zmarł w 2009 roku nie doczekawszy wydania chyba najciekawszego albumu, na którym zagrał.

Dla mnie „1999 Harmolodic Odyssey” jest wspomnieniem koncertów sprzed 20 lat. Dziś każdy z muzyków jest już zupełnie w innym momencie swojej kariery. Cała trójka jednak od czasu do czasu spotyka się na scenie grając podobną stylistycznie muzykę, uwolnioną od wszelkich harmonicznych ograniczeń, opartą na ostrym brzmieniu skrzypiec i gitary. Tradycje elektrycznego grania form free jazzowych ze skrzypcami w roli głównej są w Polsce tak długie jak nowoczesna gra na skrzypcach, od Seifera poprzez String Connection do Gembalskiego.

Album będzie zaskakujący dla fanów rockowych projektów Iwańskiego oraz tych, którzy pamiętają jego koncerty i przeboje nagrane ze Stanisławem Sojką. Podobno jako pierwszy słowa harmolodic użył Ornette Coleman. W mojej głowie ten termin przykleił się raczej do Ronalda Shannona Jacksona i jego Decoding Society i Jamesa Blood Ulmera, to jednak muzycy odwołujący się wielokrotnie do dziedzictwa Ornette Colemana. Dla mnie Ornette miał zawsze swój własny styl, a być może jego następcy grają harmolodic. Cokolwiek to znaczy, a spotkałem kilka definicji napisanych trudnym do zrozumienia i wykorzystującym wiele pseudofachowych określeń językiem, nie ma dla muzyki zawartej na tej płycie znaczenia. Jeśli zespół uwalnia muzykę od wszelkich ograniczeń, a w dodatku potrafi zbiorowo improwizować i jeszcze w jednej z roli głównych występują skrzypce, to wiem, że to moja muzyka. Osobiste wspomnienia z koncertu mają też jakieś znaczenie, ale wiem, że ten album brzmi dziś równie dobrze jak dwadzieścia lat temu i obroni się również u tych, którzy nie mieli szansy usłyszeć tej doskonałej grupy na żywo. Pamiętajcie tylko, że to muzyka, której nie można słuchać przy okazji, zresztą żadnej nie powinno się tak słuchać, ale free jazzu w szczególności. Jeśli w archiwach muzycy zespołu mają jeszcze jakieś nagrania, to wśród moich znajomych z pewnością jestem gotów umieścić w dobrych rękach kartonik z kolejnymi nagraniami zespołu Gembalski / Iwański / Zduniak / Majchrzak.

Henryk Gembalski / Janusz Yanina Iwański / Michał Zduniak / Krzysztof Majchrzak
1999 Harmolodic Odyssey
Format: CD
Wytwórnia: MTJ
Numer: 5906409119778

11 marca 2020

Wonderful Tonight – CoverToCover Vol. 30

Album „Slowhand” Erica Claptona ukazał się w 1977 roku i z perspektywy czasu dziś jest jednym z jego najbardziej przebojowych nagrań. To właśnie na tej płycie, oprócz kompozycji Claptona „Wonderful Tonight” i „Lay Down Sally” (napisanej wspólnie z Georgem Terry i Marcy Levy) znalazła się pierwsze studyjna rejestracja „Cocaine” J.J. Cale’a, kompozycji, z którą Clapton miał związać się na całe dziesięciolecia. Chyba nigdy przedtem Clapton nie miał 3 przebojów z jednego albumu. Płyta, podobnie jak pochodzący z 1974 roku album „461 Ocean Boulevard” jest genialnym przykładem tego, jak można pogodzić bluesa z chęcią stworzenia przebojowej muzyki o dużym potencjale komercyjnym.


Nie zrozumcie mnie źle. Uważam, że ci którzy dekadę wcześniej malowali na londyńskich murach hasło „Clapton is God” nie mieli racji. Owszem mieli, tyle tylko, że Clapton od tego czasu, tak jak i później miewał okresy genialne i nieco słabsze, co było spowodowane nie tylko uzależnieniem od narkotyków i alkoholu i kłopotami osobistymi, ale zwyczajnie tym, że nawet geniusz gitary może czasem zbłądzić, albo trafić na niewłaściwych producentów albo fachowców od sprzedaży muzyki. Tak było, jest i będzie.

„Wonderful Tonight” udało się więc Claptonowi wyśmienicie. Tekst Clapton napisał dla Patti Boyd, modelki, z którą miał niedługo wziąć ślub, a która wcześniej była żoną George’a Harrisona. Świat jest mały, a przyjaźń Claptona z muzykami The Beatles trwała od połowy lat sześćdziesiątych. Clapton grał na gitarze w „While My Guitar Gently Weeps” – kompozycji Harrisona z „White Album”, a Harrison napisał jeden z słowa do „Badge” kiedy Clapton grał w Cream. Clapton jednak zwyczajnie ukradł żoną Harrisonowi, a jego ówczesną dziewczyną zainteresował się Jimmy Page. Clapton starał się o względy Patti Boyd niemal dekadę, stoczył o nią legendarny gitarowy pojedynek z Georgem Harrisonem, którego rezultat mógł być tylko jeden, napisał dla niej „Laylę” i „Bell Bottom Blues”. O niej śpiewał „Have You Ever Loved A Woman”. Mało jest w historii muzyki kobiet, które tak inspirująco działały na muzyków jak Patti Boyd. Dlatego warto sięgnąć do jej własnych wspomnień wydanych pod tytułem „Wonderful Today” w Europie i „Wonderful Tonight: George Harrison, Eric Clapton, and Me” – chyba lepszym w Stanach Zjednoczonych. Książka wydana ponad 10 lat temu do dziś nie doczekała się polskiego tłumaczenia.

Utwór „Wonderful Tonight” doczekał się niezliczonej ilości alternatywnych wersji, stając się zarówno gitarową klasyką, jak i doskonałą rockową balladą w wykonaniu przeróżnych artystów. Ja za najdoskonalszą uważam od lat wersję zaśpiewaną w niezwykły sposób przez Edytę Bartosiewicz.

Utwór: Wonderful Tonight
Album: Slowhand
Wykonawca: Eric Clapton
Wytwórnia: Polydor / Polygram
Rok: 1977
Numer: 731453182523
Skład: Eric Clapton – voc, g, George Terry – g, Dick Sims – kbd, Mel Collins – sax, Carl Radle – bg, Jamie Oldaker – dr, perc, Yvonne Elliman – b voc, Marcy Levy – b voc.

Utwór: Wonderful Tonight
Album: Tribute To Eric Clapton
Wykonawca: Edyta Bartosiewicz (Various Artists)
Wytwórnia: Polton
Rok: 1995
Numer: 5902527007508
Skład: Edyta Bartosiewicz – voc, Maciej Żabiełowicz – g, Maciej Gładysz – g, Radosław Zagajewski – b, Krzysztof Poliński – dr, Kajah – voc, David Salvedo Valle – conga.

08 marca 2020

Space Oddity – CoverToCover Vol. 29

„Space Oddity” jest niemal moim rówieśnikiem. Piosenka po raz pierwszy została wydana na singlu promującym drugi album Davida Bowie, nazwany po prostu „David Bowie”, podobnie jak pierwszy, który ukazał się dwa lata wcześniej, czyli w 1967 roku. Ten pierwszy nie stał się wielkim przebojem, stąd drugi można było nazwać tak samo, bo o poprzednim nikt nie pamiętał. W Stanach Zjednoczonych, mimo tego, że pierwszy album Davida Bowie był jeszcze mniej znany niż w Wielkiej Brytanii, albumowi nadano inny tytuł – „Man Of Words/Man Of Music”. „Space Oddity” było pierwszym przebojem Bowie’go, więc kolejną reedycję w 1972 roku nazwano już „Space Oddity”. Od tego czasu wszyscy znają album jako ten, na którym znajduje się ta włśnie kompozycja, choć do dziś w wykonaniu innych artystów pojawiają się również inne utwory z tego krążka, w tym „Letter To Hermione” i „Unwashed and Somewhat Slightly Dazed”.


O karierze muzycznej i życiu Davida Bowie napisano właściwie wszystko, a kolejne publikacje od momentu jego śmierci w 2016 roku ukazują się z szybkością trudną do zaakceptowania nawet przez jego największych fanów. Również wśród muzyków, w tym tych improwizujących od 2016 roku David Bowie stał się modnym i wartym przypominania autorem udanych kompozycji.

Sam nie zaliczałem się nigdy do wielkich fanów twórczości Davida Bowie, niektóre jego nagrania ceniłem bardziej, inne nie wydawały mi się interesujące. Zwracałem raczej uwagę na brzmienie albumów. Dlatego uważałem, że Bowie szczyt swoich możliwości osiągnął nagrywając tak zwaną trylogię berlińską – albumy Low”, „Heroes” i „Lodger”. Szanowałem solówkę Stevie Ray Vaughana w „Let’s Dance” i śmiałem się oglądając jak w wersji teledyskowej Bowie, który nie był jakimś wybitnym gitarzystą udaje, że sam gra tą partię, w dodatku w białych rękawiczkach. Nie doceniałem perfekcji kompozycji i tekstów Davida Bowie.

Odkryłem go ponownie w Australii, kiedy przypadkiem usłyszałem w sklepie fragment albumu tamtejszego zespołu The Thin White Ukes. To jeden z setek australijskich cover bandów, jednak ich podejście jest bardziej niezwykłe. Podczas kiedy większość takich zespołów stara się jak najdokładniej odtworzyć i naśladować brzmienie oryginalnych nagrań, muzycy The Thin White Ukes wybrali zupełnie inną drogę. Stworzyli dekonstrukcję fantastycznych kompozycji Davida Bowie z niemal każdego okresu jego artystycznej drogi za pomocą własnych głosów i skromnego akompaniamentu opartego na kilku ścieżkach zagranych na ukelele z niewielkim dodatkiem kilku innych instrumentów. Na ich płycie znalazło się również „Space Oddity”. Znajdziecie tam również inne perełki w rodzaju „Heroes”, „Kooks”, „Let’s Dance”, „Ashes To Ashes” i chyba mojego w tym zestawieniu ulubionego „Sound And Vision”. Bowie bez barokowych dekoracji muzycznych i całego pozamuzycznego show okazał się najlepszych co mogli zrobić dla niego muzycy. Krótko później uzupełniłem braki w oryginalnych nagraniach i urządziłem sobie w domu doskonały tydzień z Davidem Bowie.

Z tego samego wyjazdu przywiozłem równie zaskakującą i również przypadkiem znalezioną w sklepie płytę nagraną solo na akustycznym fortepianie przez Ricka Wakemana, gdzie oprócz „Space Oddity” jest równie doskonała interpretacja „Life On Mars”. Może „Stairway To Heaven” Wakemanowi nie wyszło, jednak z Bowiem, poradził sobie dobrze. To również było dla mnie zaskoczenie, zawsze myślałem, że Wakeman musi mieć całą szafę wymyślnych klawiatur, żeby zaproponować coś ciekawego. Od tej pory poluję na każde jego nowe kameralne wydawnictwo, co i Wam polecam.

Utwór: Space Oddity
Album: David Bowie (a.k.a. Space Oddity)
Wykonawca: David Bowie
Wytwórnia: Philips / Parlophone
Rok: 1969
Numer: 0825646283453
Skład: David Bowie – g, voc, kalimba, org, Tim Renwick – g, fl, effects, Keith Christmas – g, Mick Wayne - g, Rick Wakeman – harpsichord, mellotron, Benny Marshall - harm, Herbie Flowers – b, John Lodge - b, Tony Visconti - b, Terry Cox – dr, John Cambridge – dr, Orchestra.

Utwór: Space Oddity
Album: Bowie Refashioned
Wykonawca: The Thin White Ukes
Wytwórnia: The Thin White Ukes
Rok: 2016
Numer: brak
Skład: Betty France – voc, ukulele, Michael Dwyer – voc, ukulele, Robert Stephens – voc, ukulele, Belinda Woods – fl, Andrew Duffield – kbd.

Utwór: Space Oddity
Album: Piano Portraits
Wykonawca: Rick Wakeman
Wytwórnia: Write Notes / UMC / Universal
Rok: 2017
Numer: 602557236279
Skład: Rick Wakeman – p.