Płyta
ukazała się w 2011 roku. Kiedy po raz pierwszy sięgnąłem po ten album, krótko
po jego wydaniu, musiałem mieć jakiś słabszy dzień. Uznałem, a nawet sobie
zanotowałem, że to komercyjna produkcja skierowana do tych, którzy uważają, że
same nazwiska gwarantują dobrą muzykę. Nazwiska nie grają, choć niczego co
album by dyskwalifikowało nie dostrzegłem. Ot, taka sympatyczna składanka z
udziałem gwiazd. Skoro może Frank Sinatra, Oscar Peterson, Jim Hall i inni, to
może też Christian McBride.
Płyta
powędrowała na półkę. Po raz kolejny znalazła się dziś w moim odtwarzaczu nieco
przypadkowo. Dziś mam zupełnie inne spojrzenie na ten album. Nie wiem, jak tego
wcześniej nie usłyszałem. Musiałem mieć rzeczywiście słaby, albo jeszcze
słabszy dzień. To przede wszystkim wyśmienita płyta Christiana McBride’a.
Słuchając
tego albumu nie przyglądajcie się gwiazdom. Słuchajcie lidera, bowiem to jedna
z jego najlepszych płyt od lat. Kontrabas potrzebuje przestrzeni, a tą
zapewniają mu w szczególności wybitni mistrzowie klawiatury sprowadzeni do
studia przez lidera. Recepta na album jest prosta – w każdym z utworów liderowi
towarzyszy inna gwiazda. Wszystkie nagrania to duety, większość prawdopodobnie
nagrana bez wielkich wcześniejszych przygotowań, w konwencji spotkania w studiu
starych przyjaciół, z większością muzyków bowiem Christian McBride nagrywał już
wcześniej.
„Conversation
With Christian” to przede wszystkim pianiści, osobowości wybitne – Hank Jones,
George Duke (tym razem na akustycznym fortepianie), Chick Corea, Billy Taylor i
Eddie Palmieri. Z nich wszystkich rozczarował mnie nieco Chick Corea, który
usiłował stworzyć improwizowaną, zbyt skomplikowaną jak na przyjętą konwencję
kompozycję. Zaskoczenie in plus to z kolei Eddie Palmieri, który potrafił
porzucić nieco oklepane w jego wykonaniu rytmy latynoskie na rzecz śmiałego,
mainstreamowego grania otwartym dźwiękiem. George’a Duke’a wolę w brzmieniach
elektronicznych.
Powyżej
swojego niestety ostatnio zbyt banalnego śpiewania wypada Sting, którego „Consider
Me Gone” wyraźnie płynie w jazzowe klimaty pod wpływem śmiałego traktowania
melodii przez Christiana McBride’a. Nie od dziś uważam, że Sting jest wybitnym
organizatorem muzycznego życia, całkiem niezłym wokalistą i jedynie przeciętnym
basistą. Pisze jednak piosenki, w których linia basowa jest ważna. To słychać,
kiedy grywał z nim Darryl Jones, słychać i w wykonaniu Christiana McBride’a.
Lubię
też Angelique Kidjo, choć tak w ogóle to za nią raczej nie przepadam. Blado
wypadają za to Regina Carter, która mimo świetnej techniki i momentami
genialnego brzmienia nie potrafi odnaleźć swojej artystycznej tożsamości. Może
powinna zostać jednak klasycznym skrzypkiem? Sam nie wiem.
Moim
faworytem jest jednak chyba „Guajeo Y Tumbao” w duecie z Eddie Palmieri. Nie
tylko dlatego, że świetnie wypada fortepian. Christian McBride jest po prostu
genialny. Na tej płycie nie słuchajcie gości, oni wypadają różnie, czasem nawet
przeciętnie. Potraktujcie ich nie jako ozdoby, ale jako tło dla geniuszu
lidera. Wtedy płyta zupełnie zmieni oblicze, z przeciętnego albumu All Stars
stanie się genialną płytą wybitnego kontrabasisty.
Christian
McBride
Conversations
With Christian
Format: CD
Wytwórnia: Mac Avenue
Numer: 673203105027
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz