01 lipca 2011

Urodziny bloga

Zupełnie niezauważenie wczoraj blog obchodził swoje pierwsze urodziny, o czym przypomniał mi dziś jeden z czytelników. Rocznica przebiegła zupełnie niezauważenie. Przez rok udało się napisać 278 tekstów opisujących płyty, koncerty i autorskie audycje radiowe. To całkiem sporo, choć do założonej codzienności, która powinna zamknąć rok liczbą 365 wpisów nieco zabrakło. Za wszystkie komentarze i maile, które docierają do mnie różnymi drogami serdecznie dziękuję.

Zaglądajcie codziennie. Słuchajcie Simple Songs na antenie www.RadioJAZZ.FM w każdą środę o 19.00 (powtórki w czwartek i w sobotę). Piszcie i komentujcie…


Tak to się zaczęło (pierwszy tekst):

Jeff Beck - Wired

Płyta pochodzi z 1976 roku i jest jedną z kilku, które w owym czasie Jeff Beck nagrał z Janem Hammerem. Ważną postacią płyty jest też Narada Michael Walden, który oprócz gry na perkusji jest autorem części kompozycji. Oprócz tematów napisanych specjalnie na ten album, znajdziemy tu lubianą przez gitarzystów kompozycję Charlesa Mingusa – „Goodbye Pork Pie Hat”.

Po nagraniu przebojowego albumu „Blow By Blow” Jeff Beck nie musiał już nic nikomu udowadniać, ani nagrywać przebojowych singli. Awansował więc ostatecznie z grona gitarzystów towarzyszących gwiazdorskim wokalistom (np. Rodowi Stewardowi) do grona artystów gitary. Całkiem słusznie zresztą. W związku z tym mógł sobie pozwolić nie tylko na pozbawienie muzyki partii wokalnych, ale również na nieco bardziej rozbudowane solówki i ciekawszy repertuar.

Mógł też sięgnąć po najlepszych dostępnych muzyków, stąd Jan Hammer i opromieniony ciągle sławą piątego Beatlesa George Martin w roli producenta. Jego akurat potencjał nie został w pełni na płycie wykorzystany, bowiem muzycy sami zrobili właściwie wszystko… Płyta nie jest wyprodukowana w stylu ostatnich produkcji The Beatles. Jest zagrana przez muzyków z niewielką ingerencją producenta w proces twórczy. Czy tak było w rzeczywistości – nie wiem, ale brzmienia charakterystycznego dla George’a Martina na płycie nie znajdziemy wiele. Skąd wziął się George Martin w otoczeniu Jeffa Becka – nie wiem, ale można zgadywać, że to wpływ Jana Hammera – w tym czasie producent współpracował z Mahavishnu Orchestra.

Już w otwierającej album kompozycji „Led Boots” muzycy przekonują nas, że to nie będzie łatwe i banalne granie. W roli głównej występują bębny Waldena, a solo gitarowe Jeffa Becka zapowiada, że „Wired” będzie godnym następcą „Blow By Blow”.

Styl gry Narady Michaela Waldena do oszczędnych nie należy. Tak było w 1976 roku, tak jest do dziś – o czym mogliśmy przekonać się w czasie jego występu kilka dni temu z Jeffem Beckiem w Warszawie:


W jednym z utworów  na płycie – „Come Danding” jakby rytmu było mało – pojawia się drugi perkusista – Ed Green. Kompozycja Charlesa Mingusa – „Good Bye Pork Pie Hat” to obecnie już gitarowy kanon, melodia grywana często przez gitarzystów. Kompozycje Mingusa są zresztą często źródłem inspiracji dla jazz-rockowych gitarzystów. Andy Summers poświęcił im całą płytę. Jeff Beck gra tu oszczędnie, technicznie perfekcyjnie i z dużym wyczuciem natury kompozycji.

W jednym z utworów – „Blue Wind” na perkusji gra Jan Hammer. I tu możemy się przekonać, że lepiej nie brać się za instrument, jeśli obok nagrywa ktoś taki, jak Narada Michael Walden… Przy nim gra na bębnach Jana Hammera wypada delikatnie rzecz ujmując blado…. Za to proponowane przez Jana Hammera barwy instrumentów elektronicznych bronią się do dziś wyśmienicie, czego nie można powiedzieć o wielu produkcjach jazz-rockowych z lat siedemdziesiątych. Jeszcze gorzej było z tym dekadę później, kiedy powstały pierwsze instrumenty cyfrowe i nawet najwięksi muzycy zamiast nagrywać muzykę, nagrywali często dema możliwości swoich nowych zabawek…

Płyta z pewnością nie jest arcydziełem, nie jest też najważniejszą płytą Jeffa Becka, tą jedyną, choć takiej i tak nie potrafię wskazać. Znajdziecie tu wiele świetnej muzyki. Jej jedyną wadą jest to, że pozostaje jakby w połowie drogi między wczesnymi nagraniami w rodzaju ‘Blow By Blow”, czy „Truth”, a późniejszą kulminacją fusion na płycie koncertowej „Jeff Beck With The Jan Hammer Group Live”.

Jeff Beck
Wired
Format: CD
Wytwórnia: Epic / Sony
Numer: 5099750218228

30 czerwca 2011

Simple Songs Vol. 18

Wczoraj bohaterem audycji był Czesław Niemen. Jego najpopularniejsze rockowe przeboje pozostawiliśmy sobie jednak na inną okazję. W audycji znalazły się te nagrania, które dziś nie są łatwo dostępne, a jednocześnie pokazują tą bardziej jazzową i kreatywną stronę tego wybitnego twórcy, kompozytora, instrumentalisty i wokalisty.

Na początek zatem fragmenty z płyty „Mourner’s Rhaposody”. To album nagrany w połowie lat siedemdziesiątych w USA w towarzystwie wybitnego jazz-rockowego składu. Posłuchajmy zatem otwierającego płytę nagrania – „Lilacs And Champagne” . Oprócz lidera zagrają między innymi Michał Urbaniak na skrzypcach, Jan Hammer (legenda jazz-rocka, grał w Mahawishnu Orchestra, z Carlosem Santaną, Al. Di Meolą, Mickiem Jaggerem, Stanleyem Clarke, powszechnie znany jest jako kompozytor tematu do „Miami Vice”) na perkusji, Dave Johnson na instrumentach perkusyjnych i Rick Laird (znany głównie z The Mahavishnu Orchestra) na gitarze basowej.

* Czesław Niemen – Lilacs And Champagne – Mourner’s Rhapsody

Kolejne nagranie z tej płyty to „Inside I’m Dying”. Oprócz wspomnianych już muzyków, pojawią się tutaj na gitarze solowej John Abercrombie, a także Don Grolnick na fortepianie elektrycznym. Nad całością jednak unosi się unikalna barwa głosu Czesława Niemena uzupełniona o jego elektroniczne instrumentarium, no i oczywiście skrzypce Michała Urbaniaka i gitara Johna Abercrombie.

* Czesław Niemen – Inside I’m Dying – Mourner’s Rhapsody

Cofnijmy się w czasie… Zaledwie parę lat wcześniej Czesław Niemen był całkiem poważnym kandydatem na dużą gwiazdę we Włoszech, miał wystąpić w San Remo i przez tamtejszą prasę był typowany na jednego z faworytów tego festiwalu.  Oto kilka muzycznych ciekawostek z tego okresu… Zacznijmy od kompozycji Antonio Carlosa Jobima otwierającej filmową adaptację opery „Black Orpheus” – „Felicidade”, wydanej pierwotnie we Włoszech na singlu, a po wielu latach w opracowanej osobiście przez Czesława Niemena antologii „Niemen Od Początku vol. 1”.

* Czesław Niemen – Felicidade – Niemen Od Początku vol. 1

Wczoraj w samochodzie podróżowała ze mną płyta Jeffa Becka – „Wired”. To nagrania z połowy latr siedemdziesiątych. Gitara lidera pozostała aktualna do dziś, elektroniczne brzmienia jakby trochę się zestarzały, jednak nie tak mocno, jak wiele innych w swoim czasie wybitnych płyt fusion. Łącznikiem pomiędzy tą płytą, a tematem audycji jest postać Jana Hammera, który na „Wired” gra na instrumentach elektronicznych. Muzyk wziął też udział w nagraniu płyty Czesława Niemena „Mourner’s Rhapsody” grając na perkusji. Głównym perkusistą i kompozytorem większości materiałuj na albumie „Wired” jest Narada Michael Walden, perkusista wybutny, o czym kilka dni temu mogliśmy przekonać się na koncercie Jeffa Becka w Warszawie. W jedym utworze – „Blue Wind” umieszczonym na „Wired” Jan Hammer gra również na perkusji. Słuchając płyty można przekonać się, jaka przepaść dzieli perkusistę od przypadku – Jana Hammera i wybitnego wirtuoza bębnów Naradę Michaela Waldena.

Wróćmy do antologii „Niemen Od Początku vol. 1”. Posłuchajmy jeszcze dwu ciekawostek z wczesnego okresu kariery artysty. Doprawdy trudno uwierzyć, że już po kilku latach Czesław Niemen znajdzie się w centrum wydarzeń światowego fusion nagrywając płytę „Mourner’s Rhapsody”. Nagrania pierwotnie ukazały się we Włoszech w formie singli…

* Czesław Niemen – El Soldado – Niemen Od Początku vol. 1
* Czesław Niemen – Teach Me How To Twist – Niemen Od Początku vol. 1

Przenieśmy się teraz na terytorium uwczesnych Niemiec Zachodnich i wróćmy do tematów nieco poważniejszych… Sięgniemy teraz do płyty „Ode To Venus” nagranej przez Czesława Niemena wraz z Józefem Skrzekiem (organy), Antymosem Apostolisem (gitara) i Jerzym Piotrowskim (perkusja). Posłuchamy dwu utworów – tytułowego „Ode To Venus” i krótkiej instrumentalnej kompozycji nazwanej „”Rock For Mack”.

* Czesław Niemen – Ode To Venus – Ode To Venus
* Czesław Niemen – Rock For Mack – Ode To Venus

Płyta „Ode To Venus” została pierwotnie wydana w Niemczech (wtedy tych zachodnich). Niemenowi towarzyszli muzycy zespołu SBB.  Rok wcześniej (1972) ukazała się nakładem niemieckiego oddziału CBS płyta „Strange Is This World” – nagrana w podobnym składzie, uzupełnionym udziałem zupełnie niezwykłego w owym czasie talentu – awangardowego kontrabasisty Helmuta Nadolskiego. To właśnie on nadał zespołowi unikalnej ciężkiej barwy i był w sporej części odpowiedzialny za nieco bardziej rozbudowane formy instrumentalne znanych  przebojów. Posłuchajmy jak w wykonaniu Czesława Niemena, Helmuta Nadolskiego i muzyków SBB brzmi zaśpiewany po angielsku przebój „Dziwny Jest Ten Świat”.

* Czesław Niemen – Strange Is This World – Strange Is This World

Z tej samej płyty posłuchajmy przeboju Otisa Reddinga – „I’ve Been Loving You Too Long”. To, co zespół zrobił z soulową balladą z pewnością może budzić dość skrajne uczucia, jednak po latach broni się wyśmienicie, wystarczy nieco odrzucić od siebie stereotypy i nie oczekiwać kopii oryginału, który zapewne wszyscy pamiętamy…

* Czesław Niemen – I’ve Been Loving You Too Long – Strange Is This World

W audycji zajmowaliśmy się jazzowymi rarytasami w dorobku Czesława Niemena. Nie sposób jednak pominąć na zakończenie mało jazzowej, ale też mało znanej płyty z rosyjskimi piosenkami ludowymi zaśpiewanymi po rosyjsku przez naszego bohatera. Na tej płycie na wszystkich instrumentach zagrał Czesław Niemen. Płyta ukazała się za żelazną kurtyną (niemiecki oddział CBS). W początku lat siedemdziesiątych takie podejście do rosyjskiej klasyki nie było w Polsce zbyt mile widziane przez dysponentów masy do tłoczenia płyt…

* Czesław Niemen – Ty Podi Moja Korowuschka Domoj – Russische Lieder
* Czesław Niemen – Odnoswutschno Gremit Kolokoltschik – Russische Lieder

Za tydzień będzie audycja monograficzna poświęcona jednemu jazzowemu standardowi. Możecie sami go wybrać. Piszcie na mój radiowy adres, wybiorę najciekawszą propozycję, a dla jej autora przewiduję płytową nagrodę… Na propozycje czekam do sobotry…. W niedzielę zacznę przygotowania.

28 czerwca 2011

Antonio Carlos Jobim - Wave

Przedziwna to płyta pochodząca z 1967 roku. To szczyt popularności Antonio Carlosa Jobima w USA, jako twórcy wielu przebojów. Trzeba pamiętać, że zaledwie kilka lat wcześniej powstały płyty Stana Getza otwierające falę pierwszej wielkiej fascynacji amerykańskich muzyków brazylijskimi kompozytorami. Antonio Carlos Jobim miał spory udział w komercyjnym sukcesie choćby płyty „Getz/Gilberto”. To z pewnością ułatwiło wyprodukowanie dzisiejszego albumu, umożliwiając zaangażowanie wyśmienitej orkiestry i znanego już wtedy i uznawanego do dziś aranżera i dyrygenta – Clausa Ogermana.

Ta wystawność produkcji to paradoksalnie najgorsze co mogło się tej płycie i muzyce lidera przytrafić. Zwiewne i przebojowe brazylijskie melodie utonęły bowiem w nijakiej orkiestracji Clausa Ogermana. Może jestem do tego rodzaju maniery aranżacyjnej nieco uprzedzony, jednak do dziś większość jego nagrań brzmi podobnie, niezależnie od źródła kompozycji i składu orkiestry. To z pewnością wielkie osiągnięcie warsztatowe, napisać aranżację i poprowadzić orkiestrę w taki sposób, żeby niezależnie od jej składu i charakteru wyjściowych kompozycji zawsze wyszło to samo.

Jeśli komuś perfekcyjne, jednak zupełnie pozbawione emocji smyczki pasują, to będzie każde nagranie Clausa Ogermana uwielbiał. Ja za takim stylem nie przepadam.

Dodatkowo mając świadomość, jakimi muzykami dysponował lider i jak ten potencjał zmarnował nie sposób zadać sobie pytanie: Po co nagrano taką płytę? Czy to rzeczywiście autorski projekt Antonio Carlosa Jobima, czy może przypadkiem prezentacja możliwości aranżacyjnych Clausa Ogermana? A może to swoiste demo prezentujące muzykom na całym świecie nowe kompozycje lidera? Taka bezduszna orkiestracja prezentująca potencjał kompozycji a nie sugerująca tego jedynego słusznego sposobu jej interpretacji?

Muzyków uczestniczących w sesji winić za to nie można, oni zagrali to, co zaplanował w swoich aranżacjach dyrygent. Szkoda, bo w składzie orkiestry są muzycy sesyjni znani z wielu sesji organizowanych przez Creeda Taylora i innych wielkich producentów w owym okresie, między innymi Jerome Richardson,  Joseph Singer, Urbie Green, czy Jimmy Cleveland. To muzycy, którzy nagrywali między innymi z Charlie Parkerem, Milesem Davisem i Grantem Greenem. Poza tym jest Ron Carter (chyba nominalnie największe nazwisko z orkiestry) i Dom Um Romao (później znany z Weather Report, a jeszcze później z występów ze Sławomirem Kulpowiczem… ale to inna historia).

A sam lider - no cóż zawsze był lepszym kompozytorem niż wokalistą i instrumentalistą...

Kto nie wierzy, że orkiestra dowodzona przez Clausa Ogermana brzmi dziś zupełnie tak samo, jak w 1967 roku, może porównać sobie brzmienie dzisiejszej płyty choćby z opisywaną parę miesięcy temu koncertową płytą Diany Krall – „Live In Paris”:


Dla fanów Antonio Carlosa Jobima to z pewnością pozycja obowiązkowa, podobnie jak dla tych, którzy uwielbiają pozbawioną zbędnych emocji muzykę tła, taką, która nie przeszkadza i ginie gdzieś w szumie, który nas otacza. Ja za takimi klimatami nie przepadam. Wiem, że XXX to z pewnością dobry rzemieślnik, ale niestety to za mało, a dobrych kompozycji Antonio Carlosa Jobima trochę na taką płytę szkoda…

Antonio Carlos Jobim
Wave
Format: CD
Wytwórnia: CTI / A&M
Numer: 082839300223

27 czerwca 2011

The Blind Boys Of Alabama - Take The High Road

The Blind Boys Of Alabama to zespół zupełnie niezwykły. Został założony w 1939 roku. Od tego czasu działa nieprzerwanie, a do dziś pozostaje w nim dwu członków z pierwotnego składu – Clarence Fountain i Jimmy Carter. W ciągu ponad 70 lat działalności wydali ponad 70 płyt autorskich oraz zaśpiewali na niezliczonej ilości płyt najprzeróżniejszych wykonawców. W styczniu tego roku zespół gościł w Polsce na jedynym koncercie w klubie Palladium w Warszawie. Recenzję koncertu przeczytacie tutaj:


Dzisiejsza płyta, to najnowszy album zespołu pochodzący z 2011 roku. Tym razem materiał został nagrany z pomocą gości i muzyków z Nashville, co powinno sugerować nieco stylu country. Jednak muzyka nie zna granic, a w szczególności ta w wykonaniu The Blind Boys Of Alabama. W swojej działalności towarzyszyli oni na estradzie i w studiu nagraniowym takim skrajnie stylistycznie różnym wykonawcom, jak choćby Prince, Taj Mahal, Ben Harper, Tom Petty, Peter Gabriel, Lou Reed, Solomon Burke, Meshell Ndegeocello, czy Aretha Franklin.

The Blind Boys Of Alabama - Palladium, Warszawa, 17.01.2011

W związku z nagraniem najnowszej płyty do tej długiej i z pewnością niekompletnej listy sław dołączył Willie Nelson. Czy najnowsza płyta zespołu jest lepsza, a może nieco słabsza od poprzednich? Może mniej w niej jazzowych harmonii? To nieważne. Ważne jest jedynie to, że ciągle są z nami, ciągle śpiewają wyśmienicie i ciągle mają nowe pomysły jak dotrzeć do coraz większego kręgu odbiorców. Ich muzyka, to nie jest jazz, country, blues, gospel (to może najbardziej…), nie jest to również soul, czy R&B. Oni są z innej planety. Stworzyli własny gatunek muzyczny. Dlatego też nie da się ich do niczego porównać. Pewnie są dziś zespoły gospel, które śpiewają sprawniej, mają więcej młodzieńczej witalności, czy bardziej aktywnie poszukują nowych brzmień. Kto jednak wątpi w energię i estradową charyzmę zespołu, powinien natychmiast zaopatrzyć się w wyśmienity koncert w wersji DVD: Ben Harper & The Innocent Criminals And The Blind Boys Of Alabama – „Live At The Apollo” i obejrzeć jego finał… Pomyślmy też, które z dziś funkcjonujących zespołów będą grały razem za 50 lat….

Wracając do najnowszej płyty – „Take The High Road”. Wypełniają ją zarówno klimaty country, jak i tradycyjne utwory gospel. Niezależnie od muzycznej konwencji, zespół wypada wyśmienicie. Słuchając tej płyty, a nagrania zespołu należą do tych, które kupuję w ciemno kiedy się ukazują, zastanawiam się, przy każdej kolejnej produkcji, kiedy uznam, że już mi ich płyt wystarczy. To od wielu lat ta sama konwencja – goście specjalni, gładkie aranżacje, świetna forma wokalna. Uzbierało się już płyt The Blind Boys Of Alabama na półce chyba ze 30 i z pewnością będzie więcej. Wszystkie one mają tylko jedną wadę – nie oddają tego, co zespół prezentuje na żywo. Jednak oni koncertują głównie w USA. W związku z tym większości z nas pozostają płyty.

„Take The High Road” to fuzja gospel z country. Dziś z pewnością takie płyty można w Nashville nagrywać, jednak nie należy zapominać, że jeszcze całkiem niedawno samo pojawienie się czarnego zespołu gospel w tym mieście wywołałoby zamieszki rasowe, a muzycy z pewnością mieliby kłopot ze znalezieniem noclegu. Część członków The Blind Boys Of Alabama pamięta te czasy… To żywa historia Ameryki. Jednak to także prawdziwa, pełna energii, stylu i estradowej elegancji muzyka.

 

Tekstów o ostatnich płytach zespołui uzbierało się całkiem sporo. Znajdziecie je tutaj:


The Blind Boys Of Alabama - Higher Ground 

 
Słuchajcie takiej muzyki. To fundament, podstawa, świadectwo, że to co gra się dziś nie wzięło się znikąd…

The Blind Boys Of Alabama
Take The High Road
Format: CD
Wytwórnia: Proper / Saguaro Road
Numer: 805520030809