06 listopada 2020

Black Magic Woman – CoverToCover Vol. 87

„Black Magic Woman” nie jest kompozycją Carlosa Santany. Choć wielu fanów artysty z pewnością uważa ten światowy przebój za utwór, który już na zawsze do niego należy. Tak w istocie jest od 1970 roku, kiedy ukazał się album „Abraxas”, na którym Santana połączył „Black Magic Woman” z jazzowym utworem „Gypsy Queen” Gabora Szabo, skomponował tą egzotycznie brzmiącą melodię przy okazji albumu „Spellbinder” w 1966 roku, zanim zaczął zajmować się raczej słabszej jakości popową komercją w latach siedemdziesiątych.



Carlos Santana pożyczył sobie „Gypsy Queen” od Gabora Szabo, a „Black Magic Woman” z repertuaru Fleetwood Mac. Utwór napisał Peter Green, a grupa Micka Fleetwooda wydała go na singlu w 1968 roku. Dziś trudno w to uwierzyć, ale utwór nigdy nie ukazał się na żadnej płycie Fleetwood Mac, która nie jest składanką ich największych przebojów. Kompozycja Greena, który miał spory talent do pisania przebojów, z czego korzystał Mick Fleetwood, w tym akurat przypadku też nie był do końca twórcą „Black Magic Woman”. Pomysł na melodię Green pożyczył sobie, co w tamtych czasach bywało jeszcze nazywane inspiracją, a nie zaraz i koniecznie plagiatem z kompozycji Otisa Rusha (choć niektóre źródła podają, że utwór napisali Otis Rush i Willie Dixon) zatytułowanej „All Your Love”. Green z początku zaprzeczał podobieństwom, ale później sam przyznał się do inspiracji, szczególnie, że „All Your Love” było w repertuarze The Bluesbreakers Johna Mayalla (w czasie przed Greenem, kiedy na gitarze solowej grał tam Clapton). Green grał z Mayallem utwór Otisa Rusha na koncertach.

„Black Magic Woman” wywindował album „Abraxas” Santany na szczyty list przebojów, a melodia powraca na koncertach do dzisiaj, będąc jednym z jego największych przebojów. Mimo tego, że we wszystkich wydaniach płyty jako główny wokalista widnieje Carlos Santana, na „Abraxas” śpiewa głównie Gregg Rolie i to jego głos usłyszycie na tym nagraniu. Doskonale napisany utwór mógł stać się wielokrotnie kopiowanym rockowym standardem, jednak tak mocno związał się z charakterystycznym brzmieniem gitary Santany, że ponoć nawet kiedy Fleetwood Mac w latach siedemdziesiątych, już po odejściu ze składu Petera Greena, usiłowali grać na koncertach swój hit, ludzie uznawali melodię za cover Santany. Grający wtedy z zespołem gitarzysta Danny Kirvan nie osiągnął wprawdzie nigdy poziomu Greena, ale i tak nawet, gdyby był mistrzem gitary, grając „Black Magic Woman” ludzie uznawaliby, że kopiuje Santanę.

Utwór: Black Magic Woman
Album: Black Magic Woman / The Sun Is Shining - single
Wykonawca: Fleetwood Mac
Wytwórnia: Blue Horizon
Rok: 1968
Numer: 5099746535124 (Fleetwood Mac Greatest Hits)
Skład: Peter Green – g, voc, harm, Jeremy Spencer – voc, sl g, p, perc, Danny Kirwan – voc, g, John McVie – bg, Mick Fleetwood – dr, perc.

Utwór: All Your Love
Album: ABC Of The Blues Volume 37
Wykonawca: Otis Rush (VA)
Wytwórnia: Membran / Hohner
Rok: 1959
Numer: 4011222331687
Skład: Otis Rush – voc, g, unknown – various.

Utwór: Black Magic Woman / Gypsy Queen
Album: Abraxas
Wykonawca: Carlos Santana
Wytwórnia: Columbia / Sony
Rok: 1970
Numer: 5099748954398
Skład: Carlos Santana – g, voc, Gregg Rolie – kbd, voc, David Brown – b, Michael Carabello – congas, Jose Chepito Areas – timb, congas, Mike Shrieve – dr.

04 listopada 2020

Thelonious Monk – Palo Alto

Odkrycie nieznanego wcześniej koncertu Theloniousa Monka jest kolejnym jazzowym świętym Graalem. W zeszłym roku odkrywaliśmy nieznane nagrania Johna Coltrane’a, ciągle kontynuowana jest seria koncertowych nagrań Milesa Davisa, a innych dawno zmarłych, choć z pewnością dalekich od zapomnienia jazzowych sław również dotyka od czasu do czasu plaga przypadkiem odkrytych nowych nagrań.

Wśród takich albumów w zasadzie mamy do czynienia z dwoma rodzajami produkcji. Do pierwszej z nich należy album „Palo Alto” Theloniousa Monka – to płyty równie dobre jak podobne z tego samego okresu działalności artysty. Druga kategoria, do której zdecydowanie album Monka nie należy, gromadzi wszystko to, co ukazać się nie powinno, żeby kategorii nie mnożyć, głównie albo z powodu nieudanej lub niezaakceptowanej przez artystę za życia jakości artystycznej nagrania, albo w przypadku nagrań koncertowych – pirackiego, czasem nielegalnego i zawsze technicznie przeszkadzającego w dobrym odbiorze muzyki nagrania.

Najnowszy album Monka mógłby ukazać się w jego podstawowej dyskografii w momencie, kiedy został w 1968 zarejestrowany. Koncert w szkole w Palo Alto nie był jakąś specjalną okazją ani wyjątkowym wydarzeniem. Nie miał też wyjątkowego programu. Koncert jakich w trasie wiele, choć akurat Monk z różnych niekoniecznie artystycznych przyczyn miewał ze znalezieniem pracy właściwie przez całą swoją karierę problemy. Albo nikt jego sztuki nie rozumiał, albo przez kłopoty z prawem nie miał umożliwiającej występy Cabaret Card, albo koncerty były, ale za daleko, a Monk raczej za podróżami nie przepadał.

Pod koniec kontraktu z Columbią, na przełomie 1967 i 1968 roku Monk wydał trzy albumy – „Straight, No Chaser”, „Underground” i „Monk's Blues”. Wszystkie z udziałem dokładnie tych samych muzyków, którzy wystąpili z nim na koncercie w Palo Alto. Na „Monk’s Blues” oprócz kwartetu usłyszycie też orkiestrę dowodzoną przez Olivera Nelsona. Tak więc „Palo Alto” to znany repertuar, w latach sześćdziesiątych Monk nie komponował zbyt wiele, znany skład i repertuar złożony z klasyków. Istotnie, ten album to tylko i aż kolejne nagranie Theloniousa Monka. Może fortepian nie był najlepszy – to przecież szkolna świetlica. Może Monk miał już najlepsze lata za sobą i fakt, że za koncert dostał tylko 500 dolarów na cały zespół sprawił, że nie przywiązywał do tego wieczoru jakieś specjalnej uwagi? Być może tak było, jednak to wszystko złożyło się na wyjątkowy obraz dojrzałego artysty, który swoje już w jazzie osiągnął i całkowicie na luzie, z doskonale zgranym zespołem zagrał swoje największe hity, a że czasu nikt nie ograniczał, to melodie rozbudowały się do wielominutowych utworów dających szansę wykazać się nie tylko liderowi, ale też pozostałym muzykom.

Monk ma w swoim dorobku świetne płyty koncertowe, niektóre ciekawsze ot „Palo Alto”, ale ja i tak biorę w ciemno. Monk to Monk i tyle.

Thelonious Monk
Palo Alto
Format: CD
Wytwórnia: Impulse! / Universal
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 602507112851

03 listopada 2020

Dariusz Oleszkiewicz – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Dariusz Oleszkiewicz, dziś częściej w Stanach Zjednoczonych Darek Oleszkiewicz, albo Darek Oles. Swoją muzyczną edukację zaczynał we Wrocławiu, ucząc się gry na fortepianie. Później zajął się gitarą i gitarą basową. Kontrabas, instrument na którym gra dzisiaj i który pozwolił mu na zrobienie światowej kariery jest więc jego czwartym w kolejności instrumentem. Darek Oleszkiewicz po raz pierwszy pojawił się na poważnej jazzowej scenie w 1983 roku na festiwalu Jazz Juniors w Krakowie. Już rok później zdobył na tym festiwalu, w wieku 21 lat trzy nagrody – indywidualną, zespołową (Still Another Sextet) i za najlepszą kompozycję. Zespół złożony ze studentów Wydziału Jazzu z Katowic miał w składzie Piotra Biskupskiego, Jerzego Głoda, Bronisława Dużego, Karola Szymanowskiego, Mateusza Pospieszalskiego i Darka Oleszkiewicza. Całkiem nieźle dziś wygląda ten studencki skład.

Po studenckich sukcesach Darek Oleszkiewicz szybko zaczął grać ze starszymi kolegami. Występował w zespołach Henryka Majewskiego, Tomasza Szukalskiego, Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Zbigniewa Namysłowskiego. Z tym ostatnim pojechał w 1986 roku na egzotyczne tourne do Meksyku. Tam poznał swoją przyszłą żonę i zamieszkał na krótko w Meksyku, a później w Kalifornii, gdzie studiował w California Institute Of Arts u Charlie Hadena, gdzie później jako wzorowy student został wykładowcą.

Darek Oleszkiewicz mieszka na stałe w Stanach Zjednoczonych od wielu lat, przyjeżdża jednak często do Europy z koncertami, a w Polsce nagrywa również z wieloma artystami. Po raz pierwszy wrócił do Polski po wyjeździe do Meksyku z Namysłowskim na dłużej w 1994 roku. Uczestniczył wtedy w nagraniach znakomitego składu Travelling Birds Quintet z Piotrem Wojtasikiem, Piotrem Baronem, Kubą Stankiewiczem i Cezarym Konradem. W tym samym czasie grał również z Januszem Muniakiem, co zostało udokumentowane na płycie „Not So Fast”.

W tym samym czasie powstał w Los Angeles dowodzony przez Oleszkiewicza Los Angeles Jazz Quartet, w którym znaleźli się gitarzysta Larry Koonse, saksofonista Chuck Manning i perkusista Kevin Tullius. Z tym zespołem i jego muzykami Darek Oleszkiewicz nagrał w Stanach Zjednoczonych kilka dobrze przyjętych albumów. Na koncertach, w Stanach Zjednoczonych i w Europie grał między innymi z Bradem Mehldauem, Lee Konitzem, Joe Lovano, Charlesem Lloydem, Alice Coltrane, Billy Higginsem i wieloma innymi uznanymi na świecie muzykami. Wielokrotnie słyszałem i czytałem, że Darek Oleszkiewicz jest niezwykle zajętym i docenianym przez jazzowe środowisko Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych basistą sesyjnym i muzykiem, którego, jak tylko ma wolne terminy warto zabrać ze sobą w trasę. Ostatnio, zanim ustała działalność koncertowa, był członkiem tria Pata Metheny’ego. W 2020 roku miał pojawić się w Europie z Peterem Erskine’m. Czy te występy się kiedyś jeszcze odbędą, dziś nadal nie wiadomo.

W dorobku Darka Oleszkiewicza znajduje się z pewnością ponad 100 albumów nagranych po obu stronach Atlantyku. Fantastyczny warsztat i muzykalność połączona ze zdolnościami kompozytorskimi i zmysłem improwizacyjnym pozwała Oleszkiewiczowi łączyć pracę muzyka sesyjnego z własnymi nagraniami, zarówno z Los Angeles Jazz Quartet, jak i pod własnym nazwiskiem.

Oleszkiewicz debiutował w roli lidera płytą „Like a Dream” w 2004 roku. To istotnie marzenie. W składzie zespołu znaleźli się nie tylko członkowie jego Los Angeles Jazz Quartet, ale też Brad Mehldau i utytułowany Bennie Maupin, który nagrał kilkanaście płyt z Herbie Hancockiem i cztery z Milesem Davisem (w tym „Bitches Brew”). Kilkanaście miesięcy wcześniej Oleszkiewicz zagrał na płycie Brada Mehldaua „Largo”, w jednym z utworów na drugim kontrabasie zagrał na tej płycie Larry Grenadier.

W 2010 roku Darek Oleszkiewicz razem z Peterem Erskinem, Bobem Mintzerem i Alanem Pasqua nagrali album "Standards 2: Movie Music”. W 2016 roku niezwykle osobistą płytę nagraną solo na kontrabasie poświęcił pamięci swojego nauczyciela – Charlie Hadena („Blues For Charlie”). Album powstał kilka miesięcy po śmierci Hadena. Zaledwie kilka tygodni temu ukazała się najnowsza solowa płyta Darka Oleszkiewicza – „The Promise”. Kolejny projekt na kontrabas solo to autorski wybór kompozycji Johna Coltrane’a, do którego muzyki Oleszkiewicz zbliżył się najbliżej jak dzisiaj jest to możliwe, nie tylko studiując jego nagrania, ale też występując na scenie z niemal każdym członkiem rodziny Coltrane’a, który zajmuje się muzyką (Alice Coltrane, Ravi Coltrane, Oran Coltrane i Michelle Coltrane). Grał też z muzykami, którzy byli istotnymi partnerami Coltrane’a w jego muzycznej drodze – między innymi z Billy Higginsem, Curtisem Fullerem, Horace Silverem i oczywiście Charlie Hadenem.

Darek Oleszkiewicz doskonale odnajduje się również w zespołach akompaniujących wokalistkom. Od lat współpracuje z Agą Zaryan. Nagrał też kilka świetnych płyt z wokalistką może mało znaną w Europie, ale niezwykle popularną w Azji – Jacinthą Abisheganaden, która swoje albumy poświęca często jazzowym mistrzom – „Autumn Leaves -- The Songs Of Johnny Mercer”, „Here's To Ben - A Vocal Tribute To Ben Webster”, „Jacintha Is Her Name - Dedicated To Julie London” i „Jacintha Goes to Hollywood” z zestawem hitów filmowych, które stały się jazzowymi standardami.

Oleszkiewicz pracował też przy kilku projektach z ostatnim pianistą, który grał z Milesem Davisem przed jego śmiercią, Japończykiem Kei Akagi. Razem z Akagi i wyśmienitym Joe LaBarberą, wieloletnim współpracownikiem Billa Evansa, nagrali w 1998 roku album „New Smiles and Traveled Miles” stanowiący jeden z najlepszych wyborów kompozycji granych przez Milesa w różnych okresach jego kariery. Co prawda Kei Akagi, to nie Bill Evans, ale sekcja Oleszkiewicz/LaBarbera jest moim zdaniem ciekawsza niż ta, która nagrała kilkanaście płyt z Evansem – Marc Johnson / Joe LaBarbera.

Darek Oleszkiewicz należy do tych Mistrzów Polskiego Jazzu, którzy z pewnością jeszcze nie raz nas zaskoczą. Mam nadzieję, że ograniczenie działalności koncertowej, Oleszkiewicz ostatnio grał trasy z Patem Metheny i Peterem Erskinem, a to potrafią być przecież wielomiesięczne eskapady po całym świecie, da czas potrzebny na nagranie kolejnych albumów równie ciekawych jak „The Promise”, nasza niedawna Płyta Tygodnia.

01 listopada 2020

Borys Janczarski & Rasul Siddik 4Tet – Contemplation

Od razu muszę zdradzić mały sekret. Jeśli ktoś umieszcza na swoim albumie jakąkolwiek kompozycję Jima Peppera, to od razu ma u mnie połowę recenzenckiej gwiazdki tylko za to. Lista mało znanych genialnych muzyków, których dotyczy ta reguła zawiera jeszcze kilka nazwisk. Jeśli chcecie ją poznać – przeczytajcie tekst do końca. Borys Janczarski i Rasul Siddik zarobili takie pół gwiazdki za najbardziej znaną kompozycję Peppera – „Witchi Tai To”. Jednak nawet bez tego nagrania album byłby świetną muzyczną propozycją.

Kwartet, który pewnie powstał tylko na ten jeden jedyny koncert – jeden z ostatnich rejestrowanych wydarzeń, jakie odbyły się w warszawskim 12/14 przed epidemiczną przerwą – w styczniu 2020 roku. Tytuł płyty pochodzi od otwierającej koncert kompozycji McCoy Tynera, który zmarł w marcu tego roku i któremu muzycy postanowili zadedykować ten album. Siedem utworów to klasyki współczesnego jazzu – Woody Shaw, Charles Mingus, Don Cherry i Joe Henderson, oraz wymienieni już – Jim Pepper i McCoy Tyner. Do tego jednak kompozycja Rasula Siddika. Grający na trąbce i flecie znany w świecie jazzowej awangardy muzyk sięgnął w ten sposób do korzeni jazzowej awangardy. Doskonały zespół sprawił, że powstał album zupełnie ponadczasowy, który mógłby zostać nagrany w połowie lat sześćdziesiątych, kiedy autorzy prezentowanych kompozycji byli u szczytu swoich twórczych możliwości.

Soczyste, męskie, granie klasycznego jazzowego duetu trąbki i saksofonu tenorowego uzupełnia sekcja łącząca doświadczenie (Kazimierz Jonkisz) z młodością – Michał Jaros. Zespołowi udało się osiągnąć fantastyczną równowagę pomiędzy całkowicie spontaniczną improwizacją i powstrzymaniem się od nadmiaru zbędnych dźwięków, które sprawiają, że przed wysłuchaniem albumu trzeba dla równowagi spędzić poprzednią godzinę w całkowitej ciszy. Nie wystarczy zagrać dużo, trzeba zagrać z sensem i pomysłem, co udało się w czasie koncertu zarejestrowanego na płycie „Contemplation”, która jest kolejną już w tym roku po albumach Wojciecha Majewskiego i Ulfa Johanssona Werre produkcją Fortune na absolutnie światowym poziomie.

„Contemplation” to album prawdziwy, równie solidny, co zachwycający. Choć nie jest to zachwyt wynikający z jakiś szczególnie błyskotliwych momentów, niespodziewanych zwrotów akcji, czy innowacyjnych rozwiązań formalnych. Muzycy pokazują, że można zaskoczyć i zachwycić słuchaczy solidnością, rzetelnością i przede wszystkim prawdziwą emocją i wielkich szacunkiem dla mistrzów gatunku, których kompozycje zostały na koncercie zespołu Janczarskiego i Siddika wykorzystane, jako podstawa grupowej zabawy muzyką.

Na koniec obiecana podpowiedź – lista niedocenionych geniuszy – Barney Wilen, Herbie Nichols, Phineas Newborn Jr. i Jim Pepper. Skompletowanie ich dyskografii jest niełatwym, ale wartym zachodu wysiłkiem. Odniesienia do ich twórczości zwiększają moją osobistą sympatię do każdego albumu o wspomniane pół gwiazdki. Jednak zagrać też trzeba. Z niecierpliwością czekam na kolejne jazzowe propozycje Fortune – wytwórni, która wydaje teraz chyba trochę mniej, niż kilka lat temu, ale dla mnie zdecydowanie ciekawszych płyt.

Borys Janczarski & Rasul Siddik 4Tet
Contemplation
Format: CD
Wytwórnia: Fortune Productions
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 5906395808625