07 sierpnia 2021

Andrzej Cudzich – Mistrzowie Polskiego Jazzu

 Andrzej Cudzich był jednym z najlepszych polskich kontrabasistów jazzowych. Jego pierwszym instrumentem był fortepian. Już w średniej szkole muzycznej zaczął specjalizować się w grze na kontrabasie, choć chciał zostać trębaczem, co nie udało się podobno w związku z wadą zgryzu wychwyconą przez komisję egzaminacyjną. Urodził się w 1960 roku w Puławach, edukację muzyczną rozpoczął w Nowym Targu, a gry na kontrabasie uczył się w Krakowie, gdzie w 1984 roku ukończył Akademię Muzyczną.

Zanim skończył liceum zaczął grać w swoim pierwszym zespole – Confirmation, z którym zdobył, jak niemal każdy Mistrz Polskiego Jazzu, nagrodę na festiwalu Jazz nad Odrą we Wrocławiu w 1978 roku. Od początku swojej kariery grał jazz, choć jego pierwszym muzycznym idolem był Jimi Hendrix.

Sukces na Jazzie nad Odrą oznaczał również zaproszenie do zespołu Janusza Muniaka, z którym grał przez kilka lat i występował na najważniejszych polskich scenach jazzowych. To była jego pierwsza poważna szkołą jazzowego życia i grania. Miał okazję uczyć się nie tylko od krakowskiego mistrza saksofonu, ale też od gościnnie występującego z Muniakiem Dona Cherry. Z Muniakiem Andrzej Cudzich występował w całej Europie, grał też z Freddie Hubbardem.

W 1982 roku był w pierwszym składzie Walk Away, choć z zespołem prowadzonym przez Krzysztofa Zawadzkiego nie dokonał żadnych nagrań, zdążył zdobyć nagrodę na krakowskim Jazz Juniors. W latach osiemdziesiątych Andrzej Cudzich regularnie pojawiał się w różnych składach prowadzonych przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego i zespole Tomasza Szukalskiego, z którym nagrał „Tina Blues” i „Body And Soul”.

Cudzich był muzykiem cenionym w całej Europie. Lata dziewięćdziesiąte spędził koncertując właściwie we wszystkich ważniejszych miejscach jazzowej mapy naszego kontynentu. Grał w różnych składach, zawsze potrafił dopasować się do wymagań i oczekiwań liderów. W 1992 roku zaczęła się również współpraca Andrzeja Cudzicha ze Zbigniewem Namysłowskim i Jarosławem Śmietaną. Ich wspólne nagrania są istotną częścią bogatej dyskografii Cudzicha.

Wśród światowych gwiazd, z którymi grał największe nazwiska to oprócz wspomnianych już Hubbarda i Dona Cherry również Bob Berg, Gary Thomas, David Kikoski, Hamiet Bluiett i Eddie Henderson. Niestety jedynie część tej współpracy udało się udokumentować na płytach. W autorskiej dyskografii Cudzicha na wyróżnienie zasługuje jego debiut w roli lidera – album „Able To Listen” nagrany w gwiazdorskiej obsadzie z udziałem Ronnie Burrage’a, Davida Kikoskiego i Gary Thomasa.

W 1995 roku powstał zespół AmenBand prowadzony przez Cudzicha, z którym nagrywał kolejne albumy i z którym występował niemal do końca życia. Równolegle do muzyki religijnej, która grał z AmenBand prowadził Cudzich również własny kwartet jazzowy i występował z wszystkimi naszymi mistrzami, którzy prowadzili aktywną działalność koncertową i nagraniową w latach dziewięćdziesiątych.

Andrzej Cudzich zmarł w 2003 roku w sile wieku po długiej chorobie, z którą nie udało mu się wygrać. Do wspólnych występów i nagrań z AmenBand zapraszał między innymi Janusza Skowrona, Mieczysława Szcześniaka, Ewę Urygę, Tomasza Szukalskiego i Andrzeja Jagodzińskiego.

Andrzej Cudzich był nie tylko doskonałym kontrabasistą potrafiącym odnaleźć się w wielu muzycznych konwencjach. Był również liderem własnych składów, kompozytorem autorskiego materiału i nauczycielem dla młodszego pokolenia muzyków. W jednym z wywiadów powiedział, że ćwiczy w zasadzie tylko utwory Bacha, bo to właśnie jego suity zawierają wszystkie potrzebne do grania jazzu figury harmoniczne.

06 sierpnia 2021

Paul Flaherty / Mike Roberson / Randall Colbourne / James Chumley Hunt - Borrowed From Children

Płyta Tygodnia RadioJAZZ.FM jest rodzajem mojego osobistego dziennika. Wybór kolejnego albumu na następny tydzień składa się z kilku etapów. Na pierwszym stosie płyt leżą wszystkie nowości, albumy, które ukazały się nie wcześniej niż 12 miesięcy od momentu umieszczenia ich w tym miejscu. Wszystkie lądują w moim odtwarzaczu co najmniej raz. Część już nigdy w to miejsce nie wraca. Płyty kupuję w przeróżnych miejscach, zarówno tych realnych, co lubię najbardziej, jak i wirtualnych sklepach. Część to prezenty od wytwórni, samych muzyków, lub przyjaciół. W każdym tygodniu przychodzi moment, w którym trzeba wybrać album na kolejny tydzień i przygotować tekst, taki, który teraz czytacie i audycje na antenę.


Wtedy sięgam po już sprawdzone nowości i w tym miejscu pojawia się subiektywny moment. Wśród nowości są przeróżne rodzaje muzyki improwizowanej – trafiają się śpiewane jazzowe standardy, dobre płyty bluesowe, starannie przygotowane i rozbudowane kompozycje na duże składy, albo całkowicie spontaniczne sytuacje nieco trudniejsze w odbiorze. Są albumy polskie i zagraniczne, przyznaję, że polskich jest jakby mniej, bo wśród wytwórni, które lubią i chcą przysyłać mi swoje nowości są producenci z wszystkich kontynentów i krajów niezwykle odległych, łącznie z Chile, Nową Zelandią i Malezją, a polscy wydawcy jakoś nie kwapią się do takiej formy promocji (z nielicznymi wyjątkami). Jeśli mam ochotę na coś trudniejszego, w płycie tygodnia słyszycie na przykład „Borrowed From The Children”, jeśli na coś z gładszą melodią, może się trafić na przykład Mino Cinelu i Nils Petter Molvaer („SulaMadiana”), albo Marilyn Mazur. Zawsze jednak sięgam w tym momencie po nowości, które już znam.

Kiedy sam wybieram płyty w sklepie, oczywiście często sięgam po nazwiska, które znam. Mam listę tych, których nowe płyty biorę w ciemno, często nawet naruszając własną dyscyplinę budżetową. To rodzaj nałogu, może niezbyt niebezpiecznego, ale jednak to silniejsze ode mnie. Są też momenty, kiedy wchodzę do sklepu obiecując sobie, że dziś jest czas na poszerzenie horyzontów i jakieś niespodziewane nowości. Wtedy ustalam negocjując z własnym finansowym zdrowym rozsądkiem liczbę płyt, które mogą trafić do koszyka i kieruję się zupełnie wizualną intuicją, która od lat praktycznie mnie nie zawodzi. Większość płyt gra tak jak wygląda. Tak jest w przypadku najnowszego albumu Paula Flaherty’ego, którego wcześniej znałem tylko wirtualnie, raczej o jego muzyce czytałem, niż jej słuchałem. Może pojawił się gdzieś jako członek jakiegoś zespołu, ale nie zwróciłem na niego uwagi. Tym razem w przypadku albumu „Borrowed From The Children” spodobała mi się okładka. Uznałem, że będzie ogień i duża energia i niekoniecznie uporządkowane i zgrabne melodie. Przyglądając się okładce płyty wydanej przez 5777 Records spodziewałem się męskiego i energetycznego zadęcia sugerowanego przez portret lidera.

W sumie to Flaherty liderem nie jest, bowiem na okładce cztery nazwiska potraktowane są w podobny sposób, jednak to właśnie portret tego saksofonisty zdobi okładkę. Intuicja wizualna mnie nie zawiodła. Jest ostro, męsko i soczyście. Jest też trochę pozagatunkowo, wolna artystycznie forma koncertowa nie oznacza jednak braku koncepcji. Flaherty i Colbourne znają się od zawsze, a z pozostałymi muzykami spotykali się już z pewnością nie raz, choć nie potrafię opowiedzieć Wam o tym nic innego niż to co sami sobie odnajdziecie w internecie. Ja nie szukałem, bo w tym czasie wolę posłuchać jakiejś kolejnej nowości. Jeśli to wybrania tego albumu nie wystarczy Wam, tak jak mi zdjęcie z okładki, to zanim posłuchacie fragmentów albumu w moich audycjach sięgnijcie muzyczną pamięcią do najlepszych nagrań Alberta Aylera, Pharoa Sandersa, albo późnego Johna Coltrane’a. Taka właśnie jest muzyka Paula Flaherty’ego. Takie rekomendacje w sumie powinny wystarczyć. Jeśli jednak nie wystarczają, dodam, że skład kwartetu saksofon – gitara – trąbka – bębny jest jednak dość oryginalny w związku z brakiem fortepianu i basu, otwiera za to sporo brzmieniowych możliwości.

Z najnowszym albumem Flaherty’ego sytuacja jest dość prosta – to muzyka, na którą muszę mieć właściwy moment. To nie jest coś, czego mogę słuchać na okrągło i codziennie. Fanów ciężkiego free przykonywać nie muszę, a nieprzekonanych chyba nie przekonam, choć warto próbować. Dla tych pierwszych to sygnał, że album jest, dla pozostałych – prośba – zajrzyjcie czasem w okolice nieco trudniejszej, ale równie ciekawej muzyki, „Borrowed From Children” to dobry współczesny początek przygody z muzyczną wolnością.

Paul Flaherty / Mike Roberson / Randall Colbourne / James Chumley Hunt
Borrowed From Children
Format: CD
Wytwórnia: 577 Records
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 577 Records 5843

05 sierpnia 2021

Piotr Baron – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Piotr Baron 5 stycznia skończył 60 lat. Jest rodowitym wrocławianinem pozostającym od początku swojej kariery do dziś związanym z muzycznym środowiskiem swojego rodzinnego miasta. Pierwszymi instrumentami Piotra Barona był klarnet i fortepian, na których grać uczył się w podstawowej szkole muzycznej. W średniej doskonalił grę na klarnecie, sięgając też po raz pierwszy po saksofon. Jednak rozbieżność wizji muzycznych nauczycieli i młodego ucznia nie pozwoliła mu ukończyć średniej szkoły muzycznej. Do nauki wrócił już jako mistrz, muzyk z dorobkiem i wielokrotny gospodarz warsztatów muzycznych. W 2005 roku został magistrem ze specjalizacją saksofonową.

Karierę na scenach rozpoczął momencie osiągniecia pełnoletności. W 1978 roku uzyskał wyróżnienie na festiwalu Jazz Nad Odrą, a rok później pojawił się również na Jazz Juniors w Krakowie. Jury rodzinnego Jazzu Nad Odrą przyznało Piotrowi Baronowi również nagrodę w 1980 roku. Wtedy pojawił się na festiwalu w składzie grupy Four razem ze Zbigniewem Lewandowskim.

Na scenie wrocławskiego festiwalu Piotr Baron będzie się później pojawiał wielokrotnie ze swoimi zespołami, ale również w składzie dużych lokalnych orkiestr prowadzonych przez Aleksandra Mazura i już w XXI wieku przez Zbigniewa Czwojdę.

Jednym z pierwszych składów, w których regularnie pojawiał się w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych Piotr Baron był zespół Super Blue z Mirosławem Mazurem, Zbigniewem Lewandowskim, Romualdem Freyem i Wojciechem Jaworskim.

W 1984 roku do wielu krajowych nagród Piotr Baron dołożył również cenne trofeum zdobyte na bardzo prestiżowym festiwalu w San Sebastian. W tym samym roku pojawia się prawdopodobnie pierwsze nagranie z udziałem Piotra Barona – album „Gain” kwartetu Zbigniewa Lewandowskiego z Mieczysławem Jureckim i Jerzym Kaczmarkiem. Mimo wielu ciekawych występów, w latach osiemdziesiątych Baron omijał studio nagraniowe. Na jego pierwszy autorski album „Take One” fani musieli czekać aż do 1995 roku. Wcześniej nagrywał z Erykiem Kulmem i jego Quintessence i z Jarosławem Śmietaną.

W końcówce lat dziewięćdziesiątych powstał jeden z najoryginalniejszych zespołów dekady – Trio Cygańskie w składzie Witold Szczurek – Jarosław Śmietana – Piotr Baron. Ten zespół nie zarejestrował niestety żadnego autorskiego materiału. W 1994 roku powstał niezwykle obiecujący Travelling Birds Quintet – czyli Piotr Baron, Piotr Wojtasik, Kuba Stankiewicz, Darek Oleszkiewicz i Cezary Konrad. To był skład nie tylko doskonały, ale też niezwykle lokalny, utworzony przez muzyków związanych z wrocławskim środowiskiem muzycznym. Kwintet zanim nagrał swoją pierwszą doskonale przyjętą płytę „Travelling Birds Quintet” często był przedstawiany jako Wrocław Reunion Band. Niestety wiele innych projektów jego członków spowodowało, że mimo nagrania dwu doskonałych albumów po kilkunastu miesiącach zespół przestał istnieć.

Piotr Baron zabrał się więc za budowanie swojej własnej dyskografii. Po pierwszej płycie „Take One” powstały następne – „Tango” i „Blue Rain”, przygotowane z pomocą muzyków, z którymi Baron grał w innych składach – między innymi Adama Czerwińskiego, Kazimierza Jonkisza i Sławomira Kulpowicza.

W 2000 roku Baron nagrał w mistrzowskim składzie z Arturem Dutkiewiczem, Piotrem Wojtasikiem, Darkiem Oleszkiewiczem i Kazimierzem Jonkiszem (wszyscy już są w naszej grupie Mistrzów Polskiego Jazzu) doskonałą jazzową interpretację „Bogurodzicy”. Nie był co prawda pierwszy, jednak dla zespołu Rama 111 to była jedynie jedna z melodii nagranych na sesji dla gdańskiego radia, a dla Barona główny temat albumu. Wątek religijny pozostaje ważny w jego grze i życiu do dzisiaj.

Kolejne albumy firmowane nazwiskiem Piotra Barona powstają w Stanach Zjednoczonych – w 2004 roku „Reference” w Nowym Jorku z udziałem Eddie Hendersona, Johna Hicksa i Victora Lewisa oraz Darka Oleszkiewicza, a także „Salve Regina” z Wadada Leo Smithem i Marvinem Smitty Smithem. Baron współpracował z całkiem sporą grupą muzyków amerykańskich, oprócz wymienionych grał również z Artem Farmerem, Davidem Murrayem, Kevinem Mahogany, Kei Akagi i wieloma innymi. Wielu z tych wspólnych przedsięwzięć nie udało się niestety utrwalić na płytach. Jednak według różnych źródeł, w dyskografii Piotra Barona znajdziecie ponad 100 albumów, z których według moich szacunków mnie więcej połowa jest dziś powszechnie dostępna. Jego własne albumy to pozycje mieszczące się w głównym jazzowym nurcie. Kiedy w 2020 roku zapytaliśmy Piotra Barona przy okazji dnia z jego muzyką o jego 5 ulubionych płyt, wymienił same jazzowe klasyki – „A Love Supreme” Coltrane’a, „Kind Of Blue” Milesa Davisa, „Moanin’” – czyli „Blue Note 4003” Arta Blakey’a i jego Jazz Messengers, „Time Out” Dave’a Brubecka i „Ella And Louis” Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga.

Piotr Baron podejmuje jednak również inne muzyczne wyzwania. Pojawia się na płytach swoich synów – Adama (m. in. Pink Freud) i Aleksandra (Afromental), bierze udział w nagraniach muzyki filmowej („Reich”) i pracach dużych składów orkiestrowych, którymi czasem również dowodzi. Dziś jest szefem Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa, był koncertmistrzem European Broadcasting Union International Big Band w Sztokholmie. Z Jackiem Niedzielą zrealizował „Sceny z Macondo”, a z Krzysztofem Herdzinem jego poemat symfoniczny „Looking For Balance” i „Composer's Concert Live”.

W dyskografii Barona znajdziecie również pozycje egzotyczne, jak choćby „Voices Of The Goddess” irańskiego wirtuoza tabli Emama, niezwykle udane popularne adaptacje jazzowych standardów w wykonaniu zespołu Lion Vibrations i jazzowe adaptacje kompozycji z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego – „Wodecki Jazz”.

Moim ulubionym nagraniem Piotra Barona jest album nagrany w czasie koncertu na zamku na Hradczanach w Pradze. Seria „Jazz Na Hrade” nie jest oficjalnie numerowana, ale płyta Piotra Barona z tego cyklu z 2012 roku jest według wielu źródeł 51 pozycja cyklu. W tym cyklu znajdziecie też ciekawy album Zbigniewa Namysłowskiego. Większość nagrań z tego cyklu zaczynała się zapowiedzią samego Vaclava Klausa, który bywał gościem większości koncertów. Podobnie było w przypadku koncertu kwintetu Piotra Barona. Wyśmienity koncert i przy okazji cały cykl pokazujący doskonale jak nasi południowi sąsiedzi traktują dobra muzykę. O nagraniu Barona na zamku w Pradze mogę powiedzieć tylko jedno – duch Johna Coltrane’a żyje w tamtejszych komnatach i ma się dobrze!

Piotr Baron jest autorem podręcznika gry na saksofonie i pedagogiem od lat przekazującym swoją wiedzę młodszym muzykom zarówno na muzycznych uczelniach różnych poziomów nauczania (Wrocław, Nysa, Zielona Góra, Irvine, Valencia (USA), Ankara (Turcja)) jak i licznych jazzowych warsztatach. Od niemal 10 lat współpracuje również z RadioJAZZ.FM jako autor audycji.

04 sierpnia 2021

Jazz Q – Pori Jazz 72

Jazz Q to formacja w Czechosłowacji w latach siedemdziesiątych mająca status podobny do naszego SBB. Muzycy zapełniali sale koncertowe swoich najlepszych czasach w całej Czechosłowacji i wyjeżdżali na festiwale do wielu europejskich krajów. Zespół powstał już w 1964 roku z inicjatywy pianisty, który grywał najczęściej na instrumentach elektrycznych Martina Kratochvila i znanego w Polsce z nagrań z udziałem Zbigniewa Seiferta flecisty Jiri Stivina. Ten drugi zdecydował się na prowadzenie własnego zespołu na początku lat siedemdziesiątych i już do Jazz Q nie wrócił. Od tego czasu zespół w zmieniającym się składzie był autorskim projektem Kratochvila. W XXI wieku zespół kilka razy powracał na czeskie sceny, jednak to były jedynie okazjonalne i rocznicowe okazje. Historia grupy przypomina mi nieco, mimo wcześniejszego początku działalności historię SBB. W ich muzyce odnajdziecie inspirację muzyką fusion, ale też rockowymi realizacjami Blood Sweet and Tears, Chicago i brytyjskiego rocka symfonicznego. To musiało się podobać w czasach świetności zespołu i pozwalało trafić z muzyką nie tylko do fanów jazzu.

Zespół tworzył muzykę instrumentalną, ale poszerzając potencjalne grono odbiorców zapraszał często do współpracy wokalistki i wokalistów. Dziś Kratochvil raczej już nie zajmuje się czynnie muzyką, na estrady wraca okazjonalnie, prowadzi jednak prężnie działającą w Czechach wytwórnię Bonton, która z czasem rozrosła się do gigantycznych rozmiarów, stając się również wytwórnia filmową, wydawcą książek, właścicielem sieci kin, rozgłośni radiowych i portali internetowych. Dziś katalog Bonton znalazł się chyba w Supraphonie, albo czeskim oddziale Sony, więc do gry musiał wkroczyć niezrównany GAD Records. Już w 2013 roku polskie wydawnictwo wypuściło na rynek koncert zespołu z Bratysławy z 1975 roku („Zivi Se Divi: Live In Bratislava 1975”). Jesienią 2020 roku ukazał się kolejny album zespołu Kratochvila – „Pori Jazz 1972” – tym razem premierowe nagrania pochodzą z taśm odnalezionych w archiwach radiowych w Finlandii i zawierają materiał zarejestrowany w czasie występu zespołu na festiwalu w fińskim Pori.

Premiera archiwalnych nagrań zespołu zbiegła się z kolejnym powrotem grupy pod nazwą Jazz Q na czeskie sceny i nagraniem premierowego albumu „Amulet”, który mam na liście koniecznych zakupów. Jak co roku, mam nadzieję wybrać się latem na kilka dni do Pragi i odwiedzić znajome sklepy z płytami. Jeśli tylko trafię na „Amulet”, z pewnością się o tym dowiecie. Co prawda za powrotami po latach nie przepadam, ale Kratochvil to człowiek z kategorii tych, co już nic nie musza i mam nadzieję, że po prostu dobrze bawi się, zapewne z młodszymi od siebie o pokolenie muzykami.

„Pori Jazz 72” to jednak materiał dokumentujący koncert zespołu u szczytu możliwości twórczych i mody na granie w stylu wtedy jeszcze ciągle bardzo świeżym i odkrywczym. W sumie, to gdybym musiał w sklepie wybierać, to biorę w ciemno nagranie z 1972 roku i zostawiam to z 2020 (którego nie słyszałem) dla kogoś innego. Mam kilka studyjnych płyt zespołu z lat siedemdziesiątych i zapewniam Was, że mimo, że nie są najgorsze, to te koncertowe mają u mnie z marszu o jedną gwiazdkę więcej. Zresztą podobnie jak każdy materiał, który przeszedł przez niezwykle trafną selekcje Michała Wilczyńskiego, który ma zdaje się niezły dostęp do archiwów Kratochvila.

Zespół Jazz Q w składzie, w którym wystąpił na festiwalu w Pori nagrał legendarny album studyjny „Pozorovatelna”. Ja bez chwili wahania wybieram propozycję koncertową. Na nagraniu z Pori czuć, że to był magiczny moment i być może jeden z najlepszych koncertów w tym składzie. Jeśli lubicie Mahavishnu Orchestra, Return To Forever, albo pamiętacie wczesne SBB, ten album jest właśnie dla Was. To doskonały dokument magicznych czasów, kiedy wszystkim gatunkom muzycznym i muzykom było chyba do siebie najbliżej, kiedy można był grać rocka i jazz jednocześnie i nikt nie pytał jak takie granie się nazywa. Według festiwalowych kronik, Jazz Q był w 1972 roku supportem dla Chicka Corea. Myślę, że słysząc zza kulis występ czeskiej (wtedy czechosłowackiej) grupy, musiał mieć tremę nieco większą niż zwykle.

Jazz Q
Pori Jazz 72
Format: CD
Wytwórnia: GAD Records
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 5903068121074