17 września 2013

Dr. Lonnie Smith Octet – In The Beginning: Volumes 1 & 2

Album powstał przy pomocy funduszy zebranych od fanów na portal Kickstarter. Już sam fakt, że uznany amerykański muzyk musi zbierać pieniądze, które pozwolą sfinansować nagranie płyty świadczy nie tylko o słabej kondycji rynku muzycznego, ale też o wielkiej determinacji ponad 70 letniego muzyka, który przecież już nic nie musi. Mógłby cieszyć się życiem, zagrać od czasu do czasu jakiś ekskluzywny koncert i spoglądać na dorobek życia zajmujący sporą półkę w mojej kolekcji płyt. Dr. Lonnie Smith jednak tak nie potrafi. I dobrze, bowiem mimo ponad roku opóźnienia w stosunku do planowanej daty wydania albumu, powstała płyta wybitna.

Przejrzałem starannie nasze radiowe płyty tygodnia od początku roku, nie chciałem, żeby coś mi umknęło. Podwójny album Dr. Lonnie Smitha jest silnym kandydatem do najlepszej jazzowej premiery 2013 roku. Konkurencja jest silna, ale niezbyt liczna. Na razie do mojej osobistej nagrody oprócz tego albumu kandydują – najnowszy album Pata Metheny – „Tap: John Zorn’s Book Of Angels Vol. 20”, płyta Renaud-Garcia Fonsa – „Solo:The Marcevol Concert” i nagranie Patricii Barber – „Smash”. Wiem jeszcze o dwu płytach, które prawdopodobnie ukażą się jeszcze w tym roku, które biorąc pod uwagę okoliczności nagrania i osoby odpowiedzialne za ich powstanie zapowiadają się równie mocne propozycje.

Oktet Dr. Lonnie Smitha to wulkan muzycznej energii, a jednocześnie dowód na to, że formułą sprzed lat może dziś brzmieć nowocześnie i przebojowo. To mieszanka wszystkiego co najlepsze w dawno już zapomnianej formule z lat sześćdziesiątych, łączącej bluesa, R&B, soul i jazz.     Album zarejestrowano w studiu z udziałem publiczności, na żywo. Oficjalna sprzedaż płyty rozpocznie się w połowie października. Wcześniej płyta dostępna jest dla tych, którzy zapłacili za nią niemal dwa lata temu, w czasie zbierania funduszy na jej powstanie. Czekając na album już niemal zwątpiłem, czy kiedykolwiek się ukaże. Jednak z pewnością warto było czekać.

Na repertuar złożyły się utwory grane na koncertach Dr. Lonnie Smitha od wielu lat, część z nich została zarejestrowana na płytach na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy stałymi partnerami muzycznymi lidera w studiu byli między innymi Lee Morgan, Bennie Maupin, George Benson, Joe Lovano i wiele innych znakomitości. Dziś tak wielkich nazwisk w zespole nie znajdziemy, nie oznacza to jednak, że brak w nim twórczych pomysłów i muzycznej inwencji. Wręcz przeciwnie. Zespół funkcjonuje rewelacyjnie, a sekcja dęta złożona z nieznanych mi bliżej muzyków ma energię porównywalną z tą, która koncertuje ze Stevie Wonderem.

Ten album przypomina całemu światu, że organy Hammonda, to nie tylko formuła tria z gitarą i perkusją. To także instrument potrafiący przebić się przez brzmienie większego zespołu. Trzeba tylko wybitnego fachowca, a takim jest bez wątpienia Dr. Lonnie Smith.

Ten album to żywa, spontaniczna, energetyczna muzyka dla każdego. Takiej muzyki nie nagrywa się dziś często. Wielu uważa, że wszystko już było i że trzeba ciągle wymyślać coś nowego, eksperymentować, tworzyć specjalne projekty, dorabiać jakąś szczególną filozofię do muzyki. Można też inaczej – wyjść na scenę i dać z siebie wszystko, licząc, że słuchacze to docenią. Tak robi niewielu artystów na świecie, bo być prawdziwym i wierzyć w to co się robi, jest najtrudniejszym zadaniem. Dr. Lonnie Smith jest z pewnością w tej elitarnej grupie muzyków, którzy grają od serca i dla ludzi. I mało w sumie mnie obchodzi, że mam już kilkanaście jego płyt z podobną muzyką. Na „In The Beginning” czekałem dwa lata, zastanawiając się, czy moje pieniądze nie przepadły gdzieś w małej, prowadzonej przez samego muzyka wytwórni Pilgrimage. Warto było. Następną płytę też kupię i każdą kolejną. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba na kolejny album czekać tak długo.

Dla mnie „In The Beginning” Dr. Lonnie Smitha to jedna z najważniejszych płyt 2013 roku.
  
Dr. Lonnie Smith Octet
In The Beginning: Volumes 1 &2
Format: 2CD
Wytwórnia: Pilgrimage

Numer: 884501960380

15 września 2013

Ella Fitzgerald – Ella Fitzgerald Sings The Cole Porter Song Book

Songbooki Elli Fitzgerald to w zasadzie wzorzec metra w swojej kategorii. Wzorzec, czyli coś, co pozostaje niezmiennie wzorcowe mimo upływu lat. Album poświęcony wielkiemu Cole Porterowi powstał w 1956 roku. Był jedną z pierwszych płyt nowo utworzonej przez Normana Granza wytwórni Verve. W katalogu wytwórni, należącej dziś do Universalu wersje cyfrowe pozostają do dziś, co samo w sobie jest dowodem tego, że muzyka dobrze wytrzymuje próbę czasu.

Z niezwykle obszernego katalogu kompozycji Cole Portera, wybrano 32 utwory. Album ukazał się w formie dwóch płyt analogowych, co w swoich czasach było sporym wydarzeniem i komercyjnym wyzwaniem, szczególnie dla nowej wytwórni. Doskonale się sprzedał jako nowość, co zapoczątkowało całą serię podobnych płyt nagranych przez Ellę Fitzgerald. Wszystkie są równie wybitne, jednak to właśnie kolekcji piosenek Cole Portera zawsze będzie tą pierwszą.

W latach 1956 – 1964 powstały jeszcze kolekcje kompozycji Richarda Rodgersa i Lorenza Harta, Duke’a Ellingtona, Irvinga Berlina, George’a i Iry Gershwin, Harolda Arlena, Jerome Kerna i jako ostatnia  - Johnny Mercera. Wszystkich słucha się świetnie do dziś. Na wyróżnienie zasługuje, ale o tym innym razem – „Ella Fitzgerald Sings The Duke Ellington Songbook”. Ten album Ella Fitzgerald nagrała bowiem w towarzystwie orkiestry autora kompozycji.

„Ella Fitzgerald Sings The Cole Porter Song Book” to nie tylko Ella Fitzgerald, ale również orkiestra Buddy Bregmana wspomaganej przez kilku wyśmienitych jazzowych solistów. Z pewnością w 1956 roku w USA można było znaleźć co najmniej kilka lepszych i bliższych muzyce jazzowej orkiestr, jednak współpraca Elli Fitzgerald i Buddy Bregmana nie była jedynie okazjonalna – razem nagrali również kolejny songbook  -poświęcony kompozycjom Richarda Rodgersa i Lorenza Harta. Rok 1956 był również kulminacją kariery Buddy Bregmana jako lidera własnej orkiestry – w tym roku powstała nie tylko dzisiejsza płyta, ale również największy komercyjny sukces Buddy Bregmana – album nagrany wspólnie z Bingiem Crosby – „Bing Sings Whilst Bregman Swings”.

Wśród solistów wspomagających orkiestrę są między innymi Harry Sweets Edison (trąbka), Maynard Fergusson (trąbka), Chuck Gentry (saksofony) i Barney Kessel (gitara). Na płytach kilka utworów zarejestrowano w kameralnych składach jazzowych, a nawet duecie tylko z fortepianem. Na szczególną uwagę zasługuje gra Barkeya Kessela – pozostając w muzycznym tle jest najważniejszych instrumentalistą tego albumu. Posłuchajcie sobie kiedyś tej płyty, nasłuchując starannie gitary.

Każdy utwór na tej płycie to wokalne mistrzostwo świata. Niedościgniona muzykalność, swing, najwyższa życiowa forma. Ella Fitzgerald nagrała wiele wybitnych albumów, „Ella Fitzgerald Sings The Cole Porter Song Book” jest z pewnością jednym z nich. Niektórzy uważają, że w latach siedemdziesiątych głos Elli Fitzgerald był dojrzalszy, że teksty brzmiały bardziej wiarygodnie. Pewnie jest w tym sporo racji. Inaczej prezentuje teksty wokalistka w wieku lat czterdziestu, inaczej 20 lat później. Songbooki miały być produktem komercyjnym, skierowanym do szerszego, niż bywalcy jazzowych klubów odbiorcy, w odróżnieniu od stricte jazzowych nagrań z Joe Passem, Tommy Flanaganem, czy Oscarem Petersonem z lat siedemdziesiątych. Wyszło znakomicie, zarówno z punktu widzenia fanów jazzowej wokalistyki, jak też słuchaczy szaf grających w latach pięćdziesiątych.

Ella Fitzgerald
Ella Fitzgerald Sings The Cole Porter Song Book
Format: 2CD
Wytwórnia: Verve
Numer: 731453725720