13 lutego 2022

Almost Like Being In Love – CoverToCover Vol. 164

 Piosenka powstała w 1947 roku z myślą o musicalu „Brigadoon”, którego tytuł jest nazwą miejscowości, w której autor książki na podstawie której przygotowano przedstawienie – Alan Jay Lerner umieścił akcję swojej opowieści. Lerner napisał również teksty piosenek do przedstawienia, w tym do najczęściej do dziś nagrywanego przeboju z tej sztuki – „Almost Like Being In Love”. Przedstawienie w słynnym Ziegfeld Theatre na Boradwayu w oryginalnej wersji wystawiono ponad 500 razy, więc z pewnością autorzy zarobili na sztuce spore pieniądze. W oryginalnej, pierwszej obsadzie, piosenkę na scenie śpiewali David Brooks i Marion Bell. Dla obojga aktorów główna rola w „Brigadoon” była najważniejszym osiągnięciem w ich artystycznym życiu. Zachowały się studyjne nagrania ich wspólnego wykonania, choć do końca nie jest jasne, w jakich okolicznościach powstały – raczej nie na scenie w Ziegfeld, w latach czterdziestych takich nagrań nikt nie robił, raczej zapraszano aktorów do nowojorskich studiów nagraniowych. Muzykę do całego przedstawienia, w tym do „Almost Like Being In Love” napisał Frederick Loewe, autor oprawy muzycznej między innymi „My Fair Lady” i „Gigi”.

Kilka lat później, w 1954 roku powstał film na bazie książki Lernera i przedstawienia z Gene’m Kelly’m w roli głównej. W tym czasie jedyna do dziś wspominana piosenka z przedstawienia – „Almost Like Being In Love” była już znanym przebojem, choć ciągle czekała na swoje najlepsze jazzowe wersje. Między 1947 i 1954 rokiem pojawiły się nagrania tej kompozycji w wykonaniu Joe Stafford, Mildred Bailey, Franka Sinatry i Nat King Cole’a. Pierwszych jazzowych, instrumentalnych adaptacji melodii Fredericka Loewe dokonali Lester Young z Oscarem Petersonem i Charlie Parker w 1952 roku. Te nagrania wprowadziły melodię znaną z list przebojów na jazzowe salony. Wkrótce pojawiły się równie udane nagrania Lee Konitza z Gerry Mulliganem („Lee Konitz And The Gerry Mulligan Quartet” z 1954 roku), Sonny Rollinsa z The Modern Jazz Quartet, Reda Garlanda i Arta Blakey’a, a także wiele innych. Do dziś powstało kilkaset nagrań zarówno instrumentalnych, jak i z tekstem Lernera. Ja wybieram jedną z piękniej zaśpiewanych starszych wersji w wykonaniu Johnny Hartmana i współczesną zaśpiewaną w 2020 roku przez Jamesa Taylora. Wśród wokalistów i wokalistek jazzowych śpiewających „Almost Like Being In Love” znajdziecie wszystkie największe nazwiska z Ellą Fitzgerald na czele („Ella Sings Broadway”). Moim zdaniem ciekawszy jest jednak zbiór rejestracji instrumentalnych, w audycji grają Charlie Parker, Lester Young z Oscarem Petersonem i Chet Baker, który utworom duetu Lerner – Loewe poświęcił cały album („Plays The Best Of Lerner & Loewe” z 1959 roku). Warto również sięgnąć po nagrania J. J. Johnsona, Errolla Garnera i Buda Powella, a wśród tych nowocześniejszych po płyty Harolda Maberna („Fantasy”), Marciala Solala („Balade du 10 Mars”) i ciekawostkę – płytę Hugo Rasmussena „Hugo... Partly Live”.

Utwór: Almost Like Being In Love
Album: Unforgettable Songs By Johnny Hartman
Wykonawca: Johnny Hartman
Wytwórnia: Impulse! / MCA / GRP
Rok: 1966
Numer: 011105015226
Skład: Johnny Hartman – voc, Jules Chaikin – tp, Freddie Hill – tp, Melvin Moore – tp, Bud Brisbois – tp, Al Porcino – tp, Mike Barone – tromb, John Ewing – tromb, Lester Robertson – tromb, Ernie Tack – tromb, Anthony Ortega – as, Harold Land – ts, Teddy Edwards – ts, Curtis Amy – ts, Jack Nimitz – bs, Mike Melvoin – p, Herb Ellis – g, Jimmy Bond – b, Stan Levey – dr, Gerald Wilson – cond, arr.

Utwór: Almost Like Being In Love
Album: Lester Young With The Oscar Peterson Trio
Wykonawca: Lester Young With The Oscar Peterson Trio
Wytwórnia: Norgran / Verve / Polygram
Rok: 1952
Numer: 731452145123
Skład: Lester Young – ts, Oscar Peterson – p, Barney Kessel – g, Ray Brown – b, J. C. Heard – dr.

Utwór: Almost Like Being In Love
Album: Bird: The Complete Charlie Parker On Verve
Wykonawca: Charlie Parker
Wytwórnia: Verve / Polygram
Rok: 1952
Numer: 042283715028
Skład: Charlie Parker – as, Jimmy Maxwell – tp, Al Porcino – tp, Carl Poole – tp, Bernie Privin – tp, Bill Harris – tromb, Lou McGarity – tromb, Bart Varsalona – tromb, Harry Terrill – as, Murray Williams – as, Hank Ross – ts, Flip Phillips – ts, Danny Bank – bs, Oscar Peterson – p, Freddie Green – g, Ray Brown – b, Don Lamond – dr.

Utwór: Almost Like Being In Love
Album: Plays The Best Of Lerner & Loewe
Wykonawca: Chet Baker
Wytwórnia: Fantasy / OJC / Universal
Rok: 1959
Numer: 888072345997
Skład: Chet Baker – tp, Herbie Mann – ts, fl, Zoot Sims – ts, Pepper Adams – bs, Bob Corwin – p, Earl May – b, Clifford Jarvis – dr.

Utwór: Almost Like Being In Love
Album: American Standard
Wykonawca: James Taylor
Wytwórnia: Fantasy / Universal
Rok: 2020
Numer: 888072145719
Skład: James Taylor – voc, g, John Pizzarelli – g, Jerry Douglas – dobro, Walt Fowler – tp, flug, Lou Marini – cl, sax, Larry Goldings – kbd, hamm, Stuart Duncan – viol, Jimmy Johnson – b, Viktor Krauss – b, Steve Gadd – dr, Luis Conte – perc, Andrea Zonn – bvoc, Arnold McCuller – bvoc, Dorian Holley – bvoc, Kate Markowitz – b voc.

12 lutego 2022

All Blues – CoverToCover Vol. 163, 166-170

 Legendarny utwór napisał Miles Davis przy okazji nagrywania „Kind Of Blue”. Później grywał go wielokrotnie w latach sześćdziesiątych, a niemal każde z zachowanych oficjalnych nagrań koncertowych jest równie doskonałe jak oryginał studyjny wydany na jednej z najsłynniejszych jazzowych płyt wszechczasów. W niedalekiej przyszłości z okazji 30 rocznicy śmierci Milesa Davisa zamierzam przygotować cały tydzień z „All Blues” w cyklu CoverToCover. Nie potrafię do półgodzinnej audycji wybrać najlepszego nagrania koncertowego Milesa, a każde z nich ma co najmniej 15 minut. Na saksofonie mogą towarzyszyć Milesowi John Coltrane i Julian Cannonball Adderley, George Coleman, Wayne Shorter albo Sonny Stitt, każdy z nich wypada znakomicie.

Oczywiście granie „All Blues” skończyło się wraz z rozpoczęciem elektrycznego okresu Milesa. Później już chyba nigdy nie zagrał swojego najsłynniejszego tematu, może za wyjątkiem krótkich cytatów gdzieś w solówkach. W kilka lat po premierze „Kind Of Blue” Oscar Brown Jr. napisał tekst do „All Blues”, ale wersja wokalna jakoś się specjalnie nie przyjęła.

Wszystkie fantastyczne nagrania Milesa Davisa z saksofonistami stworzyły wzorzec z pozoru niezmienialny. Jednak jazz to niezwykle elastyczna formuła. Kontrabas solo – proszę bardzo – Charnett Moffett z albumu „The Bridge: Solo Bass Works”. Dwa kontrabasy też mogą być – na przykład Michael Moore i Rufus Reid („Doublebass Delight”). Duet gitarowy – proszę bardzo - Larry Coryell i Bireli Lagrene („Bireli Lagrene - Special Guests - Larry Coryell - Miroslav Vitous”). Klasyczne gitarowe combo z Hammondem – Pat Martino i Joey DeFrancesco – „Live At Yoshi’s”. Trio fortepianowe – Włodek Pawlik na płycie „Standards Live Vol. 2”. Skrzypce w roli głównej – Michał Urbaniak w kilku różnych konfiguracjach. Bas i fortepian bez bębnów – Gary Peacock i Marc Copland. Duża orkiestra – Vince Mendoza. Fortepian z saksofonem w duecie – Michael Wollny i Heinz Sauer. Co ciekawe, jedynym ze znanych trębaczy, który odważył się sięgnąć po „All Blues” w projekcie, który nie jest wspominkami Milesa Davisa był Freddie Hubbard. To wszystko już w przyszłym tygodniu, który w całości będzie poświęcony „All Blues”.

Vol. 163:

Utwór: All Blues
Album: Kind Of Blue
Wykonawca: Miles Davis
Wytwórnia: Columbia / Sony
Rok: 1959
Numer: 5099706493525
Skład: Miles Davis – tp, Julian Cannonball Adderley – as, John Coltrane – ts, Bill Evans (Piano) – p, Paul Chambers – b, Jimmy Cobb – dr.

Utwór: All Blues
Album: The Bridge: Solo Bass Works
Wykonawca: Charnett Moffett
Wytwórnia: Motema
Rok: 2013
Numer: 181212000663
Skład: Charnett Moffett – b.

Utwór: All Blues
Album: State Of Nature
Wykonawca: Stanley Jordan
Wytwórnia: Mack Avenue
Rok: 2008
Numer: 673203104020
Skład: Stanley Jordan – g, p, Charnett Moffett – b, David Haynes – dr.

Vol. 166:

Utwór: All Blues
Album: The Complete Live At The Plugged Nickel 1965 (Disc 7) - December 23 1965 Fourth Set
Wykonawca: Miles Davis
Wytwórnia: Columbia / Legacy / Sony
Rok: 1965
Numer: 074646695524
Skład: Miles Davis – tp, Wayne Shorter – ts, Herbie Hancock – p, Ron Carter – b, Tony Williams – dr.

Utwór: All Blues
Album: Standards Live Vol. 2
Wykonawca: Włodek Pawlik with Zbigniew Wegehaupt & Cezary Konrad
Wytwórnia: Polonia
Rok: 1996
Numer: CD 097
Skład: Włodek Pawlik – p, Zbigniew Wegehaupt – b, Cezary Konrad – dr.

Vol. 167:

Utwór: All Blues
Album: The Complete Concert 1964 My Funny Valentine + Four & More
Wykonawca: Miles Davis
Wytwórnia: Columbia / Legacy / Sony
Rok: 1964
Numer: 07464488212
Skład: Miles Davis – tp, George Coleman – ts, Herbie Hancock – p, Ron Carter – b, Tony Williams – dr.

Utwór: All Blues
Album: Live At Yoshi’s
Wykonawca: Pat Martino
Wytwórnia: Blue Note
Rok: 2001
Numer: 724349974920
Skład: Pat Martino – g, Joey DeFrancesco – hamm, Billy Hart – dr.

Utwór: P.S. (All Blues)
Album: Blublula
Wykonawca: Stanisław Sojka
Wytwórnia: Polskie Nagrania / Warner Bros.
Rok: 1981
Numer: 0190295960100
Skład: Stanisław Sojka – voc, Wojciech Karolak – p, Zbigniew Wegehaupt – b, Czesław Mały Bartkowski – dr.

Vol. 168:

Utwór: All Blues
Album: In Stockholm 1960 Complete
Wykonawca: Miles Davis, John Coltrane & Sonny Stitt
Wytwórnia: Dragon
Rok: 1960
Numer: 7391953002283
Skład: Miles Davis – tp, Sonny Stitt – ts, Wynton Kelly – p, Paul Chambers – b, Jimmy Cobb – dr. 

Utwór: All Blues
Album: Insight
Wykonawca: Gary Peacock & Marc Copland
Wytwórnia: Pirouet
Rok: 2009
Numer: 4260041180413
Skład: Gary Peacock - b, Marc Copland – p.

Utwór: All Blues
Album: Bireli Lagrene - Special Guests - Larry Coryell - Miroslav Vitous
Wykonawca: Bireli Lagrene / Larry Coryell / Miroslav Vitous
Wytwórnia: Jazz Point
Rok: 1986
Numer: 722746704928
Skład: Bireli Lagrene – g, Larry Coryell – g, Miroslav Vitous – b.

Vol. 169:

Utwór: All Blues
Album: Live In Zurich 1960
Wykonawca: Miles Davis Quintet
Wytwórnia: Jazz Unlimited
Rok: 1960
Numer: 717101203123
Skład: Miles Davis – tp, John Coltrane – ts, Wynton Kelly – p, Paul Chambers – b, Jimmy Cobb – dr.

Utwór: All Blues
Album: Blauklang
Wykonawca: Vince Mendoza
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2007
Numer: 614427946522
Skład: Vince Mendoza – conductor, Markus Stockhausen – tp, Claudio Puntin – cl, sax, Steffen Schorn – cl, sax, Frank Sackenheim – sax, Arkady Shilkloper – French horn, Jon Sass – tuba, Nguyen Le – g, Lars Danielsson – b, Ulla Van Daelen – harp, Christopher Dell – vib, Peter Erskine – dr, String Quartet Red Urg 4 (strings): Christine Rox, Thorun Osk Marinosdottir, Gerdur Gunnarsdottir, Daniel Raabe.

Vol. 170:

Utwór: All Blues
Album: Miles Davis At Newport: 1955 - 1975: The Bootleg Series, Vol. 4
Wykonawca: Miles Davis
Wytwórnia: Columbia / Legacy / Sony
Rok: 1960
Numer: 888750819529
Skład: Miles Davis – tp, Wayne Shorter – ts, Wynton Kelly – p, Paul Chambers – b, Jimmy Cobb – dr.

Utwór: All Blues
Album: Flamenco Sketches
Wykonawca: Chano Dominguez
Wytwórnia: Blue Note
Rok: 2012
Numer: 5099967945320
Skład: Chano Dominguez – p, Mario Rossy – b, Blas Kejio Cordoba – voc, perc, Israel Pirania Suarez – perc, Tomas Tomasito Moreno – perc.

Utwór: All Blues
Album: 4 Generations Of Miles - Recorded Live In New York City
Wykonawca: George Coleman / Mike Stern / Ron Carter / Jimmy Cobb
Wytwórnia: Chesky
Rok: 2002
Numer: 090368023827
Skład: George Coleman – ts, Mike Stern – g, Ron Carter – b, Jimmy Cobb – dr.

11 lutego 2022

Pod Papugami – CoverToCover Vol. 162

Utwór oczywiście wszyscy kojarzą z Czesławem Niemenem. W sumie to słusznie, choć nie jest on ani autorem kompozycji, ani jego pierwszym wykonawca. „Pod Papugami” skomponował Mateusz Święcicki do tekstu Bogusława Choińskiego i Jana Gałkowskiego. Duet tekściarzy, którzy stworzyli słynny tekst ma w swoim dorobku sporo przebojów, jednak dziś z nich wszystkich uchował się w pamięci słuchaczy raczej tylko przebój Niemena.

Pierwszym wykonawcą piosenki była grupa Czerwono-Czarni. Skład zespołu działającego od 1960 roku często się zmieniał. Pierwszym wokalistą, który zaśpiewał „Pod Papugami” był Józef Ledecki. Jego niższy niż Niemena głos sprawił, że utwór stał się melodyjną balladą w niczym nieprzypominającą późniejszego nagrania Niemena. Czerwono Czarni nagrali w 1963 roku wersję wokalną z Ledeckim i instrumentalną. Obie ukazały się na modnych wtedy tzw. czwórkach, ale nie zrobiły jakiejś szczególnej kariery.

Czesław Niemen po raz pierwszy zaśpiewał „Pod Papugami” w 1963 roku, krótko po nagraniu Czerwono Czarnych, z udziałem zespołu Bossa Nova Combo. Zmienił trochę tekst i zdecydowanie przyspieszył utwór. To nagranie znajdziecie dziś na licznych kompilacjach wczesnych przebojów Niemena. Wersja, którą znają chyba wszyscy, powstała 5 lat później i ukazała się na płycie Niemena wydanej w 1969 roku z zespołem Akwarele („Czy mnie jeszcze pamiętasz?”). W okresie od współpracy z Bossa Nova Combo do końca lat sześćdziesiątych Niemen przeżywał fascynację twórczością Otisa Reddinga. Śpiewał jego covery. Soulowe inspiracje słychać na płycie z 1969 roku. Ciekawą przygodą jest porównanie obu nagrań.

Mimo przeróżnych perturbacji natury prawnej, wiele kompozycji z repertuaru Czesława Niemena znajduje się dziś w repertuarze wykonawców jazzowych. Piosenki po – tak przecież zaczynał utwór „Pod Papugami”, były w latach sześćdziesiątych pisane jeszcze ciągle staranniej. Dlatego też wielu z nich można dzisiaj użyć jako podstawy i inspiracji do jazzowych improwizacji. Nie bez znaczenie jest też fakt, że dla wielu współczesnych gwiazd polskiego jazzu Niemen to muzyka młodości.

Artur Dutkiewicz przygotował w 2009 roku cały album z autorskimi interpretacjami przebojów znanych z repertuaru Niemena, w większości ułożony z kompozycji jego autorstwa. Nie mogło jednak zabraknąć słynnej kompozycji Święcickiego. Podobnie na płycie tria Jarosław Śmietana / Wojciech Karolak / Adam Czerwiński nazwanej „Polish Standards”. Gdyby Święcicki mieszkał w centrum Nowego Jorku, a nie w Polsce, być może „Pod Papugami” byłoby dziś piosenką tytułową jakiegoś znanego na całym świecie musicalu? Tak mamy wyśmienity polski standard, z gościnnym udziałem Janusza Muniaka w nagraniu tria Jarka Śmietany, w dodatku z pewnymi szansami na międzynarodową popularność. „Pod Papugami” ma bowiem tekst po portugalsku przygotowany przez wokalistę i gitarzystę Guilerme Coimbrę i nagrany z udziałem między innymi Marka Napiórkowskiego i Macieja Sikały. Niestety nie potrafię ocenić jakości tłumaczenia, jednak brzmi jak materiał na światowy przebój. Może kiedyś się uda, na razie mamy wybitny Polish Standard zgodnie z tytułem płyty Śmietany i Karolaka. Pierwszym z tych nagrań, które nie zmieściły się w audycji jest wspólna rejestracja Czesława Niemena i Michała Urbaniaka z amerykańskiej płyty „Extravaganza”, być może dziś brzmiąca nieco zbyt sztucznie, ale muzycznie również ciekawa.

Utwór: Pod Papugami
Album: Czy mnie jeszcze pamiętasz?
Wykonawca: Czesław Niemen & Akwarele (Niemen od początku I)
Wytwórnia: Polskie Nagrania
Rok: 1969
Numer: 5050466240620
Skład: Czesław Niemen – voc, org, Ryszard Podgórski – tp, Zbigniew Szyc – sax, Marian Zimiński – p, Tomasz Jaśkiewicz – g, Tadeusz Gogosz – bg, Tomasz Butowtt – perc.

Utwór: Pod Papugami
Album: Niemen Improwizacje
Wykonawca: Artur Dutkiewicz
Wytwórnia: Pianoart
Rok: 2009
Numer: 5907760035011
Skład: Artur Dutkiewicz – p, Darek Oleszkiewicz – b, Sebastian Frankiewicz – dr.

Utwór: Pod Papugami
Album: Polish Standards
Wykonawca: Jarosław Śmietana / Wojciech Karolak / Adam Czerwiński
Wytwórnia: JSR
Rok: 2007
Numer: CD JSR 007
Skład: Jarosław Śmietana – g, Wojciech Karolak – hamm, Adam Czerwiński – dr, Janusz Muniak – ts, Thomas Celis Sanchez – perc.

Utwór: Mocidade (Pod Papugami)
Album: Ipanema Rainbow
Wykonawca: Guilherme Coimbra
Wytwórnia: Power Bros
Rok: 1996
Numer: PB 00141
Skład: Guilherme Coimbra – voc, g, Maciej Sikała – sax, Marek Napiórkowski – g, Jacek Niedziela-Meira – b, Adam Lewandowski – dr.

10 lutego 2022

Black Coffee – CoverToCover Vol. 161

Utwór napisała para Sonny Burke – Paul Francis Webster w 1948 roku do tak zwanej szuflady. Co dość nietypowe i czego chyba w sumie żałowali autorzy, utwór od razu trafił do jazzowego świata. Dwa premierowe, niemal równocześnie zarejestrowane nagrania z 1949 roku, które co prawda nie zdobyły jakiejś znaczącej popularności, jednak pozwoliły zwrócić uwagę innych wykonawców na „Black Coffee” należy zapisać na konto Sarah Vaughan i Elli Fitzgerald.

Jednak nawet z tak wyśmienitym podwójnym startem, w 1949 roku chyba tylko Bing Crosby i Frank Sinatra zapewniali lepszy, piosenka na kilka lat została zapomniana. Nie znalazła się też chyba w żadnym znaczącym amerykańskim filmie z tego okresu. W 1953 roku „Black Coffee” nagrała Peggy Lee, w której wykonaniu piosenka po raz pierwszy została przebojem. To oznaczało początek współpracy Sonny Burke’a z piosenkarką, razem mieli kilka lat później napisać muzykę do filmu Disneya „Lady And The Tramp”, czyli w nieco kulawym polskim tłumaczeniu „Zakochany kundel”.

Od momentu nagrania „Black Coffee” przez Peggy Lee utwór wszedł na jazzowe salony. Był i do dziś jest nagrywany przez wokalistki i w wersjach instrumentalnych. Miał również swoją wyjątkową chwilę w Polsce, kiedy powszechnie lubiana noblistka Wisława Szymborska przyznała, że „Black Coffee” w wykonaniu Elli Fitzgerald (z lat sześćdziesiątych) to jej ulubiona piosenka, którą odtworzono z taśmy na pogrzebie poetki.

Peggy Lee uznała, że utwór zasługuje nie tylko na singla, ale też na całą płytę długogrającą nazwaną od tego przeboju. Popularność tego wykonania sprawiła, że słuchacze i także prawnicy zauważyli podobieństwo do kompozycji „What The Story, Morning Glory?” autorstwa Mary Lou Williams. Temperaturę sporu podniósł fakt, że pierwsze nagranie Mary Lou Williams ukazało się kilka lat przed skomponowaniem „Black Coffee” i mogło być znane jej autorom. Spór zakończył się pozasądową ugodą o nieznanej wartości.

Współcześnie „Black Coffee” pojawia się nie tylko na płytach jazzowych, poświęconych piosenkom z repertuaru Peggy Lee, czy innych projektach wspominkowych. Bywa też traktowany w nowoczesny sposób przez artystów z dużymi nazwiskami w muzyce popularnej w rodzaju Sinead O’Connor („Am I Not Your Girl?”), Tricky’ego („Nearly God”), czy k.d. lang („Shadowland”). Moja propozycja na pół godziny z „Black Coffee” oprócz dobrej kawy to najsłynniejsze nagranie Peggy Lee, puzonowy kwartet Kai Windinga z Billem Evansem przy fortepianie, zawsze mający swoje zdanie na temat cudzych kompozycji Ray Charles i z XXI wieku egzotyczna wokalistka i aktorka Jacintha wspomagana na kontrabasie przez Darka Oleszkiewicza. Pozostałe nagrania musicie odnaleźć sami, jak zwykle w CoverToCover.

Utwór: Black Coffee
Album: Black Coffee
Wykonawca: Peggy Lee
Wytwórnia: Decca / Verve / UMG
Rok: 1953
Numer: 602498631935
Skład: Peggy Lee – voc, Pete Candoli – tp, Jimmy Rowles – p, Max Wayne – b, Ed Shaughness – dr.

Utwór: Black Coffee
Album: The Great Ray Charles (Pure Genius: The Complete Atlantic Recordings (1952-1959))
Wykonawca: Ray Charles
Wytwórnia: Atlantic / Rhino / Warner Bros.
Rok: 1956
Numer: 081227473129
Skład: Ray Charles – p, Oscar Pettiford – b, Joe Harris – dr.

Utwór: Black Coffee
Album: The Incredible Kai Winding Trombones (First Impulse: The Creed Taylor Collection 50th Anniversary)
Wykonawca: Kai Winding (Various Artists)
Wytwórnia: Impulse! / Verve / Universal
Rok: 1960
Numer: 60252753224
Skład: Kai Winding – tromb, Jimmy Knepper – tromb, Dick Lieb – bass tromb, Paul Faulise – bass tromb, Bill Evans – p, Ron Carter – b, Belton Sticks Evans – dr.

Utwór: Black Coffee
Album: Lush Life
Wykonawca: Jacintha
Wytwórnia: Grove Note
Rok: 2001
Numer: 660318101129
Skład: Jacintha – voc, Bill Cunliffe – p, Darek Oleszkiewicz – b, Joe LaBarbera – dr, Peter Kent – viol, Norm Hughes – viol, John Wittenberg – viol, Gina Kronstadt – viol, Eddie Stein – viol, Susan Chatman – viol, Virginia Frazier – viola, Marium Mayer – viola, Reneta Kowen – viola, Rudi Steir – cello, Peggy Baldwin – cello, Amy Shulman – harm.

09 lutego 2022

Aleksandra Kutrzepa Quartet – No One Knows Where…

O udziale Mikołaja Trzaski w nagraniu trzeciego w krótkim czasie albumu Aleksandry Kutrzepy dowiedziałem się zanim album trafił w moje ręce i trochę się tym zaniepokoiłem. Saksofon, szczególnie taki jak Mikołaja Trzaski jest zawsze z przodu, to mocny i ekspresyjny instrument. Ze skrzypcami nie jest go łatwo pogodzić, szczególnie, jeśli ciągle będąca na początku swojej drogi artystycznej liderka wybiera muzyka, który ma za sobą olbrzymią ilość przeróżnych, często mocno hałaśliwych projektów.

Trzaska gra w trzech utworach, czyli połowie zaprezentowanych na najnowszej płycie Aleksandry Kutrzepy jej własnych kompozycji. Trudno mi odnaleźć na tej połowie płyty jakikolwiek moment, w którym liderka traci kontrolę nad swoimi kompozycjami. Mając w studiu Trzaskę to z pewnością było spore wyzwanie, szczególnie, że muzyczna materia albumu wydaje się mocno spontaniczna.

Aleksandra Kutrzepa zdecydowanie prowadząc zespół podąża ze swoimi muzykami w stronę otwartego grania i improwizacji w studiu. W niedawnym wywiadzie wspomniała, że w ciągu jednego dnia w studiu powstał nie tylko album „No One Knows Where…”, ale też dwa inne, które poszukują wydawcy. Możemy się więc niedługo spodziewać więcej wspólnych improwizacji Kutrzepy i Trzaski, a także duetów z Anną Gadt.

Niezmienny już od paru lat skład zespołu pozwala na budowanie zbiorowych improwizacji, często opierających się na motywach ludowych, który nie trzymają się jakoś szczególnie kurczowo stricte jazzowej formy. Granice w muzyce powstają w głowach muzyków. Aleksandra Kutrzepa trafnie łączy klasyczne wykształcenie muzyczne z tym, co z pewnością usłyszała u jednego z naszych najbardziej otwartych na eksperymenty brzmieniowe skrzypków jazzowych – profesora na Akademii w Katowicach – Henryka Gembalskiego. Ilekroć w jakimś kontekście pojawia się jego nazwisko, zawsze żałuję, że poświęca większość czasu nauczania, a zdecydowanie za mało koncertowaniu i nagraniom. Pewnie jego uczniowie mają nieco inne zdanie.

Większość doskonałych polskich skrzypków jazzowych swoje młodzieńcze lata spędzało na wirtuozerce, ci najlepsi potrafili wyszaleć się i później zostawali światowej klasy muzykami. Aleksandra Kutrzepa pominęła ten etap na swojej muzycznej drodze (chyba, że coś mnie ominęło). Od razu została doskonałym kompozytorem i liderem zespołu, potrafiącym opowiedzieć członkom stałego składu i gościom specjalnym co jest treścią jej muzycznych pomysłów. Czy to oznacza szybszy awans do ekstraklasy polskich, a tym samym światowych skrzypków jazzowych – jeszcze nie wiem, ale wiem, że trzeba się rozwojowi talentu Aleksandry Kutrzepy przyglądać uważnie.

„No One Knows Where…” to wciąż twórcze poszukiwania liderki. Nie ma w tym jednak nic złego, mimo braku spójności stylistycznej, muzyka brzmi niezwykle intrygująco. Niektórzy poszukują swojego brzmienia przez całe życie, inni znajdują je całkiem szybko. Ja czekam na kolejne nagrania, w tym te, które powstały w czasie sesji do kolejnej wyśmienitej płyty Aleksandry Kutrzepy.

W sumie jedyne, co można zarzucić tej płycie to fakt, że jest za krótka. Chyba nie wypada nagrywać albumów krótszych niż 40 minut, dla mnie to rodzaj psychologicznej granicy, poniżej której czuję, że dostałem trochę za mało i że połowa plastiku, z którego wykonana jest płyta trochę się zmarnowała, to nieekologiczne, nieekonomiczne i trochę nie fair, ale z drugiej strony znam wiele płyt, które, gdyby były krótsze, brzmiałyby lepiej. Jeśli ktoś ma 39 minut pomysłów to trzeba je dostarczyć słuchaczom.

Aleksandra Kutrzepa Quartet
No One Knows Where…
Format: CD
Wytwórnia: Aleksandra Kutrzepa
Data pierwszego wydania: 2021

08 lutego 2022

Freddie Hubbard - The Artistry Of Freddie Hubbard

Większą część doskonałej dyskografii Freddie’go Hubbarda znajdziecie w katalogu Blue Note w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych i Atlanticu w drugiej połowie tej najlepszej dla niego dekady. Pomiędzy kilkunastoma wyśmienitymi płytami tych wytwórni znajdziecie dwie nagrane dla Impulse! – „The Body & The Soul” i „The Artistry Of Freddie Hubbard”. Debiut Hubbarda w Impulse!, czyli „The Artistry Of Freddie Hubbard” to album, który jest nie tylko ważnym elementem w jego katalogu. To również jedno z nielicznych nagrań wybitnego i moim zdaniem niedocenianego saksofonisty Johna Gilmore’a, który przez wieki całe grał w zespołach Sun Ra pod różnymi kosmicznymi nazwami, jednak w powodzi ekstrawaganckich często koncepcji ich lidera ginął gdzieś w tłumie dźwięków. U Hubbarda Gilmore dostał zdecydowanie więcej miejsca i tą okazję dobrze wykorzystał. Gdybyście poszukiwali innych ciekawych nagrań Gilmore’a, sięgnijcie po opisywany całkiem niedawno w Kanonie album „Blowing From Chicago”, który nagrał wspólnie z Cliffordem Jordanem w 1957 roku, prawdopodobnie jedyny album, który nagrał jako współlider zespołu w swojej długiej karierze.

Dla Hubbarda nagranie „The Artistry Of Freddie Hubbard” było debiutem w nowej wytwórni. Album krytycy w 1962 roku przyjęli dobrze, jednak po nagraniu kolejnej płyty, tym razem w dużym składzie (co pokazuje, że Impulse! wierzył w muzyka dając mu większy niż zwykle budżet), Hubbard wrócił do Blue Note. Zresztą album „The Body And The Soul” moim zdaniem nie jest tak udany jak „The Artistry…”. Czasem więcej wcale nie oznacza lepiej. Zresztą zespół z Fullerem i Gilmorem był jednym z najciekawszych sekcji jakich liderem był Hubbard. Grywał w lepszym towarzystwie, ale nie był wtedy gospodarzem – jak choćby na pierwszych płytach Herbie Hancocka z Dexterem Gordonem i George’m Colemanem, czy u Johna Coltrane’a.

W czasie nagrywania „The Artistry…” Hubbard ciągle był jeszcze w składzie The Jazz Messengers Arta Blakey’a. Tam z kolei w sekcji dęciaków nagrywał i koncertował z Wayne’m Shorterem i Curtisem Fullerem. Przypuszczam, że właśnie dlatego do „The Artistry…” wybrał skład z puzonem i saksofonem tenorowym zapraszając do studia Fullera i wspomnianego już Gilmore’a. Tommy Flanagan przypuszczalnie miał wtedy dyżur w studiu, bowiem w 1962 roku nagrał kilka innych płyt dla Impulse!, w tym z zespołem Colemana Hawkinsa.

Biorąc pod uwagę moment nagrania albumu, to przypuszczalnie pierwszy album, który można nazwać post-bopowym. W przypadku Freddie Hubbarda według mnie sprawdza się teoria, że im wcześniejszy album tym ciekawsza muzyka. Młodzieńcza energia, ale również już wtedy doskonałe opanowanie techniczne instrumentu wręcz rozsadza lidera, zamieniającego otwierający album klasyk z repertuaru orkiestry Ellingtona „Caravan” w pokaz możliwości jego trąbki. Gilmore i Fuller nie pozostają w tyle. Podobnie skonstruowane jest „Summertime”. Album „The Artistry…” pokazuje wszystko, co w wielu 25 lat miał do zaoferowania Hubbard, a także co mógłby zagrać Gilmore, gdyby nie utknął na lata przy boku Sun Ra.

Freddie Hubbard
The Artistry Of Freddie Hubbard
Format: CD
Wytwórnia: Impulse! / MCA
Data pierwszego wydania: 1962
Numer: 011105117920

07 lutego 2022

Nikol Bokova – Prometheus

„Prometheus” to trzeci album w dorobku doskonałej czeskiej pianistki młodego pokolenia, Nikol’i Bokovej. Poprzednie przegapiłem. Ciągle mam do czynienia z sytuacją, że po nowe nagrania czeskich wytwórni trzeba jeździć do naszych sąsiadów, albo zaglądać do internetu. Za kupowaniem w internecie, szczególnie wcześniej mi nieznanych nowości jakoś nie przepadam, dlatego staram się raz na jakiś czas odwiedzić Pragę i doskonale zaopatrzone lokalne sklepy. Zawsze wracam ze sporym zapasem czeskich nowości i reedycji starszych nagrań, choć akurat w przypadku czeskich archiwów, to sporo ma do powiedzenia nasza krajowa oficyna GAD Records, więc w czasie moich praskich wycieczek skupiam się na nowościach.

Jedną z ostatnich takich odkrytych przypadkiem nowości jest „Prometheus” Nikol’i Bokovej. Pianistka koncertowała podobno już jako dziecko, a z Polską jest związana, bowiem obok studiów w prestiżowej Akademii Muzycznej w Brnie, ma również na swoim koncie studia w Katowicach. Moje zainteresowanie najnowszym albumem Bokovej było spowodowane udziałem w nagraniu doskonałego czeskiego gitarzysty Davida Doruzki. Od lat stosuję prostą strategię – Doruzka jest moim wirtualnym przewodnikiem po świecie czeskiego jazzu – jak on gdzieś gra, to znaczy, że warto się takim nagraniem zainteresować. W przypadku albumu Nikol’i Bokovej strategia okazała się słuszna, a jej poprzednie albumy szybko dopisałem do listy tych płyt, którymi muszę się w najbliższym czasie zainteresować. Zresztą Animal Music to jednak z ciekawszych czeskich wytwórni, która chyba ciągle nie ma w Polsce oficjalnej sprzedaży, czyli dystrybutora. W ten sposób albumy, o których pisałem, Jaromira Honzaka, Stepanki Balcarovej, Tomasa Liska, Rostislava Frasa, czy grupy Organic Quintet pozostają egzotyczną, choć geograficznie bliską ciekawostką.

„Prometheus” to autorski projekt Bokovej zawierający jej autorskie kompozycje nagrane w dość nietypowym składzie z wcześniej mi nieznanym Radkiem Baborakiem, grającym na waltorni. Jeśli uważacie, że waltornia do jazzu nie pasuje, bo jest instrumentem powolnym, posłuchajcie „Nunchaku” i „Heart Of Gold” z płyty Nikol Bokovej, albo cofnijcie się do połowy lat czterdziestych i wizjonerskiego nonetu Milesa Davisa („Birth Of The Cool”). W nowoczesnym wydaniu Radek Baborak, który zdaje się ma spore doświadczenie w graniu muzyki klasycznej doskonale odnalazł się w zespole stricte jazzowym i mam nadzieję, że to nie będzie jego ostatni projekt z muzykami łączącymi doświadczenie i młodość czeskiej sceny jazzowej.

„Prometheus” nie jest wirtuozerskim albumem młodej pianistki, jest doskonałym nagraniem dojrzałej kompozytorki, która zza klawiatury fortepianu wprawnie zarządza zespołem mającym w większości dużo większy bagaż jazzowych doświadczeń. W kompozycjach Bokovej słuchać klasyczne wykształcenie muzyczne i umiejętność łączenia brzmienia instrumentów. Nikol nie pisze melodii, jazzowych standardów, moim zdaniem komponuje z myślą o konkretnych muzykach i charakterystycznym brzmieniu ich instrumentów. Po raz kolejny Dorużka sprawdził się w roli muzycznego przewodnika po czeskich nowościach, a także w roli gitarzysty w zespole prowadzonym przez liderkę, która pokazuje niezwykłą, jak na swój wiek dojrzałość muzyczną.

Nikol Bokova
Prometheus
Format: CD
Wytwórnia: Animal Music
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 8594155997206

06 lutego 2022

Think Of One – CoverToCover Vol. 160

Utwór nie należy może do najbardziej znanych i najczęściej grywanych kompozycji Theloniousa Monka, ale nie oznacza to, że nie warto się przyjrzeć bliżej historii jego powstania i nowoczesnym wykonaniom. Kolejny odcinek CoverToCover często powstaje wokół jakiegoś nietypowego wydarzenia muzycznego lub nietypowego nagrania. Tak jest również w tym przypadku. Wyborni muzycy albo przypadkowi twórcy z dużą dozą szczęście skomponowali setki, jeśli nie tysiące ciekawych kompozycji. Ich wybór do cyklu CoverToCover jest więc zatem olbrzymi i jakieś wydarzenie musi zadecydować, że akurat w odcinku 160 pojawi się „Think Of One”.

Tym razem impulsem był dla mnie wieczór spędzony z nagraniami Andy’go Summersa, który co prawda niczego już w życiu robić nie musi, bo zasłużył sobie na dobrą emeryturą udziałem w The Police, ale od czasu do czasu sięga po gitarę i nagrywa ciekawe rzeczy. Ostatnio pozwolił nawet sobie na założenie zespołu, który oficjalnie sam zaliczył do kategorii Tribute Bands, czyli formacji, których pomysłem na istnienie jest granie coverów słynnych poprzedników. Zespół Summersa nazywa się Call The Police i gra repertuar The Police. To chyba jedyny na świecie przypadek, kiedy bez kłótni o nazwę jeden z członków słynnego zespołu zakłada Tribute Band, nie udając, że to odrodzenie oryginalnej formacji i w sumie, to gra ku czci samego siebie. Koncepcja ciekawa i dość zaskakująca, może wkrótce znajdę okazję na prezentację tej niezwykłej formacji, doszły mnie bowiem słuchy, że być może nagrają swój debiutancki album.

Summers ma w swoim dorobku całkiem sporo jazzowych nagrań, wśród których albumem, do którego wracam dość często jest kolekcja kompozycji Theloniousa Monka nagranych w 1988 roku i wydana pod tytułem „Green Chimneys: The Music Of Thelonious Monk”. Z wydaniem albumu Summers czekał prawie dekadę, a dziś to w jego dorobku razem z albumem „Peggy’s Blue Skylight” poświęconym kompozycjom Charlesa Mingusa dwie często przeze mnie używane w cyklu CoverToCover płyty. Oto bowiem rockowy gitarzysta w towarzystwie jazzowego składu gra klasyczne kompozycje wielkich mistrzów. I to gra dobrze.

„Think Of One” to utwór, który Monk napisał w 1953 roku i mimo, że nie przypominam sobie jego wypowiedzi na ten temat, to jednak zbieżność momentu powstania utworu z narodzinami jego córki Barbary (przez wszystkich chyba nawet jak dorosła nazywanej Boo Boo) i jego tytuł pozwala myśleć, że to dedykacja właśnie dla niej. Monk często wracał do swoich kompozycji. Po raz pierwszy nagrał album w dobrym momencie swojej kariery – pod koniec 1953 roku urodziła mu się córka, miał też sporo propozycji koncertowych. Wiara Boba Weinstocka w to, że na muzyce Monka da się zarobić, a także fakt, że należąca do niego wytwórnia Prestige była w 1953 na etapie budowania swojego katalogu wielkich jazzowych nagrań sprawił, że zamiast lichego studia Beltone z fortepianem, na którym nawet pokrzywione harmonie Monka brzmiały dziwnie, sesje do albumu „Monk” odbyły się w dużo lepiej wyposażonym WOR Studio, w którym Monk nagrywał dawniej dla Blue Note. Zespół też udało się zebrać całkiem dobry, bowiem na saksofonie zagrał Sonny Rollins, a na basie Percy Heath (to w „Think Of One”, bowiem materiał na płytę złożone z dwu sesji w różnych składach). Ja jednak wybieram dużo moim zdaniem ciekawsze nagranie z płyty „Criss-Cross” nagranej dekadę później w klasycznym dla Monka składzie muzyków, którzy grali z nim nieco dłużej – Charlie Roussem, Johnem Ore i Frankie Dunlopem. Do tego dokładam oprócz wspomnianego Andy Summersa zespół doskonałego perkusisty Clarence Penna, który cały album poświęcił Monkowi („Monk: The Lost Files”) i zagraną bez fortepianu wersję Pierricka Pedrona. W ten sposób powstaje doskonałe zestawienie – jazzowa kompozycja zagrana przez kompozytora po 10 latach ogrywania jej na scenie, nagranie w wykonaniu rockowego gitarzysty, rejestracja bez fortepianu – instrumentu na który Monk pisał wszystkie swoje utwory i perkusistę, który z szacunkiem dla mistrza postanowił nieco odświeżyć rytmicznie jego standardy.

Utwór: Think Of One
Album: Criss-Cross
Wykonawca: Thelonious Monk
Wytwórnia: Columbia / Sony
Rok: 1963
Numer: 5099751335627
Skład: Thelonious Monk – p, Charlie Rouse – ts, John Ore – b, Frankie Dunlop – dr.

Utwór: Think Of One
Album: Monk: The Lost Files
Wykonawca: Clarence Penn & Penn Station
Wytwórnia: Origin
Rok: 2014
Numer: 805558267420
Skład: Clarence Penn – dr, Chad Lefkowitz-Brown – sax, Donald Vega – p, Yasushi Nakamura – b.

Utwór: Think Of One
Album: Green Chimneys: The Music Of Thelonious Monk
Wykonawca: Andy Summers
Wytwórnia: R.A.R.E. / Repertoire / Frontier Logic
Rok: 1988
Numer: 4009910000229
Skład: Andy Summers – g, bjo, dobro, Walt Fowler – tp, Steve Tavaglione – ss, ts, cl, Joey DeFrancesco – hamm, Hank Roberts – cello, Dave Carpenter – b, Peter Erskine – dr.

Utwór: Think Of One
Album: Kubic’s Monk
Wykonawca: Pierrick Pedron
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2012
Numer: ACT 9538-2
Skład: Pierrick Pedron – as, Thomas Bramerie – b, Franck Agulhon – dr.

05 lutego 2022

A Child Is Born – CoverToCover Vol. 159

Kompozycja Thada Jonesa „A Child Is Born” pochodzi z 1969 roku. Jak na jazzowy standard, to można w zasadzie powiedzieć, że to prawie nowość. Jones napisał melodię z myślą o słynnej orkiestrze, którą przez lata prowadzić wspólnie z perkusistą Melem Lewisem. Jones był już wtedy muzykiem z ogromnym dorobkiem, jednak dziś mało osób pamięta o jego początkach w orkiestrze Counta Basie’ego w początkach lat pięćdziesiątych i udanych aranżacjach, które dla swojego szefa wtedy pisał, oraz o popisowych solówkach w „Shiny Stockings”, utworze Franka Fostera, który był żelaznym punktem repertuaru Basie’go w latach pięćdziesiątych. Pierwsze nagranie „A Child Is Born” w wykonaniu Thad Jones – Mel Lewis Orchestra powstało w 1970 roku i możecie dziś je odnaleźć na wielokrotnie wznawianej przez Blue Note płycie „Consummation”.

Jednak historia bywa bardziej skomplikowana – tak jest w przypadku „A Child Is Born”. Wielu muzyków przekonało się, że kiedy przyśni się jakaś dobra melodia (choć o takim śnie akurat w przypadku Thada Jonesa nic mi nie wiadomo), zanim jeszcze pokaże się utwór nawet zaufanym członkom zespołu, należy go zapisać i zarejestrować jako własną kompozycję. Thad Jones tak nie zrobił, co doprowadziło do kwestionowani autorstwa melodii przez pianistę Rolanda Hanna’ę, który zdążył do spółki nagrać i nawet wydać na płycie kompozycję Thada Jonesa. Według samego Rolanda Hanna’y i towarzyszącego mu w tym nagraniu basisty Richarda Davisa, to właśnie oni, a nie Jones wymyślili „A Child Is Born”, przemyślnie przyznając, że swoją melodię oparli na fragmentach wstępu do jednego z utworów grywanych przez Thad Jones – Mel Lewis Orchestra na letnich koncertach w Europie.

Do procesu chyba jednak nie doszło, a całość zakończyła się ugodą i uznaniem autorstwa Thada Jonesa. Tekst utworu pojawił się nieco później i dziś ilość wykonań instrumentalnych przewyższa liczbę nagrań z tekstem, którego autorem jest Alec Wilder. Wilder to człowiek luźno związany z jazzem, który w swoich wspomnieniach opisał dość dokładnie okoliczności napisania tekstu, który powstał zupełnie niezależnie od melodii i bez jakiejś formalnej współpracy z jej autorem. Alec Wilder, pisujący od początków lat pięćdziesiątych zarówno muzykę, jak i teksty, ale przybierające głównie kształt mocno dziś zapomnianych oper i musicali, wybrał się na koncert orkiestry Jonesa i Lewisa i tak spodobała mu się melodia „A Child Is Born”, że postanowił napisać do niej tekst.

Dziś trudno ustalić, czy Thad Jones chciał napisać melodię, która w przeróżnych wykonaniach stanie się częstym elementem składanek wydawanych z okazji Świąt Bożego Narodzenia, ale tekst Wildera pomógł znaleźć melodii takie miejsce na rynku, choć w wersji bez tekstu doskonale sprawdza się przez cały rok i nigdy nie była klasyczną kolędą.

Chcąc pokazać doskonałą, wręcz klasyczną dla dobrych jazzowych kompozycji uniwersalność wybieram zarówno wersje klasyczne – jak słynne nagranie Tony Bennetta i Billa Evansa z fortepianem i głosem Bennetta i mniej znane nagranie ze skrzypcami w roli głównej z fantastycznego koncertu Michała Urbaniaka z Ronem Carterem, Lenny’m White’em i Mike’em Gerberem. Do kompletu dokładam przypadkowo ostatnio przeze mnie odnalezione na wyprzedaży wykonanie duetu harmonijka – fortepian (geniusze swoich instrumentów: Toots Thielemans i Herbie Hancock z mało znanej płyty „East Coast West Coast”) i kolejny duet bez tekstu – dwu gitarzystów, z których jeden odstawił na chwilę swoją gitarę i usiadł do fortepianu. W przypadku pary Kevin Eubanks – Stanley Jordan raczej stawiałbym na Jordana, bo on wiele razy również na koncertach grał dobrze na fortepianie, czasem jednocześnie z gitarą, ale tu muzycy mnie zaskoczyli – na nagraniu z ich wspólnego albumu „Duets” to Eubanks obsługuje klawiaturę akustycznego fortepianu. Dobrych nagrań „A Child Is Born” jest całkiem sporo, jeśli szukacie wątków polskich – polecam Roberta Majewskiego z płyty „My One And Only Love” z wybitną międzynarodową obsadą (Bobo Stenson, Palle Danielsson, Joey Baron).

Utwór: A Child Is Born
Album: At The Village Vanguard
Wykonawca: Michał Urbaniak Quartet
Wytwórnia: UBX / Koch
Rok: 1997
Numer: 600327100126
Skład: Michał Urbaniak – viol, Mike Gerber – p, Ron Carter – b, Lenny White – dr.

Utwór: A Child Is Born
Album: East Coast West Coast
Wykonawca: Toots Thielemans
Wytwórnia: Private Music / BMG
Rok: 1994
Numer: 010058212027
Skład: Toots Thielemans – harmonica, Herbie Hancock – p.

Utwór: A Child Is Born
Album: Together Again
Wykonawca: Tony Bennett & Bill Evans
Wytwórnia: ToBill / Concord
Rok: 1976
Numer: 013431219828
Skład: Tony Bennett – voc, Bill Evans – p.

Utwór: A Child Is Born
Album: Duets
Wykonawca: Kevin Eubanks & Stanley Jordan
Wytwórnia: Mack Avenue
Rok: 2015
Numer: 673203109223
Skład: Kevin Eubanks – p, Stanley Jordan – g.

04 lutego 2022

Things We Said Today – CoverToCover Vol. 158

W zasadzie każdy autorski utwór któregoś z członków zespołu The Beatles to zupełnie osobna historia. O każdej z popularnych piosenek można napisać książkę, a jeśli to utwór mniej popularny, to przynajmniej dłuższy esej. Dociekana fanów zaczynają się już w momencie rozważania prawdziwego autorstwa utworów, szczególnie tych podpisanych nazwiskami Johna Lennona i Paula McCartneya. Wiadomo, że między muzykami była umowa o współautorstwie, nawet jeśli wkład w konkretny utwór nie był równy. Jak łatwo się domyślać, jeśli w pierwszej wersji utworu wiodącym wokalistą był ktokolwiek inny niż Lennon, to prawdopodobnie śpiewał własny tekst. Tak jest w przypadku „Things We Said Today”. Przypuszczalnie to McCartney napisał tekst i go zaśpiewał w wersji umieszczonej na płycie „A Hard Day’s Night”.

Jak to zwykle bywa w przypadku The Beatles, historia utworu jest nieco inna w Europie i w Stanach Zjednoczonych. W przypadku Europu utwór po raz pierwszy pojawił się na stronie B singla promującego album „A Hard Day’s Night” z piosenką tytułowa na stronie A. W Stanach Zjednoczonych nie zmieścił się na płycie z muzyką z filmu The Beatles, co w sumie jest logiczne, bo nie słychać go w filmie. Jest za to na płycie „Something New”.

Dziś wiodąca wersja historii powstania piosenki opowiada o wakacjach Paula McCartneya na egzotycznych wyspach karaibskich i opowiada o ówczesnej dalekiej od idealnej, relacji autora z jego dziewczyną – aktorką Jane Asher. Jednak w tej piosence zdecydowanie istotniejsza jest całkiem ambitnie wymyślona melodia z nietypowymi akordami, jak na melodię napisaną w ciasnej kajucie jachtu, którym pływali McCartney i Ringo Star, na prostej gitarze akustycznej.

Nagranie zespołu pochodzi z roku 1964, czasów, kiedy jeszcze grupa nagrywała razem, jednak w tym przypadku część zagrana przez Johna Lennona na fortepianie powstała zupełnie niezależnie od nagrania gitary i głosu McCartneya.

Oczywiście większość popularnych kompozycji The Beatles ma swoje alternatywne i często muzycznie ciekawsze wersje. Tak jest również w przypadku „Things We Said Today”. Ja proponuję gitarę z dużym zespołem – nagranie Johna Pizzarelli’ego z 1988 roku, fantastyczne wokalnie nagranie Grażyny Auguścik w kameralnym składzie z gitarą akustyczną (Paulinho Garcia) i dość zaskakujące wykonanie Boba Dylana, którego obecność w tym zestawieniu nie tylko jest ciekawa ze względu na fakt, że Dylan nie nagrywa często repertuaru obcego, który nie należy do amerykańskiej klasyki, a jeszcze rzadziej pozwala na umieszczenie takich nagrań na składankach (tutaj: „The Art Of McCartney: The Songs Of Paul McCartney Sung By The World's Greatest Artists”). Może w tym przypadku zachęcił go podtytuł płyty – „Sung By The World’s Greatest Artists”. To również ciekawe z innego punktu widzenia, bowiem w momencie premiery nagrania McCartneya niektórzy krytycy dopatrywali się podobieństwa melodii do „Masters Of War” Dylana, a spotkałem nawet recenzję, która stawiała nieśmiało zarzut plagiatu. Może Dylan wybierając ten właśnie utwór z bogatego katalogu kompozycji McCartneya chciał po wielu latach ostatecznie przyznać, że to nieprawda, a nawet jeśli tak było, to nie żywi urazy.

Utwór: Things We Said Today
Album: A Hard Day’s Night
Wykonawca: The Beatles
Wytwórnia: Parlophone / Apple / EMI
Rok: 1964
Numer: 094638241324
Skład: Paul McCartney – voc, p, bg, bells, John Lennon – g, p, harm, George Harrison – g, Ringo Starr – dr, perc.

Utwór: Things We Said Today
Album: Meets The Beatles
Wykonawca: John Pizzarelli
Wytwórnia: RCA / BMG
Rok: 1988
Numer: 743216143221
Skład: John Pizzarelli – g, voc, Tony Kadleck – tp, Jim O’Connor – tp, Barry Ries – tp, Ron Tooley – tp, Wayne Andre – tromb, John Mosca – tromb, Jim Pugh – tromb, Alan Raph – tromb, Peter Gordon – French horn, Kenny Berger – sax, Andy Fusco – sax, Gary Keller – sax, Scott Robinson – sax, Chuck Wilson – sax, Ray Kennedy – p, Martin Pizzarelli – b, Tony Tedesco – dr, Sammy Figueroa – perc.

Utwór: Things We Said Today
Album: The Art Of McCartney: The Songs Of Paul McCartney Sung By The World's Greatest Artists
Wykonawca: Bob Dylan (Various Artists)
Wytwórnia: Arctic Poppy
Rok: 2014
Numer: 5060186924090
Skład: Bob Dylan – voc, others

Utwór: Things We Said Today
Album: The Beatles Nova
Wykonawca: Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia
Wytwórnia: MTJ
Rok: 2011
Numer: 5906409109991
Skład: Grażyna Auguścik – voc, Paulinho Garcia – voc, g, perc, Heitor Garcia – perc, Brett Benteler – b, Steve Eisen – fl, sax.

03 lutego 2022

The Sound Of Silence – CoverToCover Vol. 157

Duet Simon & Garfunkel to legenda amerykańskiej muzyki. Z perspektywy czasu kariera Paula Simona trochę przyćmiła i przerosła historię jego duetu z Artem Garfunkelem, co dość oczywiste, bowiem coraz mniej jest osób, które pamiętają współpracę obu muzyków z czasów, kiedy tworzyli nowe przeboje. Zespół istniał zadziwiająco długo z dzisiejszej perspektywy – od 1956 roku z drobną przerwą do roku 1970. Później muzycy wiele razy zespół reaktywowali, ale śladu po takich przebojach jak „The Sound Of Silence” (dziś już bez „The”), „The Boxer”, „Mr. Robinson” i chyba ostatnia z wielkich ich kompozycji – „Bridge Over Troubled Water” z 1970 roku nie mogło być mowy. Zresztą wiele tych reaktywacji polegało na odtworzeniu starego materiału, głównie z myślą o starzejących się razem z członkami zespołu fanach w otoczeniu luksusowych amerykańskich sal koncertowych.

Kiedy zespół powstawał, Paul Simon i Art Garfunkel mieli po 15 lat. Byli duetem, który powstał w szkole średniej. Jednak karierę zaczęli robić dopiero dekadę później, a ich pierwszym wielkim przebojem był właśnie utwór „The Sound Of Silence” umieszczony na płycie o tym samym tytule. Na swój pierwszy wielki sukces muzycy czekali niemal dekadę. Większość zespołów rozpadłaby się po kilkunastu miesiącach, ale Paul Simon i Art Garfunkel pochodzili z amerykańskiej klasy średniej, mieli wsparcie rodziców i mieszkali w tej samej okolicy, choć w czasie oczekiwania na sukces Paul Simon spędził sporo czasu w Wielkiej Brytanii.

Zanim jednak „The Sound Of Silence” stało się przebojem, ta sama kompozycja w bardziej kameralnej wersji nagranej jedynie w duecie Simon-Garfunkel znalazła się na ich zupełnie dziś zapomnianej płycie „Wednesday Morning, 3 A.M.”. To właśnie porażka tego albumu spowodowała pierwszy rozpad zespołu. Paul Simon wyjechał do Wielkiej Brytanii na dłużej, a piosenka po kilku miesiącach zaczęła cieszyć się lokalną radiową popularnością w Bostonie, którą zauważył producent albumu – Tom Wilson. Postanowił nieco unowocześnić nagranie, dodał sporo nowych instrumentów dogranych bez wiedzy Simona i Garfunkela przez muzyków sesyjnych. Nie byli to jednak przypadkowi specjaliści, część składu, w tym między innymi perkusistę Bobby’ego Gregga i gitarzystę Ala Gorgoni, Tom Wilson zgarnął bezpośrednio z sesji, na której ukończyli nagranie, które dziś zna cały świat – „Like A Rolling Stone” Boba Dylana. To musiał być pracowity dzień.

Sukces Toma Wilsona, jako producenta, który umożliwił Dylanowi odejście od niszowego mimo wszystko zaangażowanego folku na rzecz rockowej muzyki słuchanej i kupowanej na całym świecie ułatwił namówienie Columbię do wydania utworu Simona i Garfunkela na singlu. Nowa wersja weszła przebojem na pierwsze miejsce listy Billboardu, a Paul Simon powiedział wiele lat temu w jednym z wywiadów, że nagranie usłyszał po raz pierwszy w tej postaci w radiu. Krótko później utwór znalazł się na ścieżce dźwiękowej filmu „Absolwent” Mike’a Nicholsona z Dustinem Hoffmanem i Anne Bancroft w rolach głównych. Ten sukces dał duetowi parę lat popularności i czas na napisanie kolejnych przebojów.

Po rozpadzie zespołu, w 1974 roku Paul Simon przygotował swoją własną akustyczną wersję hitu, który często później wykonywał na koncertach. Dziś fani obu członków duetu mogą zebrać tuzin, albo więcej ich oficjalnych nagrań i remixów „The Sound Of Silence”, jednak co wcale nie jest zaskakujące, świetnie napisana melodia jest atrakcyjna dla muzyków jazzowych, nie tylko tych, którzy pamiętają ją z czasów studenckich, ale również młodszego pokolenia. Doskonałe, kameralne, skupione na melodii wersje przeboju skomponowanego przez Paula Simona przygotowali Pat Metheny solo na gitarze akustycznej i Włodek Pawlik na akustycznym fortepianie. Dziś mający na swoim koncie wiele solowych sukcesów Paul Simon chętnie zagląda do jazzowego ogródka, czego dowodem współpraca z Hancockiem przy „Possibilities” i jego własny album „In The Blue Light” z 2018 roku z udziałem między innymi Johna Patitucci, Billa Frisella, Jacka DeJohnette, Jo Lovano i Wyntona Marsalisa, który przy okazji bardzo polecam Waszej uwadze. Ostatni jak dotąd album Simona zawiera jego mniej znane, choć równie ciekawe jak „The Sound Of Silence” kompozycje nagrane w doborowej obsadzie.

Utwór: Sound Of Silence
Album: Sound Of Silence
Wykonawca: Simon & Garfunkel
Wytwórnia: Columbia / Sony
Rok: 1966
Numer: 5099749508125
Skład: Paul Simon – voc, g, Art Garfunkel – voc, Fred Carter Jr. – g, Glen Campbell – g, Joe South – g, Al Gorgoni – g, Vinnie Bell – g, Larry Knechtel – kbd, Joe Osborn – bg, Joe Mack – bg, Bobby Gregg – dr, Hal Blaine – dr.

Utwór: Sound Of Silence
Album: What’s It All About
Wykonawca: Pat Metheny
Wytwórnia: Nonesuch / Warner Bros.
Rok: 2011
Numer: 075597964707
Skład: Pat Metheny – g.

Utwór: Sound Of Silence
Album: Songs Without Words
Wykonawca: Włodek Pawlik
Wytwórnia: Pawlik Relations
Rok: 2017
Numer: 5901289325134
Skład: Włodek Pawlik – p.

Utwór: Sound Of Silence
Album: The 25th Anniversary Rock & Roll Hall Of Fame Concerts
Wykonawca: Paul Simon & Art Garfunkel (Various Artists)
Wytwórnia: Time Life / Warner Bros.
Rok: 2009
Numer: 610583360325
Skład: Paul Simon – g, voc, Art Garfunkel – g, voc.

02 lutego 2022

Teach Me Tonight – CoverToCover Vol. 156

 W CoverToCover zasady pozostają niezmienne. W jednym odcinku jedna kompozycja. Jeśli to ma sens, na początek w wykonaniu uznawanym za historycznie pierwsze, albo autorskie i innych, możliwie różniących się stylem, instrumentami, które pojawiają się jako dominujące i stylem wokalnym. Najczęściej również staram się przekraczać granice pomiędzy rockiem i jazzem, prezentując zarówno jazzowe interpretacje rockowych przebojów, jak i jazzowe standardy śpiewane przez muzyków rockowych.

Podobnie jest w przypadku „Teach Me Tonight”, piosenki, którą skomponował Gene DePaul do tekstu Sammy Cahna w 1953 roku. Pierwszym nagraniem tego utworu, napisanego przypuszczalnie, jak to wtedy było w zwyczaju – do szuflady jest singiel mało znanej dziś wokalistki Janet Brace (czasem używała też swojego prawdziwego imienia Margaret). Kiedy słucham dziś tego nagrania, wiem dlaczego mało kto dziś wraca do jej muzyki. Jakim cudem jej wersja dotarła do 23 miejsca amerykańskich list przebojów – nie mam pojęcia – moim zdaniem cała zasługa należy się autorom kompozycji, a nie jej wykonawczyni. Jednak nagranie Janet Brace spełniło swoje zadanie, kompozycję zauważyły inne wokalistki – kilka miesięcy później nieco bardziej znana Jo Stafford wprowadziła swoją wersję na 15 (według innych źródeł 14) miejsce na liście Billboardu. Po niej utwór DePaula I Cahna nagrała Dinah Washington i osiągnęła jeszcze większy sukces – wprowadzając utwór na 4 miejsce listy, co prawda nie w kategorii ogólnej (ta była jeszcze wtedy, w 1954 roku raczej zarezerwowana niemal w całości dla białych muzyków), ale w kategorii dziś nazywanej Hot R&B / Hip-Hop Songs, a wtedy, w 1954 roku Rhythm And Blues. Nagranie Dinah Washington nie znalazło się w latach pięćdziesiątych na żadnej z jej płyt i dopiero od połowy lat siedemdziesiątych zaczęło być dodawane do różnego rodzaju składanek przebojów wokalistki.

Od momentu nagrania „Teach Me Tonight” przez Dinah Washington utwór stał się jazzowym standardem, dość szybko muzycy zauważyli również potencjał melodii stworzonej przez twórcę innych jazzowych hitów – „You Don’t Know What Love Is”, „I’ll Remember April” i „Star Eyes” to chyba najczęściej do dziś nagrywane kompozycje Gene’a DePaula. Nagranie Dinah Washington znajdziecie z łatwością na wielu jej albumach składankowych. Dla mnie kariera kompozycji zaczyna się od jednej z najważniejszych płyt jazzowych połowy lat pięćdziesiątych – „Concert By The Sea” Errolla Garnera. Nie wiem, czemu wybrał tą kompozycję, ale można dość logicznie spekulować, że był to w 1955 roku utwór z list przebojów, znany dobrze zarówno publiczności białej, jak i czarnej. I miał świetną melodię. Dlatego właśnie koncertowe nagranie Garnera z 1955 roku uważam za najstarszą muzycznie istotną wersję „Teach Me Tonight” To Garner zauważył i pokazał innym, szczególnie pianistom tą kompozycję.

Piosenka Gene’a DePaula i Sammy Cahna z pewnością nie należy do najważniejszych jazzowych standardów. Nie przeczytacie o tej piosence w biblii jazzowych klasyków – książce Teda Gioii „The Jazz Standards: A Guide to the Repertoire”. Pojawia się jednak na płytach przeróżnych wykonawców, wykazując doskonałe zdolności przystosowania się do różnych stylów muzycznych. Już odległe od siebie wersje Jo Stafford i Dinah Washington pokazywały potencjał adaptacyjny. Po wzorcowym nagraniu Errolla Garnera warto uzupełnić katalog najciekawszych nagrań „Teach Me Tonight” o duet fortepianowy z najwyższej możliwej jazzowej półki – Oscara Petersona i Counta Basie’ego z 1978 roku z albumu „Yessir, That’s My Baby”. Utwór nie musi być grany na fortepianie, co najlepiej udowadnia Bireli Lagrene na płycie „Standards”, a granice konserwatywnej wokalistyki zgrabnie przekracza Al Jarreau na płycie „Breakin’ Away” korzystając z pomocy mocno jazzowej ekipy z Deanem Parksem i Steve’m Gadd’em na czele. Nowoczesne i współczesne, choć mocno osadzone w stylu zdefiniowanym przez Franka Sinatrę nagranie proponuje James Taylor, znowu w towarzystwie jazzowym (Larry Goldings, John Pizzarelli i znowy Steve Gadd) na swoim najnowszym albumie klasyków „American Standard”.

Utwór: Teach Me Tonight
Album: The Complete Concert By The Sea
Wykonawca: Erroll Garner
Wytwórnia: Columbia / Sony
Rok: 1955
Numer: 888751208421
Skład: Erroll Garner – p, Eddie Calhoun – b, Denzil Best – dr.

Utwór: Teach Me Tonight
Album: Yessir, That’s My Baby
Wykonawca: Count Basie & Oscar Peterson
Wytwórnia: Pablo / Fantasy
Rok: 1978
Numer: 025218092326
Skład: Count Basie – p, Oscar Peterson – p, John Heard – b, Louie Bellson – dr.

Utwór: Teach Me Tonight
Album: Standards
Wykonawca: Bireli Lagrene
Wytwórnia: Blue Note / EMI
Rok: 1992
Numer: 077778025122
Skład: Bireli Lagrene – g, Niels-Henning Orsted Pedersen – b, Andre Ceccarelli – dr.

Utwór: Teach Me Tonight
Album: Breakin’ Away
Wykonawca: Al Jarreau
Wytwórnia: Warner Bros. / Rhino
Rok: 1981
Numer: 081227976972
Skład: Al Jarreau – voc, Lon Price – as, Dean Parks – g, Jay Graydon – g, Tom Canning – Rhodes, Abraham Laboriel Sr. – bg, Steve Gadd – dr.

Utwór: Teach Me Tonight
Album: American Standard
Wykonawca: James Taylor
Wytwórnia: Fantasy / Universal
Rok: 2020
Numer: 888072145719
Skład: James Taylor – voc, g, John Pizzarelli – g, Jerry Douglas – dobro, Larry Goldings – org, Walt Fowler – tp, Lou Marini – cl, sax, Stuart Duncan – viol, Jimmy Johnson – b, Viktor Krauss – b, Steve Gadd – dr, Luis Conte – perc, Andrea Zonn – b voc, Arnold McCuller – b voc, Dorian Holley – b voc, Kate Markowitz – b voc.

01 lutego 2022

Craig Taborn – Shadow Plays

W sumie to nie spodziewałem się niczego innego po tym albumie. Oto kolejne solowe nagranie Craiga Taborna, muzyka dziś należącego już z pewnością do pokolenia średniego, a wierzcie, że bardzo chciałbym nazwać go młodym zdolnym, jakim pamiętam go z lat dziewięćdziesiątych, kiedy był filarem zespołu Jamesa Cartera i grywał na plenerowych scenach na warszawskiej Starówce. Od tego czasu minęło już jednak 20 lat i dziś choć Taborn występuje od czasu do czasu gościnnie u innych, jest jednak zdecydowanie artystą działającym na własny rachunek i opowiadającym w wybitny sposób z pomocą fortepianu swoje własne historie.

Ma własny kwintet z Chrisem Speedem, grywa duety z Vijayem Iyerem dla ECM, wytwórni, w której również wydał w październiku 2021 (czyli ubiegłego) roku swój solowy album „Shadow Plays”, nagrany na koncercie w Wiedniu 2 marca 2020 roku, w czasach zdecydowanie pandemicznych, jednak akurat wtedy z udziałem publiczności. Wydanie solowego koncertowego albumu zagranego na fortepianie nie jest w ECM łatwe – trzeba zmierzyć się z obszernym katalogiem podobnych nagrań Keitha Jarretta.

Taborn wywiązuje się jednak z tego niełatwego zadanie doskonale. W czasach, kiedy Jarrett nagrywał swoje pierwsze albumy dla ECM, Taborn nie wiedział jeszcze, że zostanie pianistą. Dziś jednak dysponuje techniką i wyobraźnią muzyczną podobnie genialną jak najsłynniejszy pianista legendarnej niemieckiej wytwórni. Nie usiłuje być odkrywczy, na fortepianie solo zagrano pewnie już wszystkie możliwe dźwięki, trudno słuchaczy znających największe, nie tylko jazzowe nagrania na fortepian solo czymkolwiek zaskoczyć.

Craig Taborn nie starał się słuchaczy w Wiener Konzerthaus w jakikolwiek sposób wprawić w osłupienie, zaskoczyć czy zaszokować. Zaoferował im, a później tym, którzy zechcą kupić jego album, swoje muzyczne wizje, być może niemożliwe do powtórzenia już nigdy później. Przypuszczam, że ten koncert był w większości improwizowany i zupełnie spontaniczny, co od razu powoduje porównanie do najważniejszych dzieł solowych Keitha Jarretta, równie gęstych w formie, co w magiczny sposób uciszających widownię. Już od pierwszych dźwięków wiadomo, że żadne krzesło nie zaskrzypi, nikt nie zapragnie wyjść w połowie, nie zadzwoni żaden telefon, a jeśli ktoś przyszedł przeziębiony, to zrobi wszystko, żeby powstrzymać się do pierwszej burzy oklasków przed najmniejszym nawet kaszlnięciem. Ten wieczór był z pewnością magiczny i tą magię udało się zapisać na płycie „Shadow Plays”.

Czy Craig Taborn jest w ECM następcą Keitha Jarretta? Jest w nim więcej z Monka niż Ellingtona, odwrotnie niż u starszego kolegi. Jest sporo odwołań do tradycji klasycznej pianistyki, a rejestracja koncertu w ważnej dla europejskiej muzyki sali w Wiedniu, a nie na przykład w nowojorskim klubie nie jest przypadkowa. Taborn poszukuje dla swoich improwizacji nie tylko dobrego fortepianu i genialnej akustyki, ale również odpowiedniej publiczności, a tą raczej znajdzie w Europie. Swoje zespołowe produkcje wydaje w Stanach Zjednoczonych, pozostawiając solowe improwizacje dla ECM. Jak dla mnie mógłby porzucić całą inna działalność i zająć się jedynie sobą, fortepianem i improwizacją. Kolejne jego solowe płyty będę kupował bez zastanowienia i w ciemno, a w przypadku ECM to spory wysiłek finansowy. Jednak warto oszczędzać czekając na taką muzyczną przygodę. Są magiczne, najczęściej kameralne nagrania, które już od pierwszych nut wciągają nas w muzyczną przestrzeń i których można słuchać w kółko przez całą noc. Mój pierwszy wieczór z „Shadow Plays” trwał zdecydowanie za długo, choć wcale tego nie żałuję. Tym albumem w moim prywatnym rankingu Taborn awansował z pozycji jednego z wielu obiecujących i wszechstronnych amerykańskich pianistów średniego pokolenia do ekstraligi największych mistrzów fortepianu i przede wszystkim muzyków, którzy potrafią w pojedynkę zawładnąć moją wyobraźnią na długie godziny.

Craig Taborn
Shadow Plays
Format: CD
Wytwórnia: ECM
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 602438190218

31 stycznia 2022

Piotr Baron – Moniuszko Jazz

 Kompozycje Stanisława Moniuszki nie są tak często obecne w jazzowym świecie, jak te napisane przez innego wielkiego polskiego romantyka – Fryderyka Chopina. Jednak Moniuszko pojawiał się w repertuarze zespołów jazzowych już w latach sześćdziesiątych. Pionierem, choć nie mam tu całkowitej pewności był Andrzej Kurylewicz, który grywał „Ten Zegar Stary”, czyli arię z opery „Straszny Dwór”. Po utwory z tekstem sięgały też wokalistki, jednak dopiero obchody 200-lecia urodzin kompozytora wprowadziły twórczość Moniuszki na jazzowe salony. Trochę w tym mody, trochę zapewne okazji do grania i przeróżnych funduszy do wykorzystania. Rok 2019 był rokiem Moniuszki oficjalnie ustanowionym stosowną Uchwałą Sejmu.

Piotr Baron swój projekt związany z twórczością Moniuszki, który dokumentuje jego najnowszy album „Moniuszko Jazz” rozpoczął jednak wiele lat wcześniej, przygotowując specjalny program, który pojawiał się na polskich scenach i który udało się uwiecznić na płycie w 2018 roku, jeszcze zanim zaczęły się oficjalne obchody roku Moniuszki.



Repertuar płyty złożony jest z kompozycji Moniuszki uzupełnionej słynną „Rotą” Feliksa Nowowiejskiego, utworem, który o mało co nie został polskich hymnem. Sam Nowowiejski, który urodził się kilka lat po śmierci Moniuszki bywa uważany za artystycznego następcę i kontynuatora myśli muzycznej swojego wielkiego poprzednika a także za życia był opisywany jako wybitny improwizator – organista. Nowowiejski mimo że dożył koncertując epoki powszechności techniki nagraniowej nie pozostawił po sobie chyba żadnych rejestracji własnych kompozycji.

Piotr Baron przygotował swój projekt poświęcony muzyce Moniuszki w gwiazdorskiej obsadzie swojego kwintetu z udziałem Roberta Majewskiego (tp), Michała Tokaja (p), Macieja Adamczaka (b) i Łukasza Żyty (dr). To zespół, który zmierzył się z materią dla muzyków jazzowych dość nową. Przebojowe i energetyczne pomysły aranżacyjne lidera tworzą ekspresyjną muzykę cytującą tematy poszczególnych kompozycji i dającą możliwość zagrania wyśmienitych partii solowych.

W tej płycie wszystko się zgadza. Piotr Baron gra głębokim, tłustym i energicznym tonem. To nie jest jednak zaskoczeniem. Kiedy Piotr Baron za coś się zabiera, to wiadomo, że będzie na serio i z pełnym ogniem. Nie bierze jeńców, pozostawiając jednak w ogniu saksofonowych dźwięków czytelne tematy, które u wielu wywołają myśl, że już to gdzieś słyszeli. Moniuszko jednak jest obecny w polskiej przestrzeni muzycznej.

Warto jednak popatrzeć na album „Moniuszko Jazz” zapominając na chwilę, że to projekt poświęcony muzyce Stanisława Moniuszki. Nic nie ujmując doskonałym kompozycjom z XIX wieku, dla zespołu Piotra Barona to jedynie podstawa do zbudowania jazzowego przekazu, w którym temat przewodni w każdym utworze jest istotny, ale nie najważniejszy. Najważniejszy jest jazz, a tego na najlepszym światowym poziomie znajdziecie na tej płycie całe mnóstwo.

Piotr Baron
Moniuszko Jazz
Format: CD
Wytwórnia: Polskie Radio
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 5907812241889

30 stycznia 2022

John Scofield – Works For Me

W sumie, to chciałem napisać ten tekst o „Uberjam”, innym albumie Scofielda wydanym rok po „Works For Me”. Trafiłem jednak na moją półeczkę ze Scofieldem, a tam zaraz obok „Uberjam” stały inne jego albumy z przełomu wieków, w tym ten, który będzie kolejną częścią Kanonu Jazzu. Pomyślałem, że zanim wystawię się na strzał tych wszystkich, którzy uważali w 2002 roku fusion grane przez zespół Scofielda za wtórne i pozbawione pasji (tak, pamiętam takie recenzje) i będę próbował bronić moich całkiem pozytywnych uczuć dla tego projektu, sięgnę w Kanonie po inny, może mniej kontrowersyjny, ale w sumie to też wtórny album gitarzysty.

Ani „Uberjam”, ani „Works For Me” nie jest albumem odkrywczym, jednak oba nie muszą takie być. Od Scofielda, tak jak od żadnego innego muzyka nie wolno wymagać nagrywania co roku przełomowej, wielkiej i genialnej płyty, która zmieni świat muzyczny na zawsze. Warto jednak robić swoje najlepiej na świecie, a to Scofield potrafi znakomicie. Zatem „Uberjam” to świetny album fusion, a „Works For Me” to wręcz genialny gitarowy post-bop w najlepszym możliwym w 2001 roku składzie. Dziś wybieram ten drugi, ale „Uberjam” znajdzie się w moim Kanonie niezależnie od zdania wielu fanów Scofielda na temat tego albumu.

Międzypokoleniowy, gwiazdorski zespół z nestorem – perkusistą Billy Higginsem (rocznik 1936), i młodszymi co najmniej o dekadę od Scofielda (1951) Kenny Garrettem (1960), Bradem Mehldauem (1970) i Christianem McBride (1972) zebrał się i jak sam Scofield opowiadał w momencie premiery albumu, nagrał nowy materiał jego autorstwa niemal w całości za pierwszym podejściem. W ten sposób powstał album, który z perspektywy czasu wydane się być raczej jednorazową akcją nie wpisującą się w logiczny ciąg: „A Go Go” z triem Medeski Martin & Wood, „Bump” i już później wspomniany „Uberjam” i „Up All Night”. Wszystkie te albumy nagrane przez Scofielda na przełomie wieków są wartościowe, jednak ja wybieram ten, który jest w sumie najbardziej konserwatywny – „Works For Me”.

Ta płyta to żywa muzyka, nie czuje się zbyt wielu studyjnych operacji edycyjnych, muzycy sprawiają wrażenie niezwykle zgranego zespołu, mimo różnic pokoleniowych i faktu, że w tym składzie nie grali chyba nigdy wcześniej. Każdy z mistrzów ma swój osobisty moment. Warto zwrócić szczególną uwagę na Kenny Garretta w „Loose Canon”, Christiana McBride w „Heel To Toe” i Billy Higgins we „Freepie”.

Na „Works For Me” jest wiele fantastycznych momentów solowych członków zespołu i przede wszystkim lidera, warto jednak spojrzeć na ten album nie tylko poszukując tego rodzaju popisowych momentów, ale doceniając kunszt kompozytorski Johna Scofielda, który dostarczył cały materiał na ten album, z wyjątkiem ostatniego utworu, który jest zbiorową improwizacją całego zespołu.

John Scofield jest na tej płycie niezwykle oszczędny, to album zespołowy, a lider najczęściej komentuje i pozostawia wiele miejsca młodszym kolegom. Nie szukajcie więc na tej akurat płycie Scofielda jakiś wyjątkowo trudnych technicznie zagrywek. To fantastyczna jazzowa płyta, w całości (z wyjątkiem oczywiście gitary lidera) akustyczna w dość w sumie nietypowej konfiguracji zderzającej elektryczną gitarę z akustycznym fortepianem. Scofield od takiego grania zaczynał, zanim trafił do zespołu Billy Cobhama w 1975 roku, uczestniczył w wydanym przez CTI koncercie Gerry Mulligana i Cheta Bakera („Carnegie Hall Concert”). Ten album jest jeśli nie liczyć mało znaczącej sesji z Gary Marksem debiutem nagraniowym Johna Scofielda. „Works For Me” można więc również uznać za powrót do korzeni, ale to tylko okazja do przypomnienia tego znakomitego koncertu, w którym uczestniczyli również między innymi Bob James, Dave Samuels i Ron Carter. Album z Garretem i Mehldauem z 2001 roku to dziś wybitny jazzowy klasyk.

John Scofield
Works For Me
Format: CD
Wytwórnia: Verve / Universal
Data pierwszego wydania: 2001
Numer: 731454928120

29 stycznia 2022

Tony Williams - Ego

Tony Williams mógł przez całe życie być „perkusistą Milesa Davisa”. Uwielbiał jednak muzyczne eksperymenty, którym sprzyjał przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych związany z wynalezieniem wielu nowych instrumentów elektronicznych i studyjnych technik realizacji dźwięku. Ten przełom dla muzyki był moim zdaniem dużo istotniejszy niż powszechna cyfryzacja i komputeryzacja dwie dekady później. Moim zdaniem dużo więcej jazzu z tego okresu dobrze zniosło próbę czasu. Do tych właśnie nagrań, wtedy mocno eksperymentalnych i awangardowych, poszukujących nie tylko nowych brzmień, ale również nowej publiczności i nowej jazzowej tożsamości, pozwalającej konkurować z szalejąca wtedy muzyką rockową należy cały dorobek zespołu Life Time, albo jak inni wolą Lifetime.

W Kanonie Jazzu przedstawiałem Wam już debiut tej formacji – album „Life Time” z 1964 roku. Dziś pora na nagranie z roku 1971, które z początkami zespołu łączy w zasadzie tylko nazwa i osoba lidera – Tony’ego Williamsa, geniusza jazzowej perkusji, ale też kompozytora, co w przypadku perkusistów prowadzących własne zespołu nie zdarza się znowu tak często. Skład zespołu od tego pierwszego dzielą lata świetlne. „Life Time” to Sam Rivers, muzyk, w którego zespole Williams grał na stałe już w wieku 13 lat i Herbie Hancock, a także kilku basistów i gościnnie pojawiający się w jednym utworze Bobby Hutcherson. W nagraniu „Ego” jedynym muzykiem oprócz lidera, który pojawiał się systematycznie w składach nagraniowych i koncertowych zespołu jest Ron Carter, a rolę główną przejął jeden z najważniejszych jazzowych organistów wszechczasów, notorycznie niedoceniany przez publiczność i uwielbiany przez krytyków Larry Young.

„Ego” to jednak płyta perkusyjna, trzech perkusistów musiało zrobić niezły hałas. Zespół Life Time, to była niemal zawsze umowna nazwa solowych projektów Tony’ego Williamsa, skład i styl zmieniał się tak jak zmieniały się pomysły lidera na muzykę i jazzowe mody. Od solowego debiutu w 1964 roku (wspomniany już album „Life Time”) niemal do śmierci Williamsa ukazywały się kolejne jego solowe albumy. Ostatni powstał zaledwie miesiące przed jego śmiercią w 1996 roku („Young At Heart”), a wytwórnia Hi Hat od kilku lat wydaje kolejne archiwalne nagrania koncertowe.

„Ego” nie jest albumem przebojowym. Jeśli chcecie posłuchać wirtuozerskich, energetycznych solówek Williamsa w towarzystwie niemal rockowej gitary Johna McLauglina, sięgnijcie po „Emergency!” – album, na który również przyjdzie czas w Kanonie Jazzu. Jednak „Ego” to interesujące spotkanie jazzu z rockiem, albo może nawet dokładniej – post-hard-bopu wspomaganego przez organy Larry Younga z rockową psychodelią transowych rytmów i śpiewów lidera.

Dla mnie „Ego” to album Tony Williamsa – kompozytora, płyta, która nieco za wolno się rozkręca i za wcześnie kończy, osiągając kulminację w ostatnim utworze, w którym nie brakuje organowego szaleństwa. Kilka lat później jazz-rockowe granie fusion stało się jakby nudniejsze i nieco mniej jazzowe. W wielu krytycznych opracowaniach album „Ego” uznawany jest za mniej ciekawy niż wcześniejsze nagrania zespołu, ja jednak uważam, że warto przyjrzeć się zespołowi pozbawionemu jakiś wielkich nazwisk i gwiazd, które chcą koniecznie zagrać szybciej, głośniej i ciekawiej stojąc w kolejce do kolejnej solówki. „Ego” to fusion do dobrego klubu jazzowego, a nie na stadion wypełniony fanami rocka, czekającymi na kolejne nagranie w stylu wczesnego Pink Floyd lub Franka Zappy.

Tony Williams
Ego
Format: CD
Wytwórnia: Polydor / Polygram / Verve
Data pierwszego wydania: 1971
Numer: 731455951226