Owa dostępność, słowo – klucz,
które pojawia się w mojej głowie, kiedy słyszę muzykę ciekawą, a jednocześnie
posiadającą czytelną i wpadającą w ucho melodię. A jeszcze prościej – taką,
która będąc daleką od banału pozostaje dostępna dla wszystkich tych, którzy na
hasło jazz uciekają gdzie pieprz rośnie.
„Herbie Mann At The Village Gate”
to nagranie koncertowe z 1961 roku. To krótka płyta, zaledwie 3 kompozycje,
razem niewiele ponad 38 minut muzyki. To pewnie jeden set z dłuższego koncertu.
Więcej się nie zachowało. We współczesnych wydaniach tego albumu nie ma żadnych
dodatkowych nagrań. Z pewnością nie dlatego, że pozostałe sety były nieudane,
tak przynajmniej myślę. Zwyczajnie tyle zmieściło się na płytę długogrającą.
Z tą płytą jest tak, że zanim
muzyka się na dobre rozkręci, to już się kończy. Miejsca jest wprawdzie dosyć
na świetne improwizacje lidera i kontrabasowe intro w wykonaniu Bena Tuckera,
ale jednak pewne poczucie niedosytu związane z długością albumu pozostaje.
Herbie Mann często grał w
towarzystwie kongów i innych egzotycznych instrumentów perkusyjnych. Tym razem
jest podobnie. Hipnotycznie snujące się rytmy uzupełnione snującymi się wokół
melodii dźwiękami wibrafonu (Hagood Henry) tworzą świetny podkład dla miękkiego
brzmienia fletu lidera, który mimo tego, że często grywał na różnego rodzaju
fletach drewnianych, tym razem cały koncert zagrał na klasycznym flecie
koncertowym.
Dziś łatwo nazwać taki album
muzyką świata. To amerykańskie klasyki – „Summertime” i „It Ain’t Necessarily So”
uzupełnione o jedną kompozycję Bena Tuckera z niewiele wcześniej nagranego
albumu studyjnego Herbie Manna. Klasyki zagrane nietypowo. Pełne nut
afrykańskich, kubańskich i fletu przypominającego brzmienie klarnet. Jest też
fragment zagrany na dwa kontrabasy (Ben Tucker i Ahmed Abdul-Malik). We
fragmentach „It Ain’t Necessarily So” usłyszymy flet rodem z pradawnych
kadryli.
Jakże wiele takich projektów jest
jedynie krzywo pozszywanym patchworkiem różnych brzmień i inspiracji. Tutaj
jest zupełnie inaczej. Może „Summertime” nie jest moim ulubionym wykonaniem tej
kompozycji – dla mnie za mało tu tematu, który lubię. Za to „It Ain’t
Necessarily So” jest jednym z tych wykonań tej kompozycji, do których często wracam.
Za każdym razem z myślą o prezentacji radiowej. Za każdym razem też z takiej
prezentacji rezygnuję, bo to aż 20 minut muzyki, muzyki w mojej ocenie
najwyższej próby. Ja jednak za bardzo lubię mikrofon, żeby wytrwać w studiu 20
minut tylko z muzyką. W związku z tym ten utwór pozostanie pewnie na zawsze
moją muzyczną tajemnicą. Chyba, że uwierzycie mi na słowo i kupicie sobie album
wierząc, że mam rację.
Oryginalnego wstępniaka do płyty
wydanej w 1964 roku napisał sam Willis Conover, więc nie była to w swoim czasie
zupełnie zapomniana produkcja. To jedna z tych płyt, które należy natychmiast
kupić, jeśli znajdziecie gdzieś na sklepowej półce, bo z pewnością nie jest
stałą pozycją w archiwalnym katalogu wytwórni Atlantic. Teraz akurat jest
dostępny w serii Atlantic Masters.
Herbie Mann
Herbie Mann At The Village Gate
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic
Numer:081227659523
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz