27 czerwca 2020

O. G. D. (Road Song) – CoverToCover Vol. 56

Roboczy tytuł utworu – „OGD”, albo w innej wersji „O.G.D.” oznacza wzorcową kompozycję na organy (co w muzyce jazzowej natychmiast oznacza Hammonda B-3), gitarę i bębny.Zespoły działające w tym składzie były popularne w latach sześćdziesiątych. Czasem z dodatkowym solistą – najczęściej saksofonistą, można było grać w takim składzie zarówno repertuar własny, jak i popularne rockowe przeboje z aktualnych list wzbogacone o jazzowe improwizacje. W ten sposób powstawało więcej możliwości koncertowych, nie ograniczonych jedynie do klubów całkowicie opanowanych przez publiczność ortodoksyjnie jazzową.


Jednym z najważniejszych zespołów działających w tej formule była formacja Jimmy Smitha i Wesa Montgomery. Zarówno Smith, jak i Montgomery uwielbiali wycieczki w stronę muzyki komercyjnej, co nie zawsze udawało się bez jakościowych kompromisów, ale kiedy spotykali się razem nie przekraczali granicy dobrego smaku i tworzyli rzeczy naprawdę ciekawe.

„OGD” skomponował Wes Montgomery, a jego pierwsze nagranie (z Jimmy Smithem na organach Hammonda) ukazało się na składankowym wydawnictwie „Leonard Feather's Encyclopedia Of Jazz In The '60s Vol. 1: The Blues,” w roku 1967. Dziś o ten album nie będzie łatwo, jednak samo premierowe nagranie znajdziecie na płycie „The Dynamic Duo” w materiałach dodatkowych.

W nieco dłuższej wersji, choć pochodzącej z tej samej sesji nagraniowej, utwór znalazł się na płycie „Further Adventures Of Jimmy And Wes” dwa lata później, ciągle jeszcze jako „OGD”. Kiedy ukazywał się ten album, utwór był już sporym, jak na jazzowy świat przebojem, bowiem nieco wcześniej ukazał się album „Road Song” wydany przez początkującą wtedy wytwórnię CTI Creeda Taylora, który z Wesa Montgomery uczynił jedną z gwiazd swojego nowego muzycznego imperium. Pierwszym wydawnictwem CTI był wydany zaledwie kilka miesięcy wcześniej album Wesa Montgomery z jego interpretacjami utworów z repertuaru The Beatles – „A Day In The Life”. Każdemu podoba się coś innego, dla mnie ten album jest jednym z tych mniej udanych delikatnie rzecz ujmując dzieł Wesa Montgomery, choć pewnie sprzedawał się całkiem nieźle. Podobnie jak „Road Song”, na której zabrakło Jimmi Smitha. „OGD” musiało zmienić nazwę, bo na tej płycie nie jest już to utwór na gitarę, organy i perkusję, tylko na kilkanaście instrumentów. Sprawy nie ratuje nawet fakt, że w składzie orkiestry znajdziecie Herbie Hancocka, Hanka Jonesa, a także Grady Tate’a i Raya Baretto – muzyków, którzy uczestniczyli w nagraniu pierwszej wersji utworu. Podobno tytuł powstał, ponieważ Don Sebesky, aranżer i dyrygent odpowiedzialny za nagranie tej płyty, albo według innej wersji tej historii sam Creed Taylor (w co bardziej wierzę), wybrał na okładkę słynne dziś zdjęcie Pete’a Turnera zatytułowane „Road Song” właśnie, a wykonane przypadkiem na drodze obok lotniska w Kansas City. Dziś powiedzielibyśmy, że to chyba droga dojazdowa do lotniska w czasach pandemii, ale o pandemii wtedy nikt nie myślał. Jednak nawet z tak genialnym zdjęciem, tej wersji „Road Song”, albo „OGD” raczej Wam nie polecam, za to tą zagraną przez Wesa Montgomery z Jimmy Smithem, zdecydowanie warto znać.

Wes Montgomery był ważną postacią jazzowej gitary, stąd wielu gitarzystów uznaje za konieczność nagranie albumu jemu poświęconego, najczęściej w lepszy lub gorszy sposób imitującego jego styl gry i opartego na repertuarze znanym z płyt mistrza. Do tych najlepszych, na których znajdziecie „Road Song” można zaliczyć „Remember: A Tribute To Wes Montgomery” Pata Martino i „Tribute To Wes Montgomery - Volume I” Kenny Burrella. Ten pierwszy nagrał „Road Song” dużo wcześniej na płycie „Footprints”, a ten drugi zafundował kolekcjonerom niezłą łamigłówkę, bowiem z nieznanych przyczyn wydał „Volume II” poświęcony również Wesowi Montgomery rok przed wydaniem części pierwszej. Czy materiał pochodzi z tej samej sesji – nie wiem, bo owej części drugiej nie udało mi się zdobyć.

Zostawmy jednak naśladowców, nawet jeśli, jak w przypadku Pata Martino i Kenny Burrella doskonale grających utwory Wesa Montgomery. „OGD” to doskonała melodia, napisana na organy, gitarę i perkusję, jednak w świecie jazzu zmienić można wszystko, a jak grają doskonali muzycy, to zwykle wychodzi naprawdę ciekawie. Ja wybieram wersję na dwie gitary w wykonaniu Sylvaina Luca i Bireli Lagrene’a oraz nagranie z trąbką, saksofonem i gitarą basową w rolach głównych – Michael Patches Stewart nagrał „OGD” na płycie „Blow” w wyśmienitym towarzystwie Marcusa Millera, Kenny Garretta i Poogie Bella.

Utwór: O. G. D. (Road Song)
Album: Further Adventures Of Jimmy And Wes
Wykonawca: Jimmy Smith & Wes Montgomery
Wytwórnia: Verve / Polygram
Rok: 1966
Numer: 731451980220
Skład: Jimmy Smith – org, Wes Montgomery – g, Grady Tate – dr, Ray Barretto – perc.

Utwór: O. G. D. (Road Song)
Album: Duet
Wykonawca: Sylvain Luc & Bireli Lagrene
Wytwórnia: Dreyfus / Sony
Rok: 1999
Numer: 3460503660427
Skład: Sylvain Luc – g, Bireli Lagrene – g.

Utwór: O. G. D. (Road Song)
Album: Blow
Wykonawca: Michael Patches Stewart
Wytwórnia: Koch / 3 Deuces
Rok: 2005
Numer: 099923577423
Skład: Michael Patches Stewart – tp, Kenny Garrett – as, Marcus Miller – bg, g, rhodes, cl, Poogie Bell – dr.

26 czerwca 2020

Mercedes Benz – CoverToCover Vol. 55


„Mercedes Benz” to ostatnia rzecz, jaką nagrała Janis Joplin przed śmiercią. Tekst powstał w sierpniu 1970 roku w wyniku spontanicznej improwizacji Janis Joplin i Boba Neuwirtha w jednym z nowojorskich barów, pod wpływem wiersza Michaela McClure’a, który do dziś jest wymieniany jako współautor tekstu. Pierwsze publiczne wykonanie utworu miało miejsce tego samego dnia, bowiem z baru Janis Joplin udała się wprost na koncert do Capitol Theatre w Port Chester. Niestety nie zachowało się żadne oficjalne nagranie koncertowe, a dostępne bootlegi z koncertów nie są warte uwagi.


Jedyne znane oficjalne wykonanie tego utworu, to nagranie ze studia, z 1 października 1970 roku, zarejestrowane 3 dni przed śmiercią wokalistki. Z pewnością ścieżka została zarejestrowana z myślą o późniejszym dograniu instrumentów, jednak producent – Paul A. Rothchild zdecydował się pozostawić na albumie „Pearl” wersję bez instrumentów. Na tym samym – ostatnim albumie Janis Joplin umieścił też instrumentalny utwór „Buried Alive With The Blues”, do którego Janis nie zdążyła nagrać wokalu.

Przez lata powstało kilka wersji instrumentalnego akompaniamentu do „Mercedes Benz”, jeśli jednak macie choć odrobinę muzycznego smaku, omijajcie je z daleka. Singiel z 2003 roku wyprodukowany przez Steve’a Andersona i Chada Jacksona uważam za profanację. Album „Pearl” to zaledwie dwie piosenki w całości ukończone przed śmiercią Janis. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego „Mercedes Benz” z komentującą krótko swój pomysł na utwór – „That’s It” Janis Joplin nie został umieszczony na końcu płyty, stanowiłby jej idealne zakończenie. Jednak na „Pearl” znalazł się pomiędzy doskonałym „Me & Bobby McGee” i „Trust Me”.

Istnienie tego nagrania zawdzięczamy taśmie awaryjnej ze studia Sunset Sound w Los Angeles, która nagrywała wszystko, co działo się w studiu w czasie sesji, pozwalając artystom wrócić do pomysłu, który powstał spontanicznie, kiedy wyłączone były magnetofony rejestrujące kolejne podejścia do nagrywanych utworów.

Okoliczności powstania nagrania i kolejnych godzin, które doprowadziły do śmierci Janis Joplin opisane są drobiazgowo w jej licznych biografiach, których kilka zostało nawet przetłumaczonych na język polski. Jeśli chcecie tematowi przyjrzeć się dokładniej – powszechnie uważa się książkę Myry Friedman – „Buried Alive” (w polskim tłumaczeniu „Żywcem pogrzebana”) za najlepszą biografię Janis Joplin. Ja wybieram raczej książkę Johna Byrne Cooke’a „On The Road With Janis”, a w polskim przekładzie „Janis Joplin: W drodze”. To historia opowiedziana przez światka wydarzeń, muzyka i road managera Janis Joplin przez 3 ostatnie lata jej życia. Nie jest to książka kompletna, bowiem Cooke opisał jedynie wydarzenia, których był świadkiem, ale to właśnie jest zaleta tej chyba najciekawiej napisanej biografii Janis Joplin. Myra Friedman była co prawda agentem prasowym Janis, ale to jednak nie to samo, nie towarzyszyła jej w trasach koncertowych.

O ciekawe alternatywne wykonania „Mercedes Benz” wcale nie jest łatwo. Barwa głosu Janis zdefiniowała go na zawsze. Do odważnych należy eksperymentujący z brzmieniami gitarzysta Nguyen Le, a Natalia Sikora – prawdopodobnie największa fanka Janis Joplin w Polsce pokazała na koncercie zarejestrowanym na płycie „Buried Alive In The Blues”, że można próbować zmierzyć się z legendą.

Utwór: Mercedes Benz
Album: Pearl
Wykonawca: Janis Joplin
Wytwórnia: Columbia
Rok: 1971
Numer: 5099751513421
Skład: Janis Joplin – voc.

Utwór: Mercedes Benz
Album: Songs Of Freedom
Wykonawca: Nguyen Le
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2011
Numer: 614427950628
Skład: Nguyen Le – g, Himiko Paganotti – voc, Ousman Danedjo – voc, David Linx – voc, Julia Starr - voc, Linley Marthe – voc, eff, Iliya Amar – vib, marimba, eff, Stephane Galland – dr, Keyvan Chemirani – perc.

Utwór: Mercedes Benz
Album: Buried Alive In The Blues
Wykonawca: Natalia Sikora & Voo Doo Dog
Wytwórnia: Polskie Radio
Rok: 2016
Numer: 5907812241742
Skład: Natalia Sikora – voc, Krzysztof Nowicki – g, Paweł Stankiewicz – g, Wojciech Ruciński – b, Marek Kuczyński – dr.

25 czerwca 2020

Fragile – CoverToCover Vol. 54

Album „…Nothing Like The Sun” Stinga był jednym z trudniejszych momentów jego kariery. Kiedy przestał istnieć zespół The Police, mało kto wierzył, że muzycy poradzą sobie sami. Wtedy Sting nagrał rewelacyjny „The Dream Of The Blue Turtles” i chwilę później moim zdaniem najlepszy album w jego karierze – koncertowy „Bring On The Night”. Wyglądało na to, że dał z siebie wszystko, wszystkie pomysły umieścił na pierwszej solowej płycie, potem w towarzystwie wyśmienitych jazzowych muzyków (Kenny Kirkland, Omar Hakim, Darryl Jones, Branford Marsalis) nagrał fantastyczny album koncertowy.


I to był czas na kolejny album. Okazało się, że znowu wypełniony przebojami, wśród których znalazł się utwór „Fragile” nie zdobył wysokich miejsc na listach przebojów. Polska była chyba jedynym krajem na świecie, w którym „Fragile” znalazła się na pierwszym miejscu listy przebojów.

Piosenka była czwartym singlem z albumu „…Nothing Like The Sun” i została przygotowana od razu w wersji angielskiej, hiszpańskiej i portugalskiej. Nagranie dodatkowych wersji językowych związane było z tematem utworu nawiązującym do głośnej w momencie premiery albumu sprawy zamordowania przez wspieranych przez rząd amerykański terrorystów z grupy Contras w Nikaragui amerykańskiego inżyniera Bena Lindera, który pomagał budować elektrownię wodną w tym kraju. Według Stinga, „Fragile” to utwór opowiadający o ironii i smutku związanym ze śmiercią amerykańskiego idealisty (Linder wykonywał swoją pracę w ramach Korpusu Pokoju) z rąk gangsterów, czy jak inni mówią – terrorystów sponsorowanych przez rząd amerykański, który chciał walczyć w ten sposób z komunistycznymi ruchami w krajach Ameryki Środkowej.

Oryginalną wersję „Fragile” Sting zagrał na gitarze akustycznej, choć w czasie sesji do „…Nothing Like The Sun” w studio znalazło się wielu wybitnych gitarzystów – Andy Summers (dając fanom nadzieję na reaktywację The Police), Mark Knopfler, Eric Clapton i Hiram Bullock. Całkiem nieźle Sting poradził sobie z portugalskim i hiszpańskim. Najlepszą metodą na zdobycie tych wersji jest odnalezienie, raczej z drugiej ręki, płyty „…Nada Como El Sol”. Ten album nie jest chyba od dawna wznawiany, oprócz wspomnianych alternatywnych wersji językowych „Fragile” bonusem będzie zaśpiewane po hiszpańsku „Little Wing”, Jimi Hendrixa – czyli „Maliposa Libre”.

Znakomicie skomponowana melodia szybko znalazła uznanie w jazzowym świecie. Dionne Warwick, Kirk Whalum, Ramsey Lewis, Take 6 i Cassandra Wilson, to tylko niektórzy z wykonawców, których zabraknie w tym odcinku CoverToCover, a którzy mają na swoim koncie ciekawe wykonania „Fragile”. Ja wybieram doskonały i równie emocjonalny, co oryginał duet wokalny Grażyny Auguścik i Paulinho Garcii. Warto zauważyć, że „Fragile” to nie tylko tekst, ale też świetna melodia, która brzmi znakomicie bez słów. Dlatego też proponuję z licznych wykonań tej kompozycji zaskakującą instrumentalną wersję na fortepian i skrzypce zrealizowaną przez Kenny Barrona i Reginę Carter. Na zakończenie fortepian i puzon, tym razem w połączeniu z tekstem - Nils Landgren i Michael Wollny.

Utwór: Fragile
Album: …Nothing Like The Sun
Wykonawca: Sting
Wytwórnia: A&M
Rok: 1987
Numer: 731454099325
Skład: Sting – voc, g, b, Kenny Kirkland – kbd, Manu Katche – dr, Mino Cinelu – perc, Janice Pendarvis – b voc, Dolette McDonald – b voc, Renee Geyer – b voc, Pamela Quinlan – b voc.

Utwór: Fragile
Album: Fragile
Wykonawca: Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia
Wytwórnia: GMA
Rok: 2000
Numer: 633547000327
Skład: Grażyna Auguścik – voc, Paulinho Garcia – g, voc.

Utwór: Fragile
Album: Freefall
Wykonawca: Kenny Barron & Regina Carter
Wytwórnia: Verve
Rok: 2001
Numer: 731454970624
Skład: Kenny Barron – p, Regina Carter – viol.

Utwór: Fragile
Album: A Life In The Spirit Of Jazz: Visions Of Jazz (Magic Moments @ Schloss Elmau)
Wykonawca: VA (Nils Landgren & Michael Wollny)
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2008
Numer: ACT 7004-2
Skład: Nils Landgren – voc, tromb, Michael Wollny – p.

23 czerwca 2020

Emil Miszk & The Sonic Syndicate – Artificial Stupidity


Moje pierwsze spotkanie z premierowym materiałem zespołu Emila Miszka miało dość nietypowy charakter. Zwykle lubię z największą możliwą uwagą, najchętniej późno wieczorem odkrywać nowe płyty, sięgając po kolejne albumy z ciągle, mimo epidemicznego zwolnienia w muzycznym biznesie, rosnącego stosu albumów, których jeszcze nie słuchałem, a które ktoś do mnie przysłał, albo które sam kupiłem wierząc, że to będą dobrze wydane pieniądze.


W przypadku „Artificial Stupidity” było nieco inaczej. Emila spotkałem u naszego wspólnego znajomego, któremu przyniósł starannie wydaną płytę analogową. Krążek szybko wylądował na talerzu gramofonu, ale my mieliśmy jak to zwykle bywa setki jazzowych tematów do omówienia. W takich warunkach, przynajmniej dla mnie muzyka jest raczej zbędnym hałasem, jednak nawet w ten sposób, słuchając jednym uchem odkryłem, że szybko muszę nadrobić zaległości i poznać najnowszą płytę Emila dokładniej. Sięgnąłem więc do naszego radiowego schowka, w którym odnalazł się mój egzemplarz płyty kompaktowej i w ten sposób zawaliłem kilka rzeczy, bo poświęciłem wieczór na „Artificial Stupidity”. Dziś już wiem, że to jedna z tych płyt, które natychmiast muszę sobie zabezpieczyć w formacie analogowym. Takie zakupy ograniczam do najlepszych nagrań, bo inaczej strop w moim mieszkaniu mógłby tego nie wytrzymać. Nie lubię płyt CD, ale one są mniejsze i lżejsze. Poza tym łatwiej z nich przygotować materiał, który prezentuję w radiu, to zwyczajnie technologicznie prostsze, choć oczywiście jeśli analog jest dobrze przygotowany i wytłoczony, zawsze brzmi lepiej. W przypadku najnowszej płyty Emila Miszka i jego zespołu tak właśnie jest, więc nie marnujcie pieniędzy na kompakt i szukajcie od razu wydania analogowego.

Zespół Emila Miszka, złożony z muzyków młodego pokolenia, choć w większości już całkiem doświadczonych nazwę demokratycznych, co moim zdaniem najlepiej oddaje charakter tej formacji. Jednak sama równość i należyta ilość miejsca w muzycznej przestrzeni nie zda się na nic, jeśli nie ma dobrych kompozycji, lidera, który ma pomysł na brzmienie zespołu i muzyków, którym instrumenty nie przeszkadzają w wyrażaniu emocji i myśli lidera. Niewątpliwie członkowie The Sonic Syndicate, albo może TheSonicSyndicate są niezwykle pewni tego co robią i technikę gry mają opanowaną wyśmienicie. Podoba mi się na tej płycie szczególnie fortepian, i wspólne brzmienie 3 lub momentami 4 instrumentów dętych. Podoba mi się pomysł na oszczędne i pełne dynamicznych zmian muzycznej akcji brzmienie i kompozycje, jak się domyślam, albo autorstwa lidera, albo będące dziełem całego zespołu. Żałuję, że mało miejsca dostał muzyk, którego usłyszałem na tej płycie chyba po raz pierwszy – gitarzysta Michał Zienkowski. Może na koncertach zagra więcej, choć zespół złożony z 8 muzyków to organizacyjne i finansowe wyzwanie, szczególnie w trudnych czasach.

Album jest niezłą muzyczną łamigłówką – możecie poszukiwać przeróżnych źródeł inspiracji, przypisywać sobie fragmenty muzyki do różnych jazzowych stylów, czy konkretnych zespołów. To jednak muzyka oryginalna, świeża i zupełnie nieskrępowana jakąś konkretną muzyczną konwencją czy tradycją.

Album jest doskonałą kontynuacją debiutanckiej płyty zespołu – „Don’t Hesitate!”, która do naszej radiowej Płyty Tygodnia się nie zmieściła. Właściwie mogę przyczepić się tylko do tego, że w dzisiejszych czasach wydawanie płyty kompaktowej zawierającej 34 minuty muzyki jest dość ryzykowne, znam single, które mają mniej więcej tyle muzyki, niektórzy klienci mogą poczuć się z tym nie najlepiej, uważam jednak, że lepiej wydać 34 minuty doskonałego materiału, niż 60 minut takiego sobie. Przypuszczam, że płyta powstała z myślą o formacie analogowym – wtedy wszystko by się zgadzało. Dlatego też analog wpisuję na początek mojej listy zakupów.

Emil Miszk & The Sonic Syndicate
Artificial Stupidity
Format: CD
Wytwórnia: Alpaka
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 0308175527811

22 czerwca 2020

John Coltrane & Don Cherry – The Avant-Garde

Album „The Avant-Garde” to jedna z najbardziej osobliwych płyt w bogatym katalogu nagrań Johna Coltrane’a. Niektórzy uważają, że powinna być raczej umieszczona w dyskografii Dona Cherry i że nazwisko Coltrane’a znalazło się na pierwszym miejscu jedynie z powodów czysto marketingowych. To oczywiście jest pewne nadużycie, bowiem album powstał w czasie, kiedy John Coltrane miał kontrakt z wytwórnią Atlantic i choć nie był od razu zaplanowany do wydania, to od samego początku nazwisko Coltrane’a było na pierwszym miejscu na okładce. Znam też osoby, które uważają, że to w zasadzie album Ornette Colemana, tylko akurat jego – lidera zespołu zabrakło na tej konkretnej sesji. W tym stwierdzeniu prawdy jest już trochę więcej, bowiem trzy z pięciu utworów na tej krótkiej płycie napisał Coleman, a kolejny – „Cherryco” Don Cherry, który w momencie powstania tego materiału w 1959 i 1960 roku nagrywał i koncertował z Colemanem.


John Coltrane nigdy niczego oficjalnego z Ornette Colemanem nie nagrał, tak więc album „The Avant-Garde” jest do dziś najbardziej doskonałym zbliżeniem muzycznych światów tych dwu wielkich muzyków. Dla fanów Coltrane’a album jest również ważny z wielu innych względów. To pierwsze nagranie Johna Coltrane’a po sesji do „Giant Steps”, choć płyta ukazała się dopiero po 6 latach, do dziś jest historycznie pierwszym studyjnym oficjalnym nagraniem Johna Coltrane’a grającego na sopranie, co prawda tylko w dwóch utworach, ale jednak to premiera nowego (przynajmniej w studiu) dla Coltrane’a instrumentu, zapowiadające nagrania w rodzaju „My Favourite Things”.

Kiedy zabrakło pomysłów na repertuar, muzycy sięgnęli, co dla mnie brzmi do dziś zaskakująco po „Bemsha Swing” Theloniousa Monka i Denzila Besta. Kiedy całkiem niedawno przygotowywałem odcinek cyklu CoverToCover o tej kompozycji, sięgnąłem po album „The Avant-Garde”, który w mojej muzycznej pamięci był czymś strasznie skomplikowanym i należącym do gatunku spontanicznego hałasu, za którym nie przepadam. Fakty są jednak inne, pewnie nie słyszałem tej płyty od kilkunastu lat. Dziś przypuszczam, że jedynie początek albumu – kompozycja Dona Cherry „Cherryco” jest częścią całkowicie zespołowo improwizowaną, reszta robi dziś na mnie wrażenie nieco bardziej przygotowanych i zorganizowanych partii oddanych do dyspozycji obu liderom.

Dalej trochę razi mnie brzmienie, które kojarzy mi się z nagrywaniem w kompletnej ciemności, bez wiedzy na temat miejsca ustawienia mikrofonów przeznaczonych dla trąbki i saksofonu. Chciałbym wierzyć, że przyczyną była ciemność w studiu, a nie nadmiar używek zmieniający w losowy sposób pozycję instrumentów w relacji do mikrofonów. Jednak jakość dźwięków rekompensuje te techniczne niedoskonałości. Zastanawiam się też i nawet próbowałem odnaleźć jakieś tropy w stosownych publikacjach, dlaczego Atlantic czekał aż 6 lat na publikację tak doskonałego materiału nagranego przez dwóch muzyków, z których każdy gwarantował wysoką, oczywiście jak na jazzowe standardy sprzedaż?

Z dzisiejszej perspektywy tytuł albumu wydaje się niezbyt dobrze oddawać charakter nagrania, „The Avant-Garde” to dziś raczej jazzowy mainstream. Nawet w 1966 roku, kiedy album po raz pierwszy się ukazał, materiał na nim umieszczony był raczej dość konserwatywny, jednak początek lat sześćdziesiątych to dużo zmian w muzyce Johna Coltrane’a i równie dużo nowych pomysłów w muzyce improwizowanej. Na osi czasu sesji Trane’a album należy umieścić krótko po „Giant Steps”. Zaledwie kilka miesięcy później powstał „Africa/Brass”, a kiedy album ukazał się po raz pierwszy w 1966 roku Coltrane nagrywał „Meditation” i „Expression”, a wydanie „The Avant-Garde” pewnie w ogóle go nie interesowało, bowiem o kontrakcie z Atlantic już dawno zapomniał, a muzycznie był już w zupełnie innym miejscu.

Z punktu widzenia fanów Ornette Colemana i Dona Cherry, muzyka na tej płycie może również wydawać się konserwatywna, będąc dobrym wstępem do muzycznego świata Colemana, który nie jest łatwy, ale z pewnością niezwykły i inspirujący. Tak więc „The Avant-Garde” z pewnością jest doskonałym uzupełnieniem każdej jazzowej kolekcji, choć często w zestawieniach najlepszych płyt lat sześćdziesiątych jest pomijany, bo zarówno w dyskografii Johna Coltrane’a, jak i Dona Cherry z tego okresu znajdziecie ciekawe płyty o większym znaczeniu historycznym.

John Coltrane & Don Cherry
The Avant-Garde
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic / Rhino / WEA
Data pierwszego wydania: 1966
Numer: SD 1451