25 marca 2017

Stanley Clarke / Bireli Lagrene / Jean-Luc Ponty – D-Stringz

Są takie płyty, które sprzedają się same, najczęściej ich atutem jest lista wielkich sław na okładce. Spora część z takich albumów wydawanych przez muzyków, którzy już nic nie muszą udaje się tak sobie. Fani spodziewają się po swoich idolach kolejnego wielkiego nagrania, stylistycznej odmiany, przebojów, odkrycia wcześniej nieodkrytych dźwięków. Czasem oczekiwania są zbyt wielkie. Szczególnie, jeśli za nagranie bierze się trójka muzyków bez wątpienia wybitnych, tak jak w przypadku albumu „D-Stringz”.

Ten album nie jest dla mnie rozczarowaniem. Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. Nic mniej i nic więcej. Doskonale zagraną mieszankę oryginalnych kompozycji i znanych melodii, wykonanych z klasa i bez wysiłku przez wielkich mistrzów. Każdy z nich ma w swojej dyskografii lepsze albumy. Jeana-Luca Ponty będę zawsze darzył wielkim uwielbieniem za „Kong-Konga” i nagrania z George’m Duke’iem. Stanleya Clarke za całokształt, z niewielkim wskazaniem na jego koncertowe albumy zagrane na gitarze basowej w latach siedemdziesiątych, bowiem do dziś nie odnalazłem tego jednego jego najlepszego albumu. Jest ostatnio w wyśmienitej formie, pod warunkiem, że gra na swoim składanym kontrabasie zostawiając w domu gitarę basową. Bireli Lagrene uwielbiam za „Tribute To Stephane Grappelli” Didiera Lockwooda i za garść jego najwcześniejszych albumów, nagranych zanim mógł po koncercie napić się legalnie piwa, w tym „15” – to od wieku, ze świetnymi momentami Leszka Żądło.

Są albumy, które kupuje się dla jednego utworu. „D-Stringz” to rodzaj takiego albumu. Ostatnio napisałem coś takiego o płycie „Your Turn” zespołu Ceramic Dog Marca Ribota i jego „Take Five”. Dla mnie „D-Stringz” wart jest każdych pieniędzy za wyjątkowo ciekawe potraktowanie jednego z największych jazzowych przebojów – „Mercy, Mercy, Mercy” Joe Zawinula. Nawet jeśli reszta byłaby beznadziejna, nie żałowałbym pieniędzy wydanych na ten album. Na szczęście reszta beznadziejna nie jest, ale przebój Joe Zawinula zamykający płytę z pewnością jest jej najmocniejszą stroną. Takie nagranie powinno umieścić się na początku. Być może są jeszcze takie sklepy i tacy klienci, którzy słuchają początku płyty zanim ją kupią. Kiedyś zawsze przebój był na początku, teraz bywa różnie.

Stanley Clarke i Jean-Luc Ponty pracowali już razem, czego efektem był album „The Rite Of Strings”. Kolejną okazją stał się występ z okazji 50 lecia muzycznej kariery Jeana-Luca Ponty, kiedy to w 2012 roku prawdopodobnie po raz pierwszy zagrali w trio, które odpowiedzialne jest za „D-Stringz”.

Tak oto spotkanie trójki wielkich muzyków zakończyło się dość przewidywalnym zestawem jazzowych przebojów i własnych kompozycji napisanych specjalnie na ten album (za wyjątkiem „Stretch” – utworu napisanego przez Bireli Lagrene w początkach lat dziewięćdziesiątych). Przewidywalność nie oznacza banału, czy jakiegokolwiek rozczarowania. Dla mnie ten album jest niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Bireli Lagrene i Jean-Luc Ponty zagrali na swoim zwykłym, wysokim poziomie, w sposób jakiego się spodziewałem. Kompletnie akustyczna konwencja nagrania spowodowała, że dużo lepiej od moich oczekiwań wypadł Stanley Clarke. Całą płytę zagrał na kontrabasie, a jego melodyjne solówki momentami zbliżają się do najlepszych dźwięków, jakie grywał dawno temu. Do dziś jest jednym z najlepszych basistów świata i choćby nagrał jeszcze tuzin banalnie niepotrzebnych płyt solowych (nie lubię krytykować, ale produkcje w rodzaju „1, 2, To The Bass” omijajcie z daleka), to kiedy sięga po kontrabas brzmi genialnie.

Stanley Clarke / Bireli Lagrene / Jean-Luc Ponty
D-Stringz
Format: CD
Wytwórnia: Impulse!
Numer: 602547384294

19 marca 2017

Trio 3 - Visiting Texture

Trio 3 niepostrzeżenie urasta do roli klasycznego, istniejącego w zasadzie od zawsze jazzowego zespołu, konsekwentnie podążającego wybraną dawno temu muzyczną drogą będącą wypadkową wielu doświadczeń swoich niezwykle utytułowanych członków. Trudno uwierzyć w upływ czasu, ale od nagrania pierwszego albumu mija właśnie 20 lat, a zapracowani muzycy wcale nie zamierzają zwalniać tempa. Ich pomysł na działalność pod nazwą Trio 3 jest dość oczywisty, choć wykonanie mistrzowskie. Mniej więcej od 10 lat zapraszali do wspólnych nagrań gości specjalnych, którzy wnosili do zespołu nowe pomysły i często młodzieńczą muzyczną energię, bowiem muzycy zespołu nie należą z pewnością do twórców młodego pokolenia.

W taki to sposób na kilku ostatnich płytach Trio 3 pojawili się Irene Schweizer, Jason Moran i Vijay Iyer. Szczególne miejsce zajmuje w tym gronie Geri Allen, bowiem z jej udziałem powstały już dwa albumy – „At This Time” i mój ulubiony z całej dyskografii zespołu – „Celebrating Mary Lou Williams”.

Tym razem, po raz pierwszy od 2009 roku muzycy postanowili zrezygonować z pomocy gości i wrócić do pierwotnego, trzyosobowego składu. W ten właśnie sposób powstał wypełniony niemal w całości ich własnymi kompozycjami album „Visiting Texture”.

Fenomen istnienia zespołu polega między innymi na tym, że wszyscy jego członkowie pozostają bardzo aktywnymi muzykami i uczestniczą w wielu różnych, często znanych muzycznych projektach, znajdując jednak czas na wspólne nagrania.

Saksofonista Oliver Lake jest jednym z założycieli World Saxophone Quartet – zespołu, który co prawda od paru lat istnieje tylko na papierze, nie nagrał bowiem od kilku lat żadnego nowego materiału, a wielu uważa pierwotny skład z Juliusem Hemphillem za jedyny słuszny, ale w obliczu działalności World Saxophone Quartet, udział w Trio 3 przez wiele lat można uznać za poboczną działalność Olivera Lake’a.

Perkusista Andrew Cyrille nagrywa sporo płyt pod swoim własnym nazwiskiem, uczestniczy w wielu sesjach, choć dla większości fanów jazzu pozostaje od lat muzykiem kojarzonym z Cecilem Taylorem. Współpraca z Cecilem Taylorem, podobnie jak z Milesem Davisem (z nim akurat Andrew Cyrille nigdy nie grał), jest odpowiednikiem roli popularnej postaci w telewizyjnym serialu, etykietką, której bardzo trudno pozbyć się w kolejnych dziesięcioleciach kariery. Istotnie – Andrew Cyrille uczestniczył w wielu nagraniach Cecila Taylora od połowy lat sześćdziesiątych do końca wieku, ale w tym samym czasie nagrywał również całe masy innego ciekawego materiału, więc z pewnością przypinanie mu etykietki perkusisty Cecila Taylora jest sporym nadużyciem, nawet jeśli to całkiem nobilitujący tytuł. Moim ulubionym albumem z bogatej dyskografii Andrew Cyrille’a jest płyta Billy Bange’a „A Tribute To Stuff Smith” z absolutnie niespodziewanym i niezwykłym gościnnym udziałem Sun Ra.

Najbardziej obszerny i różnorodny dorobek twórczy ma na swoim koncie Reggie Workman, choć i on nie uniknął w swoim muzycznym życiu swoistej serialowej roli, jako basista Johna Coltrane’a, nagrywając z nim „Africa Brass”, „Ole” i „Impressions”. Ze wszystkich trzech członków zespołu, to właśnie Reggie Workmana można nazwać typowym muzykiem sesyjnym – genialnym basistą do wynajęcia, który potrafi dostosować się do wielu różnych muzycznych stylów. Dla niego Trio 3 jest oprócz garści własnych albumów jedynym projektem autorskim od wielu lat.

„Visiting Texture” to kontynuacja programowej linii zespołu znanej od lat. Ten album nie jest w niczym lepszy od poprzednich, doskonałych nagrań trójki weteranów muzycznej sceny. Wyśmienite warsztatowo nagranie z odrobiną improwizacyjnego szaleństwa pokazuje obraz współczesnego jazzowego środka w najlepszym możliwym wykonaniu, próbując skutecznie pogodzić pragnienia słuchaczy oczekujących brzmieniowych szaleństw i awangardy spod znaku Cecila Taylora ze starą, dziś już klasyczną szkołą Jazz Messengers, których filarem przez lata był Reggie Workman.

Album jest wyśmienitym przykładem prawdopodobnie najciekawszego obecnie jazzowego tria bez fortepianu, zespołu tak demokratycznego, jak to tylko możliwe, opierającego swoją wielkość nie tylko na osobowościach muzyków i gości specjalnych, ale przede wszystkim na magicznym porozumieniu ludzi, którzy grają ze sobą już dwie dekady. Nie narzekam na gości specjalnych, ale w przypadku Trio 3 i ich pierwszego od ponad 10 lat nagrania bez udziału pianisty, nie brakuje mi w ich muzyce niczego, co mógłby dołożyć nawet najbardziej kreatywny wirtuoz klawiatury.

Trio 3
Visiting Texture
Format: CD
Wytwórnia: Intakt
Numer: CD 282/2017